ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...

Śnieg nocą w Londynie

Był piękny zimowy wieczór. Śnieg padał już od kilku godzin, układając kolejną warstwę białego puchu na Londynie. Było to rzadkością, ponieważ zwykle to po prostu obfitszy deszcz zwiastował Boże Narodzenie. Dla wielu mieszkańców angielskiego miasta było to jedno z cudowniejszych świąt. Nie dla nich.
-Zawsze tak jest! Co roku robisz to samo, prawda? Rujnujesz dziewczynom życie w prezencie na Gwiazdkę. Idź się lepiej zgłoś na Mikołaja. - blondwłosa kobieta miotała się po pokoju, próbując nie wybuchnąć płaczem. On stał nieruchomo, oparty o beżową ścianę, wpatrując się w czubki znoszonych adidasów. Ręce miał założone na piersi, a na oczy opadały mu brązowe loki. Z pozoru wydawał się być znudzony tą sytuacją. Z pozoru.
-No odezwij się, do cholery! - stanęła, tupiąc w podłogę jak mała dziewczynka. Odgarnęła kosmyki sięgające jej do łopatek z twarzy i zacisnęła zęby. Żeby powiedział cokolwiek. Żeby przeprosił. Albo powiedział, że ma ją głęboko w dupie. Ale nic, stoi jak słup i nawet na nią nie spojrzy. Podły tchórz, nikt więcej. Szkoda, że sprzedała mu serce.
-Gabbe… Gabbe, proszę… - powoli uchodziła z niej pewność siebie, jaką zawsze promieniowała. Pół godziny kłótni, tyle wystarczyło mu, żeby ją złamać. Podwinęła rękawy flanelowej koszuli w kratę i oparła się o fotel. Raz po raz splątywała drobne, długie palce, trwając w ciężkim, dobijającym milczeniu.
-Gabriel… - szepnęła jeszcze raz. O, nie. Na łzy niech nie liczy. W ogóle nie miała zamiaru płakać, ale rozmowa zeszła na temat rozstania i być może nie będzie w stanie się powstrzymać. Ale na pewno nie przy nim. Zachowa resztki honoru.
-Jocelyn, utrudniasz to, co i tak jest trudne. - odparł zmęczonym głosem, podnosząc wreszcie głowę. Jak łatwo było trafić wzrokiem w jego granatowe oczy, zwykle radosne i pełne miłości. Dziś - puste i zimne. Zdała sobie sprawę, że chyba nie chciała go widzieć. Że raczej wolałaby myśleć, że choć trochę mu na niej zależy. Wyobrażała sobie smutek w jego spojrzeniu. Zamiast tego, dostała nicość.
Nic. Tyle dla niego znaczyła.
Kiedy się spotkali, było to dwudziestego szóstego grudnia zeszłego roku, wydawał się być podłamany. Ona, rezygnując ze świętowania wraz z kolegami ze studiów, udała się do pobliskiego pubu na kieliszek koniaku. Pub był dobry, koniak też. Na pewno lepszy od litrów piwa, które wlewali w siebie przyjaciele. A Boże Narodzenie było dla niej czymś szczególnym. Świętem, które spędza się z rodziną. Chyba że, tak jak w jej wypadku, rodziny się nie posiada.
W takim wypadku idzie się do baru na kieliszek koniaku i spotyka się czarującego i odrobinę smutnego, jak na tak radosny okres, Gabriela. Siada się obok niego, pyta, o co chodzi. Dlaczego jest tu sam. I zakochuje się w nim. W przekonaniu, że jest to miłość odwzajemniona. I żyje się szczęśliwie do kolejnej Gwiazdki.
-Jesteś nikim. - wydusiła, zmieniając podejście. Nie miała już co prawda siły na krzyk, ale wrogość serwowana w ten sposób również bolała. - Chcesz, idź. Nie zatrzymam cię. Wiedz tylko, że zmarnowałeś okrągły rok mojego życia. Mogłam przez ten czas być z kimś innym. Kimś, komu by na mnie NAPRAWDĘ zależało…
-Mi naprawdę…
-… a nie z kimś, kto tak sprytnie udaje. - kompletnie zignorowała jego wtrącenie. - Więc idź w świat, Gabrielu. Idź i spotkaj jakąś naiwną siksę, której dasz jeden szczęśliwy rok i zniszczysz święta. Postaraj się, by była sierotą, bo inaczej możesz mieć do czynienia z jej rodziną.
Wstała i skierowała się w stronę wyjścia. Szarpnęła za klamkę i otworzyła drzwi na całą szerokość, gestem dając mu do zrozumienia, że ma opuścić ten lokal.
-Przepraszam, Joyce. - westchnął i spuścił spojrzenie, ukrywając je za zasłoną ciemnych włosów. Nie zareagowała. Dopiero, kiedy opuścił jej mieszkanie, kiedy zatrzasnęła za nim drzwi… Osunęła się po nich i, gdy dotknęła podłogi, puściły jej nerwy. Ale przeceniła się - nie była zdolna do płaczu. Siedziała, obejmując nogi rękami i wpatrywała się w pustkę.

