Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...
Amortencja
Severus Snape, Julia Kapulet
Kolejny dzieñ zwyk³ego tygodnia powoli siê koñczy³. Blade promienie zimowego s³oñca chowa³y siê za horyzontem. Ciê¿kie, czarne buty mocno ugniata³y ¶nieg, zostawiaj±c za sob± ¶lady podeszew. Mê¿czyzna w d³ugim, czarnym p³aszczu brn±³ szybko przez zaspy bia³ego puchu i po chwili znikn±³ miêdzy drzewami zatrzymuj±c siê i ³api±c wreszcie oddech.
Jego haczykowaty nos szybko nabiera³ i wydycha³ mro¼ne powietrze. Na zwykle blad±, lekko ziemist± twarz wst±pi³y delikatne, ró¿owe rumieñce wysi³ku. Gdy jego oddech ju¿ siê wyrówna³, zacz±³ siê zastanawiaæ, po co tak w³a¶ciwie tutaj przyszed³. Wszyscy siedzieli w ciep³ym zamku i przygotowywali siê do wieczornej uczty, a on marz³, wywabiony ze swojego gabinetu przez dziwne przeczucie.
Rozgl±daj±c siê po ¶niegu nie zauwa¿y³ niczego nadzwyczajnego, dlatego te¿ postanowi³ wróciæ do zamku. Gdy tylko siê odwróci³ zobaczy³ na idealnie czystym puchu ¶lady ma³ych butów. Z pewno¶ci± by³y ¶wie¿e i nie nale¿a³y one do niego, ani do jakiegokolwiek stworzenia zamieszkuj±cego ten las. Tkniêty ciekawo¶ci± ruszy³ wzd³u¿ poszlaki – zapewne – jakiego¶ zab³±kanego ucznia, który za nic ma regulamin i zasady.
Szed³ d³u¿szy czas i nawet nie zauwa¿y³, kiedy ca³kowicie zasz³o s³oñce. Dopiero, gdy ciemno¶æ nie pozwoli³a mu na dalsze ¶ledzenie, wyj±³ ró¿d¿kê, która po krótkiej chwili zap³onê³a na koñcu jasnym ¶wiat³em. Maszerowa³ dalej, powoli trac±c pewno¶æ ¿e znajdzie winowajcê. Gdy ju¿ przemók³, przemarz³, i straci³ wszelk± nadziejê, trop urwa³ siê, jakby kto¶ siê teleportowa³, albo odlecia³. W¶ciek³y mê¿czyzna zarzuci³ d³ug± szat± i zacz±³ szybko kierowaæ siê w stronê zamku. Gdy tak pêdzi³ potkn±³ siê o co¶ i upad³ prosto w ¶nieg. Ca³± twarz mia³ pokryt± bia³ym puchem, a na haczykowaty nos wst±pi³a dodatkowo opuchlizna, powsta³a przez do¶æ mocne uderzenie w przypadkowo le¿±cy kamieñ.
Poleg³y, przemarzniêty i w¶ciek³y mê¿czyzna nie od razu podniós³ siê z ziemi. Gdy jednak by³ w stanie to zrobiæ, zauwa¿y³, ¿e potkn±³ siê o niski krzak, jednocze¶nie rozcinaj±c sobie nogê. Zdenerwowanie siêgnê³o punktu kulminacyjnego i w ka¿dej sekundzie poszkodowany móg³ wybuchn±æ niekontrolowanym sza³em. Zacisn±³ mocno piê¶ci tak, ¿e kostki mu zbiela³y. Mia³ zacz±æ krzyczeæ, gdy jego wzrok pad³ na czarny sweter, który le¿a³ na ¶niegu. Poszlaka! Pomy¶la³ od razu. Jaki¶ nêdzny dzieciak szed³ têdy i do tego rozbiera³ siê! W taki mróz! Mê¿czyzna by³ w euforii. Podbieg³ od razu do przedmiotu zbrodni i z uwielbieniem podniós³ go do góry. Gdy tylko zauwa¿y³ dumnego lwa na czerwono-z³otym tle, jeszcze bardziej siê rozpromieni³ Gryfon! Odbiorê mu 20 punktów! Albo nie! 30 i jeszcze szlaban! U¶miechn±³ siê szczê¶liwie i ruszy³ do zamku trzymaj±c mocno sweter, jakby ten chcia³ mu siê wyrwaæ.
Dotar³ na miejsce w zadziwiaj±co szybkim tempie. Nie skrêci³ jednak do Wielkiej Sali, sk±d wydobywa³ siê weso³y gwar najedzonych uczniów. Zamiast tego uda³ siê od razu do swojego gabinetu. Szed³ szybko po schodach wiod±cych do lochów, a w jego oczach zal¶ni³a ³za szczê¶cia. Gdy tylko znalaz³ siê w przyjaznym dla niego miejscu schowa³ zdobycz do kufra, na który rzuci³ mnóstwo zaklêæ ochronnych, gdyby przypadkiem jaki¶ uczeñ pragn±³ wkra¶æ siê i porwaæ tak wa¿ny dowód zbrodni.
Mê¿czyzna popatrzy³ siê z lubo¶ci± na skrzyniê, która kry³a przedmiot jego szczê¶cia i zaraz pochyli³ siê nad biurkiem, ¿eby nabazgraæ notatkê dla uczniów.
Dnia 13 stycznia w Zakazanym Lesie odnaleziony zosta³ czarny sweter z herbem Gryffindoru. Odebraæ go mo¿na w gabinecie profesora Severusa Snape'a, który znajduje siê obok sali do zajêæ z eliksirów w lochach. Ponad to uczeñ, który dopu¶ci³ siê tak jawnego z³amania regulaminu poniesie odpowiednie konsekwencje, o których dowie siê w moim gabinecie. Je¶li jednak w ci±gu dwóch tygodni nie znajdzie siê w³a¶ciciel, ukarany zostanie ca³y dom, o co oczywi¶cie bardzo mocno siê postaram.
Profesor Severus Snape.
Przepisa³ ten sam tekst na kilkana¶cie pergaminów i zabieraj±c je ze sob± wyszed³ na zimny korytarz. Chcia³ szybko porozwieszaæ og³oszenie, dlatego pobieg³ w stronê kuchni.
Gdy znalaz³ siê przed ogromnym obrazem, przedstawiaj±cym misê z owocami, po³askota³ zielon± gruszkê, która zachichota³a i zamieni³a siê w klamkê. Profesor wszed³ do ¶rodka i stan±³ w ogromnym, jasnym pomieszczeniu, który wielko¶ci± dorównywa³ Wielkiej Sali, która notabene znajdowa³a siê tu¿ nad kuchni±. Po kuchni biega³o pe³no ma³ych stworków. By³y to skrzaty domowe. Ka¿dy z nich mia³ na sobie czerwon± serwetkê z god³em Hogwartu. Snape górowa³ nad nimi wszystkimi i bez najmniejszego problemu zatrzyma³ jednego ze stworków.
- Zbierz mi natychmiast dwadzie¶cia skrzatów. – warkn±³ niegrzecznie. Stworzonko uk³oni³o siê nisko i od razu pobieg³o po swoich towarzyszy. Gdy wszyscy siê zameldowali, profesor powiedzia³ ch³odnym tonem:
- Ka¿dy z was dostanie jedno og³oszenie i ma je zawiesiæ w wyznaczonym przeze mnie pomieszczeniu. No, podchodziæ mi szybko – doda³ ze z³o¶ci±, gdy ¿aden ze skrzatów nie ruszy³ siê z miejsca.
Zaraz jednak ustawi³y siê w kolejce i odbiera³y pergamin, dowiedziawszy siê wcze¶niej, gdzie maj± go zanie¶æ. Pobieg³y do wyznaczonych pomieszczeñ, miêdzy którymi znajdowa³y siê najwa¿niejsze i najczê¶ciej odwiedzane miejsca zamku.
Gdy Snape odda³ ostanie og³oszenie, z triumfem na twarzy zgarn±³ ze sto³u talerz z kanapkami i ruszy³ do lochu. Zamek by³ pusty, co oznacza³o, ¿e uczniowie nadal s± na uczcie. Potwierdzi³ to gwar dochodz±cy zza drzwi Wielkiej Sali.
Profesor usiad³ za biurkiem i skonsumowa³ jedzenie, które przyniós³ sobie z kuchni. Gdy ju¿ siê najad³, przeszed³ obok kufra (którego znowu obdarzy³ czu³ym spojrzeniem) i otworzy³ zaklêciem drzwi do swojej sypialni.
By³o to ponure pomieszczenie. W ¶rodku znajdowa³o siê tylko ³ó¿ko, szafka nocna, umywalka i lusterko. Jedynym ¼ród³em ¶wiat³a by³a ¶wieca, któr± Snape od razu za¶wieci³. Zrzuci³ swoj± szatê, z któr± prawie nigdy siê nie rozstaje i w samych bokserkach stan±³ przed lustrem. W odbiciu zobaczy³ pomarszczonego mê¿czyznê, z blado-ziemist± cer±. Wpatrywa³ siê on w niego swoimi czarnymi oczami, które by³y lekko przys³oniête przez d³ugie, w³osy koloru têczówek. Haczykowaty nos nadal by³ zaczerwieniony, od upadku w lesie. Severus zaniepokoi³ siê, ¿e ten kolor nie zejdzie mu przez noc, ale nabierze ¶liwkowego koloru.
Obla³ sobie twarz wod± i odwróci³ siê od swojego odbicia. Usiad³ ciê¿ko na ³ó¿ku. Pomimo, i¿ znalaz³ sweter jakiego¶ Gryfona, nie do koñca by³ zadowolony z tego, poniewa¿ ka¿da, nawet niewielka rzecz zwi±zana z tym domem przypomina³a mu wspania³± kobietê, któr± kocha³ zawsze.
Gdy tylko j± wspomnia³, nie móg³ oprzeæ siê pokusie siêgniêcia do szuflady szafki nocnej. W ¶rodku by³ tylko skrawek pergaminu i dwa zdjêcia. Pierwsze przedstawia³o u¶miechniêt±, rudow³os± kobietê. By³o przedarte w po³owie, jakby kto¶ pozby³ siê osób, do których ta kobieta siê u¶miecha³a. Natomiast na drugim, do ogl±daj±cego macha³a dwójka m³odych czarodziejów stoj±cych na peronie numer 9 i ¾ przed starym, parowym poci±giem. Ch³opiec mia³ na sobie za du¿y, czary p³aszcz, na którym widnia³ d³ugi, zielony w±¿ i damsk± koszulê – zapewne po swojej matce. Jego u¶miech chowa³ siê czê¶ciowo za haczykowatym nosem. Dziewczynka natomiast by³a w eleganckiej szacie, z wyszytym lwem, na którego sp³ywa³y jej rude w³osy. Pergamin za¶ zawiera³ tylko trzy zdania, wyrwane z kontekstu.
móg³ siê kiedykolwiek przyja¼niæ z Gellertem Grindelwaldem.
Osobi¶cie, my¶lê, ¿e ma nie po kolei w g³owie!
Z wyrazami mi³o¶ci, Lily
Mê¿czyzna przez chwilê wpatrywa³ siê w te trzy, dla niego najwa¿niejsze na ¶wiecie przedmioty.
