NajgroĹşniejsi wrogowie, z ktĂłrymi musimy walczyÄ sÄ w nas...
Osobiście nie lubię odkładać książek, których nie przeczytałam. Nawet jak ciężko idzie to nie sięgam po nic nowego i męczę się do samego końca trzymając się tej nadziei, że akcja jeszcze się rozkręci albo że nagle wydarzy się coś zaskakującego.
Ale nie spodziewam się, żeby cały świat był tak cierpliwy jak ja w tej kwestii, dlatego ciekawi mnie, jakie Wy macie do tego podejście. Może to tylko moja osobista paranoja
A więc pytanie zasadnicze: jeśli książka jest beznadziejna albo zapowiada się niezbyt ciekawie, to wolicie czytać do końca, czy odłożyć żeby się nie męczyć? (A może macie od swojej zasady jakieś wyjątki? )
Ja coraz częściej odkładam, kiedyś miałam podobne podejście do Ciebie, ale po tylu durnych książkach które kończyłam na siłę i okazywało się, że były nudne do samego końca stwierdziłam, że sobie daruję, jak coś przez kilkadziesiąt stron niczym mnie nie zaciekawi to odkładam i po prostu nie chce mi się do tego wracać, cierpliwości to ja nie mam za wiele. W sumie to rzadko podejmuję decyzję, nie, już tego nie czytam, częściej po prostu nie chce mi się sięgać po daną książkę i tak samo z siebie to wynika. Czasem mobilizują mnie przeczytane recenzje, ale jeśli na żadną zachęcającą nie trafię to nie mam do siebie żadnego żalu za niedoczytanie. Aczkolwiek zazwyczaj próbuję się zmuszać żeby przeczytać choćby te kilka rozdziałów, kilkadziesiąt stron, rzadko odkładam książkę po kilku, kilkunastu stronach, chcę móc uczciwie powiedzieć sobie, nie to po prostu nie w moim stylu.
Podobnie mam z seriami, jeśli pierwszy tom mnie nie zachwyci to nie mam zamiaru kontynuować, wiem, że są osoby które lubią kończyć daną serię, ja do nich nie należę, chyba więcej serii skończyłam po 1 tomie niż przeczytałam całe. tutajpoczkategori
Przez pewien czas czytałam wszystkie książki od początku do końca, nawet, jeżeli niektóre były do bólu beznadziejne lub czytało mi się je strasznie ciężko. W ten sposób ledwo przebrnęłam przez dwa tomy "Pani Dobrego Znaku" Feliksa W. Kresa. W zasadzie to jestem z siebie dumna, że udało mi się je przeczytać, bo cholernie się z nimi męczyłam. Może inne książki tego autora są ciekawsze, szkoda, że rozpoczęłam swoją przygodę z jego twórczością w taki sposób.
Po kilku takich samych sytuacjach (tzn. męczeniu książek do końca) postanowiłam przestać się w to bawić i od jakiegoś czasu, jeżeli książka wyjątkowo mnie nudzi i nic się w niej nie dzieje to po prostu odkładam ją na półkę. Niektóre książki co prawda rozkręcają się dopiero po dłuższym czasie, jednak nie za bardzo chce mi się na to czekać, tym bardziej, kiedy jestem w połowie i nie dzieje się kompletnie nic, co przykułoby moją uwagę. Jest kilka takich książek, które porzuciłam po kilkunastu kartkach lub w połowie, nie do wszystkich planuję wrócić, ale innym dam drugą szansę. Poległam chociażby na "Grze Geralda" S. Kinga (bardzo lubię twórczość tego autora, ale przy tej książe się poddałam), "Narrenturm" Andrzeja Sapkowskiego czy (chwila prawdy ) "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stiega Larssona - i tutaj mi wstyd, bo czekałam praktycznie rok na wypożyczenie tej książki z biblioteki, bo nigdy nie mogłam na nią trafić, a nie doczytałam do końca. Słyszałam, że początek taki właśnie jest - nienajciekawszy i dlatego planuję dać tej książce drugą szansę.
