ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...


Kontynuacja zmysłowej trylogii Dotyk Crossa Słodkie, niebezpieczne oblicze pożądania.

Czy dwoje życiowych rozbitków zasługuje na miłość? Gideon Cross. Piękny i doskonały na zewnątrz, zraniony i pokaleczony w środku. Pokazał mi, czym jest prawdziwa rozkosz. Nie mogłam mu się oprzeć. Nie chciałam. Był moim nałogiem, moim największym pragnieniem. Był mój… Liczyły się tylko te chwile, gdy niezaspokojony głód i desperacka miłość prowadziły nas do szaleństwa.



Po pierwszym tomie zastanawiałam się jak ta seria wypada względem "50 odcieni", tom pierwszy był zdecydowanie lepiej napisany, ale nie oszukujmy się , był kopią "Pięćdziesięciu twarzy Grey'a". Tom drugi jednak upewnił mnie w tym, że "Crossfire" jest lepszą serią, owszem gdybym nie przeczytała tej pierwszej pewnie nie znalazłabym tylu plusów, bo właśnie na tle historii Any i Christiana je widać, ale chwilami żałowałam, że tamtą przeczytałam pierwszą (w ogóle).

Przyznaję że czytam sporo tych, ostatnio modnych, kobiecych lektur bo staram się zrozumieć o co chodzi, poza tym podobno zawierają wątki romantyczne , które są moją słabością. Dlaczego podobno? No właśnie, ciężko jest uwierzyć że postacie z tych książek łączy cokolwiek poza wzajemnym pożądanie, ogromną namiętnością i chęcią posiadania. Nie mniej, związek Gideona i Evy jest w dziwny sposób logiczny i romantyczny. Łączy ich sporo, mało dzieli - nie tak jak w przypadku słynnych prekursorów "gatunku". Obydwoje są pokrzywdzeni, mają ciemne strony i wierzę w to, że co ich nie zabije to tylko i wyłącznie ich wzmocni. Autorka skonstruowała ten związek tak, że wierzę w niego, jest dla mnie autentyczny. Ta wręcz zwierzęca chuć która ich ogarnia kiedy tylko są w pobliżu siebie jest przeze mnie bez żadnego 'ale' akceptowana. Oczywiście nie znaczy to, że mnie to nie irytuje wolałabym, aby więcej rozmawiali, ale zdaję też sobie sprawę z tego, że każde zbliżenie jest pewnego rodzaju rozmową między nimi, chwilami cieżko jest zaakceptować to w jaki sposób, zwłaszcza Gideon, używa seksu (tak używa), ale w ogólnym rozrachunku wypada to autentycznie i ufam mu, że wie co robi.
Oryginalny tytuł tego tomu doskonale oddaje treść tej części "Reflected in You" - to prawda, bohaterowie odnajdują się w sobie wzajemnie, zauważają jak na siebie wzajemnie działają, jak się od siebie uzależnili i ile są w stanie dla siebie zrobić. Męczyło mnie bardzo ich dojście do tych refleksji, pierwsza połowa książki - choć czytało mi się ją zupełnie dobrze - bywało, że irytowała. Może Eva już tak nie uciekała, ale nadal nie ufała, czy dawał jej powody - owszem, jego milczenie denerwowało mnie tak samo mocno jak ją. Gdzieś w połowie zaczęłam podejrzewać o co może chodzić i kiedy po części zaczęło się to spełniać już od książki oderwać się nie mogłam. Ostatnie rozdziały szalenie mi się podobały, podobała mi się Eva, zbliżyłam się do jej współlokatora i najważniejsze zrozumiałam Gideona .

