NajgroĹşniejsi wrogowie, z ktĂłrymi musimy walczyÄ sÄ w nas...
Czyli temat do gdybania o TCM. Na przykład co by było, gdyby Sonea wolała Dorriena, a nie Akkarina. Albo, gdyby Sonea przyjęła propozycje F... Zapomniałam jak mu było na imię ^.^'
Pomysł na ten temat wpadł mi, gdy przeglądałam femki postaci z różnych mang. Wtedy tak mnie naszło pytanie: Co by było, gdyby Sonea była facetem? Dajmy na to - Soneem (w mianowniku Sonej xD).
Co o tym myślicie?
@Edit: Przypomniało mi się imię tego na F. Bodajże Farren ^^ dnia Pią 21:22, 23 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Farren czy Fergun? I czy właściwie nie przyjęła propozycji obu, nie mając wyboru?
Gdyby Sonea była facetem...
zapewne nie byłoby całej książki, bo chłopak wychowujący się w takich warunkach miałby zgoła inny charakter i postawy, a przez to też magowie widzieliby w nim bardziej zagrożenie. A może właście to byłaby fabuła? Chłopak ucieka przed magami, którzy mówią, że chcą go uczyć... Ale z Cerynim podsłuchali (poza podejrzeniem czarnego maga), że tak naprawdę chcą "zneutralizować zagrożenie". I uciekają, kryją się, Senfel uczy maga jak może. Akkarin zaczyna zagłębiać się sam w znalezienie dzikiego. Razem z Dannylem. Hm... A teraz gdybamy... Może Akkarin wytropi wreszcie Soneja i zacznie się jakiś wątek yaoi? Albo też staną się zaciekłymi rywalami, jak L i Light albo Suzaku i Lelouch (Code Geass) - a pozornymi "przyjaciółmi" - Akkarin udający slumsiarza?
Hm, hm, hm.
Dużo do pogdybania.
Lubię gdybanie NightWik. --> http://www.fanfiction.net/u/2511666/NightWiK
Gdyby Sonea wolała Dorriena od Akkarina...
...nie byłoby durnego uczucia na pustkowiach Sachaki, łatwiej przekonaliby Dorriena do powrotu, Ceryni nie byłby zdziwiony, nie powstałoby dziecko (NAJDURNIEJSZY, TELENOWELOWATY WYMYSŁ TRUDI), ogólnie wszystko potoczyłoby się podobnie. Tylko może Akkarin by nie zginął, zostaliby dobrymi przyjaciółmi... Choć oczywiście Akkarina by osądzono jakoś tam, odsunięto ze stanowiska Wielkiego Mistrza, i ją też, ale będą się nawzajem chronić, i Dorrien...
I plątam się.
Może Akkarin wytropi wreszcie Soneja i zacznie się jakiś wątek yaoi?
...nie byłoby durnego uczucia na pustkowiach Sachaki
być może wcale nie podążyłaby za Akkarinem ze względu na Dorriena, aczkolwiek, gdyby uwzględnić jej ogromny potencjał magiczny, Wielki Mistrz przygarnąłby ją do swojej Rezydencji i zaszantażowałby ją, zagrażając w ten sposób życiu Dorriena. Sonea chciała tego uniknąć, więc ten związek nie miał szans już w zalążku.
Sonej i Dannyl? To nie takie głupie. Wtedy w ogóle Dorrien byłby tylko przyjacielem, Akkarin tym złym-rywalem-a-potem=-kimś-z-kim-trzeba-współpracować; a cały wątek romansowy kręciłby się wokół odkrywania tych uczuć i potem ukrywania przed sobą, a potem przed innymi, bo przecież nie chcieliby się z tym ujawniać. A teraz pomyślcie, jak zachowałby się Sonej wobec wiedzy o najeździe Sachakan? Jeśli Dannyl byłby daleko, łatwo byłoby kłamać, a jeśli nie? I dalej: jeśli Dannyl daleko, to czyżby "odbijany" przez Tayenda? I z drugiej strony: jeśli Dannyl blisko - co zdecyduje Sonej zrobić, zostać przy Dannylu czy podążyć za Akkarinem?... Wtedy by chyba został, nie?