W każdym razie uważam, że czasami szkoda czasu na niektóre powieści i zamiast męczyć się z nimi nie wiadomo jak długo wolę sięgnąć po coś innego.
Jak ksiazka mnie nie wciagnela do setnej strony (albo do polowy jesli jestem w dobrym humorze), to czesto ja odkladam na polke nie konczac jej... Jednak rownie czesto daje tym ksiazkom druga szanse (zwlaszcza pod czas wakacji) myslac, ze po prostu trafilam na zly moment do czytania danej lektury. Czasem sie to oplaca, a czasem no coz... odkladam ksiazke na nowo bez jej konczenia. Zdarza tez sie, ze sa ksiazki, ktore mnie odpychaja od pierwszego rozdzialu XD Im daje zawsze druga szanse, ale czasem po prostu nie jestem w stanie przekroczyc dwudziestej strony... Tez Wam tak sie zdarza?
Za to czesto nie kontynuuje serii... Mam duzo zaczetych serii, ktorych przeczytalam tylko pierwszy tom, mimo ze ksiazka mi sie bardzo spodobala... Niby mam dalszy ciag zapisany na mojej liscie do przeczytania, ale zawsze jakos wole zapoznac sie z nowym autorem lub z nowa historia. Oczywiscie sa wyjatki - mam kilka serii gdzie z wielka radoscia czytam wszystkie tomy i sa moim priorytetem do kupna! Jednak trzeba powiedziec, ze mam malo zakonczonych serii na mojej polce (tylko siedem nie liczac wydan roznych trylogi w jednym tomie : "Wiedzmin" Sapkowskiego, "Dzieje Elenium" Eddings'a, "Le chant du oiseau de la nuit" McCammon'a, "Zmierzch", "Igrzyska Smierci", "Kupcy i ich zywostatki" Robin Hobb'a, "Szalenstwo aniolow" Kate Griffin). To dlatego staram sie przede wszystkim kupowac historie zamkniete w jednym tomie Znam juz moj legendarny zapal do kontynuuwania! tutajpoczkategori
Mi zdarza się męczyć książką, dzięki Bogu nieczęsto!
Porzuciłam już dwie: Księga wszystkich dusz (tom pierwszy) i Intruza (zamierzam kiedyś dokończyć czytać).
Jednak zazwyczaj, kiedy jakaś lektura mi nie idzie, sięgam po inną, a następnie brnę do końca z tamtą.
Z Księgą... miałam tak, że zostało mi może 30 stron i byłoby finito. Mimo to, nie miałam już siły i wcale, a wcale nawet teraz nie mam ochoty na 3 podejście. Pewnie już tej serii nie tknę.
Jestem zdania, że jeśli każda cząstka mojego ciała woła "DOŚĆ!" należy dać sobie spokój. Nie ma co się zmuszać.
Ja miałam w swoim przypadku tyle szczęścia, że chyba nie trafiłam na książki, które by mnie nudziły do tego stopnia, żeby nigdy już po nie nie sięgnąć Przynajmniej od kiedy zapisuję co czytam, bo dawniej - chociaż się starałam nie odkładać - częściej mi się zdarzało.
Poległam na przykład przy książce "Światło" (autora nawet nie pamiętam). Generalnie mam wrażenie, że często zdarzało mi się wybierać książki, które były przeznaczone dla osób dużo starszych ode mnie. Innych nie wymienię, bo było ich trochę za dużo, żeby pamiętać. Tak dawno, dawno temu nie mogłam też zmęczyć "Stacji nigdy w życiu", chociaż wcale nie było to nudna książka.