*

Gdy zatrzasnęła drzwi, wydawało mu się, że usłyszy jakiś wybuch płaczu. Czy krzyki, cokolwiek. A tymczasem pożegnała go głucha cisza. Co nie oznacza wcale, że sam nie miał ochoty się rozpłakać. Ale musiał grać zimnego drania, musiał udawać, że nie obchodzi go jej ból. Ból, który z nim dzieliła.
Wychodząc z bloku, obejrzał się do tyłu z nadzieją, że za nim pójdzie. To by raz na zawsze rozwiązało problem. Niestety klatka schodowa ziała pustką, pomijając rodzinkę kotów chroniącą się tu przed zimą.
Uliczki Londynu wyglądały niesamowicie, kiedy przykryła je biała kołderka. I choć zdarzało się to niezwykle rzadko, Gabbe nie mógł cieszyć się tym widokiem. Cierpiał z powodu bólu zadanego człowiekowi, niewinnej kobiecie, którą obdarzył szczególnym uczuciem. Do tej pory się nie angażował, co zresztą nie było trudne. Znajdował dziewczynę, zakochiwała się w nim, po czym, w Wigilię Bożego Narodzenia, zrywał z nią jakiekolwiek stosunki.
Jednak tamtego dnia nie wybrał się do pubu z zamiarem zdobycia kolejnej naiwnej partnerki. Poszedł się napić - w końcu do Nowego Roku pozostało mu jeszcze kilka dni. Siedząc w przytulnym lokaliku, prawie nie zauważył wchodzącej do środka dziewczyny, widocznie uciekającej przed deszczem. Zaczął się jej ukradkiem przyglądać. Spod kaptura brązowo-zielonej ortalionowej kurtki wystawały długie, złote włosy, przemoczone do suchej nitki. Uśmiechnęła się do barmana i poprosiła o jakiś drink, którego nazwy nie dosłyszał. Gdy zauważyła, że ją obserwuje, nie obruszyła się, ani nie posłała mu żadnego gniewnego spojrzenia - za to podeszła i spytała, co tu robi i dlaczego jest sam w Boże Narodzenie. Wymyślił jakąś historyjkę. I tak się zaczęło.
Na początku było mu całkiem łatwo odpierać jej urok. Jednak z każdym dniem, z każdym następnym jej uśmiechem, roziskrzonym spojrzeniem rudych oczu zdawał sobie sprawę, że będzie inaczej. Mimo świadomości, że sprawi jej większy ból jeśli nie odejdzie teraz, nie potrafił tego przerwać. Było zbyt cudownie.
A dziś, idąc samotnie ulicą z rękami w kieszeniach, coś rozrywało go od środka.
Wspiął się na schody pożarowe jednego z wyższych budynków i, nieco zdyszany, usiadł na murku otaczającym krawędzie, wpierw odgarniając zeń śnieg.
Nie minęło pięć minut, a stał obok niego.
-Mhmm… - wciągnął zimne powietrze do płuc i uśmiechnął się szeroko. - Znam ten zapach… To… hm… cebula? Nie… Cytrusy? Nie, też nie. Cytryna? Nie, nie, nie… Wiem! Cierpienie. Pięknie pachnie, nieprawdaż?
-Musisz? - westchnął Gabbe, pocierając czoło zmarzniętą dłonią. Nawet nie spojrzał w górę - nie chciał widzieć wyrazu złośliwej satysfakcji spowodowanej zaistniałą sytuacją. Wystarczył mu wyraz twarzy Jocelyn, kiedy po raz ostatni na nią zerknął.
-Och, Gabrielu… Nie byłbym sobą, gdybym nie musiał. Wiesz… Wydaje mi się, że jest tego więcej. Więcej cierpienia. Czyżbyś się zakochał, Gabrielu? - czarne oczy mężczyzny zabłysły, gdy ukucnął, wpatrując się w twarz Gabbe’a. Wiatr wzruszał jego proste, sięgające brody czarne włosy, doskonale komponujące się ze śniadą karnacją. O tak, śmiało można było stwierdzić, iż Lucyfer był piękny.
