ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...


Ciało supermodelki Luli Landry zostaje znalezione pod oknem balkonu jej londyńskiej rezydencji. Policja stwierdza samobójstwo, ale brat celebrytki w to nie wierzy, dlatego zatrudnia prywatnego detektywa, Cormorana Strike’a.

Strike jest weteranem wojennym, podczas służby w Afganistanie ucierpiał i fizycznie i psychicznie. Ma kłopoty finansowe i właśnie rozstał się z kobietą swojego życia. Sprawa Luli jest dla niego szansą na odbicie się od dna, ale im bardziej detektyw wikła się w skomplikowany świat wyższych sfer, tym większe grozi mu niebezpieczeństwo.

Wciągająca, elegancka intryga zanurzona w atmosferze Londynu - od spokojnych uliczek Mayfair, przez ciasne bary East Endu, aż po zgiełk Soho - sprawia, że Wołanie kukułki jest nadzwyczajną książką..

\Grudzień 2013

Robert Galbraith to tylko pseudonim prawdziwym autorem ksiązki jest JK Rowling.Ksiązka jest już w sprzedaży od kilku miesięcy i zbiera pozytywne recenzje i dopiero teraz zostało wyjawione kto to napisał


Ooo, mam nadzieje że niedługo wydadzą po polsku I że jako taki kryminał będzie bardziej się podobał niż "Trafny wybór". tutajpoczkategori
Naprawdę??? A skąd wiadomo, że to ona? Dlaczego nie wydała pod swoim nazwiskiem?? Coś mi się to wszystko kupy nie trzyma...
Oczywiście moje pytania są czysto retoryczne, bo już sama znalazłam odpowiedź http://www.hypable.com/2013/07/13/jk-rowling-ghost-writer-the-cuckoos-calling/ ale nadal nie trzyma się to kupy.
Swoją drogą fatalna okładka, jak z jakiejś słabej młodzieżówki. To wersja amerykańska
Niemniej jednak chętnie przeczytam. Znalazłam ebooka:
http://www2.zippyshare.com/v/90403099/file.html
Jest inna okładka (wersja brytyjska) i wydaje się być w porządku. Jakby ktoś miał coś innego, to dajcie link!
Czemu się kupy nie trzyma? Na jej miejscu sama byłabym ciekawa jak są odbierane moje nowe książki bez znanego nazwiska. Na pieniądzach jej już w tej chwili chyba nie zależy więc dlaczego się tak nie sprawdzić? tutajpoczkategori



Czemu się kupy nie trzyma? Na jej miejscu sama byłabym ciekawa jak są odbierane moje nowe książki bez znanego nazwiska. Na pieniądzach jej już w tej chwili chyba nie zależy więc dlaczego się tak nie sprawdzić?
Właśnie, czasami znane nazwisko znaczy więcej niż walory książkowe. Więc wcale się nie dziwię, że Rowling wypróbowała taki patent, są ludzie, którzy też coś takiego stosują.
Chętnie kiedyś przeczytam tę książkę, ale póki co planów mam tyle, że nie wiem, kiedy ten czas nadejdzie.
Chyba dlatego mi to wszystko nie pasuje, że po prostu wcześniej o tym nie słyszałam. Poza tym głupio, że nagle tak mówi, że to jednak ona, skoro nikt się niczego nie domyślał. tutajpoczkategori

Chyba dlatego mi to wszystko nie pasuje, że po prostu wcześniej o tym nie słyszałam.

serio?
np. Stephen King napisał wiele książek pod fałszywym nazwiskiem Richard Bachman

Chyba dlatego mi to wszystko nie pasuje, że po prostu wcześniej o tym nie słyszałam.

serio?
np. Stephen King napisał wiele książek pod fałszywym nazwiskiem Richard Bachman

Kaniejka, nie mieszkam na Marsie, wiem, że autorzy wydają książki pod pseudonimami. Chodzi mi o to, że o TYM konkretnym przypadku nie słyszałam - o Rowling. Żadnych pogłosek ani nic, dlatego jestem zaskoczona. Wydaje mi się, że sprawa jest na tyle duża, że powinny być jakieś przecieki, dziwne, że nikt z wydawnictwa się nie wygadał.
Z drugiej strony - tak jak już pisałam - to nagłe ujawnienie się też jest podejrzane. Książka do tej pory sprzedała się w liczbie 1500 egzemplarzy, czyli raczej marnie, teraz pewnie sprzedaż i prawa do zagranicznych publikacji ruszą z kopyta. Może nie chodzi nawet o pieniądze, ale taki zwykły żal, że napisałam coś dobrego i tak mało osób to przeczyta. tutajpoczkategori
Ja myślę, że w tych czasach to raczej rodzaj kampanii reklamowej
Teraz tylko patrzeć, które wydawnictwo zadeklaruje się u nas to wydać ?
Może znowu Znak, tak jak przy jej poprzedniej książce ?

