Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...

Sam & Leah

Leah Clearwater - Zmierzch
Samuel Cornick - Mercedes Thompson.

By³o zimno. ¦rodek lutego w stanie Montana nie wró¿y³ nic dobrego. ¦nieg wielkimi czapami osiada³ na wysokich drzewach iglastych i przykrywa³ le¶n± ¶ció³kê. Przez lodowaty wiatr nawet ptaki nie mia³y ochoty ¶piewaæ.
Ale Leah Clearwater, stoj±c oparta o pieñ, wcale nie odczuwa³a ch³odu w ten sposób. Pozwala³a jej na to wilcza natura, dziêki której temperatura jej cia³a wynosi³a kilka stopni wiêcej ni¿ przeciêtnego cz³owieka. Mia³a na sobie lu¼ne d¿insy brata – który ju¿ dawno j± przerós³ – oraz swój obcis³y jasnoniebieski podkoszulek z krótkim rêkawem, a na to wszystko zarzuci³a ciemnozielon± wiatrówkê siêgaj±c± za po¶ladki.
Raz po raz odgarnia³a d³ugie w³osy z twarzy. Nie lubi³a d³ugich w³osów. Wrêcz ich nie cierpia³a, we wszystkim jej przeszkadza³y, no i by³y zdecydowanie niepraktyczne. Ale pozwala³y na nie noszenie czapek, które darzy³a jeszcze jedn± antypati±.
Dlaczego Leah sta³a w mro¼ny, wietrzny dzieñ po ¶rodku lasu w Montanie? Dobre pytanie.
Nas³uchiwa³a czujnie, ale poza szelestem drzew poruszanych przez wiatr, nie dosz³y j± ¿adne d¼wiêki. By³a coraz bardziej w¶ciek³a, o ile co¶ takiego jest mo¿liwe. Ka¿dy, kto choæ odrobinê j± zna³, wiedzia³, ¿e cierpliwo¶æ to jedna z cnót, których j± pozbawiono. Zw³aszcza w ¶rodku zimny, w ¶rodku lasu, w ¶rodku Montany.
Wiêc wiadome by³o, i¿ Leah Clearwater na kogo¶ czeka³a. A ten kto¶ widocznie z ni± pogrywa³.
Seth prosi³, ¿eby nie wyje¿d¿a³a. Ale jemu te¿ zrobili pranie mózgu. Musia³a odpocz±æ po ¶mierci ojca i ca³ym tym cyrku z wampirami. Od Emily i Sama. Kiedy oznajmi³a im, ¿e wyje¿d¿a i w±tpi, ¿eby kiedykolwiek wróci³a, podnios³a siê fala protestów. Jedynie Jake siedzia³ cicho, milczeniem akceptuj±c jej wybór. Najbardziej zosta³a potêpiona przez matkê, która najzwyczajniej w ¶wiecie nie zgodzi³a siê na ¿aden wyjazd. Dlatego te¿ pewnej nocy, spakowana w plecak i ubrana jak dzisiaj, uciek³a z domu. Jedyn± osob±, któr± spotka³a po drodze by³ Jacob. Nie próbowa³ jej zatrzymywaæ, poprosi³ tylko ¿eby na siebie uwa¿a³a i stara³a siê nie wychylaæ. Eh, zupe³nie jakby jej nie zna³.
A teraz sta³a tu, czekaj±c na spotkanie z synem Marroka – Alfy wszystkich Alf.
Jak on to uj±³? Naruszy³a ich terytorium. Poza tym samica m u s i nale¿eæ do stada, nie mo¿e wa³êsaæ siê po terytorium Marroka jako samotny wilk. Nawet je¶li ucieka przed niezbyt ciekaw± przesz³o¶ci±.
Kiedy uzna³a, ¿e ma zupe³nie gdzie¶, co z ni± zrobi±, byleby tylko nie staæ tu i nie czekaæ jak ostatnia idiotka, us³ysza³a szelest. Samuel porusza³ siê cicho, bardzo cicho, ale ona mia³a wyj±tkowo wyczulony s³uch. Na tyle wyczulony, ¿eby obróciæ siê o sto osiemdziesi±t stopni i stan±æ z nim twarz± w twarz, zanim po³o¿y³ jej d³oñ na ramieniu.
Na twarzy mia³a wypisan± nie tylko z³o¶æ i zniecierpliwienie, ale tak¿e determinacjê. Tak¿e gdy spojrza³a mu prosto w oczy, dozna³ pewnego zdziwienia. I to w³a¶ciwie z dwóch powodów, z których jednym by³y w³a¶nie te uczucia. Drugim – odwaga, któr± siê wykaza³a, spogl±daj±c trzeciemu najsilniejszemu wilkowi w Stanach prosto w oczy.
A by³o w co patrzeæ. Jasnoniebieskie oczy mia³ hipnotyzuj±ce i zagadkowe. I piêkne, musia³a to przyznaæ. Chocia¿ g³êboki br±z jej olbrzymich têczówek wcale mu nie ustêpowa³.
Leah odezwa³a siê pierwsza, co by³o jedn± z dwóch g³upot, które dotychczas pope³ni³a. Inni mogliby to nazwaæ aktem odwagi, ale ona dobrze wiedzia³a, ¿e to tylko g³upota.
- Doktorze Cornick, nikt pana nie nauczy³, ¿e nie nale¿y siê spó¼niaæ na spotkanie z dam±? – Ton g³osu by³ przesycony gorycz±, sarkazmem i w¶ciek³o¶ci±, co nie umknê³o uwadze Samuela. Ale on szczyci³ siê w¶ród wilko³aków nieograniczonymi pok³adami cierpliwo¶ci i mi³osierdzie, przez co – miêdzy innymi – by³ tak dobry lekarzem.
- Przefarbowa³a¶ w³osy. – Zignorowa³ jej uwagê, odpowiadaj±c z wyra¼n± dezaprobat± w g³osie. Faktycznie kilka dni temu rozja¶ni³a swoje bardzo ciemnobr±zowe kosmyki o kilka tonów, tak ¿e mia³y teraz cynamonowy odcieñ.
Nie odpowiedzia³a, wysuwaj±c podbródek i patrz±c na niego z wy¿szo¶ci±.
- Leah, nie radzi³bym ci postêpowaæ tak w obecno¶ci mojego ojca. On jest zdecydowanie mniej tolerancyjny.
- Dziêki za radê. Nie skorzystam. Dlaczego siê spó¼ni³e¶?
- Dzisiaj walentynki – westchn±³, jakby to mia³o wszystko wyja¶niæ. Wytr±cona z równowagi spu¶ci³a spojrzenie, przegrywaj±c w ten sposób bardzo wa¿ny pojedynek. Cholera. Choleracholeracholera. Ale nie mia³a zamiaru tak tego zostawiæ. Wziê³a g³êboki wdech i – wbijaj±c wzrok w sosnê za nim – odpar³a:
- Och, ¿enisz siê? Moje kondolencje.
- Zabawne. Rozczarujê ciê, ale nie. Spêdza³em bardzo mi³o czas z przyjació³mi w Finley, a teraz jestem tu z tob±.
- Niezbyt przyjemna alternatywa, co? – U¶miechnê³a siê z³o¶liwie, bo zepsucie Samuelowi walentynek wydawa³o siê ca³kiem ciekaw± zabaw±.
- Nie narzekam, ale je¶li siê pospieszymy, zd±¿ê jeszcze na obiad – oznajmi³ ze s³yszaln± nutk± nadziei w g³osie. Nie spodoba³o jej siê to. Zmarszczy³a brwi i przeczesa³a w³osy d³ugimi, szczup³ymi palcami, po czym za³o¿y³a rêce na piersi. Zdecydowanie nie wygl±da³a, jakby mia³a zamiar siê st±d ruszyæ.
- Leah, radzi³bym ci wsi±¶æ do mojego samochodu samodzielnie, bo inaczej ciê wyrêczê.
Dziwne. Z jej gard³a wydoby³ siê d¼wiêk powsta³y z po³±czenia warkniêcia i mrukniêcia.
Leah, radzi³bym ci wsi±¶æ do karetki samodzielnie, bo inaczej ciê wyrêczê.