-Może dasz mi do niej numer? - wykonał znaczący ruch brwiami, szczerząc się okrutnie.
-Przestań, Luce. Te twoje gierki nie mają sensu. Dostałeś swoje, więc idź do diabła.
-Dobre określenie. Trochę ironiczne, nie sądzisz? A to ja jestem mistrzem ironii. Pamiętasz jeszcze stare czasy, czasy naszej świetności? Potem był Upadek. I, wiesz przecież, mówi się głównie o mnie. Nikt nie wspomina o Archaniele Gabrielu, który również okazał się podłym sukinsynem wypinając się na Boga…
-Luce.
-Ale ja byłem silniejszy, a ty chciałeś wrócić, zdrajco. Pomyśleć, że kiedyś się kumplowaliśmy! A potem zrobiłeś jeden głupi błąd, zabrałeś mi kobitkę. I tak skazałeś się na wieczne potępienie, pamiętasz? Tylko jeden rok z każdą, od Gwiazdki do Gwiazdki, ani dnia dłużej, bo czeka ją śmierć. Pamiętasz, Gabrielu? - ostatnie słowa wysyczał, nachylając mu się do ucha. Gabbe miał ochotę zrzucić go z dachu, ale wiedział, że nic by to nie dało. Wystarczyło przeczekać. Poczekać, a sam sobie pójdzie.
-Gabbe?
Ale to było coś większego. Jej cichy, nieśmiały głosik przebijający się przez tumany wirującego śniegu był czymś niezwykłym - jak lekarstwo na rany zadawane przez Lucyfera.
Był halucynacją.
Był halucynacją?
-Gabbe, nie pozwolę ci tak po prostu zabrać dupy w troki. - oznajmiła nieco bardziej stanowczo. Usłyszał skrzypienie śniegu pod jej zimowymi butami. - Trafiłeś na złą dziewczynę. Ale uprzedzałam, że jestem upierdliwa.
-Joyce? - nie odwrócił się. Bał się rozczarowania, że to jedynie wytwór jego chorego umysłu. Jednak odpowiedź na pytanie znalazł w wyrazie twarzy Lucyfera - w przerażeniu i zdziwieniu oraz złości.
-A ile wariatek takich jak ja znasz?
Zeskoczył z murka chwytając ją w objęcia. Tak bardzo pragnął zatrzymać tą chwilę, tak bardzo chciał… Ale nie musiał już się martwić. Przekleństwo zostało zniszczone. Zostawił ją, a ona poszła za nim.
Złączyli usta w namiętnym pocałunku, nie zważając na obecność osoby trzeciej. To Jocelyn oderwała się od niego pierwsza - nieco speszona publicznością. Chłopak przypatrzył się jej. Miała rumieńce od zimna na bladych policzkach i dawne ogniki w pomarańczowych oczach.
-Przedstawisz mi kolegę? - mruknęła odsuwając się od niego. Lucyfer podszedł do nich powolnym krokiem, a gdy przystanął, wpatrywał się w nią intensywnie i bezczelnie, niczym drapieżnik obserwujący ofiarę.
-Cassandra. - szepnął i przeniósł spojrzenie na Gabriela, który już w tej chwili oczy miał jak spodki. Luce wyciągnął dłoń i przejechał jej wierzchem po policzku dziewczyny. - Cassie...
-Nie. Nie rób tego, proszę. - wydusił i sięgnął ręką, by złapać Joyce za ramię. Wtedy czarnowłosy szarpnął dziewczynę w swoją stronę.
-Au! - pisnęła, próbując wyrwać się z jego bolesnych objęć. - Co ty robisz, człowieku?!
-Nie, Luce…
-Zabieram to, co mi się należy. - oznajmił zimno i zrobił jeszcze krok w stronę krawędzi budynku.
Nie minęła sekunda, a zrzucił ją z dachu.
-Nie.
Gabriel natychmiast skoczył za nią. Nie myślał wiele - musiał być razem z nią, nieważne ile by to kosztowało. Kiedy spadała, krzyczała, wymachując nogami i rękami, chwytając się powietrza. Spadała szybciej niż płatki śniegu, leniwie lawirujące w powietrzu. A za nią leciał Anioł.