Tak jeszcze dodatkowo: okładka kojarzy mi się z serią Cabot "Top Modelka", a sama Cabot przecież też wydawała pod pseudonimem Jenny Carroll
I wyjaśniło się: książkę wyda Wydawnictwo Dolnośląskie

http://publicat.pl/wydawnictwo-dolnoslaskie/aktualnosci/polskie-prawa-do-powiesci-roberta-galbraitha-pseudonim-j-k-rowling-sprzedane.html tutajpoczkategori
premiera 4 grudnia
Ładna okładka, intrygujący tytuł, podoba mi się tutajpoczkategori
Przeczytałam "Trafny wybór" i bardzo mi się książka podobała. Wciągnęłam się od pierwszych stron, no i muszę przyznać, że na końcu się popłakałam. Autorka w doskonały sposób przedstawiła bohaterów obnażając ich hipokryzję.
Chętnie przeczytam "Wołanie kukułki", by zobaczyć jak sobie poradziła z kryminałem.

Ładna okładka, intrygujący tytuł, podoba mi się

Mi też.
Kiedyś na pewno tę książkę przeczytam, bo ciekawa jestem straszliwie, jak Rowling wychodzi pisanie kryminałów - jej "Trafny wybór" mimo tego, że nie porywa, jest kurczę dobrą powieścią o problematyce społecznej niewątpliwe dobrym piórem napisaną. Widzę, że ostro wzięła się za różniaste gatunki literackie - fajnie. tutajpoczkategori
Fabuła intrygująca, coś wypisz-wymaluj dla mojej mamy, a jak ona to prędzej czy później i ja
Okładka przypomina mi książki Zafona
Znów się rozpisałam, więc z góry przepraszam

Fabuła

W prologu dowiadujemy się, że znana modelka właśnie wyleciała przez okno. Śledczy badają okoliczności śmierci i uznają samobójstwo. Reporterzy i paparazzi tłumnie krążą wokół ciała Luli Landry, aby na bieżąco przekazywać tę wstrząsającą wiadomość.

Trzy miesiące później dwudziestopięcioletnia Robin udaje się do swojej prawdopodobnie ostatniej już tymczasowej pracy w Londynie. Dziewczyna przeniosła się z Yorkshire do stolicy Anglii i zamieszkała ze swoim długoletnim chłopakiem Matthew, który ledwo co jej się oświadczył. Kiedy Robin wchodzi do budynku, w którym mieści się biuro, prawie wpada na kobietę wybiegającą przez drzwi główne. Kiedy wchodzi na piętro, aby zapukać w odpowiednie drzwi, te otwierają się gwałtownie, przez co kobieta prawie zostaje pchnięta na schody. Na szczęście (albo i nie) mężczyzna – sprawca niebezpiecznej sytuacji, w ostatniej chwili, ratuje Robin przed upadkiem. W ten oto sposób, dwudziestopięciolatka poznaje swojego nowego szefa – Cormorana Strike’a, prywatnego detektywa.

Co prawda protagonista ma długi, nieopłacone rachunki, brak nowych zleceń i nie stać go nawet na tymczasową asystentkę, ale zgadza się na to, aby Robin pracowała u niego przez jakiś czas, dopóki ta, nie dostanie stałego zatrudnienia gdzie indziej. Na szczęście do biura przychodzi klient i to zamożny. Jest nim John Bristow – prawnik i brat zmarłej Luli Landry, który nie wierzy w jej samobójstwo. Ze względu na dziecięcą znajomość Cormorana z bratem pana Bristowa, klient pragnie wynająć detektywa celem zbadania okoliczności śmierci celebrytki. Prawnik nie wierzy, że jego siostra sama skoczyła. Jest przekonany, że ktoś ją zamordował, jednak jego teorię każdy kwestionuje, dlatego chce, aby detektyw potwierdził morderstwo. Strike niechętnie się godzi. Pomaga w tym nie znajomość z dzieciństwa, ale podwójna stawka wynagrodzenia.

Moim zdaniem

Postać Cormorana jest naprawdę świetnie wykreowana. Pani Rowling, tfu, Pan Galbraight stworzył bohatera nietuzinkowego i niekonwencjonalnego, któremu daleko do idealności. Strike jest byłym żołnierzem i bohaterem wojennym. Jego kariera wojskowa skończyła się, kiedy stracił pół nogi. Od tamtej pory nosi protezę i stara się zarabiać na życie śledzeniem. Jego przeszłość rzutuje na jego obecne życie, wybory i poczynania. Jednak żeby nie było zbyt dramatycznie i poważnie, to autor(ka) dodał(a) sławnego ojca i mniej sławną matkę oraz kilkoro przyrodniego rodzeństwa. Wszystko to, oraz jego wygląd przypominający pobitego boksera sprawia, że Cormoran Strike wydaje się być tak realny, jak aktorzy z serialu „W11” i „Detektywi”

Robin Ellacott jest totalnym przeciwieństwem protagonisty i mam na myśli tylko płeć Dziewczyna jest zaradna, inteligenta, taktowna i pomysłowa, co za tym idzie, Cormorana na nią nie stać, bo tak wspaniałej sekretarki (asystentki) jeszcze nie spotkał. Robin po cichu marzyła by pracować w agencji detektywistycznej, więc jest pełna zapału w swojej nowej pracy i ma nadzieję, że będzie ona stała, a nie tylko tymczasowa.