~

To nie by³o ich pierwsze spotkanie. Poznali siê w du¿o dramatyczniejszych okoliczno¶ciach nieca³y miesi±c temu. Leah uczestniczy³a w wypadku samochodowym. Bardzo strasznym wypadku. Nie, ¿eby jej co¶ grozi³o, ale sam fakt by³ dla niej traumatyczny.
Uciekaj±c z domu wziê³a ze sob± pieni±dze. Nie by³o ich du¿o, poniewa¿ nie chcia³a zostawiaæ brata i matki bez centa przy duszy. Tak¿e by³a zmuszona oszczêdzaæ, co równa³o siê ze zmienieniem standardowego jad³ospisu, przechodz±c na surowe, najczê¶ciej ¿ywe miêso. Nienawidzi³a polowaæ. Nienawidzi³a wszystkiego, co zwi±zane by³o z jej wilcz± natur±. Ale w skrajnych warunkach ludzka czê¶æ musia³a zacisn±æ zêby i milczeæ.
Tote¿ pewnego popo³udnia goni±c za królikiem w wilczej postaci znalaz³a siê zdecydowanie zbyt blisko jezdni. Zwierzak przebieg³ na drug± stronê, a ona skoczy³a za nim. Nie pomy¶la³a wtedy o jakichkolwiek konsekwencjach. By³a g³odna i to cholernie.
Nie przewidzia³a, ¿e mo¿e skoczyæ prosto pod ko³a samochodu.
I nie skoczy³a.
Przeturla³a siê po asfalcie do rowu, wykrêcaj±c sobie ³apy pod dziwnymi k±tami. Za to srebrne audi A4 pêdz±ce ze sto dwadzie¶cia kilometrów na godzinê wpad³o w po¶lizg i uderzy³o w drzewo, przepo³awiaj±c maskê na pó³.
Przera¿enie ust±pi³o zdrowemu rozs±dkowi dopiero kiedy zorientowa³a siê, ¿e nikt z auta nie wysiada. Wyskoczy³a z wysokiej trawy, popiskuj±c z powodu uszkodzonej lewej przedniej ³apy. Kwesti± czasu by³o, kiedy zacznie siê goiæ, ale póki co bola³o jak diabli. Od razu ruszy³a w g³±b lasu po drugiej stronie drogi i gdy dosz³a do drzewa, w którego dziupli schowa³a ubrania, przemieni³a siê.
Przemiana nie by³a przyjemna. Bolesna, wyczerpuj±ca i sprawiaj±ca, ¿e skrêcony nadgarstek pozostanie skrêcony dwa razy d³u¿ej. Wci±gnê³a na siebie bieliznê, spodnie i podkoszulek, po czym wygrzeba³a z kieszeni kurtki komórkê.
Nie pytajcie, gdzie j± ³adowa³a.
Pogotowie przyjecha³o w ci±gu nieca³ych piêtnastu minut. Opatulaj±c siê szczelnie kurtk± wype³z³a na brzeg lasu, by przyjrzeæ siê interwencji lekarskiej. Czy ludzie – lub cz³owiek – w ¶rodku jeszcze ¿yj±? Je¶li nie, czy to jej wina?
Wtedy w nozdrza uderzy³ j± zapach ¶wie¿ej, gor±cej krwi niesiony z zimnym podmuchem wiatru. Skuli³a siê jeszcze bardziej, wpychaj±c d³onie pod pachy.
Leah nie znosi³a zapachu i widoku krwi. Nie chodzi³o o jak±¶ wrodzon± awersjê. Nie mdla³a jak niektórzy ludzie, widz±c zadrapanie. Zapach krwi, miêsa, czy czegokolwiek podobnego sprawia³, ¿e siê zmienia³a. Stawa³a siê drapie¿nikiem, wilkiem bardziej ni¿ kiedykolwiek. I okrutnie siê tego ba³a.
A teraz w dodatku by³a g³odna.
Ju¿ mia³a cofn±æ siê i odej¶æ po cichu, by nikt nie zwróci³ na ni± uwagi, ale wtedy pojawi³ siê mê¿czyzna. By³ od niej wy¿szy o jakie¶ dziesiêæ centymetrów, a robocze ubranie ratownika medycznego opina³o siê na solidnie wyrze¼bionych miê¶niach. Ciemnobr±zowe w³osy zmierzwi³ mu wiatr, zarzucaj±c kilka kosmyków na czo³o. Odwrotnie do niej by³ ca³kowicie spokojny i opanowany. I nie wystraszony.
- Hej, nic ci nie jest? – zawo³a³, a jego mocny, ciep³y g³os ponios³o dalej w las. Leah pokrêci³a g³ow± i cofnê³a nieco stopê, jednak trafi³a na korzeñ i momentalnie straci³a równowagê. Dziêki Bogu wyl±dowa³a (nadal w pozycji stoj±cej) plecami na najbli¿szym drzewie. Przez g³owê przelatywa³o jej tysi±ce my¶li, ale wychwyci³a tylko t± absurdaln±: czy mo¿liwe jest, ¿eby têtno podskoczy³o jej do dwóch tysiêcy uderzeñ na minutê?
- Ty dzwoni³a¶ na pogotowie, prawda? – Zero odpowiedzi. – Jak masz na imiê?
G³odna. Mam na imiê G³odna, chcia³a krzyczeæ. Ale przecie¿ by³a cz³owiekiem. Cywilizowanym cz³owiekiem, który pod postaci± wilka spowodowa³ bardzo powa¿ny wypadek. Cholera.
Odchrz±knê³a i odbi³a siê od drzewa, powoli krocz±c do przodu. W miêdzyczasie nerwowo zerka³a w stronê miejsca gdzie „zaparkowa³” samochód.