Kurcze, jak ja żałuję, że nie zdążyłam napisać żadnego opowiadania... :< No, ale cóż, tak bywa. Mam trochę czasu, więc wzięłam się za czytanie. No to zaczynam krytykować! )

Może zacznę od błędów. Nie będę ich wypisywała, ale nawiążę do nich. Zaczynając dialog myślnikiem, po nim powinnaś postawić spację.

-Zabieram to, co mi się należy. - oznajmił zimno i zrobił jeszcze krok w stronę krawędzi budynku.

Po "należy" nie powinno być kropki! "Oznajmił" jest napisane dobrze, z małej, ale w wielu miejscach robisz właśnie takie błędy, że piszesz wyrazy po myślniku z małej. Jeśli opisujesz czynność mówioną (np. powiedział, krzyknął, oznajmił, odpowiedział itd.) to piszesz to z małej. Jeśli piszesz np. usiadł, spojrzał, musnął, itd. piszesz to z dużej, a wcześniej, przez myślnikiem, powinna być kropka. Inaczej jest to błąd. I dużo właśnie takich błędów jest w tym tekście.
Poza tym gdzieś zauważyłam, że mieszasz czasy...

Podobało mi się to, że użyłaś tutaj imienia Cassandra, które bardzo mi się podoba. ;] Ale ten Gabriel już nie... No, ale okej, to Twoje opowiadanie.

Chyba czas na końcową opinię... A więc... Przyznam, iż nie spodobało mi się to opowiadanie. Pisane fajnym językiem, szybko się czyta, ale nie uwiodło mnie. Szczególnie koniec - bez dramatyzmu jak dla mnie. I powiem Ci, że ostatnie zdanie, jak dla mnie, jest za krótkie. ;d Moment, jak Luce zrzuca ją z dachu powinnaś bardziej opisać jakoś, a tu nagle zrzuca ją i koniec. Ale to tylko moje zdanie, nie wiem, jak widzą to inni. Tak czy inaczej, nie podobało mi się. Jednak pamiętaj - trening czyni mistrza.
Pozdrawiam.[/b tutajpoczkategori
A ja muszę powiedzieć, że mnie opowiadanie się spodobało.. Odkąd zobaczyłam Gabriela w SN to moj ulubiony archanioł, wiec fajnie ,ze jest głownym bohaterem. Pojawienie sie Lucyfera też jest fajne. I ogolnie fakt ,ze początek zapowiada się na zwykłą historię miłosną ,a potem okazuje się ,ze wplątani w nia są upadli aniołowie.
Chociaz Lucyfer zraniony utratą kobiety kompletnie mi nie pasuje .
Podoba mi sie ostatatnie zdanie.