Po chwili jednak nie móg³ ju¿ wytrzymaæ tych psychicznych tortur i schowa³ je z powrotem do szuflady. Zgasi³ ¶wieczkê i po³o¿y³ siê na ³ó¿ku. D³ugo rozmy¶la³ nad kobiet±, któr± widzia³ przed chwil± na zdjêciach i tym, czy nie odpu¶ciæ Gryfonowi, który zgubi³ sweter. Zaraz jednak siê opamiêta³, wyrzuci³ z my¶li Lily i z satysfakcj± zbli¿aj±cej siê zemsty usn±³.
Gdy tylko siê obudzi³, od razu w³o¿y³ szatê i ruszy³ do gabinetu. Nigdzie w lochach nie by³o okien (nawet w pokoju wspólnym Slytherinu, który znajdowa³ siê dok³adnie pod jeziorem), dlatego te¿ Snape nie wiedzia³, czy jest ju¿ ranek. Dopiero, gdy zerkn±³ na zegarek, dosz³o do niego, ¿e za chwilê zacznie siê ¶niadanie.
Wszed³ wiêc po schodach na górê i skierowa³ kroki do Wielkiej Sali. W ¶rodku siedzia³o ju¿ kilkoro uczniów, którzy sennie popijali kawê, lub zajadali siê ciep³ymi tostami. Ruszy³ szybko w stronê sto³u nauczycieli, gdzie siedzia³a ju¿ Minerva McGonagall, opiekunka Gryffindoru. Nie usiad³ jednak obok niej, ale zostawi³ miêdzy nimi odstêp jednego krzes³a – które zawsze zajmowa³ dyrektor – i nachyli³ siê, ¿eby opowiedzieæ jej, o swoim wczorajszym znalezisku. McGonagall nie odpowiedzia³a od razu. Sprawia³a wra¿enie z³ej na swojego ucznia, ale tak¿e i Snape’a, który w³óczy³ siê po lesie, ¿eby przy³apaæ JEJ ucznia.
- Severusie. S±dzê, ¿e mo¿na to wyt³umaczyæ, bez zbêdnego rozgardiaszu. Widzia³am dzisiaj ju¿ trzy og³oszenia, które napisa³e¶ i nie s±dzê, by którykolwiek z uczniów przyzna³ siê do – jak ty to nazywasz – zbrodni. My¶lê nawet, ¿e ów osobnik nie wie nawet, o zagubionym swetrze. Mo¿e kto¶, lub co¶ mu go zabra³o i pozostawi³o w lesie? Nie mo¿na zawsze stawiaæ wszystkiego na jedn± kartê Severusie.
Z twarzy Snape’a zszed³ wredny u¶mieszek, a jego oczy zaczê³y rzucaæ w McGonagall piorunami. Nie przysz³o mu do g³owy takie wyt³umaczenie. A mo¿e po prostu nie chcia³ go do siebie dopu¶ciæ.
- A niby co to za magiczne stworzenie biega sobie po zamku i kradnie innym swetry, porzucaj±c je w Zakazanym Lesie? – zapyta³ Severus, a na tego usta znowu wpe³z³ triumfalny u¶miech.
- Irytek. – odpowiedzia³a krótko Minerva.
Snape jednak nie da³ siê przekonaæ i odwróci³ siê bez s³owa od czarownicy. Lustrowa³ spojrzeniem pomieszczenie, za ka¿dym razem zatrzymuj±c d³u¿ej wzrok na sole Gryffindoru. Gdy tak wpatrywa³ siê w zaspanych uczniów, stanê³o mu przed oczami kolejne wspomnienie.
Zobaczy³ siebie przy stole Slytherinu. Obok niego siedzia³ Lucjusz Malfoy – wysoki ch³opak, z d³ugimi, tlenionymi blond w³osami. Prefekt i wzór do na¶ladowania dla wszystkich ¦lizgonów. Ka¿dy przy stole wpatrywa³ siê w niego z uwielbieniem, zapamiêtuj±c ka¿dy jego ruch i spijaj±c ka¿de s³owo z jego ust. Tylko m³ody Severus zerka³ co chwilê na stó³ Gryfonów, przy którym siedzia³a ów rudow³osa dziewczyna, któr± wczoraj ogl±da³ na zdjêciu. Wybucha³a ona co chwilê ¶miechem, gdy tylko który¶ z siedz±cych obok niej ch³opaków zrobi³ co¶ zabawnego.
Snape zna³ ich wszystkich bardzo dobrze. Ten z poranion± twarz± to Lupin. Wilko³ak, który niedawno uczy³ w Hogwarcie. Obok niego znajdowa³ siê d³ugow³osy ch³opaczek, który mru¿y³ oczy i co chwilê ods³ania³ zêby – tak bardzo podobne do psich. Syriusz Black. Morderca, który zbieg³ z Azkabanu – wiêzienia dla czarodziejów. Tu¿ niedaleko James Potter. Najgorszy z nich wszystkich. Przysz³y m±¿ piêknej Lily. Na samym koñcu siedzia³ szczurowaty przyjaciel, a mo¿e bardziej s³uga tych trzech ch³opaczków. Glizdogon, który upozorowa³ w³asn± ¶mieræ.
Severus natychmiast pragn±³ wyrzuciæ ten obraz ze swojej g³owy, ale jako¶ mu siê to nie udawa³o. Kilka razy mruga³ oczami, ale wspomnienie rozmy³o siê dopiero w¶ród ³ez, które nap³ynê³y mu do oczu. Szybko otar³ je rêkawem i z nadziej±, ¿e nikt tego nie zauwa¿y³, zabra³ siê do ¶niadania. Gdy podniós³ wzrok znad kanapki i znowu zerkn±³ na stó³ Gryfonów, spad³ z krzes³a. Rozleg³ siê og³uszaj±cy huk i uczniowie szukali jego ¼ród³a. Odnale¼li go jednak bardzo szybko i gdy tylko zobaczyli Snape’a le¿±cego na ziemi – wszyscy ryknêli ¶miechem. Profesor natychmiast wsta³ i ze z³o¶ci± lustrowa³ uczniów. Gdy odnalaz³ powód swojego wypadku, w¶ciek³ siê jeszcze bardziej i ruszy³ w jego stronê z wyci±gniêt± ró¿d¿k±.
By³ to bowiem Potter. Ale nie James – jak pocz±tkowo s±dzi³ Severus (z tego te¿ powodu upad³ na ziemiê) – lecz jego syn, Harry. Tak bardzo do niego podobny. Te same rozczochrane, ciemne w³osy, identyczne okulary, postura, wzrost i... charakter. Tak samo bezczelny, maj±cy gdzie¶ zasady. Kolejny raz Potter by³ osob±, która upokarza³a Snape’a przed ca³± szko³±. Czy¿by Harry wzi±³ sobie za cel kontynuowanie rytua³ów swojego ojca?
Gdy tylko ch³opak zrozumia³, ¿e w jego stronê zmierza rozw¶cieczony nauczyciel eliksirów z wyci±gniêt± ró¿d¿k±, natychmiast siêgn±³ po swoj±, ¿eby mieæ mo¿liwo¶æ obrony. Severus jednak nie rzuci³ ¿adnego zaklêcia, ale przycisn±³ koniec ma³ego kijka do gard³a Pottera i nachyliwszy siê nad nim szepn±³ mu do ucha:
- Jeste¶ taki sam, jak ojciec. Arogancki, opryskliwy i dziecinny. My¶lisz, ¿e wszystko ci wolno, bo masz t± okropn± bliznê na czole? ¯e wszyscy bêd± ciê wielbiæ na kolanach, tylko dlatego, ¿e przez swoje g³upie szczê¶cie pokona³e¶ Czarnego Pana? Nied³ugo wszyscy zapomn± o twoim czynie, ka¿dy bêdzie mia³ gdzie¶ Ch³opca Który Prze¿y³. Nie ³ód¼ siê Potter, ¿e jeste¶ kim¶, bo tak naprawdê jeste¶ nikim. Nie masz za grosz pohamowania i pokory. Nie znasz ¿ycia i zginiesz w nim.
Min±³ zdziwionego ch³opaczka, któremu przed chwil± grozi³ i znikn±³ za drewnianymi drzwiami. G³odny, z³y i upokorzony wybieg³ na zalane s³oñcem, ale i pokryte ¶niegiem, b³onia. Nienawidzi³ upokorzenia, nienawidzi³ roze¶mianego Pottera. Ale nienawidzi³ te¿ siebie za to, ¿e dopu¶ci³ do zerwania przyja¼ni z Lily.
Spacerowa³ na mrozie d³u¿szy czas i dopiero dzwon obwieszczaj±cy rozpoczêcie pierwszej lekcji obudzi³ go z zamy¶lenia. Ruszy³ szybko do lochów, aby rozpocz±æ rytualne znêcanie siê nad niedouczonymi i leniwymi uczniami. Pierwsze zajêcia mia³ z Gryfonami. Z impetem wpad³ do klasy i trzaskaj±c drzwiami, ruszy³ w stronê swojego biurka.
- Dzisiaj nauczymy siê sporz±dzaæ bardzo wa¿ny i trudny eliksir S³odkiego Snu. Powoduje on natychmiastowe za¶niêcie. Tutaj macie ingrediencje – machn±³ ró¿d¿k± w stronê tablicy, na której pojawi³y siê konkretne produkty i kolejne punkty, którymi nale¿y siê kierowaæ podczas sporz±dzania wywaru. – Pamiêtajcie jednak, ¿e je¶li pomylicie którykolwiek ze sk³adników, to osoba, której podacie swój eliksir mo¿e ju¿ nigdy siê nie wzbudziæ. Gotowa mikstura ma kolor zielony, jest gêsta i pachnie jak cynamon. Za pó³torej godziny sprawdzê wasze poczynania.
W klasie zapanowa³ lekki chaos. Wszyscy biegali po sk³adniki, podgrzewali wodê w kocio³kach i nieraz na g³os odczytywali instrukcjê z tablicy. Profesor usiad³ za biurkiem i wzi±³ do rêki najbli¿ej le¿±c± ksi±¿kê. Lektura tak go wci±gnê³a, ¿e nie zwraca³ on uwagi na uczniów i ich próby sporz±dzenia wywaru.
Gdy zerkn±³ po dziewiêædziesiêciu minutach na zegarek, musia³ oderwaæ wzrok od ksi±¿ki. Nie zmartwi³o go jednak to zbytnio, poniewa¿ teraz zaczyna³ show. Podchodzi³ do kolejnych uczniów i kompletnie poni¿a³ ich na oczach dwóch domów. Z wielk± chêci± odejmowa³ punkty Gryfonom i chwali³ ¦lizgonów.
Niestety wszystko co dobre, szybko siê koñczy. Zaraz zadzwoni³ dzwon obwieszczaj±cy przerwê na lunch i zd±¿y³ jeszcze tylko szybko zadaæ im okropnie d³ugie i wyczerpuj±ce zadanie, które nie mia³o g³êbszego sensu.