- Leah Clearwater – wymówi³a swoje nazwisko powoli i g³o¶no, by mimo panuj±cego ha³asu móg³ je us³yszeæ. Mê¿czyzna pachnia³ ¶rodkami dezynfekuj±cymi, bia³ymi lateksowymi rêkawiczkami i krwi±. I nieszczê¶ciem. Tak, pachnia³ ¶mierci±.
- Nazywam siê Samuel Cornick. Jestem lekarzem. – Przedstawi³ siê i wyci±gn±³ do niej rêkê. Po chwili wahania nieufnie poda³a mu drobn± d³oñ i da³a siê wyprowadziæ zza linii drzew.
Widok by³ co najmniej przera¿aj±cy. Jeden z lekarzy sta³ na uboczu i rozmawia³ przez telefon, wyrzucaj±c z ust kolejne s³owa niczym krople kwasu. Dwaj ratownicy wyci±gali z siedzenia pasa¿era kobietê. By³a nieprzytomna, a trzy czwarte jej twarzy zakrywa³a czerwona zas³ona.
Kilka metrów dalej na noszach le¿a³ mê¿czyzna, a nad nim krz±ta³a siê drobna szatynka oko³o czterdziestki. Po jej energicznych ruchach i skupionym wyrazie twarzy mo¿na by³o wywnioskowaæ, ¿e zna siê na tym, co robi.
- Muszê ciê zabraæ do szpitala. – Nagle dobieg³ do niej g³os Samuela, niby odleg³y, a jednak jego w³a¶ciciel sta³ tu¿ obok. Potrz±snê³a g³ow±, by wybudziæ siê z otumanienia i jednocze¶nie daæ mu do zrozumienia, ¿e nigdzie siê nie wybiera.
- Jeste¶ w szoku, wiêc mo¿esz mieæ zwiêkszony próg bólu, co wcale nie znaczy, ¿e nie posiadasz ¿adnych obra¿eñ.
Jego g³os by³ cierpliwy i stanowczy. Co nie zmienia faktu, ¿e nie mog³a trafiæ w rêce lekarzy. ¯adna infekcja nie t³umaczy³a faktu, ¿e przy ponad czterdziestostopniowej temperaturze cia³a czuje siê i funkcjonuje normalnie. Szarpnê³a rêkê, która spoczywa³a w u¶cisku doktora. Niewiele to da³o, tak¿e odwa¿y³a siê spojrzeæ mu w oczy.
W ¶wiecie wilko³aków mierzenie siê wzrokiem jest równoznaczne walce o dominacjê. Ale przecie¿ on by³ cz³owiekiem, nic nie móg³ o tym wiedzieæ.
Wtedy tak my¶la³a. Wiedzia³a, dlaczego nie wyczu³a jego wilka – raz po raz traci³a kontakt z rzeczywisto¶ci±, a jedyny zapach, który do niej dochodzi³, by³ zapachem krwi. Poza tym jaki normalny wilko³ak zostaje lekarzem? Mo¿e i powinna siê tego spodziewaæ. Po doktorze Cullenie wszystko by³o mo¿liwe.
Ale on na swoje usprawiedliwienie mia³ tylko fakt, ¿e by³ ca³kowicie skoncentrowany na pracy. Inaczej z pewno¶ci± wiedzia³by, czym jest.
- Doktorze Cornick, niech pan mnie pos³ucha. Nie jestem ranna. Nie mam zamiaru jechaæ do szpitala. Spe³ni³am swój obywatelski obowi±zek wzywaj±c pogotowie i na tym koniec. Móg³by mnie pan pu¶ciæ?
Z tym ¿e nie zabrzmia³o to dok³adnie tak, jakby siê wydawa³o. Leah prawie ¿e wrzeszcza³a, a jej g³os przesycony by³ zniecierpliwieniem i irytacj±. Jak ³atwo siê domy¶liæ, doktor Cornick nie wys³ucha³ jej polecenia.
- Nie jeste¶ ranna? A to co? – Wskaza³ na jej prawy nadgarstek. A w³a¶ciwie rêkê od d³oni do ³okcia, poniewa¿ wzd³u¿ bieg³o olbrzymie rozciêcie. Paskudne. A fakt faktem, nadgarstek mia³a posiniaczony i wykrêcony pod dziwnym k±tem.
- Zagoi siê – zbagatelizowa³a i schowa³a rêkê za plecami. To siê nie dzieje naprawdê. Nienienienie. Owszem, zagoi siê i to bardzo, bardzo szybko. Na tyle szybko, ¿e powinna ju¿ biec w las, by Samuel nie zauwa¿y³, jak brzegi rany ci±gn± ku sobie na ich oczach.
- Nie s±dzê. Idziemy, ju¿.
- Pu¶æ mnie, Samuelu. Natychmiast – warknê³a i szarpnê³a po raz kolejny, korzystaj±c ze swojej wilczej si³y. Chocia¿ by³a kobiet±, z ³atwo¶ci± pokona³aby ka¿dego ¶miertelnego mê¿czyznê. A on ani drgn±³.
- Masz gor±czkê – Popatrzy³a na niego, jakby to nic nie znaczy³o. W istocie znaczy³o wiele. - Leah, radzi³bym ci wsi±¶æ do karetki samodzielnie, bo inaczej ciê wyrêczê.
- Nigdzie. Nie. Idê – wysycza³a i zrobi³a krok w ty³, ci±gn±æ go za sob±. Nie do¶æ, ¿e sta³ jak s³up, to jeszcze wydawa³ siê nie¼le rozbawiony.
- Idziesz.
W jednej chwili przyci±gn±³ j± do siebie, a ona – ca³kiem zaskoczona – pad³a wprost na jego pier¶. Wtedy z³apa³ j± w pó³ i – tak, jakby nic nie wa¿y³a – zarzuci³ j± sobie na ramiê. Wrzasnê³a z zaskoczenia i oburzenia, ale mimo usilnych starañ nie uda³o jej siê uwolniæ.
Nie. Dowiedz± siê, kim jestem. Zrobi± mi sekcjê na ¿ywca. I zaczn± szukaæ reszty. Nienienie.