Jeśli chodzi o serie, częściej nie kończę ich nie dlatego, że nie mam ochoty, tylko dlatego, że nie mam czasu, a kolejka książek do przeczytania, sięga już pewnie dwustu. Na pewno przerwałam serię "Artemis Fowl", ale wróciłam do niej, chociaż bardzo mi się nie podobała. I nie żałuję, bo seria okazała się świetna i od razu zmieniłam o niej zdanie. tutajpoczkategori
Ja porzuciłam większość wampiromansów, ze Zmierzchem i Pamiętnikami Wampirów na czele. Przepadam za historiami o nadprzyrodzonych istotach, a niestety współczesna masówka bardzo rzadko osiąga taki pułap, bym dotrwała do końca bez wypuszczania uszami tęczy, jednorożców i nyan cata. Z romansów paranormalnych w miarę interesujące wydawały mi się tylko Dary Anioła.
Bardzo rzadko zdarza mi się porzucić książkę - nawet jeśli jest nudna i męcząca, jak niektóre lektury Po przeczytaniu takiej książki czuję pewnego rodzaju dumę, że wytrwałam, pokonałam swoją awersję itd. Wtedy mogę z czystym sumieniem ją komuś odradzić, bo już nieraz spotkałam się z książką, której pierwsza połowa nie była zachęcająca, za to zakończenie potrafiło podbudować moją ocenę o niej. Dlatego staram się czytać do końca Dwa lata temu zaczęłam "Fight club" Palahniuka i przerwałam, ale jestem pewna, że do niej wrócę i ją dokończę. Podobnie z "Potopem" - mimo że w międzyczasie przeczytałam kilkanaście innych książek, wciąż leży przy łóżku i kiedyś się doczeka ukończenia tutajpoczkategori
Bardzo rzadko zdarza mi się porzucić książkę - nawet jeśli jest nudna i męcząca, jak niektóre lektury Po przeczytaniu takiej książki czuję pewnego rodzaju dumę, że wytrwałam, pokonałam swoją awersję itd.
Mam tak samo, zwłaszcza jak przeczytam jakąś lekturę Trudno mi było przebrnąć przez "Zbrodnię i karę", gdy ją czytałam miałam ochotę ją odłożyć, ale obiecałam sobie, że ją przeczytam i teraz cieszę się, że nie odłożyłam jej
Z reguły zawsze staram się skończyć zaczętą książkę - mówię sobie: "Dalej! No dalej! Dasz radę - spróbuj jeszcze 100 stron!" i w taki sposób dzielnie przedzieram się przez kolejne kartki danej powieści, by z ulgą i dumą, bądź zadowoleniem powiedzieć finito. A poza tym już nie raz zdarzyło mi się czytać jakąś książkę, której pierwsze 100-200 stron było po prostu beznadziejne, ale dla jej drugiej części warto było się męczyć. Oczywiście zdarzyły się pozycje, przy których totalnie wymiękłam i omijam je teraz z daleka, ale takowych przypadków było tylko kilka. tutajpoczkategori
Ja z lekturami mam tak rzadko. "Zbrodnia i kara" akurat bardzo mi się spodobała, a inne powieści na kilkadziesiąt stron, np. "Krzyżacy" też jakoś przebrnęłam i nawet mi się podobały. Natomiast NIENAWIDZĘ czytać dramatów. Jak lekturą jest dramat, to zawsze czytam do końca, ale strasznie mnie to nudzi i męczy. Tylko "Dziady" były chociaż trochę wciągające. Może "Zemsta" też by się nadała, ale na szczęście obejrzeliśmy ekranizację i spektakl. W sumie trochę to dziwne, że książkę na 500 stron czytam chętnie, a dramatu na 70, nie mogę jakoś zmęczyć, bez narzekania i odkładania.