Uczniowie zerwali siê z krzese³, jakby oparzy³a ich wyj±tkowo wredna skl±tka tylnowybuchowa i wybiegli z sali. Snape sta³ odwrócony ty³em do uczniów i macha³ ró¿d¿k±, ¿eby posprz±taæ pozosta³o¶ci po tych brudasach. Gdy ju¿ mia³ zamiar pój¶æ co¶ przek±siæ zauwa¿y³, ¿e przed jego biurkiem stoi m³oda, rudow³osa dziewczyna, na której piersi dumnie wdziêczy³ siê z³oty lew. Pocz±tkowo Severus my¶la³, ¿e to kolejne halucynacje i chcia³ biegiem uciec do skrzyd³a szpitalnego. Jednak zaraz dziewczyna u¶miechnê³a siê lekko zmieszana i powiedzia³a:
- To ja zgubi³am sweter. Zabra³a mi go sowa, gdy nie chcia³am jej zap³aciæ za dostarczenie przesy³ki. Bieg³am za ni± d³ugo, ale po chwili zniknê³a mi z oczu i postanowi³am wróciæ do zamku...
- Ale... jak... i... dlaczego... co? – Snape zdawa³ siê kompletnie zbity z panta³yku. – Wiêc dlaczego nie odnalaz³em ¶ladów twoich stóp, gdy wraca³a¶? – Profesor za wszelk± cenê pragn±³ wmówiæ sobie, ¿e to na pewno nie ona zgubi³a ten sweter. Nie chcia³ karaæ nikogo, kto by³ tak podobny do Lily. Nie zawaha³by siê jednak daæ jej szlaban, bo po chwili zda³ sobie sprawê, ¿e to przecie¿ nie mo¿e byæ TA Lily.
- To bardzo proste do wyt³umaczenia. Sowa wylecia³a z moim ubraniem przez okno, wiêc nie chc±c jej zgubiæ, chwyci³am miot³ê i polecia³am za ni±. Ona jednak tu¿ przed zakazanym lasem zni¿y³a siê tak bardzo, ¿e nie by³am w stanie usiedzieæ dalej na miotle i bieg³am za ni±.
Dziewczyna ca³y czas by³a pewna siebie i bardzo urocza. Sta³a jednak w cieniu i Snape nie widzia³ koloru jej oczu. Ba³ siê, ¿e mog± byæ one zielone i nie chcia³, ¿eby dziewczyna ruszy³a siê z miejsca.
- Je¶li to twój sweter to poczekaj tutaj chwilê, zaraz ci go przyniosê.
Pobieg³ tak szybko, jak tylko potrafi³ do swojego gabinetu. Tam przystan±³ na chwilê k³óc±c siê ze sob±. Z jednej strony pragn±³, by dziewczyna zniknê³a, ale z drugiej Lily jakby od¿y³a. Choæ wiedzia³, ¿e to nie prawda, ¿e zmarli nie powracaj± zza grobu.
Wygrzeba³ szybko ubranie z kufra i wraz z dusza i sercem na ramieniu, ruszy³ z powrotem do sali eliksirów. Na samym pocz±tku s±dzi³, ¿e dziewczyna by³a jednak jego halucynacj±, bo gdy tylko wszed³ do klasy – jej nie by³o. Ju¿ mia³ ze z³o¶ci± i jednoczesn± ulg± rzuciæ sweter w k±t, gdy jednak j± zobaczy³. Sta³a przy tablicy i malowa³a po niej kred± ma³e serduszka.
Z rado¶ci± ruszy³ w jej stronê, chc±c oddaæ jej zgubê i zapomnieæ o sprawie. Jednak metr przed dziewczyn± opamiêta³ siê i powróci³ do swojego zwyk³ego stylu bycia, w którym by³ ch³odnym i wypranym z uczuæ nauczycielem.
Wrêczy³ jej sweter zbyt mocno, tak, ¿e dziewczyna uderzy³a lekko plecami o tablicê i wtedy sta³o siê to, czego Snape tak bardzo siê ba³. Popatrzy³a ona na niego z wyrzutem swoimi piêknymi, zielonymi oczami.
Severus odsun±³ siê od niej i usiad³ ciê¿ko na krze¶le przed swoim biurkiem. Schowa³ twarz w d³oniach i poczu³ zaraz, ¿e ma mokre policzki. Nie chcia³ tego. Mia³ byæ zimny, bezwzglêdny. By³ w koñcu ¶miercio¿erc±. Dlaczego wiêc p³acze na widok zwyk³ej uczennicy?
Po chwili poczu³ ciep³± d³oñ na swoim ramieniu i us³ysza³ delikatny, lekko przestraszony g³os:
- Panie profesorze, czy nic siê panu nie sta³o?
- Wyjd¼ – mia³ zamiar warkn±æ na ni±, ale g³os mu siê za³ama³ i brzmia³ jak zraniona ³ania. Do cholery! Dlaczego pomy¶la³ w³a¶nie o ³ani? – Natychmiast wyjd¼. Gryffindor traci przez ciebie 50 punktów, ale nie masz szlabanu. A teraz wynocha.
Dziewczyna jednak nie od razu ruszy³a siê z miejsca. Jeszcze przez chwilê trzyma³a d³oñ na ramieniu Snape’a i kilka razy otwiera³a usta, jakby chcia³a co¶ powiedzieæ. Po chwili jednak nic konkretnego nie przychodzi³o jej do g³owy. Wiêc podesz³a tylko to tablicy, narysowa³a pe³en zawijasów napis „Przepraszam”, z³apa³a sweter i wybieg³a z klasy.
Gdy tylko trzasnê³y za ni± drzwi, Severus podniós³ twarz i spojrza³ na ró¿owe litery. Nie móg³ wytrzymaæ. Chcia³, ¿eby to wszystko zniknê³o. Wyci±gn±³ ró¿d¿kê w stronê tablicy i mrukn±³: Bombarda Maxima! Ca³a sala wype³ni³a siê og³uszaj±cym hukiem, a gdy tylko bia³y, kredowy dym opad³ tam, gdzie jeszcze przed chwil± sta³a tablica le¿a³o pe³no po³amanych, drewnianych szcz±tków.
Skierowa³ swoje kroki do gabinetu dyrektora, od którego otrzyma³ pozwolenie na odwo³anie dalszych zajêæ w dniu dzisiejszym.
By³ pewny, ¿e nikt nie bêdzie mia³ mu tego za z³e, a wrêcz przeciwnie – wszyscy siê uciesz±.
Ruszy³ wiêc od razu do swojej komnaty i zamkn±³ drzwi na wszystkie spusty. Pomimo, i¿ by³o dopiero po³udnie, pragn±³ usn±æ. Nie uda³o mu siê to jednak z powodu my¶li kot³uj±cych siê w jego g³owie. Po godzinie nie móg³ ju¿ wytrzymaæ. Wszed³ wiêc do pustej sali eliksirów i zacz±³ przegl±daæ zadanie, które uczniowie wykonywali kilka godzin wcze¶niej. Tylko jeden eliksir mia³ odpowiedni, zielony kolor i cynamonowy zapach. Przeczyta³ na fiolce imiê i nazwisko – Hermiona Granger. By³ pewny, ¿e wywar jest przygotowany idealnie. Zabra³ wiêc miksturê do sypialni.
Odmierzy³ kilka kropel i wypi³ szybko. Smak by³ okropny. Taki s³odki i delikatny. Zd±¿y³ jednak tylko pa¶æ na ³ó¿ko i od razu pogr±¿y³ siê we ¶nie.
Zaraz po obudzeniu nic nie pamiêta³. Dopiero po chwili wszystko wróci³o. Upokorzenie przy ca³ej szkole, sweter, rude w³osy i te piêkne, zielone oczy. Po policzkach znowu sp³ynê³y mu ³zy, ale zaraz powstrzyma³a je wszechogarniaj±ca z³o¶æ.
Zarzuci³ wierzchni± szatê i wyszed³ szybko z gabinetu. Gdy szed³ ju¿ którym¶ z kolei korytarzem dotar³o do niego, ¿e zamek jest pusty, a za oknem panuje kompletny mrok. Nogi same go nios³y i dopiero po chwili zauwa¿y³, gdzie stoi. Przed nim, na du¿ym portrecie spa³a Gruba Dama – obraz, który strzeg³ wej¶cia do dormitorium Gryffindoru. To tutaj kilkadziesi±t lat temu zapowiedzia³, ¿e bêdzie spa³ na pod³odze, je¶li Lily nie wyjdzie do niego porozmawiaæ.
Nie mia³ zamiaru wracaæ do lochu, wiêc powêdrowa³ na szczyt wierzy astronomicznej. Tam pomimo panuj±cego mrozu, przesiedzia³ a¿ do ¶witu. Niebo stopniowo zmienia³o barwê z czerni na szaro-niebiesk±. Miejsce gwiazd zajê³o s³oñce, które pomimo du¿ej si³y ¶wiat³a, nie ogrzewa³o swoim blaskiem.
Snape skierowa³ siê do Wielkiej Sali, gdy rozleg³o siê têskne burczenie w jego brzuchu. Usiad³ przy stole nauczycielskim i chcia³ wzi±æ do rêki widelec. Dopiero teraz zda³ sobie sprawê, ¿e napuchniête w których straci³ czucie, pokryte s± mocn± czerwieni±.
Nie by³ w stanie zaspokoiæ przemo¿nego g³odu, wiêc szybko uda³ siê do gabinetu Pani Pomfrey. Tam prócz pysznego ¶niadania, otrzyma³ równie¿ wywar, dziêki któremu wszystkie jego koñczyny odzyska³y po³±czenie z mózgiem, poprzedni kolor i wielko¶æ.
Pe³niê zdrowia odzyska³ po kilku minutach i gdy tylko zadzwoni³ dzwon obwieszczaj±cy pierwsz± lekcjê, móg³ bez problemu zej¶æ do lochu by kontynuowaæ edukowanie – dzi¶ – Puchonów i Krukonów.
Zada³ im (tak jak wczoraj Gryfonom i ¦lizgonom) sporz±dzenie eliksiru S³odkiego Snu. Po pó³torej godziny, sprawdza³ ich poczynania, które by³y bardzo, bardzo liche. Z wdziêczno¶ci± przyj±³ koniec lekcji.
Od spotkania tajemniczej dziewczyny min±³ dok³adnie miesi±c. Ca³y zamek 14 lutego zosta³ ozdobiony serduszkami, a uczniowie na lekcjach zamiast my¶leæ o nauce, zachwycali siê wieczorn± walentynkow± uczt±. Sk³adali sobie wzajemnie ¿yczenia, rozdawali prezenty i byli niczym w skowronkach.
Nawet Severus cieszy³ siê, bo po pierwsze - od miesi±ca nie widzia³ rudow³osej dziewczyny. Nie pojawia³a siê ona na lekcjach eliksirów, nie by³o jej na posi³kach, ani meczach quidditcha. Snape sprawdza³ te¿ w skrzydle szpitalny, ale tam te¿ jej nie zasta³. Zastanawia³ siê jednak, czy aby nie wróci³a do domu. Nie móg³ przestaæ my¶leæ o jej podobieñstwie do Lily.
Po drugie – zd±¿y³ odj±æ ju¿ sto piêædziesi±t punktów trzem domom, przez ich niezdyscyplinowanie i rozkojarzenie.