Był piękny zimowy wieczór. Śnieg padał już od kilku godzin, układając kolejną warstwę białego puchu na Londynie. Było to rzadkością, ponieważ zwykle to po prostu obfitszy deszcz zwiastował Boże Narodzenie. Dla wielu mieszkańców angielskiego miasta było to jedno z cudowniejszych świąt.
tą chwilę

Chociaz Lucyfer zraniony utratą kobiety kompletnie mi nie pasuje

Mi też jakoś ten Lucyfer w ogóle nie pasuje. Ale cóż, to Twoje opowiadanie i Twój pomysł.

Zdania są ładne, ale dialog między Lucyferem a Gabrielem mi się nie spodobał. Wydawał mi się taki... sztuczny. Tak, sztuczny to chyba właściwe słowo. Dalej... kreacje bohaterów. Cóż, nie za wiele mogę o nich powiedzieć. Za dobrze ich czytelnik nie poznaje.

Tak więc podsumowując, nie za bardzo wiem, co powiedzieć o Twoim opowiadaniu. Nie powiem, że mi się podobało, ani że mi się podobało, ponieważ mam mieszane uczucia. Jedyne, co mogę zrobić, to zachęcić Cię, żebyś pisała dalej. Nie zniechęcaj się. tutajpoczkategori


Bynajmniej nie uważam komentarzy za złośliwości o to w końcu chodzi, geniuszem nie jestem, a chcę się podszkolić, więc pomocy nigdy za mało.
Wyjaśniam odnośnie Lucyfera. Teraz stwierdzam, że źle to ujęłam. Chodziło o sam fakt, że Gabriel zabrał mu kobietę, a nie, że był w niej zakochany. To myślę, że uderzyłoby w ego nawet diabła

jesli chodzi o te kropki, myślniki itd. to prawda jest taka, że nie mam pojęcia, co gdzie stawiać. W podstawówce nauczycielka mówiła tak, teraz w gim mówi inaczej i ja się najzwyczajniej w świecie pogubiłam.

W każdym razie dziękuję za komentarze ;

-Zawsze tak jest! Co roku robisz to samo, prawda? Rujnujesz dziewczynom życie w prezencie na Gwiazdkę. Idź się lepiej zgłoś na Mikołaja. - blondwłosa kobieta miotała się po pokoju, próbując nie wybuchnąć płaczem.

Że raczej wolałaby myśleć, że choć trochę mu na niej zależy.
Chyba że, tak jak w jej wypadku, rodziny się nie posiada.
W takim wypadku idzie się do baru na kieliszek koniaku i spotyka się czarującego i odrobinę smutnego, jak na tak radosny okres, Gabriela.

Kimś, komu by na mnie NAPRAWDĘ zależało…
Idź i spotkaj jakąś naiwną siksę, której dasz jeden szczęśliwy rok i zniszczysz święta.
Cierpiał z powodu bólu zadanego człowiekowi, niewinnej kobiecie, którą obdarzył szczególnym uczuciem.
(...)roziskrzonym spojrzeniem rudych oczu (...)
Wspiął się na schody pożarowe jednego z wyższych budynków i, nieco zdyszany, usiadł na murku otaczającym krawędzie, wpierw odgarniając zeń śnieg.
(...)zabrałeś mi kobitkę.
Zeskoczył z murka chwytając ją w objęcia.
Kiedy spadała, krzyczała, wymachując nogami i rękami, chwytając się powietrza. Spadała szybciej niż płatki śniegu, leniwie lawirujące w powietrzu.

Powtórzenie.

Nie wypisywałam Ci wszystkich błędów, bo musiałabym zbetować całe opowiadanie, a nie chce mi się tego robić, nad tym trzeba posiedzieć dość długo i naprawdę uważnie popracować.
Jednakże część błędów Ci wypisałam, Twój wybór co z nimi zrobisz.
Naikari już Ci napisała, że pisze się tę chwilę, a nie tą chwilę. Jeżeli masz ę na końcu, to będzie ę, a jeżeli ą, no to ą.