Niestety mam taką przypadłość ,że nie potrafię odłożyć książki choć nie wiem jak nuda by była. Ale nie powiem, mam na swoim koncie może z 2, 3 (historyczne) których nie skończyłam i strasznie mi z tym ciężko, więc kiedyś pewnie do nich wrócę. Jeśli nie przeczytam książki do końca czy nie skończę serii mam takie uczucie ,że coś nade mną 'wisi', ,że mam niedokończoną 'sprawę' i to bardziej męczy niż brnięcie przez nudną i ciężką historie. Mam też to szczęście ,że do tej pory nie miałam zbyt wielu powodów do narzekań jeśli chodzi o wybór lektur ponieważ, zazwyczaj przeglądam recenzje i mniej więcej wiem czego mogę się spodziewać. tutajpoczkategori
Nie wiem jak książka może być nudna i beznadziejna,ja przeczytam ją do końca. Nie umiem nie doczytać książki do końca. Zawsze gdy mam taką chęć to dopadają mnie wyrzuty sumienia i myśl: "Może pod koniec się rozkręci".
Co do serii książkowych-nie ma opcji abym nie dokończyła jakiejś
Ja nie mam czasu na marnowanie czasu, dlatego skoro idzie naprawdę ciężko to odkładam. Często daję książce drugą szansę, ale jeśli nawet za drugim razem uważam, że to gniot to nie czytam do końca. Mam długą listę innych pozycji do przeczytania. tutajpoczkategori
Dawniej czytałam do końca każdą książkę, którą zaczęłam, co prawda strony czasami leciały szybciej niż powinny, ale zawsze mniej więcej wiedziałam jak się potoczyła akcja. Ostatnio miałam kilka przypadków kiedy po 40 stronach mówiłam dość! Kiedyś też miałam taką filozofię o której wcześniej dziewczyny już wspomniały "może pod koniec się rozkręci", ale teraz po prostu odkładam książkę z nadzieją na lepszy dzień kiedy może do niej wrócę. Przykłady do których podchodziłam wielokrotnie to m.in. Intruz, Pamiętnik wampirów i Lolita. Początkowo też kilka razy podchodziłam do Uprowadzonej Lucy Christopher, a kiedy w końcu skończyłam tą pozycje (w jedną zarwaną nockę) zastanawiałam się co było z nią nie tak, że nie mogłam jej skończyć, przecież to świetna książka! Mam tylko nadzieję, że z pozostałymi będzie podobnie.
Ale nie spodziewam się, żeby cały świat był tak cierpliwy jak ja w tej kwestii, dlatego ciekawi mnie, jakie Wy macie do tego podejście. Może to tylko moja osobista paranoja
A więc pytanie zasadnicze: jeśli książka jest beznadziejna albo zapowiada się niezbyt ciekawie, to wolicie czytać do końca, czy odłożyć żeby się nie męczyć? (A może macie od swojej zasady jakieś wyjątki? )
Ja coraz częściej odkładam, kiedyś miałam podobne podejście do Ciebie, ale po tylu durnych książkach które kończyłam na siłę i okazywało się, że były nudne do samego końca stwierdziłam, że sobie daruję, jak coś przez kilkadziesiąt stron niczym mnie nie zaciekawi to odkładam i po prostu nie chce mi się do tego wracać, cierpliwości to ja nie mam za wiele. W sumie to rzadko podejmuję decyzję, nie, już tego nie czytam, częściej po prostu nie chce mi się sięgać po daną książkę i tak samo z siebie to wynika. Czasem mobilizują mnie przeczytane recenzje, ale jeśli na żadną zachęcającą nie trafię to nie mam do siebie żadnego żalu za niedoczytanie. Aczkolwiek zazwyczaj próbuję się zmuszać żeby przeczytać choćby te kilka rozdziałów, kilkadziesiąt stron, rzadko odkładam książkę po kilku, kilkunastu stronach, chcę móc uczciwie powiedzieć sobie, nie to po prostu nie w moim stylu.