Po dzwonie obwieszczaj±cym koniec popo³udniowych zajêæ, wszyscy uczniowie jak najszybciej opu¶cili loch. Zadowolony z samotno¶ci profesor prawie siê przewróci³, gdy w pustej klasie zauwa¿y³ ów tajemnicz± dziewczynê.
- Co tutaj robisz? – warkn±³, ale niezbyt dobrze ukry³ strach w swoim g³osie.
- Przysz³am, ¿eby odrobiæ szlaban. – odpowiedzia³a.
- Ale ja ci nic nie... – zacz±³, ale rudow³osa zaraz mu przerwa³a.
- Wiem. Profesor Minerva McGonagall kaza³a mi wyczy¶ciæ wszystkie kocio³ki – zrobi³a pauzê i powiedzia³a z jawnie fa³szywym smutkiem – bez u¿ycia czarów.
Schyli³a siê wiêc do swojego plecaka, z którego wyjê³a czyst± szmatkê i dziwny p³yn do mycia. Snape musia³ j± pilnowaæ, przez te wszystkie godziny. Jednak po krótkim czasie przesta³o mu to ci±¿yæ. S³ucha³ ci±g³ego gadania tej dziewczyny, która opowiada³a, jak magiczne jest wszystko wokó³ niej, jak pragnê³a siê tutaj znale¼æ i – co najbardziej uderzy³o Severusa – ¿e jej siostra te¿ chcia³a tutaj byæ i pisa³a listy do Dumbledor’a, który jednak za ka¿dym razem odmawia³.
- Raz siedzia³am w ogrodzie i sprawia³am, ¿e kwiatki usycha³y i odradza³y siê w mojej d³oni – powiedzia³a, czyszcz±c kocio³ek stoj±cy na biurku Snape’a. – dopiero m³ody, czarnow³osy ch³opak opowiedzia³ mi o wszystkim, co spotka³am tutaj w Hogwarcie.
Severus prawie wybuchn±³. Ta dziewczyna by³a tak podobna do Lily. Nawet opowiada³a mu t± historiê, która przytrafi³a im siê obojgu. Wsta³ i choæ jego kocio³ek by³ nadal brudny, podziêkowa³ za wyczyszczenie go i chcia³ odprowadziæ dziewczynê do drzwi – t³umacz±c, ¿e walentynkowa uczta ju¿ dawno siê zaczê³a. Ona jednak nie ruszy³a siê z miejsca. Chcia³a dalej czy¶ciæ kocio³.
Snape widz±c upór – znów tak podobny do Lily – nie wytrzyma³. Po policzkach zaczê³y sp³ywaæ mu ³zy, gdy wpatrywa³ siê w te piêkne, zielone oczy.
Dziewczyna podnios³a rêkê i nie mog±c patrzeæ na cierpi±cego Severusa, zaczê³a wycieraæ jego ³zy swoimi cienkimi palcami. Mê¿czyzna przytrzyma³ jej d³oñ swoj±. Tak bardzo pragn±³, by nie by³a ona jego uczennic±, by okaza³a siê...
- Lily? – szepn±³ z nik³± nadziej±.
- Nie. – odpowiedzia³a, ale nie u¶miechnê³a siê jak zwykle. W powietrzu czuæ by³o rozpacz, ¶mieræ i co¶ jeszcze. Co¶ bardziej pozytywnego. – Jestem... Julia. Julia Kapulet.
Gdy tylko wypowiedzia³a te s³owa, wspiê³a siê na palce i poca³owa³a Severusa. W nim zaczê³y kot³owaæ siê sprzeczne emocje. Z jednej strony w³a¶nie ca³owa³ piêkn±, zabawn± dziewczynê, która by³a podobna do jego – dot±d – jedynej ukochanej. Z drugiej jednak sk³ada³ poca³unki na ustach swojej uczennicy.
Po tej (dla niego) trwaj±cej chyba godzinê, wewnêtrznej walce, oderwa³ usta od warg ukochanej i odskoczy³ niczym oparzony przez smoczy ogieñ. By³ z³y na siebie. Pierwszy raz nie obwinia³ podopiecznego Gryffindoru za swoje b³êdy i kompleksy.
- Odejd¼ – szepn±³ – proszê, odejd¼ i nigdy nie wracaj. Nie chcê, nie powinienem. B³agam. Zrobiê wszystko, je¶li odejdziesz ode mnie i ju¿ nigdy ciê nie zobaczê.
- Ale... – zaczê³a. Jednak nauczyciel nie da³ jej doj¶æ do s³owa.
- Wyjd¼, natychmiast.
- Nie, bo...
- Teraz! B³agam, zrobiê co zechcesz!
- JA CIÊ KOCHAM ! – krzyknê³a.
- Nie mo¿esz – odpowiedzia³ stanowczo profesor, ale by³ wyra¼nie wstrz±¶niêty wyznaniem dziewczyny. – Jeste¶ moj± uczennic±.
- Wcale nie. – szepnê³a Julia opu¶ciwszy swoj± g³owê ze wstydu.
- Co? – Snape nic nie rozumia³. Usiad³ ciê¿ko na krze¶le przy biurku.
- Nie jestem twoj± uczennic±. Nie jestem nawet czarownic±.
- Wiêc co robisz tutaj, w Hogwarcie? Szkole MAGII ?
- Obiecaj mi, ¿e mnie wys³uchasz i nie przerwiesz mi ani razu. – wreszcie podnios³a wzrok i spojrza³a na Severusa. Ten po chwili zastanowienia pokiwa³ g³ow±, zgadzaj±c siê na takie warunki.
- Urodzi³am siê w Weronie, we W³oszech. Mieszka³am tam spokojnie przez wiele lat. Bawi³am siê, chodzi³am na bale. Pewnego dnia siedzia³am w ogrodzie, gdy zobaczy³am starego mê¿czyznê z d³ug±, siw± brod±. Pomy¶la³am, ¿e to jaki¶ filozof, albo mêdrzec, wiêc gdy tylko poprosi³ mnie o towarzystwo podczas spaceru, zgodzi³am siê bez namys³u. Opowiedzia³ mi wtedy wszystko o magii. Uwierzy³am jednak dopiero, gdy mi to udowodni³. Pó¼niej opisa³ ciebie. Jaki jeste¶ naprawdê i powiedzia³ mi o Lily Evans, któr± tak kochasz. Pokaza³ mi twoje zdjêcie z przesz³o¶ci i tera¼niejszo¶ci. Pocz±tkowo nie wiedzia³am, po co mi to mówi. Dopiero wtedy mi wyt³umaczy³, ¿e martwi siê o ciebie i o twoj± przysz³o¶æ. ¯e teraz to on siê tob± opiekuje, ale prócz niego nie masz ¿adnej rodziny. Dlatego wyruszy³ w ¶wiat, ¿eby znale¼æ sobowtóra tej Lily, bo wiedzia³, ¿e mo¿na ciê podej¶æ tylko sposobem. Pocz±tkowo nie chcia³am siê zgodziæ. Wola³am zostaæ w ciep³ych W³oszech, ni¿ jechaæ do zimnej Szkocji. Wtedy Dumbledore – po tak ma na nazwisko starzec – dok³adnie mi ciebie opisa³. I... zakocha³am siê. Moja mi³o¶æ pog³êbi³a siê, gdy spotka³am ciê na ¿ywo. By³e¶ taki zrozpaczony, biedny. Chcia³am siê tob± zaopiekowaæ. Zniknê³am jednak na miesi±c, poniewa¿ tylko ty i Albus wiedzieli¶cie o moim pobycie w tym zamku, a nie mog³am czarowaæ, poniewa¿ jestem tylko zwyk³±... mugolk±. Tak nazywacie niemagicznych ludzi, prawda?
Severus nic nie powiedzia³. By³ wstrz±¶niêty. Zosta³ oszukany przez kobietê, któr± w³a¶nie obdarzy³ silnym uczuciem i najlepszego przyjaciela, któremu ufa³ bezgranicznie.
Julia zaczê³a zbli¿aæ siê w jego stronê, dlatego te¿ on zacz±³ siê cofaæ. Nie chcia³ jej, nie chcia³ jej dotyku. Pragn±³ tylko Lily.
- Odejd¼! Natychmiast. Wyno¶ siê st±d. – warkn±³ na ni±. Ona jednak niezbyt siê tym przejê³a. By³a coraz bli¿ej. Gdy tylko stanê³a na wyci±gniêcie rêki Snape’a, mê¿czyzna popchn±³ j±. Upadaj±c dziewczyna uderzy³a mocno o ³awkê, a z rozciêtego policzka zaczê³a s±czyæ siê krew.
Severus spanikowa³. Wstydzi³ siê, ¿e skrzywdzi³ kolejn± kobietê, do której co¶ czu³. Natychmiast ukl±k³ ko³o niej i delikatnie dotkn±³ jej ranê koñcem ró¿d¿ki. Czerwona ciecz przesta³a siê laæ, ale po mocnym skaleczeniu zosta³a lekka blizna.
Snape pomóg³ wstaæ Julii i przytuli³ j± mocno do siebie. Chcia³ z ni± byæ. Pragn±³ j± mieæ tylko dla siebie, ale têskni³ nadal za Lily. Jego ukochan±, piêkn± Lily.
Tê noc Julia i Severus spêdzili razem. Ona opowiada³a mu o swoim ¿yciu w Weronie, on jej o Ministerstwie Magii i ca³ym ¶wiecie, który teraz wspó³dzieli³ z rudow³os± dziewczyn±.
Tak Dumbledore ochroni³ Juliê przed samobójcz± ¶mierci± u boku Romea, a Snape’a przed wiecznym smutkiem. Od pierwszego spotkania tej dwójki minê³o ju¿ kilka ³adnych lat, a od tamtej pory Mistrz Eliksirów ani razu nie pomy¶la³ o Lily. Istnia³a dla niego tylko Julia. Gdy pewnego dnia Severus sprz±ta³ w swojej sypialni, zagl±dn±³ do szuflady szafki nocnej. By³a ona jednak ca³kowicie pusta. Mê¿czyzna zastanawia³ siê, gdzie podzia³y siê zdjêcia i nigdy nie dowiedzia³ siê, ¿e wzbogaci³y one album Harry’ego Pottera.
Alice, kurcze, to jest szokuj±ce! Sev i Julia? No no, ciekawe rozwi±zanie. Tylko ca³y czas mia³am wra¿enie, ¿e Sev to stary facet a Julia to 14-letnia dziewczynka tutajpoczkategori
opamiêta³ siê i powróci³ do swojego zwyk³ego stylu bycia, w którym by³ ch³odnym i wypranym z uczuæ nauczycielem.
Smak by³ okropny. Taki s³odki i delikatny.
Te wypowiedzi idealnie odda³y jego styl bycia ;P
Po za tym bardzo podoba³o mi siê samo przedstawienie ich spotkania i ogólna tre¶æ opowiadania. Gdybym mia³a oceniaæ w skali od 1 do 10, na pewno da³abym 10.
Nie ³ód¼ siê Potter
xd £ód¼ to sobie p³ywa, a Potter co najwy¿ej mo¿e siê ³udziæ.