Sądzę, że Dannyl czułby się źle z myślą, że podoba się Tayendowi. Nie wiedziałby czy przyjąć jego zaloty czy trwać w uczuciu do Soneja wiedząc, że ten pozostał w Kyralii. Możliwe, że pisałby z Sonejem przez jakiś czas. I możliwe, że, gdyby dał Tayendowi do zrozumienia, że ma już kogoś, wytrwałby do końca swojej ambasadorskiej kadencji i powróciłby do Imardinu. Pewnie miałby wątpliwości co do wytrwałości swojego partnera. Mógłby przecież podejrzewać, że Sonej go zdradził z jakimś innym mężczyzną. Sonej mógłby podejrzewać Dannyla o to samo i wyjechać za Akkarinem do Sachaki. Sądziłby wówczas, że, jeśli naprawdę go kocha, wytrzyma próbę czasu, tymczasem powstrzymałby Ichanich razem z Wielkim Mistrzem i uratowałby Kyralię. Co o tym myślicie?
Nie sądzę, by obawiali się tak bardzo zdrady. Prędzej by ona nastąpiła (ze strony Dannyla i inicjatywy Tayenda), niż by się jej bali.
Sonej w każdym razie byłby wierny uczuciu, co nie zmienia faktu, że "dla większego dobra" nie powie w listach zbyt wiele, nie zdradzi tajemnic akkarina (ani mając go za złego, ani za dobrego), a koniec końców będzie pomagał Akkarinowi w anihilowaniu szpiegów.
Tu pytanie: Dannyl wraca z dzikim akurat na proces.
Czy Sonej ruszyłby za Akkarinem, czy dałby się przekonać do pozostania w Gildii i pomocy na miejscu?
Hmmm. Możliwe, że by pojechał za Akkarinem, gdyż nie chciałby się martwić o jego los na obcej ziemi. Z drugiej strony Gildia potrzebowałaby sojusznika o ogromnej mocy magicznej, którą takową Sonej posiadał. Co więcej, Dannyl pozostał w Imardinie, więc był to kolejny powód, aby nie ruszać do Sachaki. Gdyby pojechał, Dannyl uznałby to za pewien znak do zakończenia ich związku, a tego Sonej by nie chciał. Więc na pewno zostałby w Kyralii.
A teraz pytanie: co by było, gdyby jednak Akkarin zginął w Sachace? Co stałoby się z Gildią, gdyby straciła tak potężnego maga?
Pomysł na ten temat wpadł mi, gdy przeglądałam femki postaci z różnych mang. Wtedy tak mnie naszło pytanie: Co by było, gdyby Sonea była facetem? Dajmy na to - Soneem (w mianowniku Sonej xD).
Co o tym myślicie?
@Edit: Przypomniało mi się imię tego na F. Bodajże Farren ^^ dnia Pią 21:22, 23 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Farren czy Fergun? I czy właściwie nie przyjęła propozycji obu, nie mając wyboru?
Gdyby Sonea była facetem...
zapewne nie byłoby całej książki, bo chłopak wychowujący się w takich warunkach miałby zgoła inny charakter i postawy, a przez to też magowie widzieliby w nim bardziej zagrożenie. A może właście to byłaby fabuła? Chłopak ucieka przed magami, którzy mówią, że chcą go uczyć... Ale z Cerynim podsłuchali (poza podejrzeniem czarnego maga), że tak naprawdę chcą "zneutralizować zagrożenie". I uciekają, kryją się, Senfel uczy maga jak może. Akkarin zaczyna zagłębiać się sam w znalezienie dzikiego. Razem z Dannylem. Hm... A teraz gdybamy... Może Akkarin wytropi wreszcie Soneja i zacznie się jakiś wątek yaoi? Albo też staną się zaciekłymi rywalami, jak L i Light albo Suzaku i Lelouch (Code Geass) - a pozornymi "przyjaciółmi" - Akkarin udający slumsiarza?
Hm, hm, hm.
Dużo do pogdybania.
Lubię gdybanie NightWik. --> http://www.fanfiction.net/u/2511666/NightWiK
Gdyby Sonea wolała Dorriena od Akkarina...