Podobnie mam z seriami, jeśli pierwszy tom mnie nie zachwyci to nie mam zamiaru kontynuować, wiem, że są osoby które lubią kończyć daną serię, ja do nich nie należę, chyba więcej serii skończyłam po 1 tomie niż przeczytałam całe. tutajpoczkategori
Przez pewien czas czytałam wszystkie książki od początku do końca, nawet, jeżeli niektóre były do bólu beznadziejne lub czytało mi się je strasznie ciężko. W ten sposób ledwo przebrnęłam przez dwa tomy "Pani Dobrego Znaku" Feliksa W. Kresa. W zasadzie to jestem z siebie dumna, że udało mi się je przeczytać, bo cholernie się z nimi męczyłam. Może inne książki tego autora są ciekawsze, szkoda, że rozpoczęłam swoją przygodę z jego twórczością w taki sposób.
Po kilku takich samych sytuacjach (tzn. męczeniu książek do końca) postanowiłam przestać się w to bawić i od jakiegoś czasu, jeżeli książka wyjątkowo mnie nudzi i nic się w niej nie dzieje to po prostu odkładam ją na półkę. Niektóre książki co prawda rozkręcają się dopiero po dłuższym czasie, jednak nie za bardzo chce mi się na to czekać, tym bardziej, kiedy jestem w połowie i nie dzieje się kompletnie nic, co przykułoby moją uwagę. Jest kilka takich książek, które porzuciłam po kilkunastu kartkach lub w połowie, nie do wszystkich planuję wrócić, ale innym dam drugą szansę. Poległam chociażby na "Grze Geralda" S. Kinga (bardzo lubię twórczość tego autora, ale przy tej książe się poddałam), "Narrenturm" Andrzeja Sapkowskiego czy (chwila prawdy ) "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stiega Larssona - i tutaj mi wstyd, bo czekałam praktycznie rok na wypożyczenie tej książki z biblioteki, bo nigdy nie mogłam na nią trafić, a nie doczytałam do końca. Słyszałam, że początek taki właśnie jest - nienajciekawszy i dlatego planuję dać tej książce drugą szansę.
W każdym razie uważam, że czasami szkoda czasu na niektóre powieści i zamiast męczyć się z nimi nie wiadomo jak długo wolę sięgnąć po coś innego.
Jak ksiazka mnie nie wciagnela do setnej strony (albo do polowy jesli jestem w dobrym humorze), to czesto ja odkladam na polke nie konczac jej... Jednak rownie czesto daje tym ksiazkom druga szanse (zwlaszcza pod czas wakacji) myslac, ze po prostu trafilam na zly moment do czytania danej lektury. Czasem sie to oplaca, a czasem no coz... odkladam ksiazke na nowo bez jej konczenia. Zdarza tez sie, ze sa ksiazki, ktore mnie odpychaja od pierwszego rozdzialu XD Im daje zawsze druga szanse, ale czasem po prostu nie jestem w stanie przekroczyc dwudziestej strony... Tez Wam tak sie zdarza?
Za to czesto nie kontynuuje serii... Mam duzo zaczetych serii, ktorych przeczytalam tylko pierwszy tom, mimo ze ksiazka mi sie bardzo spodobala... Niby mam dalszy ciag zapisany na mojej liscie do przeczytania, ale zawsze jakos wole zapoznac sie z nowym autorem lub z nowa historia. Oczywiscie sa wyjatki - mam kilka serii gdzie z wielka radoscia czytam wszystkie tomy i sa moim priorytetem do kupna! Jednak trzeba powiedziec, ze mam malo zakonczonych serii na mojej polce (tylko siedem nie liczac wydan roznych trylogi w jednym tomie : "Wiedzmin" Sapkowskiego, "Dzieje Elenium" Eddings'a, "Le chant du oiseau de la nuit" McCammon'a, "Zmierzch", "Igrzyska Smierci", "Kupcy i ich zywostatki" Robin Hobb'a, "Szalenstwo aniolow" Kate Griffin). To dlatego staram sie przede wszystkim kupowac historie zamkniete w jednym tomie Znam juz moj legendarny zapal do kontynuuwania! tutajpoczkategori
Mi zdarza się męczyć książką, dzięki Bogu nieczęsto!