Ogólnie to mi³o siê czyta³o, dziêkujê za te minuty, które mog³am spêdziæ przy zag³êbianiu siê w to opowiadanie, ¿yczê powodzenia w konkursie. tutajpoczkategori
Nawet opowiada³a mu t± historiê,
którym siedzia³a ów rudow³osa dziewczyna, któr± wczoraj ogl±da³ na zdjêciu. Wybucha³a ona co chwilê ¶miechem, gdy tylko który¶ z siedz±cych obok niej ch³opaków zrobi³ co¶ zabawnego.
Snape zna³ ich wszystkich bardzo dobrze. Ten z poranion± twarz± to Lupin. Wilko³ak, który niedawno uczy³ w Hogwarcie. Obok niego znajdowa³ siê d³ugow³osy ch³opaczek, który
by³y lekko przys³oniête przez d³ugie, w³osy koloru têczówek. Haczykowaty nos nadal by³
Je¶li chodzi o inne powtórzenia, to s±, ale ju¿ nie takie ra¿±ce.
Wiêcej b³êdów wybacz, ale nie chcê mi siê/nie mam czasu, chêci/ wytykaæ.
Tak jak napisa³am na pocz±tku, opowiadanie podoba³o mi siê. Szybko siê je czyta³o, dialogi nie by³y sztuczne. Postacie bardzo ³atwo mo¿na by³o sobie wyobraziæ. Sam pomys³ po³±czenia Snape z Juli± - ¶wietny, mega oryginalny. Tak wiêc opowiadanie jak najbardziej na plus.
Aha! ¯yczê powodzenia w dalszym pisaniu.
zgadzam siê z Naikari, je¶li chodzi o powtórzenia. O ile siê nie mylê, najwiêcej ich by³o z pocz±tku. albo potem bardziej siê skupi³am na tre¶ci.
Szock. To s³owo pasuje. W ¿yciu bym nie wpad³a na po³±czenie Severusa i Julii! + jak ju¿ powy¿ej kto¶ wspomnia³, rzeczywi¶cie ¶wietnie odda³a¶ postaæ nauczyciela! tutajpoczkategori
T± histori± jestem oczarowana
Severus to moja ulubiona postaæ z HP, któr± jak wspominano powy¿ej ¶wietnie odda³a¶. Powtórzenia mo¿e i by³y, ale nie zwróci³abym na nie uwagi gdyby nie komentarze dziewczyn. Gratulujê pomys³u i wykonania
Tu przyznam, pod wzglêdem warsztatowym to opowiadanie jest wspania³e, naprawdê. ¦wietnie budowane zdania, doskona³e wczucie siê w postaæ Severusa, zupe³nie jak prawdziwy! Alice, tu masz ogromnego plusa. Tylko, ¿e kiedy Julia umiera³a przy Romku, mia³a 14 lat A mo¿e tutaj j± postarza³a¶ chocia¿ do tej 17stki? tutajpoczkategori
A mnie wyj±tkowo podoba³oby siê, gdyby Julia w tym opowiadaniu mia³a te 14 lat... Rany, ja tak uwielbiam du¿e ró¿nice wieku w zwi±zkach! XD Tak ¿e ode mnie tu w³a¶nie by³by wielki plus.
Przeczyta³am i podoba³o mi siê, idealnie odda³a¶ Snape'a. Pomys³ na pewno oryginalny i wci±gnê³o mnie. Du¿e brawa tutajpoczkategori
Julia raczej m³odsza
Tak 15 lat, to chyba idealnie, tym bardziej, ¿e Snape w tym opowiadaniu ma 34 lata, wiêc 19 lat ró¿nicy, to nie tak du¿o ^.^
Ouh! Nawet nie zauwa¿y³am, ¿e jest tyle powtórzeñ i b³êdów.. to straszne
Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, ¿e pisa³am to opowiadanie dwa dni. Bo o konkursie dowiedzia³am siê w pi±tek, a w niedzielê skoñczy³am pisaæ (bo w tygodniu z powodu nat³oku nauki nie siedzê przed komputerem i nie mog³am tego wys³aæ w poniedzia³ek).
Dziêkujê za obiektywne oceny
Alice, strasznie spodoba³o mi siê Twoje opowiadanie
Bardzo dobrze odda³a¶ klimat Hogwartu, postaæ Snape'a i to, jak opisa³a¶ jego têsknotê za Lily i mi³o¶æ do niej by³o cudne <3 Sam pomys³ na po³±czenie Snape'a z Juli± bardzo oryginalny i fajnie wyt³umaczy³a¶ jak do tego wszystkiego dosz³o
B³êdów nie wytykam, bo zupe³nie mi nie przeszkadza³y, a z opowiadaniem mi³o spêdzi³am czas Super! tutajpoczkategori
Masz naprawde ¶wietny styl pisania ,ale dla mnie nastolatka i kole¶ maj±cy ponad 30 lat to czysta pedofilia, i to mnie razi³o przez ca³± ksi±¿kê. Czu³am siê jakby¶ zabra³a Snapowi cz±stkê jego samego paruj±c go z dzieckiem. Nie mój klimat po prostu
Jednak piszesz naprawdê wci±gaj±co i ciekawie , za co masz mega plusa
Severus Snape, Julia Kapulet
Kolejny dzieñ zwyk³ego tygodnia powoli siê koñczy³. Blade promienie zimowego s³oñca chowa³y siê za horyzontem. Ciê¿kie, czarne buty mocno ugniata³y ¶nieg, zostawiaj±c za sob± ¶lady podeszew. Mê¿czyzna w d³ugim, czarnym p³aszczu brn±³ szybko przez zaspy bia³ego puchu i po chwili znikn±³ miêdzy drzewami zatrzymuj±c siê i ³api±c wreszcie oddech.
Jego haczykowaty nos szybko nabiera³ i wydycha³ mro¼ne powietrze. Na zwykle blad±, lekko ziemist± twarz wst±pi³y delikatne, ró¿owe rumieñce wysi³ku. Gdy jego oddech ju¿ siê wyrówna³, zacz±³ siê zastanawiaæ, po co tak w³a¶ciwie tutaj przyszed³. Wszyscy siedzieli w ciep³ym zamku i przygotowywali siê do wieczornej uczty, a on marz³, wywabiony ze swojego gabinetu przez dziwne przeczucie.
Rozgl±daj±c siê po ¶niegu nie zauwa¿y³ niczego nadzwyczajnego, dlatego te¿ postanowi³ wróciæ do zamku. Gdy tylko siê odwróci³ zobaczy³ na idealnie czystym puchu ¶lady ma³ych butów. Z pewno¶ci± by³y ¶wie¿e i nie nale¿a³y one do niego, ani do jakiegokolwiek stworzenia zamieszkuj±cego ten las. Tkniêty ciekawo¶ci± ruszy³ wzd³u¿ poszlaki – zapewne – jakiego¶ zab³±kanego ucznia, który za nic ma regulamin i zasady.
Szed³ d³u¿szy czas i nawet nie zauwa¿y³, kiedy ca³kowicie zasz³o s³oñce. Dopiero, gdy ciemno¶æ nie pozwoli³a mu na dalsze ¶ledzenie, wyj±³ ró¿d¿kê, która po krótkiej chwili zap³onê³a na koñcu jasnym ¶wiat³em. Maszerowa³ dalej, powoli trac±c pewno¶æ ¿e znajdzie winowajcê. Gdy ju¿ przemók³, przemarz³, i straci³ wszelk± nadziejê, trop urwa³ siê, jakby kto¶ siê teleportowa³, albo odlecia³. W¶ciek³y mê¿czyzna zarzuci³ d³ug± szat± i zacz±³ szybko kierowaæ siê w stronê zamku. Gdy tak pêdzi³ potkn±³ siê o co¶ i upad³ prosto w ¶nieg. Ca³± twarz mia³ pokryt± bia³ym puchem, a na haczykowaty nos wst±pi³a dodatkowo opuchlizna, powsta³a przez do¶æ mocne uderzenie w przypadkowo le¿±cy kamieñ.
Poleg³y, przemarzniêty i w¶ciek³y mê¿czyzna nie od razu podniós³ siê z ziemi. Gdy jednak by³ w stanie to zrobiæ, zauwa¿y³, ¿e potkn±³ siê o niski krzak, jednocze¶nie rozcinaj±c sobie nogê. Zdenerwowanie siêgnê³o punktu kulminacyjnego i w ka¿dej sekundzie poszkodowany móg³ wybuchn±æ niekontrolowanym sza³em. Zacisn±³ mocno piê¶ci tak, ¿e kostki mu zbiela³y. Mia³ zacz±æ krzyczeæ, gdy jego wzrok pad³ na czarny sweter, który le¿a³ na ¶niegu. Poszlaka! Pomy¶la³ od razu. Jaki¶ nêdzny dzieciak szed³ têdy i do tego rozbiera³ siê! W taki mróz! Mê¿czyzna by³ w euforii. Podbieg³ od razu do przedmiotu zbrodni i z uwielbieniem podniós³ go do góry. Gdy tylko zauwa¿y³ dumnego lwa na czerwono-z³otym tle, jeszcze bardziej siê rozpromieni³ Gryfon! Odbiorê mu 20 punktów! Albo nie! 30 i jeszcze szlaban! U¶miechn±³ siê szczê¶liwie i ruszy³ do zamku trzymaj±c mocno sweter, jakby ten chcia³ mu siê wyrwaæ.
Dotar³ na miejsce w zadziwiaj±co szybkim tempie. Nie skrêci³ jednak do Wielkiej Sali, sk±d wydobywa³ siê weso³y gwar najedzonych uczniów. Zamiast tego uda³ siê od razu do swojego gabinetu. Szed³ szybko po schodach wiod±cych do lochów, a w jego oczach zal¶ni³a ³za szczê¶cia. Gdy tylko znalaz³ siê w przyjaznym dla niego miejscu schowa³ zdobycz do kufra, na który rzuci³ mnóstwo zaklêæ ochronnych, gdyby przypadkiem jaki¶ uczeñ pragn±³ wkra¶æ siê i porwaæ tak wa¿ny dowód zbrodni.
Mê¿czyzna popatrzy³ siê z lubo¶ci± na skrzyniê, która kry³a przedmiot jego szczê¶cia i zaraz pochyli³ siê nad biurkiem, ¿eby nabazgraæ notatkê dla uczniów.
Dnia 13 stycznia w Zakazanym Lesie odnaleziony zosta³ czarny sweter z herbem Gryffindoru. Odebraæ go mo¿na w gabinecie profesora Severusa Snape'a, który znajduje siê obok sali do zajêæ z eliksirów w lochach. Ponad to uczeñ, który dopu¶ci³ siê tak jawnego z³amania regulaminu poniesie odpowiednie konsekwencje, o których dowie siê w moim gabinecie. Je¶li jednak w ci±gu dwóch tygodni nie znajdzie siê w³a¶ciciel, ukarany zostanie ca³y dom, o co oczywi¶cie bardzo mocno siê postaram.
Profesor Severus Snape.
Przepisa³ ten sam tekst na kilkana¶cie pergaminów i zabieraj±c je ze sob± wyszed³ na zimny korytarz. Chcia³ szybko porozwieszaæ og³oszenie, dlatego pobieg³ w stronê kuchni.