- Ja siê zajmê dziewczyn±, a ta dwójka na blok. – Samuel wyda³ polecenie i trzymaj±c zdrowe ramiê Lei, poci±gn±³ j± do zabiegowego. Ofiary wypadku zniknê³y jej z oczu, ale zapach zbli¿aj±cej siê ¶mierci nie chcia³ odej¶æ tak ³atwo.
Mimo oporu w koñcu zamkn±³ j± w gabinecie i wskaza³ kozetkê. Zerknê³a ukradkiem na ranê. Nie pozostawia³a ¿adnych z³udzeñ co do tego, ¿e lekarz bêdzie mia³ oczy jak spodki.
- Nie mo¿esz mnie zbadaæ – oznajmi³a na wstêpie. Co prawda nie usiad³a na le¿ance, ale opar³a siê o ni± ty³kiem.
- Jestem lekarzem. To, ¿e masz wstrêt do lekarzy, nie znaczy, ¿e…
- Samuelu – wymówi³a jego imiê powoli i wyra¼nie, w taki sposób, ¿e odwróci³ siê i spojrza³ jej w oczy. Nie spu¶ci³a wzroku. – Muszê st±d wyj¶æ. Natychmiast.
- Nie.
Nie? Odepchnê³a siê od kozetki i energicznym krokiem ruszy³a w stronê drzwi. Oczywi¶cie zast±pi³ jej drogê, zas³aniaj±c je w³asn± piersi±. Zatrzyma³a siê nieca³e pó³ metra od niego i powoli podnios³a g³owê. Powaga wymalowana na twarzy kontrastowa³a z igraj±cym na jego ustach u¶miechem.
- Wypu¶æ mnie.
- Leah, na Boga, uspokój siê i wracaj na miejsce – poprosi³ ca³kiem grzecznie, co jeszcze bardziej j± rozjuszy³o.
Ale oprócz kolejnej fali z³o¶ci, dotar³y do niej nowe zapachy. Szok powypadkowy opad³. Woñ krwi znacznie os³ab³a, ustêpuj±c miejsca ¶rodkom dezynfekuj±cym – w tym spirytusowi salicylowemu, przy którym musia³a powstrzymaæ grymas – gumowym rêkawiczkom i Samuelowi. Pachnia³ pustyni± oraz ¿ywic±. I wilkiem. Cholera. Zorientowa³a siê o sekundê za pó¼no.
Z³apa³ j± za chor± rêkê, która praktycznie nie by³a ju¿ chora i poci±gn±³ na przód, by lepiej j± obejrzeæ. U¶miech zszed³ mu z twarzy, natomiast pojawi³a siê na niej mieszanka gniewu i powagi, gdy tylko zobaczy³ bia³o-sin± liniê upaækan± naoko³o skrzepniêt± krwi±. Dziewczyna natychmiast zaczê³a siê szarpaæ, ale tym razem Samuel nie stawia³ oporu. Odskoczy³a w k±t i przylgnê³a plecami do ¶ciany. Jej oczy zab³ys³y czerni±, wilk rwa³ siê do ujawnienia. Ale musia³a pohamowaæ przemianê. Nie tutaj, w obecno¶ci ludzi, których mog³aby bez mrugniêcia oka pogry¼æ. Zje¶æ.
- Leah Clerwater – wymówi³ jej nazwisko powoli, jakby sobie co¶ przypomina³ – Nie mam pojêcia, co sk³oni³o ciê do przebywania na terytorium Marroka bez wcze¶niejszego zameldowania, ale by³ to wielki b³±d.