Gdybym miała określić jednym przymiotnikiem relację Robin – Cormoran, to użyłabym słowa „zabawna”. Ich pierwsze spotkanie do dobrych nie należało. Oboje od razu zaczęli zachowywać się w stosunku do siebie chłodno i każde z nich brało tego drugiego za gbura. Z biegiem czasu, bohaterowie zaczynają powoli darzyć się sympatią, co nie znaczy, że ich relacja zaczyna zmierzać ku romansowi, nic bardziej mylnego, za co chwała pani Rowl… panu Galbraithowi! Mam nadzieję, że ich znajomość będzie przeradzać się w prawdziwą przyjaźń i z czasem pokochają się, jak brat i siostra oczywiście Jedna z najzabawniejszych scen, która jest czynnikiem, popychającym ich znajomość ku czemuś głębszemu, to nie wątpliwie konwersacja w pubie. Nie ma to jak próby komunikowania się po kilku głębszych

Fabuła książki bardzo mi się spodobała. Autor(ka) przedstawił(a) dwa zupełnie inne światy, tych bogatych żyjących w blasku fleszy oraz tych bardzo biednych nie umiejących się nawet porządnie wysłowić. Główni bohaterowie żyją pośrodku obu światów, przez co potrafią funkcjonować w obu w zależności od potrzeby. Mamy więc blaski i cienie życia modelek, projektantów mody, muzyków, producentów filmowych oraz ich asystentów, małżonków i członków rodziny. Jest to mała społeczność, których życie jest wystawione na światło reflektorów. Są to ludzie bogaci, snobistyczni i rozpieszczeni, którzy patrzą na osoby z nizin społecznych, jak na osobników drugiej kategorii, z którymi nie warto rozmawiać. Z kolej niziny społeczne pokazane są tylko z tej złej strony. Są to ludzie biedni, niewykształceni i bardzo często bezdomni, którzy zamieszkują skłoty i przytuliska. Nie raz ich egzystencja przypomina wegetowanie, a pomagają im tylko: tani alkohol, najgorszej jakości papierosy i narkotyki (w przeciwieństwie do bogatych, którzy trują się tym samym aczkolwiek lepszej jakości).

Wątek detektywistyczny w „Wołaniu kukułki” jest prowadzony bardzo szczegółowo. Pan Galbraith, tfu, pani Rowling, tzn, pan Galbraith (cholera! Mam nadzieję, że nikt się nie zorientuje, że autor, to tak naprawdę autorka!) pokazuje czytelnikowi blaski i cienie bycia prywatnym detektywem oraz, jak prowadzenia sprawy wygląda. Czytelnicy mogą zaznajomić się dokładnie z procesem śledzenia, przepytywaniem świadków, gromadzeniu informacji, szukaniem potencjalnych podejrzanych i układaniu wszystkich poszlak oraz wyciąganie wniosków z zebranych dowodów. Powieść pokazuje, że nie zawsze od razu odnajdujemy tropy, a czasem tylko rozmowy przeprowadzone ze świadkami i osobami zainteresowanymi mogą być kluczowe. Do tego przydaje się również dobra wiedza z dziedziny psychologii, dobra pamięć, inicjatywa i zdolność dedukcji. Czasami praca detektywa jest żmudna i nudna, czasami niebezpieczna i bolesna, a czasem intrygująca i podniecająca. Wszystko to zostało pokazane ze szczegółami, co oznacza, że nie raz czytelnicy będą się nudzić i zastanawiać się, kiedy w końcu będzie jakaś akcja?

Jeśli chodzi o wady, to znalazłam dwie. Po pierwsze, za mało Robin! Bardzo polubiłam tę bohaterkę i wkurzało mnie trochę to, że tak rzadko się dziewczyna pojawiała. Wielka szkoda, bo ona jest jak na razie jedną z lepiej wykreowanych kobiet mających za zadnie być pomocnicą głównego bohatera. Mam nadzieję, że w drugiej części panny Ellacott będzie więcej. Po drugie, długość książki. Niestety nie wszyscy będą czytać powieść z zapartym tchem, właśnie przez liczbę stron i mnogość opisów, które są czasami niepotrzebne (choć nadają autentyczności miejsc, w których przebywa Cormoran). Dodatkowo śledzenie poczynań protagonisty od obudzenia się, poprzez toaletę, posiłki, przesłuchania, zwiedzanie i rozmyślanie nad przeszłością mogą po prostu męczyć. Ja, pomimo to, książkę czytałam szybko i nie mogłam się doczekać, co będzie dalej. To chyba świadczy o umiejętności pisarza prawda? Nie łatwo jest trzymać przy sobie czytelnika, kiedy powieść się dłuży