Porzuciłam już dwie: Księga wszystkich dusz (tom pierwszy) i Intruza (zamierzam kiedyś dokończyć czytać).
Jednak zazwyczaj, kiedy jakaś lektura mi nie idzie, sięgam po inną, a następnie brnę do końca z tamtą.
Z Księgą... miałam tak, że zostało mi może 30 stron i byłoby finito. Mimo to, nie miałam już siły i wcale, a wcale nawet teraz nie mam ochoty na 3 podejście. Pewnie już tej serii nie tknę.
Jestem zdania, że jeśli każda cząstka mojego ciała woła "DOŚĆ!" należy dać sobie spokój. Nie ma co się zmuszać.
Ja miałam w swoim przypadku tyle szczęścia, że chyba nie trafiłam na książki, które by mnie nudziły do tego stopnia, żeby nigdy już po nie nie sięgnąć Przynajmniej od kiedy zapisuję co czytam, bo dawniej - chociaż się starałam nie odkładać - częściej mi się zdarzało.
Poległam na przykład przy książce "Światło" (autora nawet nie pamiętam). Generalnie mam wrażenie, że często zdarzało mi się wybierać książki, które były przeznaczone dla osób dużo starszych ode mnie. Innych nie wymienię, bo było ich trochę za dużo, żeby pamiętać. Tak dawno, dawno temu nie mogłam też zmęczyć "Stacji nigdy w życiu", chociaż wcale nie było to nudna książka.
Jeśli chodzi o serie, częściej nie kończę ich nie dlatego, że nie mam ochoty, tylko dlatego, że nie mam czasu, a kolejka książek do przeczytania, sięga już pewnie dwustu. Na pewno przerwałam serię "Artemis Fowl", ale wróciłam do niej, chociaż bardzo mi się nie podobała. I nie żałuję, bo seria okazała się świetna i od razu zmieniłam o niej zdanie. tutajpoczkategori
Ja porzuciłam większość wampiromansów, ze Zmierzchem i Pamiętnikami Wampirów na czele. Przepadam za historiami o nadprzyrodzonych istotach, a niestety współczesna masówka bardzo rzadko osiąga taki pułap, bym dotrwała do końca bez wypuszczania uszami tęczy, jednorożców i nyan cata. Z romansów paranormalnych w miarę interesujące wydawały mi się tylko Dary Anioła.
Bardzo rzadko zdarza mi się porzucić książkę - nawet jeśli jest nudna i męcząca, jak niektóre lektury Po przeczytaniu takiej książki czuję pewnego rodzaju dumę, że wytrwałam, pokonałam swoją awersję itd. Wtedy mogę z czystym sumieniem ją komuś odradzić, bo już nieraz spotkałam się z książką, której pierwsza połowa nie była zachęcająca, za to zakończenie potrafiło podbudować moją ocenę o niej. Dlatego staram się czytać do końca Dwa lata temu zaczęłam "Fight club" Palahniuka i przerwałam, ale jestem pewna, że do niej wrócę i ją dokończę. Podobnie z "Potopem" - mimo że w międzyczasie przeczytałam kilkanaście innych książek, wciąż leży przy łóżku i kiedyś się doczeka ukończenia tutajpoczkategori
Bardzo rzadko zdarza mi się porzucić książkę - nawet jeśli jest nudna i męcząca, jak niektóre lektury Po przeczytaniu takiej książki czuję pewnego rodzaju dumę, że wytrwałam, pokonałam swoją awersję itd.