Gdy znalaz³ siê przed ogromnym obrazem, przedstawiaj±cym misê z owocami, po³askota³ zielon± gruszkê, która zachichota³a i zamieni³a siê w klamkê. Profesor wszed³ do ¶rodka i stan±³ w ogromnym, jasnym pomieszczeniu, który wielko¶ci± dorównywa³ Wielkiej Sali, która notabene znajdowa³a siê tu¿ nad kuchni±. Po kuchni biega³o pe³no ma³ych stworków. By³y to skrzaty domowe. Ka¿dy z nich mia³ na sobie czerwon± serwetkê z god³em Hogwartu. Snape górowa³ nad nimi wszystkimi i bez najmniejszego problemu zatrzyma³ jednego ze stworków.
- Zbierz mi natychmiast dwadzie¶cia skrzatów. – warkn±³ niegrzecznie. Stworzonko uk³oni³o siê nisko i od razu pobieg³o po swoich towarzyszy. Gdy wszyscy siê zameldowali, profesor powiedzia³ ch³odnym tonem:
- Ka¿dy z was dostanie jedno og³oszenie i ma je zawiesiæ w wyznaczonym przeze mnie pomieszczeniu. No, podchodziæ mi szybko – doda³ ze z³o¶ci±, gdy ¿aden ze skrzatów nie ruszy³ siê z miejsca.
Zaraz jednak ustawi³y siê w kolejce i odbiera³y pergamin, dowiedziawszy siê wcze¶niej, gdzie maj± go zanie¶æ. Pobieg³y do wyznaczonych pomieszczeñ, miêdzy którymi znajdowa³y siê najwa¿niejsze i najczê¶ciej odwiedzane miejsca zamku.
Gdy Snape odda³ ostanie og³oszenie, z triumfem na twarzy zgarn±³ ze sto³u talerz z kanapkami i ruszy³ do lochu. Zamek by³ pusty, co oznacza³o, ¿e uczniowie nadal s± na uczcie. Potwierdzi³ to gwar dochodz±cy zza drzwi Wielkiej Sali.
Profesor usiad³ za biurkiem i skonsumowa³ jedzenie, które przyniós³ sobie z kuchni. Gdy ju¿ siê najad³, przeszed³ obok kufra (którego znowu obdarzy³ czu³ym spojrzeniem) i otworzy³ zaklêciem drzwi do swojej sypialni.
By³o to ponure pomieszczenie. W ¶rodku znajdowa³o siê tylko ³ó¿ko, szafka nocna, umywalka i lusterko. Jedynym ¼ród³em ¶wiat³a by³a ¶wieca, któr± Snape od razu za¶wieci³. Zrzuci³ swoj± szatê, z któr± prawie nigdy siê nie rozstaje i w samych bokserkach stan±³ przed lustrem. W odbiciu zobaczy³ pomarszczonego mê¿czyznê, z blado-ziemist± cer±. Wpatrywa³ siê on w niego swoimi czarnymi oczami, które by³y lekko przys³oniête przez d³ugie, w³osy koloru têczówek. Haczykowaty nos nadal by³ zaczerwieniony, od upadku w lesie. Severus zaniepokoi³ siê, ¿e ten kolor nie zejdzie mu przez noc, ale nabierze ¶liwkowego koloru.
Obla³ sobie twarz wod± i odwróci³ siê od swojego odbicia. Usiad³ ciê¿ko na ³ó¿ku. Pomimo, i¿ znalaz³ sweter jakiego¶ Gryfona, nie do koñca by³ zadowolony z tego, poniewa¿ ka¿da, nawet niewielka rzecz zwi±zana z tym domem przypomina³a mu wspania³± kobietê, któr± kocha³ zawsze.
Gdy tylko j± wspomnia³, nie móg³ oprzeæ siê pokusie siêgniêcia do szuflady szafki nocnej. W ¶rodku by³ tylko skrawek pergaminu i dwa zdjêcia. Pierwsze przedstawia³o u¶miechniêt±, rudow³os± kobietê. By³o przedarte w po³owie, jakby kto¶ pozby³ siê osób, do których ta kobieta siê u¶miecha³a. Natomiast na drugim, do ogl±daj±cego macha³a dwójka m³odych czarodziejów stoj±cych na peronie numer 9 i ¾ przed starym, parowym poci±giem. Ch³opiec mia³ na sobie za du¿y, czary p³aszcz, na którym widnia³ d³ugi, zielony w±¿ i damsk± koszulê – zapewne po swojej matce. Jego u¶miech chowa³ siê czê¶ciowo za haczykowatym nosem. Dziewczynka natomiast by³a w eleganckiej szacie, z wyszytym lwem, na którego sp³ywa³y jej rude w³osy. Pergamin za¶ zawiera³ tylko trzy zdania, wyrwane z kontekstu.
móg³ siê kiedykolwiek przyja¼niæ z Gellertem Grindelwaldem.
Osobi¶cie, my¶lê, ¿e ma nie po kolei w g³owie!
Z wyrazami mi³o¶ci, Lily
Mê¿czyzna przez chwilê wpatrywa³ siê w te trzy, dla niego najwa¿niejsze na ¶wiecie przedmioty.
Po chwili jednak nie móg³ ju¿ wytrzymaæ tych psychicznych tortur i schowa³ je z powrotem do szuflady. Zgasi³ ¶wieczkê i po³o¿y³ siê na ³ó¿ku. D³ugo rozmy¶la³ nad kobiet±, któr± widzia³ przed chwil± na zdjêciach i tym, czy nie odpu¶ciæ Gryfonowi, który zgubi³ sweter. Zaraz jednak siê opamiêta³, wyrzuci³ z my¶li Lily i z satysfakcj± zbli¿aj±cej siê zemsty usn±³.
Gdy tylko siê obudzi³, od razu w³o¿y³ szatê i ruszy³ do gabinetu. Nigdzie w lochach nie by³o okien (nawet w pokoju wspólnym Slytherinu, który znajdowa³ siê dok³adnie pod jeziorem), dlatego te¿ Snape nie wiedzia³, czy jest ju¿ ranek. Dopiero, gdy zerkn±³ na zegarek, dosz³o do niego, ¿e za chwilê zacznie siê ¶niadanie.
Wszed³ wiêc po schodach na górê i skierowa³ kroki do Wielkiej Sali. W ¶rodku siedzia³o ju¿ kilkoro uczniów, którzy sennie popijali kawê, lub zajadali siê ciep³ymi tostami. Ruszy³ szybko w stronê sto³u nauczycieli, gdzie siedzia³a ju¿ Minerva McGonagall, opiekunka Gryffindoru. Nie usiad³ jednak obok niej, ale zostawi³ miêdzy nimi odstêp jednego krzes³a – które zawsze zajmowa³ dyrektor – i nachyli³ siê, ¿eby opowiedzieæ jej, o swoim wczorajszym znalezisku. McGonagall nie odpowiedzia³a od razu. Sprawia³a wra¿enie z³ej na swojego ucznia, ale tak¿e i Snape’a, który w³óczy³ siê po lesie, ¿eby przy³apaæ JEJ ucznia.
- Severusie. S±dzê, ¿e mo¿na to wyt³umaczyæ, bez zbêdnego rozgardiaszu. Widzia³am dzisiaj ju¿ trzy og³oszenia, które napisa³e¶ i nie s±dzê, by którykolwiek z uczniów przyzna³ siê do – jak ty to nazywasz – zbrodni. My¶lê nawet, ¿e ów osobnik nie wie nawet, o zagubionym swetrze. Mo¿e kto¶, lub co¶ mu go zabra³o i pozostawi³o w lesie? Nie mo¿na zawsze stawiaæ wszystkiego na jedn± kartê Severusie.
Z twarzy Snape’a zszed³ wredny u¶mieszek, a jego oczy zaczê³y rzucaæ w McGonagall piorunami. Nie przysz³o mu do g³owy takie wyt³umaczenie. A mo¿e po prostu nie chcia³ go do siebie dopu¶ciæ.
- A niby co to za magiczne stworzenie biega sobie po zamku i kradnie innym swetry, porzucaj±c je w Zakazanym Lesie? – zapyta³ Severus, a na tego usta znowu wpe³z³ triumfalny u¶miech.
- Irytek. – odpowiedzia³a krótko Minerva.
Snape jednak nie da³ siê przekonaæ i odwróci³ siê bez s³owa od czarownicy. Lustrowa³ spojrzeniem pomieszczenie, za ka¿dym razem zatrzymuj±c d³u¿ej wzrok na sole Gryffindoru. Gdy tak wpatrywa³ siê w zaspanych uczniów, stanê³o mu przed oczami kolejne wspomnienie.
Zobaczy³ siebie przy stole Slytherinu. Obok niego siedzia³ Lucjusz Malfoy – wysoki ch³opak, z d³ugimi, tlenionymi blond w³osami. Prefekt i wzór do na¶ladowania dla wszystkich ¦lizgonów. Ka¿dy przy stole wpatrywa³ siê w niego z uwielbieniem, zapamiêtuj±c ka¿dy jego ruch i spijaj±c ka¿de s³owo z jego ust. Tylko m³ody Severus zerka³ co chwilê na stó³ Gryfonów, przy którym siedzia³a ów rudow³osa dziewczyna, któr± wczoraj ogl±da³ na zdjêciu. Wybucha³a ona co chwilê ¶miechem, gdy tylko który¶ z siedz±cych obok niej ch³opaków zrobi³ co¶ zabawnego.
Snape zna³ ich wszystkich bardzo dobrze. Ten z poranion± twarz± to Lupin. Wilko³ak, który niedawno uczy³ w Hogwarcie. Obok niego znajdowa³ siê d³ugow³osy ch³opaczek, który mru¿y³ oczy i co chwilê ods³ania³ zêby – tak bardzo podobne do psich. Syriusz Black. Morderca, który zbieg³ z Azkabanu – wiêzienia dla czarodziejów. Tu¿ niedaleko James Potter. Najgorszy z nich wszystkich. Przysz³y m±¿ piêknej Lily. Na samym koñcu siedzia³ szczurowaty przyjaciel, a mo¿e bardziej s³uga tych trzech ch³opaczków. Glizdogon, który upozorowa³ w³asn± ¶mieræ.
Severus natychmiast pragn±³ wyrzuciæ ten obraz ze swojej g³owy, ale jako¶ mu siê to nie udawa³o. Kilka razy mruga³ oczami, ale wspomnienie rozmy³o siê dopiero w¶ród ³ez, które nap³ynê³y mu do oczu. Szybko otar³ je rêkawem i z nadziej±, ¿e nikt tego nie zauwa¿y³, zabra³ siê do ¶niadania. Gdy podniós³ wzrok znad kanapki i znowu zerkn±³ na stó³ Gryfonów, spad³ z krzes³a. Rozleg³ siê og³uszaj±cy huk i uczniowie szukali jego ¼ród³a. Odnale¼li go jednak bardzo szybko i gdy tylko zobaczyli Snape’a le¿±cego na ziemi – wszyscy ryknêli ¶miechem. Profesor natychmiast wsta³ i ze z³o¶ci± lustrowa³ uczniów. Gdy odnalaz³ powód swojego wypadku, w¶ciek³ siê jeszcze bardziej i ruszy³ w jego stronê z wyci±gniêt± ró¿d¿k±.