J.K. Rowling alias Robert Galbraight zanim usiadła do napisana swojej nowej powieści, zrobiła wywiad środowiskowy. Autorka rozmawiała z wojskowymi i weteranami wojennymi, uczyła się o amputacji oraz chodziła po Londyńskich pubach, co by napisać jak najbardziej autentyczną historię. Jej rozeznanie w terenie przedłożyło się na szczegółowość i mnogość opisów różnych miejsc, od zwykłego pubu, przez dróżki spacerowe nad Tamizą, na budynkach mieszkalnych skończywszy. Dodatkowo, aby jeszcze lepiej odwzorować w książce różne dzielnice i mieszkańców, autorka zobrazowała ubiór, ogólny wygląd oraz zaznaczyła, kto jakim akcentem mówi i co to oznacza. W powieści pojawiają się wzmianki o Polakach w Anglii, a nawet jedna z postaci jest Polką i nie uwierzycie jako kto pracuje! Zgadnie ktoś? Otóż jest sprzątaczką Do tego mówi łamaną angielszczyzną, choć w wypadku polskiego wydania, łamaną polszczyzną. Śmiesznie się to czytało i jestem ciekawa, czy tłumacz podczas przekładu z angielskiego na polski coś w kwestiach sprzątaczki zmieniał. Jednak będę musiała dać mały minusik Pani Rowling. Jakkolwiek wywiad środowiskowy w stosunku do medycyny, wojska i miejsc akcji zrobiła dobry, tak przy tworzeniu polskiej sprzątaczki już nie :/ Po pierwsze śmiać mi się chciało (ale nie pozytywnie), kiedy w trakcie konwersacji, Lucynka nie wiedziała, co to jest detektyw. Ekhem, „detective”, czyt: „detektif” oraz „detektyw” są baaardzo podobnymi wyrazami. Jeśli polka potrafi porozumieć się na poziomie średnio-zaawansowanym, ba nawet i na podstawowym, to na pewno wiedziałaby co ten wyraz znaczy! Po drugie, dowiedziałam się, że w oryginale nasza rodzima Lucynka ma na imię Lechsinka… czy ktoś z was ma tak na imię? A może zna kogoś o takim imieniu? No właśnie.

Pomimo trzech minusów: długości, Robin oraz polskiego imienia, które nie jest polskie, to polecam książkę fanom historii detektywistycznych, czytelnikom, którzy polubili „Harrego Pottera” oraz osobom, którym nie przypadł do gustu „Trafny Wybór”. Jak widać J. K. Rowling lepiej czuje się w młodzieżowym fantasy i historiach detektywistycznych, niż w obyczajówkach i dramatach

Ocena: 5/6 tutajpoczkategori
Książka grzeję się pośród innych książek, które już mam, chociaż wciąż czekają na przeczytanie, ale jestem pewna, że już niedługo się za nią zabiorę.
Jejku, jestem takim fanatykiem, że niech Rowling pisze, co chce, obojętnie jaki gatunek, a ja i tak polecę i to kupię Pewnie wszyscy spece od marketingu tylko zacierają rączki na takich jak ja
Przesłuchałam (nie przeczytałam) i jestem zadowolona!
"Trafnego wyboru" nie czytałam, dlatego też z powodu nie do końca przychylnych jemu opinii nieco obawiałam się "Wołania kukułki", ale choć Harry to nie jest, wyszło całkiem nieźle

Treści przytaczać nie będę, bo jej zapowiedź jest już w opisie, w ramach wstępu napiszę, że początkowo nie było łatwo wciągnąć się w książkę, opis sytuacji życiowej detektywa Strika świetnie wykreował tą postać w mojej wyobraźni, jednak nie był to aż tak szalenie ciekawy fragment powieści. Sprawa zaczynała stawać się interesująca gdy poznałam pierwszych świadków, a informacji i tropów zaczęło przybywać. Nie powiem, żebym była oczytana w gatunku powieści detektywistycznych czy kryminalnych nie mniej jednak coś tam czytałam, "Wołanie.." wyróżniło się dla mnie przede wszystkim ogromną ilością informacji, które tylko czekały żeby połączyć je ze sobą. Chwilami czułam się jakbym grała w ogromnie rozbudowaną wersję Cluedo, żałuję, że tak niedostatecznie się na tym skupiłam i nie wyciągnęłam więcej niż tylko tych kilka raczej oczywistych wniosków.

Świadkowie, czyli koleni bohaterowie, w większości pochodzą ze świata showbiznesu. Autorka na równi z rozwiązaniem śledztwa przybliżała obraz świata w jakim się obracają. W trakcie czytania można poznać modelki, wizażystki, projektantów, gwiazdorów muzyki, producentów filmowych, oraz ludzi którzy się nimi zajmują. Przez rodzinę Luli wkracza się również do świata prawników, ale też w niziny społeczne, ludzi którzy ledwie wiążą koniec z końcem, mieszkają w schroniskach. Ciekawe jest jak te różne światy się ze sobą ścierają. Jak jeden oddziałuje na drugi, interesująca jest też obserwowanie jak ludzie z tak różnych środowisk tak nie wiele się od siebie różnią. Piękni i bogaci równie często zachowują się tak samo prymitywnie jak żerujący na nich ubodzy.

Samodzielne rozwikływanie śledztwa, ciekawy świat w jakim go prowadzono, ale też dwójka głównych bohaterów to zalety powieści. Strike jest idealnym narratorem do tego typu książki, do samego końca nie zdradza swoich podejrzeń, ale podsuwa tropy, zaznacza kto kłamie, które informacje są istotniejsze. Nie wiem czy samemu da się rozwiązać zagadkę, ale na pewno jest się w stanie trochę pobawić w detektywa.
Druga ważna bohaterka Robyn - sekretarka Strika, to inteligentna dziewczyna, która bardzo przyczynia się do posunięcia śledztwa poprzez swoje pomysły i zaangażowanie, autorka sprawiła że można się z nią utożsamić, tak samo jak ona interesując się dochodzeniem. Bardzo miło jest słuchać o tak zaradnej bohaterce, która dodatkowo zachowuje się jak prawdziwa dama - dawno nie widziałam tak taktownej osoby, u której ta cecha byłaby tak ujmująca.