~

- Leah? S³yszysz mnie? Idziemy. – Poci±gn±³ j± za rêkaw, wyrywaj±c z zamy¶lenia. Idziemy, Leah, idziemy. Proces. Bêdziesz mia³a proces.

Do domu Brana zajechali w mniej ni¿ pó³ godziny. Przez ca³± podró¿ nie odezwali siê do siebie s³owem. Kiedy zatrzymali siê u celu, Leah szybko otworzy³a drzwi widz±c, jak Samuel kroczy w jej stronê, by j± w tym wyrêczyæ. Nie lubi³a takich rycerskich pokazówek. No, powiedzmy ¿e w przypadku Samuela nie by³y to pokazówki. Tak zosta³ wychowany, z dobre dwie¶cie lat temu.
- Tylko b³agam, kobieto, nie patrz mu w oczy – poprosi³, zanim otworzy³y siê przed nimi drzwi. Stan±³ w nich ros³y mê¿czyzna, jeszcze wy¿szy od Samuela, o wyra¼nie indiañskim pochodzeniu. Charles, pomy¶la³a, przyrodni brat Samuela, drugi syn Brana. Sztywniak. Tyle wywnioskowa³a z opowiadañ doktora Cornicka.
Zmierzy³ ich uwa¿nym spojrzeniem i oznajmi³ sucho:
- To musi byæ ta Clearwater. Ojciec jest w salonie. I uwa¿aj, nie ma najlepszego humoru.
Ani razu nie przeniós³ na ni± wzroku, ca³y czas mówi±c do brata. A jej takie lekcewa¿enie zupe³nie nie pasowa³o.
- Mam imiê, kretynie.
- Co?
Samuel mia³ ochotê j± udusiæ. Tu i teraz, byleby nie przywali³a jeszcze wiêcej takich samobójczych g³upot. Po³o¿y³ jej rêkê na ramieniu i zacisn±³ palce. Nawet siê nie skrzywi³a. Natomiast Charles kipia³ gniewem.
- Musisz jej wybaczyæ, Charles. Jest m³oda – wyja¶ni³, nie spogl±daj±c mu w oczy. By³ uleg³y wobec wy¿szego w hierarchii. Ona nie – Przyjecha³a z rezerwatu La Push, a sam wiesz, co siê tam ostatnio dzia³o. Wpu¶æ nas, proszê.
Nie odpowiedzia³, tylko cofn±³ siê do wewn±trz, robi±c im miejsce. Samuel pchn±³ j± niezbyt delikatnie, na co zareagowa³a cichym warkniêciem. Mimo tego wesz³a i dalej kierowa³a siê jego dyskretnymi wskazówkami. W koñcu dotarli do obszernego salonu. Na kanapie siedzia³ postawny mê¿czyzna o jasnych w³osach i nijakiej twarzy. Wydawa³ siê skupiony i nieco zatroskany, ale przede wszystkim silny.
- Jeste¶cie – westchn±³, podnosz±c siê z sofy. Szatyn po raz kolejny pchn±³ j± w jego stronê, tak¿e post±pi³a kilka kroków do przodu i zatrzyma³a, jakby przyros³a nogami do ziemi. Wszystkie miê¶nie mia³a napiête, wzrok i s³uch w gotowo¶ci.
Bran wyci±gn±³ rêkê.
Po chwili wahania u¶cisnê³a j± i zrobi³a to, przed czym ostrzega³ j± Samuel. Wbi³a wzrok w jego oczy. W gruncie rzeczy mia³y przyjemny ¿ó³to-br±zowy kolor i emanowa³y si³± i ciep³em.
- Leah.
Na d¼wiêk swojego imienia wystrzelonego ust Samuela spu¶ci³a spojrzenie i wysunê³a d³oñ z u¶cisku.
- Mój syn chcia³ ciê chroniæ, ale i tak dosz³y mnie s³uchy, ¿e przebywasz na terenie Marrokan od ponad miesi±ca. Bez pozwolenia. – ¯adnego „Usi±dziemy?” czy „Napijesz siê czego¶?”. Surowa sprawiedliwo¶æ. Po plecach przebieg³ jej dreszcz, kiedy wreszcie u¶wiadomi³a sobie, w jak powa¿nej sytuacji siê znalaz³a. Ale najbardziej zaskoczy³ j± fakt, ¿e Samuel stara³ siê jej broniæ. Przecie¿ nie mia³ powodu.
