ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...


Karen zawsze była inna. Kiedy ciotka odnalazła ją w pustym domu, dziewczynka nie potrafiła mówić, czytać, pisać ani przebywać wśród ludzi. Nie wiedziała, co znaczy smutek, radość czy miłość. Miała za to niemal fotograficzną pamięć i niezwykle oryginalne spojrzenie na świat. Dobrze czuła się tylko, nurkując w głębiach oceanu, wśród ryb i delfinów. Żeby żyć wśród ludzi, musiała się nauczyć najtrudniejszego – wyrażania najprostszych emocji. Niezwykle uzdolniona, o ponadprzeciętnej inteligencji Karen nie jest według innych zdolna do miłości.

Ale czym kieruje się dziewczyna, która zrobi wszystko, by skrócić cierpienia zabijanych zwierząt? Jej nowatorskie metody zmieniły świat i nie wszyscy potrafią to zaakceptować. Lecz Karen nie interesuje to, co myślą o niej inni. Karen wie, co jest ważne.

Dziewczyna, która pływała z delfinami to wspaniała podróż w głąb ludzkiego umysłu, pokazująca, jak wiele zależy od punktu widzenia i wrażliwości każdego z nas, a zarazem jak mało mamy wpływu na to, co dzieje się w naszym życiu. Sabina Berman stworzyła meksykańską wersję Forresta Gumpa w kobiecym wydaniu. Zamiast pudełka czekoladek jest puszka tuńczyka z napisem „bezpieczne dla delfinów” i „wolne od stresu”.

*************
„Dziewczyna, która pływała z delfinami” to książka, o której miesiąc temu było dość głośno na blogach. Mimo iż sama też przeczytałam ją już wtedy, zdecydowałam się dodać moją recenzję dopiero teraz, dlatego aby nagle o niej nie ucichło, gdyż nie jest to powieść, która zasługuje na zapomnienie... (Dooobra, a tak serio znacie główny powód dlaczego zwlekałam z recenzją – nie miałam totalnie czasu, żeby ją napisać, ale cicho xD).

I chyba dobrze zrobiłam, że odłożyłam to na później, bo teraz patrzę na „Dziewczynę, która pływała z delfinami” z perspektywy czasu i mogę szczerze powiedzieć, czy wniosła coś w moje życie, czy pozostawiła po sobie jakikolwiek ślad... I przyznaję, że pozostawiła, bo myśli o niej są wciąż żywe i pełne emocji.

Bohaterką książki jest Karen, nazywana także przez niektórych Zdolną Inaczej. Poznajemy ją jako dziewczynkę zupełnie nieprzystosowaną do życia, w momencie, gdy w jej świat wkracza szturmem ciotka Isabelle. Isabelle odziedziczyła rodzinną przetwórnię tuńczyka, a przy okazji także Karen – nieznaną jej do tej pory siostrzenicę. Postanawia się nią zająć i wyprowadzić ją na ludzi, nie zważając na to, że dziewczynka cierpi na autyzm, a przez to, że nikt do tej pory o nią nie dbał, zupełnie nie wie, jak należy się zachowywać. W trakcie lektury mamy także szansę obserwować jak Karen dorasta i zmienia się w dojrzałą kobietę, której życie zostało całkowicie podporządkowane tuńczykom, a nie tytułowym delfinom, jak się to mogło wydawać po zerknięciu na okładkę.

Narracja w powieści jest pierwszoosobowa, całą historię poznajemy z punktu widzenia autystycznej Karen. Jest to narracja spokojna, specyficzna i szczera. Początkowo obawiałam się, że autorka nie poradzi sobie z tym zadaniem, że nie zdoła ukazać autyzmu Karen i jednocześnie dobrze przedstawić całej historii, ale na szczęście spotkało mnie miłe zaskoczenie. I muszę przyznać, że właśnie narracja jest jednym z największych plusów tej książki, gdyż wydaje się być taka prawdziwa. A realności dodaje jej też kilka obrazków, aż uśmiechnęłam się na ich widok.

Największym atutem jest oczywiście sama postać Karen. Jej spostrzeżenia, mimo tego, że IQ ma na poziomie drugoklasistki, są bardzo trafne. Walczy o to, co uważa za słuszne, o swoje poglądy, konsekwentnie wprowadza swoje pomysły w życie i jest im oddana do samego końca. Myślę, że niejedna standardowa bohaterka mogłaby się od niej wiele nauczyć. A każda osoba twierdząca, że inny = gorszy, po przeczytaniu tej książki chyba zastanowi się nad tym poglądem... a nawet go zmieni.

Nie jest to książka, od której nie można się oderwać i która wciąga bezgranicznie, a jednak za każdym razem, gdy wracałam do jej czytania, miałam autentyczny uśmiech na twarzy i byłam zaciekawiona tym, jak dalej potoczą się losy Karen i jej tuńczyków.

A jak się potoczyły, tego tylko dowiecie się sięgając po książkę, którą naprawdę polecam. Jest to mądra, spokojna powieść, nie brak w niej trafnych spostrzeżeń i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Warto ją przeczytać, by zastanowić się nad pewnymi istotnymi kwestiami - nie są one podane w sposób nachalny, ale gdzieś „obok” w narracji, tak jak to może być podczas spotkania z autystyczną osobą. Osobiście nie żałuję spotkania z Karen i wszystkich zachęcam do tego samego.


Suu, twoja recenzja sprawiła że książka przypomina mi inną którą ostatnio czytałam: "Loteria", z chęcią się przekonam czy faktycznie są podobne, tym bardziej że mam tą książkę w bibliotece, więc na żadne koszty się nie narażam. tutajpoczkategori

Suu, twoja recenzja sprawiła że książka przypomina mi inną którą ostatnio czytałam: "Loteria", z chęcią się przekonam czy faktycznie są podobne, tym bardziej że mam tą książkę w bibliotece, więc na żadne koszty się nie narażam.

agnnes, ja czytałam "Dziewczynę..." już jakiś czas temu i Twoja recenzja "Loterii" pojawiała się też jakoś wtedy i pierwsze skojarzenie było właśnie z "Dziewczyną...", więc coś w tym musi być
Ty się bierz za "Dziewczynę...", a ja za "Loterię" w takim razie xD


Ty się bierz za "Dziewczynę...", a ja za "Loterię" w takim razie xD

O proszę, to faktycznie coś w tym musi być, to może jak przeczytasz "Loterię" napisz parę słów porównania co do nich .
Ja jak przebrnę przez moją kilometrową listę już zamówionych książek w bibliotece, to na pewno przeczytam i wstawię recenzję "Dziewczyny.." tutajpoczkategori




Ty się bierz za "Dziewczynę...", a ja za "Loterię" w takim razie xD

O proszę, to faktycznie coś w tym musi być, to może jak przeczytasz "Loterię" napisz parę słów porównania co do nich .
Ja jak przebrnę przez moją kilometrową listę już zamówionych książek w bibliotece, to na pewno przeczytam i wstawię recenzję "Dziewczyny.."

Ja też muszę najpierw jakoś zdobyć "Loterię", ale mam nadzieję, że nie potrwa to długo
Właśnie dostałam wczoraj, więc niedługo przeczytam. tutajpoczkategori