Na koniec trochę o audiobooku Czytał Maciej Stuhr, i mi jako lektor jak najbardziej przypadł do gustu, czytał tak jak lubię, ze zmianą głosów, wyrażaniem emocji (oczywiście niektórzy mogą tego nie lubić , więc ostrzegam). Jedna rzecz , która teoretycznie mi się nie podobała to taka, że kilka osób miało w jego wykonaniu niemal identyczny ton, z taką specyficzną manierą, jednak, w wykonaniu Stuhra wyszło to tak jakoś zabawnie, że ostatecznie uwielbiałam tego słuchać

Podsumowując, wad jako takich nie wyłapałam, nie powiem jednak żeby książka była też specjalnie wyjątkowa, miała swoje dłużyzny (podczas słuchania one bardziej nikną w porównaniu z czytaniem) i wcale nie byłam nią wielce zafascynowana przez cały czas, taki dreszczyk emocji poczułam dopiero pod koniec, ale ogólnie to niezła książka i choć ze znaną wszystkim serią nie miała ona za wiele wspólnego, to wciąż czułam ten przyjemny w odbiorze styl pani Rowling. Ze swojej strony bardzo polecam, i już czekam na kolejne części, jeśli powstaną, serii z bohaterami "Wołania kukułki" tutajpoczkategori
Kryminałów nie czytam, więc nie będę się tutaj szczególnie opisowo wypowiadała. Muszę jednak powiedzieć, że książka mi się spodobała.
Fabuła była ciekawa, książkę czytało się szybko i przyjemnie, za wyjątkiem tych paru trochę za długich fragmentów. Nie mam jednak o nie żadnych pretensji, ponieważ według mnie były one w gruncie rzeczy potrzebne - pokazywały, że prowadzenie dochodzenia nie zawsze jest takie proste i szybkie jak może nam się wydawać, że trzeba się porządnie namęczyć, nachodzić i naoglądać, by uzyskać rezultaty.
Bardzo podobali mi się bohaterowie - wszyscy byli po prostu realni. Myślałam tylko, że będzie nieco więcej Robin, że będzie ona miała większy wpływ na odnalezienie prawdy o śmierci Luli.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że pani Rowling wciąż będzie pisała książki, próbowała swoich sił w przeróżnych gatunkach. Nawet jeśli akcja nie ma nic do czynienia z magią, ja wciąż ją wyczuwam w sposobie, jak pisze.

Czytał Maciej Stuhr, i mi jako lektor jak najbardziej przypadł do gustu, czytał tak jak lubię, ze zmianą głosów, wyrażaniem emocji (oczywiście niektórzy mogą tego nie lubić , więc ostrzegam).

Haha, to o mnie?

To ja może zacznę od audiobooka. Faktycznie, nie lubię zmiany głosów, „efektów specjalnych” w postaci pochlipywania, uśmieszków i innych tego typu bzdetów, ale tu nie wyszło to najgorzej. Młodemu Stuhrowi, w przeciwieństwie do wielu innych lektorów, wychodzi to nieźle. Na dodatek, mimo najróżniejszych „bonusów” Stuhr nie zwalnia tempa i czyta szybko, a to chyba zawsze największa zaleta audiobooka. Udaje mu się uniknąć kilku najbardziej irytujących mnie manier, jak na przykład wkurzające na maksa kilkusekundowe pauzy pomiędzy kompletnie niepotrzebnym „hehehe” a faktyczną treścią powieści.
Interpretacja Stuhra więc na plus, ale właśnie... to była interpretacja – jego, a nie moja – i za to zawsze dam audiobookowi minusa, choćby nie wiem co.

Co do samej powieści...

Dziwna sprawa z tą Rowling. Harry’ego Pottera uważam za geniusz; jak mogłoby być inaczej? Wszak to ja jestem pokoleniem Harry’ego! To ze mną rósł młody czarodziej, to ja wystawałam pod księgarnią o północy czekając na premiery kolejnych części. I wcale nie uważam, że mam przez to wygórowane wymagania w stosunku do autorki. Po prostu dziwi mnie, że nie potrafi ona dorównać sobie samej. Długo zastanawiał się co jest nie tak. Bo coś ewidentnie jest na rzeczy. Coś mi w tych „dorosłych” książkach pani Rowling przeszkadza. Styl? Nie. Fabuła? Nie. Język? Zdecydowanie nie! Myślałam, dumałam i w końcu wiem. Jej „postpotterowskie” powieści są po prostu nudne! Rzecz dziwna i zaskakująca. Wszak Harry Potter to jedyna książka w moim życiu przez którą zarywałam noce. A tutaj nic z tych rzeczy. „Wołanie kukułki” trzyma się jeszcze jakoś; fabuła nie porywa, zwłaszcza na początku, ale im dalej, tym lepiej. Jednak taki „Trafny wybór” od dwóch lat leży już na półce „do dokończenia” z zakładką wsuniętą w okolice setnej strony. Znakomity styl, prawdziwy kunszt, język-perełka, ale co z tego, jak nudne.