By³ to bowiem Potter. Ale nie James – jak pocz±tkowo s±dzi³ Severus (z tego te¿ powodu upad³ na ziemiê) – lecz jego syn, Harry. Tak bardzo do niego podobny. Te same rozczochrane, ciemne w³osy, identyczne okulary, postura, wzrost i... charakter. Tak samo bezczelny, maj±cy gdzie¶ zasady. Kolejny raz Potter by³ osob±, która upokarza³a Snape’a przed ca³± szko³±. Czy¿by Harry wzi±³ sobie za cel kontynuowanie rytua³ów swojego ojca?
Gdy tylko ch³opak zrozumia³, ¿e w jego stronê zmierza rozw¶cieczony nauczyciel eliksirów z wyci±gniêt± ró¿d¿k±, natychmiast siêgn±³ po swoj±, ¿eby mieæ mo¿liwo¶æ obrony. Severus jednak nie rzuci³ ¿adnego zaklêcia, ale przycisn±³ koniec ma³ego kijka do gard³a Pottera i nachyliwszy siê nad nim szepn±³ mu do ucha:
- Jeste¶ taki sam, jak ojciec. Arogancki, opryskliwy i dziecinny. My¶lisz, ¿e wszystko ci wolno, bo masz t± okropn± bliznê na czole? ¯e wszyscy bêd± ciê wielbiæ na kolanach, tylko dlatego, ¿e przez swoje g³upie szczê¶cie pokona³e¶ Czarnego Pana? Nied³ugo wszyscy zapomn± o twoim czynie, ka¿dy bêdzie mia³ gdzie¶ Ch³opca Który Prze¿y³. Nie ³ód¼ siê Potter, ¿e jeste¶ kim¶, bo tak naprawdê jeste¶ nikim. Nie masz za grosz pohamowania i pokory. Nie znasz ¿ycia i zginiesz w nim.
Min±³ zdziwionego ch³opaczka, któremu przed chwil± grozi³ i znikn±³ za drewnianymi drzwiami. G³odny, z³y i upokorzony wybieg³ na zalane s³oñcem, ale i pokryte ¶niegiem, b³onia. Nienawidzi³ upokorzenia, nienawidzi³ roze¶mianego Pottera. Ale nienawidzi³ te¿ siebie za to, ¿e dopu¶ci³ do zerwania przyja¼ni z Lily.
Spacerowa³ na mrozie d³u¿szy czas i dopiero dzwon obwieszczaj±cy rozpoczêcie pierwszej lekcji obudzi³ go z zamy¶lenia. Ruszy³ szybko do lochów, aby rozpocz±æ rytualne znêcanie siê nad niedouczonymi i leniwymi uczniami. Pierwsze zajêcia mia³ z Gryfonami. Z impetem wpad³ do klasy i trzaskaj±c drzwiami, ruszy³ w stronê swojego biurka.
- Dzisiaj nauczymy siê sporz±dzaæ bardzo wa¿ny i trudny eliksir S³odkiego Snu. Powoduje on natychmiastowe za¶niêcie. Tutaj macie ingrediencje – machn±³ ró¿d¿k± w stronê tablicy, na której pojawi³y siê konkretne produkty i kolejne punkty, którymi nale¿y siê kierowaæ podczas sporz±dzania wywaru. – Pamiêtajcie jednak, ¿e je¶li pomylicie którykolwiek ze sk³adników, to osoba, której podacie swój eliksir mo¿e ju¿ nigdy siê nie wzbudziæ. Gotowa mikstura ma kolor zielony, jest gêsta i pachnie jak cynamon. Za pó³torej godziny sprawdzê wasze poczynania.
W klasie zapanowa³ lekki chaos. Wszyscy biegali po sk³adniki, podgrzewali wodê w kocio³kach i nieraz na g³os odczytywali instrukcjê z tablicy. Profesor usiad³ za biurkiem i wzi±³ do rêki najbli¿ej le¿±c± ksi±¿kê. Lektura tak go wci±gnê³a, ¿e nie zwraca³ on uwagi na uczniów i ich próby sporz±dzenia wywaru.
Gdy zerkn±³ po dziewiêædziesiêciu minutach na zegarek, musia³ oderwaæ wzrok od ksi±¿ki. Nie zmartwi³o go jednak to zbytnio, poniewa¿ teraz zaczyna³ show. Podchodzi³ do kolejnych uczniów i kompletnie poni¿a³ ich na oczach dwóch domów. Z wielk± chêci± odejmowa³ punkty Gryfonom i chwali³ ¦lizgonów.
Niestety wszystko co dobre, szybko siê koñczy. Zaraz zadzwoni³ dzwon obwieszczaj±cy przerwê na lunch i zd±¿y³ jeszcze tylko szybko zadaæ im okropnie d³ugie i wyczerpuj±ce zadanie, które nie mia³o g³êbszego sensu.
Uczniowie zerwali siê z krzese³, jakby oparzy³a ich wyj±tkowo wredna skl±tka tylnowybuchowa i wybiegli z sali. Snape sta³ odwrócony ty³em do uczniów i macha³ ró¿d¿k±, ¿eby posprz±taæ pozosta³o¶ci po tych brudasach. Gdy ju¿ mia³ zamiar pój¶æ co¶ przek±siæ zauwa¿y³, ¿e przed jego biurkiem stoi m³oda, rudow³osa dziewczyna, na której piersi dumnie wdziêczy³ siê z³oty lew. Pocz±tkowo Severus my¶la³, ¿e to kolejne halucynacje i chcia³ biegiem uciec do skrzyd³a szpitalnego. Jednak zaraz dziewczyna u¶miechnê³a siê lekko zmieszana i powiedzia³a:
- To ja zgubi³am sweter. Zabra³a mi go sowa, gdy nie chcia³am jej zap³aciæ za dostarczenie przesy³ki. Bieg³am za ni± d³ugo, ale po chwili zniknê³a mi z oczu i postanowi³am wróciæ do zamku...
- Ale... jak... i... dlaczego... co? – Snape zdawa³ siê kompletnie zbity z panta³yku. – Wiêc dlaczego nie odnalaz³em ¶ladów twoich stóp, gdy wraca³a¶? – Profesor za wszelk± cenê pragn±³ wmówiæ sobie, ¿e to na pewno nie ona zgubi³a ten sweter. Nie chcia³ karaæ nikogo, kto by³ tak podobny do Lily. Nie zawaha³by siê jednak daæ jej szlaban, bo po chwili zda³ sobie sprawê, ¿e to przecie¿ nie mo¿e byæ TA Lily.
- To bardzo proste do wyt³umaczenia. Sowa wylecia³a z moim ubraniem przez okno, wiêc nie chc±c jej zgubiæ, chwyci³am miot³ê i polecia³am za ni±. Ona jednak tu¿ przed zakazanym lasem zni¿y³a siê tak bardzo, ¿e nie by³am w stanie usiedzieæ dalej na miotle i bieg³am za ni±.
Dziewczyna ca³y czas by³a pewna siebie i bardzo urocza. Sta³a jednak w cieniu i Snape nie widzia³ koloru jej oczu. Ba³ siê, ¿e mog± byæ one zielone i nie chcia³, ¿eby dziewczyna ruszy³a siê z miejsca.
- Je¶li to twój sweter to poczekaj tutaj chwilê, zaraz ci go przyniosê.
Pobieg³ tak szybko, jak tylko potrafi³ do swojego gabinetu. Tam przystan±³ na chwilê k³óc±c siê ze sob±. Z jednej strony pragn±³, by dziewczyna zniknê³a, ale z drugiej Lily jakby od¿y³a. Choæ wiedzia³, ¿e to nie prawda, ¿e zmarli nie powracaj± zza grobu.
Wygrzeba³ szybko ubranie z kufra i wraz z dusza i sercem na ramieniu, ruszy³ z powrotem do sali eliksirów. Na samym pocz±tku s±dzi³, ¿e dziewczyna by³a jednak jego halucynacj±, bo gdy tylko wszed³ do klasy – jej nie by³o. Ju¿ mia³ ze z³o¶ci± i jednoczesn± ulg± rzuciæ sweter w k±t, gdy jednak j± zobaczy³. Sta³a przy tablicy i malowa³a po niej kred± ma³e serduszka.
Z rado¶ci± ruszy³ w jej stronê, chc±c oddaæ jej zgubê i zapomnieæ o sprawie. Jednak metr przed dziewczyn± opamiêta³ siê i powróci³ do swojego zwyk³ego stylu bycia, w którym by³ ch³odnym i wypranym z uczuæ nauczycielem.
Wrêczy³ jej sweter zbyt mocno, tak, ¿e dziewczyna uderzy³a lekko plecami o tablicê i wtedy sta³o siê to, czego Snape tak bardzo siê ba³. Popatrzy³a ona na niego z wyrzutem swoimi piêknymi, zielonymi oczami.
Severus odsun±³ siê od niej i usiad³ ciê¿ko na krze¶le przed swoim biurkiem. Schowa³ twarz w d³oniach i poczu³ zaraz, ¿e ma mokre policzki. Nie chcia³ tego. Mia³ byæ zimny, bezwzglêdny. By³ w koñcu ¶miercio¿erc±. Dlaczego wiêc p³acze na widok zwyk³ej uczennicy?
Po chwili poczu³ ciep³± d³oñ na swoim ramieniu i us³ysza³ delikatny, lekko przestraszony g³os:
- Panie profesorze, czy nic siê panu nie sta³o?
- Wyjd¼ – mia³ zamiar warkn±æ na ni±, ale g³os mu siê za³ama³ i brzmia³ jak zraniona ³ania. Do cholery! Dlaczego pomy¶la³ w³a¶nie o ³ani? – Natychmiast wyjd¼. Gryffindor traci przez ciebie 50 punktów, ale nie masz szlabanu. A teraz wynocha.
Dziewczyna jednak nie od razu ruszy³a siê z miejsca. Jeszcze przez chwilê trzyma³a d³oñ na ramieniu Snape’a i kilka razy otwiera³a usta, jakby chcia³a co¶ powiedzieæ. Po chwili jednak nic konkretnego nie przychodzi³o jej do g³owy. Wiêc podesz³a tylko to tablicy, narysowa³a pe³en zawijasów napis „Przepraszam”, z³apa³a sweter i wybieg³a z klasy.
Gdy tylko trzasnê³y za ni± drzwi, Severus podniós³ twarz i spojrza³ na ró¿owe litery. Nie móg³ wytrzymaæ. Chcia³, ¿eby to wszystko zniknê³o. Wyci±gn±³ ró¿d¿kê w stronê tablicy i mrukn±³: Bombarda Maxima! Ca³a sala wype³ni³a siê og³uszaj±cym hukiem, a gdy tylko bia³y, kredowy dym opad³ tam, gdzie jeszcze przed chwil± sta³a tablica le¿a³o pe³no po³amanych, drewnianych szcz±tków.