- Owszem.
- I nie przysz³o ci do g³owy, ¿e powinna¶ wspomnieæ o tym Alfie tutejszego stada?
- Nie s±dzi³am, ¿e zostanê na tak d³ugo.
- Ale zosta³a¶.
- Poniewa¿ zabi³am dwójkê ludzi.
Pierwszy raz powiedzia³a to na g³os. Wspomnienia zakrwawionych twarzy, r±k bezw³adnie zwisaj±cych z noszy gnie¼dzi³y siê w jej umy¶le, a teraz tak po prostu wyskoczy³y na ¶wiat³o dzienne. W³a¶ciwie nigdy nie powiedzia³a nikomu, w³±czaj±c w to Samuela, ¿e to ona by³a przyczyn± tamtego wypadku. Ofiary nie prze¿y³y mimo starañ lekarzy. Obra¿enia wewnêtrzne by³y zbyt rozleg³e. Kobieta wykrwawi³a siê na stole operacyjnym, a mê¿czyzna zapad³ w ¶pi±czkê. Dwa dni pó¼niej, za zgod± brata – jedynego krewnego – od³±czono go od aparatury.
Zabi³am bezbronnych ludzi.
- Opowiedz – poprosi³ Bran, a s³owa pop³ynê³y z jej ust. Wiedzia³a, ¿e nie prosi o sam opis wypadku. Opowiedzia³a o wszystkich zdarzeniach, zaczynaj±c od ¶mierci ojca.
- Polowa³am. Wybieg³am za królikiem na drogê, a ten… kierowca skrêci³ i uderzy³ drzewo. Rozciê³o maskê na pó³.
Trudno by³o mówiæ. Niby to naturalne, ¿e jest drapie¿nikiem i zabijanie nie powinno mieæ dla niej takiego znaczenia. Ale po pierwsze, nienawidzi³a swojego wilka, a po drugie pozbawi³a ¿ycia niewinnych, bezbronnych ludzi.
- To nie twoja wina.
Tym razem d³oñ Samuela na jej ramieniu dodawa³a otuchy. By³a wyrazem wspó³czucia i zrozumienia. Wzdrygnê³a siê, ale strzepnê³a rêki mê¿czyzny. Za ma³o by³o w jej ¿yciu takich empatycznych gestów, by siê od nich opêdzaæ.
- Jasne, ¿e moja. Zabi³am bezbronnych ludzi, którzy mo¿e mieli zamiar siê pobraæ, mieæ stado dzieci i dwa razy tyle wnuków. A ja tak po prostu im to zabra³am. Cholera. – W tym momencie nast±pi³o co¶ niespodziewanego, a mianowicie wybuch ¶miechu. Nie szczerego. Histerycznego chichotania, po którym zwykle nastêpuje p³acz. Ale Leah nie p³aka³a, tak¿e kiedy siê uspokoi³a, przeprosi³a i potar³a d³oni± czo³o.
- I co ja mam z tob± zrobiæ, dziecko? – westchn±³ z pe³n± powag± Bran. Wzruszy³a ramionami – Dlaczego nie uciek³a¶? Przecie¿ mia³a¶ okazjê. Nie ¶ciga³bym ciê po ca³ym ¶wiecie. A przecie¿ wiedzia³a¶, co ciê czeka.
- Wiedzia³am. – Pokiwa³a g³ow±. – Ale, proszê pana…
- Bran.
- Bran. Nie jestem tchórzem. Jak ³atwo mo¿na siê zorientowaæ, cechujê siê raczej o¶lim uporem i zawziêto¶ci±. I mam swój honor.
- Wiesz, ¿e samice nie mog± ¿yæ jako samotne wilki? – kiwniêcie – A mimo to nie przy³±czy³a¶ siê do Marrokan. Nie spytam, sk±d twoja decyzja. Jeste¶ kobiet±, a ja kobiet nie rozumiem. Ale skoro mój syn wstawi³ siê za tob±, niesprawiedliwe by³oby karanie ciê. Masz wybór: przy³±cz siê do naszego stada albo wyjed¼.
- Mam jaki¶ czas na podjêcie decyzji? – spyta³a ponuro.
- Tak. Pójdê po herbatê do kuchni, a jak wrócê, chcê j± znaæ.