I takie też uczucia towarzyszyły mi przez znaczną część „Wołania kukułki”. Rowling (bo będę posługiwała się tym właśnie nazwiskiem pisząc o autorce książki) postawiła na klasyczny kryminał; detektyw, przesłuchiwanie świadków i podejrzanych, poszlaki. Pomysł dobry, bo w erze sensacyjnych kryminałów, gdzie detektyw jest najczęściej bardziej aktywnym uczestnikiem wydarzeń, taki stateczny tok akcji to skarb. Skarb obarczony ciężarem; książkę z dość dużą dozą łatwości można odłożyć na bok. Do czasu. Początek powieści nie jest jej mocna stroną. Akcja rozwija się powoli i raczej rozwlekle. Strike przesłuchuje kolejne osoby, ale nie dowiadujemy się w zasadzie niczego nowego. Dopiero później coraz więcej elementów zaczyna zaskakiwać i wtedy robi się naprawdę ciekawie. Tak bardzo nie chciałam się wówczas rozstawać z powieścią, że audiobooka włączałam nawet wtedy, kiedy miałam zaledwie kilka minut wolnego.

Kolejny plus to postaci. Sympatyczna Robin (której ostatecznie trochę za mało; mało na tyle, że ciężko czytelnikowi wejść z nią w jakieś bliższe relacje) i wcale niedoskonały Cormoran Strike. No i właśnie. Nie ma wątpliwości, że postać ta wzbudza tak dużą sympatię czytelnika, ponieważ jesteśmy świadkami nie tylko jej procesu dedukcyjnego, ale także życia prywatnego. Strike zrywa z narzeczoną, rozpamiętuje swoje zmagania w Afganistanie, śmierć matki i tak dalej. Bez tego byłby postacią rzędu Robin – trochę zbyt płaską i o nieznanym zapleczu emocjonalnym. Z drugiej jednak strony zdarzało mi się czuć przesyt tymi wszystkimi sprawami detektywa. Za dużo i – niestety – znowu za nudno.
Na szczególną pochwałę jednak zasługuje sposób rozwiązywania zagadki przez Cormorana; systematyczny i analityczny. Do prawdy dochodzi stopniowo i wcale nie ukrywa swojej wiedzy. Już mniej więcej w połowie zdradza, że wie, że do czynienia mamy z morderstwem. Potem, nie zdradzając szczegółów, informuje, że rozumie coraz więcej okoliczności, wreszcie że poznał tożsamość zabójcy. Znowu zupełna klasyka w kreowaniu wizerunku detektywa. Nie biega za sprawcą próbując dojrzeć jego twarz (w końcu nie ma jednej nogi), nagłe olśnienie nie sprowadza do jego świadomości wszelkich szczegółów nagle i niespodziewanie; Cormoran jest w stanie dojść do prawdy tylko siłą swojego umysłu, w zaciszu własnego gabinetu.

Świetny kryminał z tego „Wołania kukułki”, tak swoją drogą. Rozwiązanie zagadki było wprawdzie jedną z moich teorii, ale i tak zaskoczeń doznałam co nie liku. Nie wiem, czy sama bym na to wpadła, ale od czasu przeczytania jednej z powieści Agaty Christie, w której wystąpił podobny motyw (tytuł przezornie zataję) czytając kryminał, niejako z urzędu i z przekory zawsze biorę pod uwagę takie właśnie rozwiązanie. Autorka zachowała się fair w stosunku do czytelnika; przedstawiła wszelkie poszlaki, nie zataiła faktów istotnych dla rozwiązania śledztwa, sprytnie je za to wplotła pomiędzy inne, które wydawały się bardziej istotne. To dla mnie wyznacznik dobrego kryminału – jeśli autor potrafi powiedzieć wszystko, a na koniec i tak zaskoczyć. Żadnego zwodzenia, żadnego „zapomniałem wam powiedzieć o liście z poszlaką, który dostałem od pana X” na koniec.

Na koniec muszę jeszcze dodać, że warto przeczytać „Kukułkę” chociażby ze względu na tło obyczajowe. Opis życia londyńskich „wyższych sfer” i celebrytów jest absolutnie wspaniały! Rowling naprawdę ma dar, potrafi oddać atmosferę danego środowiska bez względu na to, czy pisze o młodych czarodziejach, czy o uzależnionych od narkotyków modelkach. Jej przekaz jest do głębi prawdziwy, a przez to intrygujący.
Do tego Londyn jako bohater powieści; stacje metra, znane miejsca, nazwy ulic; wspomnienia z podróży wróciły.

Do tej pory czytałam raczej oziębłe recenzje „Wołania kukułki” i naprawdę bałam się, że będzie źle. A było dobrze i to nawet bardzo. Tak, czytałam już kryminały, których lektura nie pozostawiała moich paznokci długości większej niż absolutne minimum, tu wyszłam z całym kompletem. Ale jak sie okazało, to nie przesądza o niczym. „Wołanie kukułki” to znakomity kryminał i znakomita książka! Z wielką przyjemnością poczytałabym o innych jeszcze zagadkach rozwiązanych przez Cormorana i Robin.

Nie chcąc skrzywdzić powieści, ale nie chcąc też idealizować jej na siłę tylko ze względu na wrażenia po drugiej połowie książki, dałabym 4+/6, może nawet 5-. tutajpoczkategori


Haha, to o mnie?


