NajgroĹşniejsi wrogowie, z ktĂłrymi musimy walczyÄ sÄ w nas...
Oto historia człowieka, który najbardziej bezpośrednio zetknął się z AIDS. Swoje przeżycia zapisał w nieufryzowanym literacko dzienniku intymnym. Niczego tej historii nie dodawszy, ale i niczego nie ująwszy, ma prawo powiedzieć o swoim zapisie: "on jest jak fakty". [...]
Jest to wreszcie szczególny romans o wątku miłosnym dotyczącym tej "innej" miłości. [...]
"Przekwitający mak" był sensacją wydawniczą w RFN końca 1987 roku, edycję w renomowanej oficynie Fischera poprzedził druk w odcinkach na łamach hamburskiego "Sterna". Nic dziwnego, że mogąc się bronić tylko swoim autentyzmem, wzbudza tak ogromne zainteresowanie i jest tłumaczony na języki obce. Któż bowiem wie, czym jeszcze będzie AIDS w powszechnym doświadczeniu ludzkości. [...]
* * *
„Przekwitający mak” to historia spisana w dzienniku Josefa Gabriela, mężczyzny, którego spotkanie z AIDS było niezwykle bolesnym wydarzeniem, do końca życia zapadającym w pamięć. Jak podaje opis tej książki, „Przekwitający mak” był sensacją wydawniczą w RFN końca 1987 roku, edycję w renomowanej oficynie Fischera poprzedził druk w odcinkach na łamach hamburskiego „Sterna”. Nie jest to powieść, jest to niezwykle intymny dziennik człowieka, który, mimo iż nie bezpośredni zetknął się z AIDS, to jak najbardziej realnie musiał walczyć o to, by utrzymać przy sobie ukochanego mężczyznę, którego życie nieubłaganie przeciekało mu przez palce.
Książka ta jest napisana językiem prostym i niezwykle ludzkim. Językiem człowieka cierpiącego, zmagającego się z powolnym umieraniem ukochanej osoby, brakiem akceptacji wśród najbliższej rodziny, a także brakiem samorealizacji. Josef, gdyż to z jego punktu widzenia poznajemy całą tę niezwykłą historię, całym sobą poświęca się swojemu partnerowi i stara się umożliwić mu to, aby te trudne chwile były dla niego jak najbardziej znośne. Każdą wolną chwilę poświęca opiece nad nim, a jednocześnie musi zmagać się z samym sobą. Mimo iż bardzo kocha swojego partnera i jest w stanie zrobić dla niego dosłownie wszystko, czuje się życiowo niespełniony, brakuje mu chwil, które mógłby poświęcić tylko sobie, ponieważ opieka nad chorym zajmuje mu każdą sekundę, tak, że na własne przyjemności nie starcza mu czasu. On jednak wciąż wytrwale pielęgnuje swojego przyjaciela, dba o niego całym sercem i choć we własnych myślach skarży się na to, iż brak mu wypełniania własnych zamierzeń, własnych przyjemności, to wciąż robi wszystko, aby życie jego partnera w tych ciężkich dla nich chwilach było jak najłatwiejsze.
„Przekwitający mak” nie składa się z jednego wątku, którym jest zmaganie się z AIDS, a z dwóch. Drugim wątkiem jest homoseksualizm, wciąż tak bardzo potępiany przez większość ludzi i niemożliwy do zaakceptowania i tolerowania. Jest to temat niezwykle delikatny, a przede wszystkim bardzo kontrowersyjny, często najmniejsza wzmianka o nim powoduje intensywne dyskusje, momentami doprowadzające do rozgorzałej wymiany poglądów. Dla mnie czytanie książki, w której homoseksualizm jest jednym z dwóch głównych wątków, a w dodatku dwójka głównych bohaterów to kochający się partnerzy, gotowi poświęcić dla siebie wszystko, było najwspanialszym przeżyciem od dłuższego czasu. Długo szukałam książki, która poruszy mnie do głębi i wreszcie znalazłam lekturę, która uczyniła to już w momencie, gdy zaczęłam czytać zaledwie pierwsze jej strony. Homoseksualizm – przez wielu miłość postrzegana, jako „inna”, ta, która nie ma prawa istnieć i jest potępiana, a dla mnie najpiękniejsza, jaka tylko istnieje.