Kilka godzin pó¼niej siedzia³a na drewnianej barierce otaczaj±cej taras Cornicków. Noc by³a pochmurna, a mimo to czu³a przyci±ganie ksiê¿yca. Ubrana by³a jak zwykle, poniewa¿ odmówi³a noszenia ciuchów ¿ony Brana, swojej imienniczki, której – zdaje siê – ¿yciowym celem by³o przewierceniem jej wzrokiem na wylot.
Mimo ¿e Montana ma w sobie co¶, zawsze bêdzie brakowa³o jej Waszyngtonu. Bêdzie têskniæ do matki, Setha i Jake’a. I Billy’ego czasem te¿. To miêdzy innymi wywar³o silny wp³yw na jej decyzjê.
Zapach Samuela poczu³a zanim us³ysza³a kroki na drewnianej pod³odze tarasu. Otworzy³a oczy, ale nie odwróci³a siê. Nie musia³a – podszed³ tak blisko, ¿e czu³a jego oddech na szyi.
- Dlaczego? – spyta³ cicho, tak ¿eby tylko oni s³yszeli.
- Nie bêdê siê t³umaczyæ – odpar³a bardzo zmêczonym g³osem. W gruncie rzeczy trzy godziny snu na dwadzie¶cia cztery da³y o sobie znaæ. Co prawda jej ostatnie miejsce zamieszkania, g³êboka nora w¶ród korzeni olbrzymiego drzewa (mimo ofert doktora Cornicka, zosta³a przy nocowaniu pod postaci± wilka w lesie), nie by³a wygodnym lokum, ale zawsze pozwala³a siê jej wyspaæ. Noc przed spotkaniem z Marrokiem spêdzi³a odliczaj±c sekundy.
- Dlaczego siê za mn± wstawi³e¶? – spyta³a po chwili, równie cicho. O dziwo, w jej g³osie dos³yszalna by³a pretensja, nie wdziêczno¶æ.
- Dobre pytanie – westchn±³ z nutk± ¿a³o¶ci. Po chwili poczu³a ciê¿ar jego r±k na swoich ramionach. Tym razem siê nie wyrywa³a. By³ ciep³y, pachnia³ lasem, piaskiem i bezpieczeñstwem. I Samuelem.
- Dzisiaj walentynki – odpowiedzia³a, parskaj±c ¶miechem. Absurdalne i niezrozumia³e, ale Samuel nie wróci³ do ¶wiêtowania dzisiejszego dnia z Adamem, Mercy, Warrenem, Kylem i reszt± ze Stada Dorzecza Kolumbii. Zosta³ tu, szukaj±c wolnych kwater i prowadz±c d³ugie rozmowy z Branem i Charlesem. Nieraz dochodzi³o do s³ownych potyczek, co Leah wychwyci³a spaceruj±c wokó³ poka¼nych rozmiarów rezydencji. Nie chcia³a wiedzieæ, o co siê k³ócili.
- Urocze ¶wiêto, co? – ci±gnê³a – Ech, Sam, co my teraz zrobimy?
Pierwszy raz nazwa³a go „Samem”. Mia³a uraz do tego imienia, ale dok³adnie w tym momencie zrozumia³a ¿e ten Sam, to nie tamten Sam. Ten Sam jest inny. Jest Samem Nadêtym Dupkiem z La Push. Jest Samem Samuelem, synem Marroka, który pachnie pustyni± i charakterystyczn± dla niego subteln± s³odycz±. Samem, który nie robi krzywdy.
Opar³ podbródek na jej ramieniu, d³onie zsuwaj±c ni¿ej i oplataj±c jej taliê. W jego objêciach czu³a siê kim¶ innym. Kim¶ bez takiej pokrêconej przesz³o¶ci.
- Najpierw nauczymy ciê, jak zachowywaæ siê w otoczeniu dominuj±cych wilków, ¿eby¶ nie skoñczy³a w misce którego¶ z moich przyjació³. Potem przefarbujemy ci w³osy.



Pozwala³a jej na to wilcza natura, dziêki której temperatura jej cia³a wynosi³a kilka
Nie pytajcie, gdzie j± ³adowa³a.
Takie nag³e i jednorazowe zwrócenie siê do czytelnika. Nie wiem, czy to mo¿na uznaæ za b³±d, czy mo¿na tak pisaæ. Mi to siê po prostu nie podoba³o, to zdanie jakby zupe³nie wyrwane z kontekstu. Ale to tylko moje odczucie. Nie mówiê, ¿e tak jest ¼le - bo nie wiem.