Nie ma wątpliwości, że postać ta wzbudza tak dużą sympatię czytelnika, ponieważ jesteśmy świadkami nie tylko jej procesu dedukcyjnego, ale także życia prywatnego.


Autorka zachowała się fair w stosunku do czytelnika; przedstawiła wszelkie poszlaki, nie zataiła faktów istotnych dla rozwiązania śledztwa, sprytnie je za to wplotła pomiędzy inne, które wydawały się bardziej istotne. To dla mnie wyznacznik dobrego kryminału – jeśli autor potrafi powiedzieć wszystko, a na koniec i tak zaskoczyć. Żadnego zwodzenia, żadnego „zapomniałem wam powiedzieć o liście z poszlaką, który dostałem od pana X” na koniec.

Chyba jednak nie wszystko tak. Jednak pod koniec wyszło kilka nowych faktów. z tym balkonem chyba na przykład jeśli dobrze pamiętam. Ale i tak świetnie w porównaniu z niektórymi książkami, też to zaliczyłam jako duży plus.



Autorka zachowała się fair w stosunku do czytelnika; przedstawiła wszelkie poszlaki, nie zataiła faktów istotnych dla rozwiązania śledztwa, sprytnie je za to wplotła pomiędzy inne, które wydawały się bardziej istotne. To dla mnie wyznacznik dobrego kryminału – jeśli autor potrafi powiedzieć wszystko, a na koniec i tak zaskoczyć. Żadnego zwodzenia, żadnego „zapomniałem wam powiedzieć o liście z poszlaką, który dostałem od pana X” na koniec.

Chyba jednak nie wszystko tak. Jednak pod koniec wyszło kilka nowych faktów. z tym balkonem chyba na przykład jeśli dobrze pamiętam. Ale i tak świetnie w porównaniu z niektórymi książkami, też to zaliczyłam jako duży plus.

Ej, nie! Przecież ta sprawa wyszła podczas zeznań, czytelnik miał czas, żeby dołożyć to do swojej teorii. Poza tym jakby dobrze pogłówkować, to można by do tego dojść, ja na przykład wiedziałam, że coś jest na rzeczy, że ona faktycznie musiała to słyszeć. Mi chodzi raczej o coś takiego, jak w kryminale na sam koniec już wyjaśniają kto jest mordercą i ktoś mówi, że wie to dlatego, że... i tu następuje coś o czym w ogóle wcześniej nie było mowy. Tak było na przykład w "Studium w szkarłacie" - na sam koniec okazało się, że Sherlock dostał notatkę z ogromną poszlaką o czym w ogóle nie było wcześniej mowy, a bez tego nie było w ogóle mowy, żeby rozwiązać zagadkę, czytelnik był więc na straconej pozycji.

A co do Cormorana, to dla mnie najgorsze były te fragmenty o jego nieudanym związku. Ale gdyby nie one to nie wiem czy bym go w ogóle polubiła, a polubiłam. Bo np. taka Robin... co o niej wiemy? Że kupuje magazyny ślubne i tyle. tutajpoczkategori
A taak, faktycznie, bo przecież to wyszło jak rozmawiał z tym gościem co go chciał wyrzucić z gabinetu. Pomyliłam rozmowy. Ale to już pamięć moja beznadziejna, po prostu strasznie mi się wydaje, że coś tam zostało, ale może kojarzy mi się, że do tego balkonu w tamtym akurat momencie nie można było samemu dojść bo on to dopiero wtedy ujawnił? Wiem, że mnie to trochę z rytmu wybiło No ale nie wiem zresztą, na moją głowę to już zbyt dużo czasu upłynęło od przeczytania Ale rozumiem o co ci chodzi, rozumiem

A właśnie co do Robyn to w przeciwieństwie do tego szalonego ale jednak dla nas nudnego związku Cormorana, ja intensywnie zastanawiałam się nad związkiem Robyn i wcale mi tam wszystko nie grało i ten gościu mi się nie podobał i właśnie mnie ciekawiło co z tego wyjdzie. I jakoś czuje, że tego ślubu nie będzie i tyle
Druga część ma premierę 19 czerwca tego roku Mam nadzieję, że Publicat wyda ja u nas najpóźniej w sierpniu tutajpoczkategori
Wooow! Super!
Jest już nawet okładka i tytuł.



I strona na Amazonie. Amazon

Agnnes, związku Robin i Cormorana bym nie chciała, ale pewnie będzie coś na rzeczy.
Też bym nie chciała..

A okładka ma fajna kolorki. Mam nadzieje że też wydadzą audiobooka do drugiej części


ale bardzo umiejętnie je maskuje. Tym razem jednak, zamiast dać nam do zrozumienia, że „wiem, ale jeszcze nie powiem”, bohaterowie zaczynają rozmawiać o teorii Strike’a dotyczącej morderstwa. Oczywiście niczego nie mówią wprost, nadużywają za to wyrażeń takich jak „ten”, „tego” i „to”. Wychodzi im tym samym kompletnie bezsensowna rozmowa, z której czytelnik nie rozumie niczego. Słabe to, naprawdę słabe.