Co do samych scen erotycznych, wydaje się, że jest ich strasznie dużo, ale zauważyłam, że autorka zaczęła je lekko ucinać, nie kombinuje, nie przesadza, jak nie ma nic do przekazania to nie tworzy na siłę sytuacji. Jest tego sporo - owszem, ale nie ma jakiś akcji z biczami, piórkami i muzyką poważną, żeby tylko zapełnić książkę treścią. Gideon jest dominantem - Eva jest uległa, ale głównie w łóżku, czy tam gdziekolwiek indziej i dzieje się to praktycznie tylko w sferze psychicznej ... najważniejsze, że jest to autentyczne, ona nie musi mówić, że to jest dla niej dobre, czy że jest z tego zadowolona, to po prostu czuć. Niestety to, że Gideon jest wręcz chorobliwie zazdrosny, zaborczy itp nie jest fajne i potrafi męczyć, ale kiedy dojdzie się do końca książki, człowiek patrzy na wszystko zupełnie innym okiem - ja bym tego nie zniosła, ale przynajmniej jestem w stanie wyobrażać sobie siebie w sytuacji Evy, mogłabym spróbować z kimś takim jak Gideon, natomiast Ana i Christian, i to bicie brr - nigdy w życiu.

Szkoda, że na kolejny tom trzeba tyle czekać, z miłą chęcią przeczytałabym kontynuację. Nie mam zielonego pojęcia co też autorka szykuje bohaterom, muszę poszukać jakiś przecieków bo seryjnie zżera mnie ciekawość.

Podsumowując. To dobra książką, oczywiście w porównaniu do tych wszystkich spod znaku Greya Zmusza do myślenia, wymaga od czytelnika obserwacji choćby najmniejszych gestów bohaterów , zwłaszcza (oczywiście) Gideona i wręcz prosi się o ich interpretację. Na serio zaczęłam zastanawiać się w co ten człowiek gra, na zmianę tracił i odzyskiwał moje zaufanie. To, że tak się wczułam to dobry znak i myślę, że nie będę , widzę, że nie jestem sama Tak więc, polecam! tutajpoczkategori
Wg mnie oba tomy zdecydowanie przewyższają Greya. choćby tym, że mają po prostu fabułę. W Greyu bardzo przeszkadzała mi ta uległość, wszystko w środku mi się buntowało. A do tego mało elokwentne dialogi bohaterów. Cross natomiast to facet, którego ciężko wyrzucić z wyobraźni.
Dialogi rozwinięte, fabuła toczy się wartko, wszystko ma ręce i nogi.
Czasami denerwuje mnie, gdy jakaś seria zapowiadana była na trylogię, a okazuje się, że autor postanowił rozwijać ją, dopóki pomysły mu się nie skończą. Doceniłam konsekwencję u E. L. James, żałuję więc, że zabrakło jej u Sylvii Day. Gdy tydzień temu skończyłam lekturę trzeciego tomu jej erotycznej sagi o Crossie, okazało się, że autorka planuje kolejne powieści... Miałam już takie podejrzenia podczas samego czytania, bo akcja wyjątkowo wolno się rozwijała, ale i tak informacja na skrzydełku okładki mnie rozłożyła na łopatki. Niemniej dzisiaj jeszcze nie chcę Wam pisać o trzecim tomie, tylko o drugim, czyli o "Płomieniu Crossa". Wszyscy zachwalali, o ile jest on podobno lepszy od pierwszego. Tylko zrażenie Natashy z bloga Wady z pierwszego tomu zwiększyły tu niestety swój wymiar, ale i tak książkę pochłonęłam w dwa dni.

Eva i Gideon znowu przeżywają problemy w raju. Gideon o niczym jej nie mówi, Eva zaś ucieka przed każdym swoim problemem. A że za jeden z nich uznaje związek z Crossem, potrafi i jemu zwiać sprzed nosa, gdy nie spodoba jej się jeden jego gest czy słowo. Gdyby tego było mało, Cary ma problemy miłosne, ojciec postanawia złożyć wizytę, a policja po pewnym odkryciu zawzina się na jedną z bliskich Evie osób. O kontakt z nią samą upomina się zaś miłość sprzed kilku lat, podobnie jak o Gideona.