Co mogê jeszcze napisaæ... Poprawi³a¶ swój warsztat pisarski, to na pewno. Naprawdê piszesz du¿o lepiej ni¿ ostatnio. Dialogi nie s± ju¿ takie sztywne i sztuczne, a pomys³, jak ju¿ pisa³am, o wiele lepszy, ciekawszy.
Podsumowuj±c: bardzo mi siê podoba Twoje opowiadanie i chcia³abym w przysz³o¶ci przeczytaæ jeszcze co¶ Twojego. tutajpoczkategori

Jest Samem Nadêtym Dupkiem z La Push. Jest Samem Samuelem, synem Marroka, który pachnie pustyni± i charakterystyczn± dla niego subteln± s³odycz±.
Wzdrygnê³a siê, ale strzepnê³a rêki mê¿czyzny. Za ma³o by³o w jej ¿yciu takich empatycznych gestów, by siê od nich opêdzaæ.

I ta sama sytuacja, chyba mia³o byæ nie strzepnê³a.
Ale te dwie rzeczy to pewnie tylko przez zagapienie siê.

Po za tym opowiadanie spodoba³o mi siê, wymy¶li³a¶ ciekaw± fabu³ê i bardzo dobrze przedstawi³a¶ Leath, co do Sama to nie wiem, bo nie czyta³am tej ksi±¿ki. Ogólnie wiêc, napisa³a¶ bardzo fajne opowiadanie
Piêkne. Bardzo lubi³am Leê (czy jak o siê odmienia), kiedy wystêpowa³a w Zmierzchu, niestety jak to jest z interesuj±cymi postaciami - ma³o jej tam by³o. A Ty uczyni³a¶ j± g³ówn± bohaterk± tego opowiadania, mrr. Mimo, ¿e Walentynki ¶rednio siê tu czu³o, to naprawdê bardzo mi siê spodoba³o!
Aha, szkoda tylko, ¿e nie czyta³am ksi±¿ki (ksi±¿ek), z których jest Samuel, zapewne bardziej by mi siê wtedy spodoba³o.

Z tego co pamiêtam, poprzednio Twoje opowiadanie polubi³am najbardziej... Nie przeczyta³am jeszcze wszystkich w tej edycji, ale miejmy nadziejê, ¿e historia siê powtórzy, co?
Powodzenia w konkursie! tutajpoczkategori



- Och, ¿enisz siê? Moje kondolencje.
Jest Samem Nadêtym Dupkiem z La Push. Jest Samem Samuelem, synem Marroka, który pachnie pustyni± i charakterystyczn± dla niego subteln± s³odycz±.

Tu te¿ mi siê wydaje, ¿e powinno byæ "Nie jest..." Chyba, ze chodzi³o o co¶ innego.
Trochê zaszala³a¶ je¶li chodzi o imiê partnera dla Leah Ale ogólnie nie by³o ¼le. Niestety mêskiej postaci nie znam wiêc nie wiem, jaki jest, ale charakter Leah odda³a¶ ¶wietnie :] Podoba³o mi siê
Faktycznie, te dwie pomy³ki z 'nie', które wymieni³y¶cie, by³y pomy³kami ;p co¶ musia³am poknociæ przy dodawaniu kilku zdañ w ¶rodku tekstu.

Dziêki za opinie ; tutajpoczkategori

Raz po raz odgarnia³a d³ugie w³osy z twarzy.
Z tego co wiem, to wilko³aki nie mog³y mieæ d³ugich w³osów, poniewa¿ ich d³ugo¶æ by³a adekwatna do d³ugo¶ci sier¶ci po przemianie, a wilko³ak nie móg³ deptaæ po swoim ow³osieniu.

Natomiast ca³a reszta mi siê bardzo podoba³a. Nie znam niestety tego drugiego Sama, wiec jego oceniaæ nie bêdê
Natomiast co do Leah. Nie lubiê tej postaci. Nigdy nie przypad³a mi do gustu i w tym opowiadaniu te¿ mnie strasznie denerwowa³a. Jednak je¶li chodzi o twoje opowiadanie, to dobrze, bo idealnie odzwierciedli³a¶ Leê ze Zmierzchu
Christie, umie¶ci³a¶ w swoim opowiadaniu dwójkê bohaterów, za którymi nie przepadam, ale opisa³a¶ ich tak, ¿e nie do¶æ, ¿e nie mog³am siê oderwaæ od czytania, to jeszcze im kibicowa³am xD
Naprawdê podoba³o mi siê - ciekawie od pocz±tku do koñca tutajpoczkategori
Podoba³o mi siê Twoje opowiadanie, Samuela nie kojarzê, ale Leach bardzo lubi³am i fajnie by³o o niej poczytaæ, mo¿e w koñcu bêdzie szczê¶liwa..
Ha przeczyta³am ju¿ wszystkie opowiadania, teraz pora zag³osowaæ
Niestety nie znam Samuela, ale Leah owszem ,i mysle ,ze ca³kiem nie¼le odda³a¶ jej charakter.
Opowiadanie podoba³o mi siê , jednak czyta³am je kilka godzin temu czekajac na zajecia i teraz s³abo pamiêtam konkretne wydarzenia ,co niestety ¶wiadczy ,¿e niezbyt wry³o siê w moj± pamiêæ.
Jednak jest fajnie, oby tak dalej tutajpoczkategori