Chociaż akapit o wadach jest dłuższy niż ten o zaletach (naprawdę nie wiem jak się to dzieje, ale to u mnie norma), „Jedwabnik” szalenie mi się podobał, czytałam go z wypiekami na twarzy i najchętniej od razu rzuciłabym się na kolejne opowieści o Cormoranie i Robin. Oby okazja ku temu pojawiła się jak najszybciej.

Muszę jeszcze dodać, że pierwszy raz tak bardzo mi się podobało zmienianie głosów przez lektora. To było tak, jakbym spotkała dawno niewidzianych znajomych, natychmiast przypomniała mi się część pierwsza i to, że teraz mówią tak samo, było dla mnie bardzo naturalne. Też tak miałaś, Agnnes? Powrót do góry
Nie mam szczególnie sprecyzowanego zadania o Jedwabniku. Podobał mi się i to najważniejsze - wciągnął, nieprzerwanie ciekawił, i zgadzam się Silje - ciekawszy niż 1 część, w której był ten rozwlekły początek aby można było poznać Strika i jego przeszłość. W drugiej części te informacje były dawkowane w sposób nie nachalny i interesujący - nawet wstawki o Charlotte przestały mnie drażnić, a nawet, nawet ciekawiły Bardziej nużyły mnie rozmyślania Robin o życiu prywatnym.

Jako, że to książka Rowling, nie mogłam się powstrzymać przed porównywaniem do Harrego, a raczej do stylu jakim był napisany - i wiele z tego co w nim było najlepsze też tu, zdaje mi się, że jest, historia jest tak przemyślana i dokładna, że Strike i jego świat wydają się jak najbardziej prawdziwe. No i właśnie - zima! Harry mi się zawsze z zimą kojarzy I są takie różne fajne szczególiki, które w innych książkach nudzą, a tutaj, gdy nagle ich jest za dużo - też, ale ogólnie były fajne. Jedna rzecz mnie tylko denerwowała tak, że myślałam że pęknę gdy czytałam już kolejny, w moim mniemaniu setny, raz - każde wyjście do toalety Strika musiała być zrelacjonowane, no normalnie każde! Może i dodaje to 100 punktów do realności, ale jednak mnie to wkurzało już ;P

Podczas czytania tej części często zastanawiałam się nad tym (nie kto jest mordercą, pff) tylko, które z bliższych postaci głównego bohatera będą miały większy udział w kolejnych częściach i jaki. I tak, zastanawia mnie czy narzeczony Robin dalej będzie kreowany na pozera, i czy doprowadzi to do ruiny ich związek i czy ten temat będzie się rozwijał, czy tez zupełnie inaczej, bo facet pod koniec jakby sie poprawił, choć w normalnym życiu raczej bym nie uwierzyła. Zastanawiał mnie brat Strka i jego ojciec, brat Al (?) był taki uroczy, że mam wielką nadzieję że będzie się pojawiał , sławny ojciec - zastanawiam się czy może pojawi się kiedyś z nim związana sprawa do rozwiązania?

No a samo morderstwo.. w związku, z tym, że słuchałam najczęściej przy różnej robocie i w dużych odstępach czasu to tyle mi się zapominało, że z góry się poddałam w samodzielnym rozwikłaniu sprawy i tylko śledziłam jak radzi sobie Strike. Owszem, w pewnym momencie nawet zaczęłam się zastanawiać, ale jak teraz widzę, żadne moje podejrzenie nie było właściwym. W sumie to nawet nie wiem dlaczego zapomniałam o tej osobie, chyba była skrzętnie pomijana w momencie gdy zaczęło się więcej dziać, może to jest sposób na "Roberta Galbraitha" ? No i zupełnie nie pamiętałam co działo się w tej książce ("Bombix mori" - jak to napisać? ), tam wszystko było tak dziwaczne, że bez przypomnień w ogóle nic nie kojarzyłam.

A co do udowodnienia kto zabił i dlaczego - było to wszystko takie za bardzo. Nie powiedziałabym że te "rzeczy"(przyczyny) miałyby doprowadzić aż do takiego końca, za bardzo to zawikłane, taka sztuka dla sztuki, a nie prawdziwy motyw morderstwa, przynajmniej dla mnie, ale "Jedwabnik " był ciekawy dzięki temu więc nie narzekam dłużej. A sposób przekazania czytelnikom? Też mnie to trochę denerwowało, ale wciąż bałam się że znów będzie jak w "Wołaniu kukułki" i znów ktoś kogoś napadnie pod koniec, wiec ucieszyłam się że jednak nie i inaczej to rozegrano.

Coś o audiobooku - bo znów to jego słuchałam. Silje, a ja w trakcie słuchania w ogóle zapomniałam że lektor te głosy zmienia. Po wyłączeniu nawet doszłam do wniosku, ze chyba nie! Ale zmieniał, tylko albo ci bohaterowie tak się z tym głosem stopili w jedność, że wydawało mi się to naturalne, albo Stuhr zaprzestał używać tych bardziej dziwnych głosów. Nie podobał mi się głos Eleonory (nie wiem jak w książce zapisali imiona), jeszcze bardziej robił z tej postaci taką prostacka kobietę, ale no jednak - pasowało. Za to mój ulubiony to - Orlando!!! O jaaaaa, "DanuCza mnie dotknął!" Gdyby to miało jakiś sens w moim życiu z pewnością powtarzałabym to zdanie w kółko, tak megaśnie ono dla mnie brzmi