Znowu Eva i Gideon namiętnie uprawiali seks, kłócili się, rozchodzili, uprawiali seks na zgodę, po którym znowu się kłócili etc. Miałam tego dość w pewnym momencie w pierwszym tomie, a co dopiero, gdy autorka podwoiła wysiłki w opisywaniu seksu na zgodę w drugim. Ile można powtarzać ten sam schemat? Zrobiło się ciekawiej, gdy pojawił się Nathan - mężczyzna przypominający Evie o bolesnej przeszłości. Ale i tu miałam zbyt duże nadzieje... Ledwie o nim wspomniano i już go nie było. Akcji dodał też atak na Cary'ego, chociaż ja od początku wiedziałam, kto za nim stał. Tak samo wiedziałam, kto stał za morderstwem popełnionym pod koniec powieści, ale to dlatego, że w księgarni przeczytałam opis trzeciego tomu... i sama sobie popsułam zabawę. Chociaż doprawdy nie trudno było domyślić się odpowiedzialnej za to osoby. Jeśli autorka chciała wprowadzić napięcie w tym temacie, nie udało jej się to.

W bohaterach nic się nie zmieniło, oprócz tego, że niemal wszyscy, poza szefostwem Evy i Treyem, chłopakiem Cary'ego, stali się nieznośni i monotematyczni. Momentami nie mogłam znieść Crossa, Evy i reszty. Dzięki Bogu za lekki odpoczynek przy Corinne i Madelaine (przy tej drugiej szczególnie!) oraz Shawnie, siostrze chłopaka szefa Evy. No i ta miłość Evy sprzed kilku lat... Miły akcent.

Język na podobnym poziomie. Ładne opisy i w ogóle, ale częste powtórzenia konkretnych wyrażeń w scenach erotycznych psują cały urok erotyków.

Dużym plusem całej trylogii są za to opisy Nowego Jorku. Mam szajbę na jego punkcie od wielu lat i na razie nie zapowiada się na zmiany, więc naprawdę doceniałam wskazówki co do tego, że mimo tłumów na ulicach, da się tam szybko przemieścić na piechotę z miejsca na miejsce. I że opowieści o tym, że złapanie tam taksówki jest niemożliwe, są często przesadzone. I cóż, te opisy mnie uwiodły. Wyczekiwałam ich z dużym napięciem i zaciekawieniem i nie zawiodłam się.

Wydanie równie piękne co tomu pierwszego, aczkolwiek znowu razi mnie jedna rzecz, o której nie wspomniałam przy recenzji pierwszego tomu. Mianowicie polskie tłumaczenie tytułu. "Bared to You" jako "Dotyk Crossa" i "Reflected in You" jako "Płomień Crossa" wydaje się być na siłę podciągnięte pod modę na Greya - nazwisko głównego bohatera musi być w tytule, jakżeby inaczej. Jednak ważniejszą sprawą jest to, że ani amerykański tytuł, ani polski nie jest zbyt specjalnie oryginalny, więc po co było udziwniać ten polski, zamiast przełożyć go bardziej dosłownie?

Książkę polecam osobom, którym podobał się Grey, jednak z wyjątkiem scen z elementami BDSM. Tutaj momenty erotyczne są w pełni normalne, ewentualnie z lekkim wiązaniem. Nic więcej. Normalny seks. I w sumie to lektura w sam raz na wakacje. Nie wymaga myślenia ani specjalnego skupienia się, a jeśli czytamy ją na dworze, w pełnym słońcu, to przy okazji przy gorętszych scenach można się trochę zaczerwienić i spalić od tego parę kalorii. A że o takich rzeczach myślą tylko kobiety, to właśnie paniom polecam tę serię jako lekturę na lato.

http://heaven-for-readers.blogspot.com/2013/07/pomien-crossa-sylvia-day.html tutajpoczkategori


I ja w opinii poprzedniego tomu pisałam, że podchodzę już mniej emocjonalnie? Na pewno nie w przypadku tej części.
Czytając tą książkę miałam ochotę wyrzucić ją i uciec. Uciec od tych negatywnych emocji jakie we mnie wywoływała, od złości i zazdrości. Zastanawiałam się po co mi to? Dlaczego czytam coś co mnie dołuje? Przekartkowałam resztę, żeby podpatrzeć i odłożyłam do ochłonięcia. Potem już spokojnie doczytałam.

Przy Greyu dziękowałam autorce, za tą burzę emocji, tutaj już czuję, że to dla mnie za wiele. Ale jak taka głupia sięgam zaraz po kolejny tom.