Ogólnie opowiadanie napisałaś ciekawe, nie za długie i to mi się podoba. Długa może być książka, ale ja jestem zwolenniczką krótkich jednopartówek. Dziewczyny już Ci napisały co nieco odnośnie postaci Lucyfera i ja słowo w słowo się z nimi zgadzam. Wiadomo, że sama wykreowałaś jego postać, ale wg mnie prawdziwy Lucyfer prędzej urwałby Gabrielowi łeb i znalazł sobie inną kobietę, niż strzelił focha, że ten mu ją odbił. Dlatego Lucek w Twoim opowiadaniu wyszedł trochę nienaturalne, ale z drugiej strony skąd ja mam wiedzieć, jaki on jest naturalnie? Jednak masz u mnie dużego plusa za postać Lucyfera, bardzo lubię, gdy pojawia się on w filmach, serialach, opowiadaniach, książkach...
Oprócz tego: słabo zarysowana fabuła, akcji niewiele, co mnie smuci. Logiczne, że nie wpływa to na korzyść opowiadania, jednakże nie spisuje go również na straty. Dużym plusem jest dwójka bohaterów: jak już wspomniałam - Lucyfer, ale do tego Gabriel. A bohaterki znowu nie polubiłam, brawo więc dla Lucyfera za to, co zrobił.
Nie jest jednak źle, ale mogło być lepiej.

No i taka moja mała rada: mogłaś najpierw zorientować się w konstrukcji dialogów, stawianiu myślników, kropek itd. (wszystko, co z dialogami ma wspólnego), a dopiero później napisać to opowiadanie. Wyszłoby Ci lepiej. tutajpoczkategori
Ja nie będę jakoś specjalnie krytykować, bo nie znam się na kropkach, przecinkach itp, ale przeczytałam i nie mogę się powstrzymać od wyrażenia swojej skromniej opinii.
Samo opowiadanie, hmm, takie sobie, ale podobał mi się sposób, w jaki opisałaś każdą sytuację. Było dużo istotnych szczegółów, zachowanie postaci, ich pozycje, dialogi, nie zawracałaś sobie natomiast głowy zbędnymi opisami wyglądu pomieszczeń i to mi się podoba Sama fabuła mnie nie zachwyciła, ale pomysł był niezły
Ciekawie, że umieściłaś w tym wszystkim Lucyfera, co prawda nie odczułam specjalnie jego "piekielności", ale postać super
Jedyne, co zauważyłam tutaj to "rude oczy" i to mnie trochę zaskoczyło


Cierpiał z powodu bólu zadanego człowiekowi, niewinnej kobiecie, którą obdarzył szczególnym uczuciem.


Zadanemu, nie zadanego.

(...)roziskrzonym spojrzeniem rudych oczu (...)


Że co? Rude oczy? Nie wnikam...

i tutaj też ;p może to i niezbyt często spotykane określenie, ale widywałam takie w książkach. tutajpoczkategori


Jedyne, co zauważyłam tutaj to "rude oczy" i to mnie trochę zaskoczyło


Mnie też Czytałam kilka razy żeby mieć pewność, że to o oczach mówisz, a nie o włosach. W końcówce trochę chaotycznie, albo nie wiem, może to ja nie mogłam zrozumieć kto, co mówi. Ogólnie świetne opowiadanie, masz bardzo ładny styl
Christie, może i masz rację, jednak ja jestem człowiekiem niezwykle upartym i wciąż trzymam swoje zdanie.

A co do rudych oczu to wydaje mi się to po prostu niemożliwe. No bo jak to brzmi w ogóle?! Poza tym czy ktokolwiek spotkał kiedyś rude oczy? Rude włosy, to oczywiste, ale oczy? Tragedia.