Jest to książka, dzięki której z całą pewnością można się wiele nauczyć. Pokazuje ona, jak wielkim uczuciem jest miłość i że jeżeli jest ona naprawdę silna, to żadna przeszkoda nie jest w stanie jej zniszczyć, a często wręcz przeciwnie – wiele komplikujących życie spraw umacnia tę więź. „Przekwitający mak” pokazuje nam także to, czym dla człowieka jest realizacja jego pragnień i najskrytszych marzeń. Że są sytuacje, które wymagają zrezygnowania ze swoich zamierzeń i całkowitego poświęcenia się temu, co jest naprawdę ważne, co wymaga naszej największej uwagi. Nie trzeba czytać takich książek, aby to zrozumieć, aczkolwiek historia ta poruszyła we mnie najczulszą strunę i zmusiła do przemyśleń, czego się raczej nie spodziewałam. Dziennik napisany przez Josefa Gabriela jest niezbitym dowodem na to, że życie bardzo często tworzy przepiękne, wzruszające, pełne tragizmu historie.
Często jest tak, że nie mam pojęcia, co mogłabym więcej napisać o danej książce, gdyż po prostu nie potrafię znaleźć odpowiednich słów – mogłyby się one wydać zbyt banalne, aby oddać niezwykłość tej historii. W tym wypadku nie jest inaczej, jednakże dochodzi tutaj także pustka, którą zostawił po mnie przeczytany „Przekwitający mak”. Jest to dziennik niezwykle intymny, zawierający w sobie tak dużo pasji, tęsknoty i rozpaczy, że wszystkie te uczucia w tym momencie szaleją także we mnie i jedyne, co mogę o tej książce napisać, to „wow”. Jest to tak piękna i wzruszająca historia, że nie sposób powstrzymać przy niej łez. Gorąco zachęcam do jej przeczytania każdego, kto tylko ma ochotę. Czytanie historii o tak pięknej i głębokiej miłości, a jednocześnie pełnej głęboko tkwiącej rozpaczy, nieuchronnie zbliżającej się śmierci i zimnej, wszechogarniającej pustki, zdecydowanie będzie niezwykłym przeżyciem, na długo zapadającym w pamięć.
Nie ma żadnej skali, która mogłaby ocenić wspaniałość tej książki, bo 6/6 czy chociażby 10/10 to zdecydowanie zbyt mało. Gorąco zachęcam do przeczytania tej książki, a Ciebie, Silje, najbardziej, chociaż pewnie i tak już ją czytałaś.
Gorąco zachęcam do przeczytania tej książki, a Ciebie, Silje, najbardziej, chociaż pewnie i tak już ją czytałaś.
O jaaa! Specjalna dedykacja dla mnie!
Właśnie jej nie czytałam! A kurde nigdzie nie można jej kupić.
A strasznie mnie zachęciłaś! tutajpoczkategori
Oo, a ja dałabym sobie rękę uciąć, że już tę książkę przeczytałaś. Może uda Ci się ją znaleźć w bibliotece, ale z drugiej strony Ty bibliotek się brzydzisz, więc jest problem.
W każdym razie mam nadzieję, że uda Ci się ją zdobyć, bo ta książka jest po prostu GENIALNA! Tak się strasznie na niej popłakałam (już od pierwszych stron!), że aż dostałam czkawki. A jak skończyłam ją czytać, to aż w sobie taką wielką, gigantyczną pustkę czułam, po zakończeniu tej historii, które jest po prostu... Eh, przeczytaj sama, wtedy zrozumiesz.
Ja tez czułem gigantyczną pustkę po skończeniu tej książki...Warto było poświęcić mnóstwo czasu na nią.. tutajpoczkategori
Już od jakiegoś czasu na nią poluję w bibliotece, ale jak na złość, co zapytam to nie ma, może w przyszłym tygodniu uda mi się ją złapać