Mam tak samo, zwłaszcza jak przeczytam jakąś lekturę Trudno mi było przebrnąć przez "Zbrodnię i karę", gdy ją czytałam miałam ochotę ją odłożyć, ale obiecałam sobie, że ją przeczytam i teraz cieszę się, że nie odłożyłam jej
Z reguły zawsze staram się skończyć zaczętą książkę - mówię sobie: "Dalej! No dalej! Dasz radę - spróbuj jeszcze 100 stron!" i w taki sposób dzielnie przedzieram się przez kolejne kartki danej powieści, by z ulgą i dumą, bądź zadowoleniem powiedzieć finito. A poza tym już nie raz zdarzyło mi się czytać jakąś książkę, której pierwsze 100-200 stron było po prostu beznadziejne, ale dla jej drugiej części warto było się męczyć. Oczywiście zdarzyły się pozycje, przy których totalnie wymiękłam i omijam je teraz z daleka, ale takowych przypadków było tylko kilka. tutajpoczkategori
Ja z lekturami mam tak rzadko. "Zbrodnia i kara" akurat bardzo mi się spodobała, a inne powieści na kilkadziesiąt stron, np. "Krzyżacy" też jakoś przebrnęłam i nawet mi się podobały. Natomiast NIENAWIDZĘ czytać dramatów. Jak lekturą jest dramat, to zawsze czytam do końca, ale strasznie mnie to nudzi i męczy. Tylko "Dziady" były chociaż trochę wciągające. Może "Zemsta" też by się nadała, ale na szczęście obejrzeliśmy ekranizację i spektakl. W sumie trochę to dziwne, że książkę na 500 stron czytam chętnie, a dramatu na 70, nie mogę jakoś zmęczyć, bez narzekania i odkładania.
Niestety mam taką przypadłość ,że nie potrafię odłożyć książki choć nie wiem jak nuda by była. Ale nie powiem, mam na swoim koncie może z 2, 3 (historyczne) których nie skończyłam i strasznie mi z tym ciężko, więc kiedyś pewnie do nich wrócę. Jeśli nie przeczytam książki do końca czy nie skończę serii mam takie uczucie ,że coś nade mną 'wisi', ,że mam niedokończoną 'sprawę' i to bardziej męczy niż brnięcie przez nudną i ciężką historie. Mam też to szczęście ,że do tej pory nie miałam zbyt wielu powodów do narzekań jeśli chodzi o wybór lektur ponieważ, zazwyczaj przeglądam recenzje i mniej więcej wiem czego mogę się spodziewać. tutajpoczkategori
Nie wiem jak książka może być nudna i beznadziejna,ja przeczytam ją do końca. Nie umiem nie doczytać książki do końca. Zawsze gdy mam taką chęć to dopadają mnie wyrzuty sumienia i myśl: "Może pod koniec się rozkręci".
Co do serii książkowych-nie ma opcji abym nie dokończyła jakiejś
Ja nie mam czasu na marnowanie czasu, dlatego skoro idzie naprawdę ciężko to odkładam. Często daję książce drugą szansę, ale jeśli nawet za drugim razem uważam, że to gniot to nie czytam do końca. Mam długą listę innych pozycji do przeczytania. tutajpoczkategori
Dawniej czytałam do końca każdą książkę, którą zaczęłam, co prawda strony czasami leciały szybciej niż powinny, ale zawsze mniej więcej wiedziałam jak się potoczyła akcja. Ostatnio miałam kilka przypadków kiedy po 40 stronach mówiłam dość! Kiedyś też miałam taką filozofię o której wcześniej dziewczyny już wspomniały "może pod koniec się rozkręci", ale teraz po prostu odkładam książkę z nadzieją na lepszy dzień kiedy może do niej wrócę. Przykłady do których podchodziłam wielokrotnie to m.in. Intruz, Pamiętnik wampirów i Lolita. Początkowo też kilka razy podchodziłam do Uprowadzonej Lucy Christopher, a kiedy w końcu skończyłam tą pozycje (w jedną zarwaną nockę) zastanawiałam się co było z nią nie tak, że nie mogłam jej skończyć, przecież to świetna książka! Mam tylko nadzieję, że z pozostałymi będzie podobnie.