No i nie ma za co. Zawsze służę pomocą, więc jeżeli miałabyś jakieś problemy, to wiesz, do kogo pisać. Postaram się pomóc. tutajpoczkategori
a mi się bardzo spodobało opowiadanie, ponieważ z zasady uwielbiam Gabriela i Lucyfera chociaż akurat w tym wypadku nie przekonało mnie przedstawienie tego drugiego, ale spodobały mi się fajne dialogi i ten motyw z miłością - naprawdę ciekawie opisane. no, pod koniec trochę za szybko z akcją, ale ostatnie zdanie - świetne. aż mnie zżera ciekawość, jak to się wszystko skończyło

"Cierpiał z powodu bólu zadanego człowiekowi, niewinnej kobiecie, którą obdarzył szczególnym uczuciem.
Zadanemu, nie zadanego. "

Oczywiscie, ze ZADANEGO. Lena moze sobie byc uparta ile tylko chce, ale zasad gramatyki i tak nie zmieni Rownie dobrze moglaby sie uprzec, ze "czarne jest biale"

Jesli chodzi o slowa: "kobitka" i "sikasa" to one wcale nie raza Wręcz przeciwinie, dzięki temu dialog był bardziej naturalny i prawdziwy Jesli ktos, jeszcze raz zarzuci ci, że kolokwializm go razi, to powiedz/napisz "mam to głęboko w d(...)" xD tutajpoczkategori
a mi się podoba twoje opowiadanie xd. nie za krótkie, nie za długie. I to, że wplotłaś w to Lucyfera i Gabriela też przemawia na plus :]. Piszesz fajnym językiem a te kropki, przecinki itp. mimo że zazwyczaj rażą mnie tego typu błędy, to nie zwracałam na nie uwagi - za fajnie mi się czytało xd.
osobiście opowiadanie całkiem mi się podobało, ale... no tak, zawsze jest ale.
primo, "rude oczy". nie chcę się czepiać jakoś za bardzo, bo sama piszę i robię mnóstwo błędów, za to "rude oczy" rzuciły mi się w oczy.
"siksa" podobnie jak "rude oczy", trochę mnie raziły.
secundo, postać Lucyfera powinna być dla mnie plusem, ale jakoś w tym wydaniu go nie polubiłam.
tertio, to już ostatnie, za szybko, według mnie ofc, poleciałaś z tą akcją pod koniec. pogubiłam się całkowicie, nie wiedziałam kto spada, kto zabiera i zrobił mi się wielki bałagan w mózgu i nie wiedziałam co jest co.
ale nie martw się, nie jest źle, a zawsze może być lepiej : > tutajpoczkategori



Cierpiał z powodu bólu zadanego człowiekowi, niewinnej kobiecie, którą obdarzył szczególnym uczuciem.


Zadanemu, nie zadanego.

a ja się tutaj nie zgodzę. 'Zadanego' jest nie do 'człowieka' tylko do 'bólu' co daje:
cierpiał z powodu kogo? czego? zadanego bólu

No pewnie, że 'zadanego'...

Mnie się bardzo, bardzo, bardzo podobało! Nie wiem, czy wolno mi to pisać, ale jak dotąd dla mnie najlepsze z tych konkursowych, które przeczytałam. Naprawdę świetne! Gratuluję talentu/wyobraźni, naprawdę ani jednego, ani drugiego Ci nie brak.
Mi też bardzo spodobało się to opowiadanie Nie za długie, nie za krótkie, takie w sam raz Jak się je czyta ma się takie wrażenie, że wszystko, co chciałaś w nim zawrzeć, zawarłaś Mamy tu trójkę bohaterów, każdego wygląd jest przedstawiony, można więc ich sobie wyobrazić. Choć te rude oczy troszkę mi nie pasowały xD Ale to nie ma znaczenia dla opowiadania
Akcja też jest - nie jest przeciągnięta, toczy się szybko. Może w końcowym fragmencie nieco ZA szybko, ale dobrze jest Podobało mi się to, że mamy tu Gabriela i Lucyfera, ta ich rozmowa i klątwa. I końcówka była naprawdę boska Gratuluję, naprawdę niezłe opowiadanie tutajpoczkategori
JA tym opowiadaniem jestem wręcz zachwycona
Nie zwracałam nawet uwagi na błędy, ponieważ sama je robię i to nie mało.
TA końcówka była świetna