...nie byłoby durnego uczucia na pustkowiach Sachaki, łatwiej przekonaliby Dorriena do powrotu, Ceryni nie byłby zdziwiony, nie powstałoby dziecko (NAJDURNIEJSZY, TELENOWELOWATY WYMYSŁ TRUDI), ogólnie wszystko potoczyłoby się podobnie. Tylko może Akkarin by nie zginął, zostaliby dobrymi przyjaciółmi... Choć oczywiście Akkarina by osądzono jakoś tam, odsunięto ze stanowiska Wielkiego Mistrza, i ją też, ale będą się nawzajem chronić, i Dorrien...
I plątam się.
Może Akkarin wytropi wreszcie Soneja i zacznie się jakiś wątek yaoi?
...nie byłoby durnego uczucia na pustkowiach Sachaki
być może wcale nie podążyłaby za Akkarinem ze względu na Dorriena, aczkolwiek, gdyby uwzględnić jej ogromny potencjał magiczny, Wielki Mistrz przygarnąłby ją do swojej Rezydencji i zaszantażowałby ją, zagrażając w ten sposób życiu Dorriena. Sonea chciała tego uniknąć, więc ten związek nie miał szans już w zalążku.
Sonej i Dannyl? To nie takie głupie. Wtedy w ogóle Dorrien byłby tylko przyjacielem, Akkarin tym złym-rywalem-a-potem=-kimś-z-kim-trzeba-współpracować; a cały wątek romansowy kręciłby się wokół odkrywania tych uczuć i potem ukrywania przed sobą, a potem przed innymi, bo przecież nie chcieliby się z tym ujawniać. A teraz pomyślcie, jak zachowałby się Sonej wobec wiedzy o najeździe Sachakan? Jeśli Dannyl byłby daleko, łatwo byłoby kłamać, a jeśli nie? I dalej: jeśli Dannyl daleko, to czyżby "odbijany" przez Tayenda? I z drugiej strony: jeśli Dannyl blisko - co zdecyduje Sonej zrobić, zostać przy Dannylu czy podążyć za Akkarinem?... Wtedy by chyba został, nie?
Sądzę, że Dannyl czułby się źle z myślą, że podoba się Tayendowi. Nie wiedziałby czy przyjąć jego zaloty czy trwać w uczuciu do Soneja wiedząc, że ten pozostał w Kyralii. Możliwe, że pisałby z Sonejem przez jakiś czas. I możliwe, że, gdyby dał Tayendowi do zrozumienia, że ma już kogoś, wytrwałby do końca swojej ambasadorskiej kadencji i powróciłby do Imardinu. Pewnie miałby wątpliwości co do wytrwałości swojego partnera. Mógłby przecież podejrzewać, że Sonej go zdradził z jakimś innym mężczyzną. Sonej mógłby podejrzewać Dannyla o to samo i wyjechać za Akkarinem do Sachaki. Sądziłby wówczas, że, jeśli naprawdę go kocha, wytrzyma próbę czasu, tymczasem powstrzymałby Ichanich razem z Wielkim Mistrzem i uratowałby Kyralię. Co o tym myślicie?
Nie sądzę, by obawiali się tak bardzo zdrady. Prędzej by ona nastąpiła (ze strony Dannyla i inicjatywy Tayenda), niż by się jej bali.
Sonej w każdym razie byłby wierny uczuciu, co nie zmienia faktu, że "dla większego dobra" nie powie w listach zbyt wiele, nie zdradzi tajemnic akkarina (ani mając go za złego, ani za dobrego), a koniec końców będzie pomagał Akkarinowi w anihilowaniu szpiegów.
Tu pytanie: Dannyl wraca z dzikim akurat na proces.
Czy Sonej ruszyłby za Akkarinem, czy dałby się przekonać do pozostania w Gildii i pomocy na miejscu?
Hmmm. Możliwe, że by pojechał za Akkarinem, gdyż nie chciałby się martwić o jego los na obcej ziemi. Z drugiej strony Gildia potrzebowałaby sojusznika o ogromnej mocy magicznej, którą takową Sonej posiadał. Co więcej, Dannyl pozostał w Imardinie, więc był to kolejny powód, aby nie ruszać do Sachaki. Gdyby pojechał, Dannyl uznałby to za pewien znak do zakończenia ich związku, a tego Sonej by nie chciał. Więc na pewno zostałby w Kyralii.
A teraz pytanie: co by było, gdyby jednak Akkarin zginął w Sachace? Co stałoby się z Gildią, gdyby straciła tak potężnego maga?