Skierowa³ swoje kroki do gabinetu dyrektora, od którego otrzyma³ pozwolenie na odwo³anie dalszych zajêæ w dniu dzisiejszym.
By³ pewny, ¿e nikt nie bêdzie mia³ mu tego za z³e, a wrêcz przeciwnie – wszyscy siê uciesz±.
Ruszy³ wiêc od razu do swojej komnaty i zamkn±³ drzwi na wszystkie spusty. Pomimo, i¿ by³o dopiero po³udnie, pragn±³ usn±æ. Nie uda³o mu siê to jednak z powodu my¶li kot³uj±cych siê w jego g³owie. Po godzinie nie móg³ ju¿ wytrzymaæ. Wszed³ wiêc do pustej sali eliksirów i zacz±³ przegl±daæ zadanie, które uczniowie wykonywali kilka godzin wcze¶niej. Tylko jeden eliksir mia³ odpowiedni, zielony kolor i cynamonowy zapach. Przeczyta³ na fiolce imiê i nazwisko – Hermiona Granger. By³ pewny, ¿e wywar jest przygotowany idealnie. Zabra³ wiêc miksturê do sypialni.
Odmierzy³ kilka kropel i wypi³ szybko. Smak by³ okropny. Taki s³odki i delikatny. Zd±¿y³ jednak tylko pa¶æ na ³ó¿ko i od razu pogr±¿y³ siê we ¶nie.
Zaraz po obudzeniu nic nie pamiêta³. Dopiero po chwili wszystko wróci³o. Upokorzenie przy ca³ej szkole, sweter, rude w³osy i te piêkne, zielone oczy. Po policzkach znowu sp³ynê³y mu ³zy, ale zaraz powstrzyma³a je wszechogarniaj±ca z³o¶æ.
Zarzuci³ wierzchni± szatê i wyszed³ szybko z gabinetu. Gdy szed³ ju¿ którym¶ z kolei korytarzem dotar³o do niego, ¿e zamek jest pusty, a za oknem panuje kompletny mrok. Nogi same go nios³y i dopiero po chwili zauwa¿y³, gdzie stoi. Przed nim, na du¿ym portrecie spa³a Gruba Dama – obraz, który strzeg³ wej¶cia do dormitorium Gryffindoru. To tutaj kilkadziesi±t lat temu zapowiedzia³, ¿e bêdzie spa³ na pod³odze, je¶li Lily nie wyjdzie do niego porozmawiaæ.
Nie mia³ zamiaru wracaæ do lochu, wiêc powêdrowa³ na szczyt wierzy astronomicznej. Tam pomimo panuj±cego mrozu, przesiedzia³ a¿ do ¶witu. Niebo stopniowo zmienia³o barwê z czerni na szaro-niebiesk±. Miejsce gwiazd zajê³o s³oñce, które pomimo du¿ej si³y ¶wiat³a, nie ogrzewa³o swoim blaskiem.
Snape skierowa³ siê do Wielkiej Sali, gdy rozleg³o siê têskne burczenie w jego brzuchu. Usiad³ przy stole nauczycielskim i chcia³ wzi±æ do rêki widelec. Dopiero teraz zda³ sobie sprawê, ¿e napuchniête w których straci³ czucie, pokryte s± mocn± czerwieni±.
Nie by³ w stanie zaspokoiæ przemo¿nego g³odu, wiêc szybko uda³ siê do gabinetu Pani Pomfrey. Tam prócz pysznego ¶niadania, otrzyma³ równie¿ wywar, dziêki któremu wszystkie jego koñczyny odzyska³y po³±czenie z mózgiem, poprzedni kolor i wielko¶æ.
Pe³niê zdrowia odzyska³ po kilku minutach i gdy tylko zadzwoni³ dzwon obwieszczaj±cy pierwsz± lekcjê, móg³ bez problemu zej¶æ do lochu by kontynuowaæ edukowanie – dzi¶ – Puchonów i Krukonów.
Zada³ im (tak jak wczoraj Gryfonom i ¦lizgonom) sporz±dzenie eliksiru S³odkiego Snu. Po pó³torej godziny, sprawdza³ ich poczynania, które by³y bardzo, bardzo liche. Z wdziêczno¶ci± przyj±³ koniec lekcji.
Od spotkania tajemniczej dziewczyny min±³ dok³adnie miesi±c. Ca³y zamek 14 lutego zosta³ ozdobiony serduszkami, a uczniowie na lekcjach zamiast my¶leæ o nauce, zachwycali siê wieczorn± walentynkow± uczt±. Sk³adali sobie wzajemnie ¿yczenia, rozdawali prezenty i byli niczym w skowronkach.
Nawet Severus cieszy³ siê, bo po pierwsze - od miesi±ca nie widzia³ rudow³osej dziewczyny. Nie pojawia³a siê ona na lekcjach eliksirów, nie by³o jej na posi³kach, ani meczach quidditcha. Snape sprawdza³ te¿ w skrzydle szpitalny, ale tam te¿ jej nie zasta³. Zastanawia³ siê jednak, czy aby nie wróci³a do domu. Nie móg³ przestaæ my¶leæ o jej podobieñstwie do Lily.
Po drugie – zd±¿y³ odj±æ ju¿ sto piêædziesi±t punktów trzem domom, przez ich niezdyscyplinowanie i rozkojarzenie.
Po dzwonie obwieszczaj±cym koniec popo³udniowych zajêæ, wszyscy uczniowie jak najszybciej opu¶cili loch. Zadowolony z samotno¶ci profesor prawie siê przewróci³, gdy w pustej klasie zauwa¿y³ ów tajemnicz± dziewczynê.
- Co tutaj robisz? – warkn±³, ale niezbyt dobrze ukry³ strach w swoim g³osie.
- Przysz³am, ¿eby odrobiæ szlaban. – odpowiedzia³a.
- Ale ja ci nic nie... – zacz±³, ale rudow³osa zaraz mu przerwa³a.
- Wiem. Profesor Minerva McGonagall kaza³a mi wyczy¶ciæ wszystkie kocio³ki – zrobi³a pauzê i powiedzia³a z jawnie fa³szywym smutkiem – bez u¿ycia czarów.
Schyli³a siê wiêc do swojego plecaka, z którego wyjê³a czyst± szmatkê i dziwny p³yn do mycia. Snape musia³ j± pilnowaæ, przez te wszystkie godziny. Jednak po krótkim czasie przesta³o mu to ci±¿yæ. S³ucha³ ci±g³ego gadania tej dziewczyny, która opowiada³a, jak magiczne jest wszystko wokó³ niej, jak pragnê³a siê tutaj znale¼æ i – co najbardziej uderzy³o Severusa – ¿e jej siostra te¿ chcia³a tutaj byæ i pisa³a listy do Dumbledor’a, który jednak za ka¿dym razem odmawia³.
- Raz siedzia³am w ogrodzie i sprawia³am, ¿e kwiatki usycha³y i odradza³y siê w mojej d³oni – powiedzia³a, czyszcz±c kocio³ek stoj±cy na biurku Snape’a. – dopiero m³ody, czarnow³osy ch³opak opowiedzia³ mi o wszystkim, co spotka³am tutaj w Hogwarcie.
Severus prawie wybuchn±³. Ta dziewczyna by³a tak podobna do Lily. Nawet opowiada³a mu t± historiê, która przytrafi³a im siê obojgu. Wsta³ i choæ jego kocio³ek by³ nadal brudny, podziêkowa³ za wyczyszczenie go i chcia³ odprowadziæ dziewczynê do drzwi – t³umacz±c, ¿e walentynkowa uczta ju¿ dawno siê zaczê³a. Ona jednak nie ruszy³a siê z miejsca. Chcia³a dalej czy¶ciæ kocio³.
Snape widz±c upór – znów tak podobny do Lily – nie wytrzyma³. Po policzkach zaczê³y sp³ywaæ mu ³zy, gdy wpatrywa³ siê w te piêkne, zielone oczy.
Dziewczyna podnios³a rêkê i nie mog±c patrzeæ na cierpi±cego Severusa, zaczê³a wycieraæ jego ³zy swoimi cienkimi palcami. Mê¿czyzna przytrzyma³ jej d³oñ swoj±. Tak bardzo pragn±³, by nie by³a ona jego uczennic±, by okaza³a siê...
- Lily? – szepn±³ z nik³± nadziej±.
- Nie. – odpowiedzia³a, ale nie u¶miechnê³a siê jak zwykle. W powietrzu czuæ by³o rozpacz, ¶mieræ i co¶ jeszcze. Co¶ bardziej pozytywnego. – Jestem... Julia. Julia Kapulet.
Gdy tylko wypowiedzia³a te s³owa, wspiê³a siê na palce i poca³owa³a Severusa. W nim zaczê³y kot³owaæ siê sprzeczne emocje. Z jednej strony w³a¶nie ca³owa³ piêkn±, zabawn± dziewczynê, która by³a podobna do jego – dot±d – jedynej ukochanej. Z drugiej jednak sk³ada³ poca³unki na ustach swojej uczennicy.
Po tej (dla niego) trwaj±cej chyba godzinê, wewnêtrznej walce, oderwa³ usta od warg ukochanej i odskoczy³ niczym oparzony przez smoczy ogieñ. By³ z³y na siebie. Pierwszy raz nie obwinia³ podopiecznego Gryffindoru za swoje b³êdy i kompleksy.
- Odejd¼ – szepn±³ – proszê, odejd¼ i nigdy nie wracaj. Nie chcê, nie powinienem. B³agam. Zrobiê wszystko, je¶li odejdziesz ode mnie i ju¿ nigdy ciê nie zobaczê.
- Ale... – zaczê³a. Jednak nauczyciel nie da³ jej doj¶æ do s³owa.
- Wyjd¼, natychmiast.
- Nie, bo...
- Teraz! B³agam, zrobiê co zechcesz!
- JA CIÊ KOCHAM ! – krzyknê³a.
- Nie mo¿esz – odpowiedzia³ stanowczo profesor, ale by³ wyra¼nie wstrz±¶niêty wyznaniem dziewczyny. – Jeste¶ moj± uczennic±.
- Wcale nie. – szepnê³a Julia opu¶ciwszy swoj± g³owê ze wstydu.
- Co? – Snape nic nie rozumia³. Usiad³ ciê¿ko na krze¶le przy biurku.
- Nie jestem twoj± uczennic±. Nie jestem nawet czarownic±.
- Wiêc co robisz tutaj, w Hogwarcie? Szkole MAGII ?
- Obiecaj mi, ¿e mnie wys³uchasz i nie przerwiesz mi ani razu. – wreszcie podnios³a wzrok i spojrza³a na Severusa. Ten po chwili zastanowienia pokiwa³ g³ow±, zgadzaj±c siê na takie warunki.
- Urodzi³am siê w Weronie, we W³oszech. Mieszka³am tam spokojnie przez wiele lat. Bawi³am siê, chodzi³am na bale. Pewnego dnia siedzia³am w ogrodzie, gdy zobaczy³am starego mê¿czyznê z d³ug±, siw± brod±. Pomy¶la³am, ¿e to jaki¶ filozof, albo mêdrzec, wiêc gdy tylko poprosi³ mnie o towarzystwo podczas spaceru, zgodzi³am siê bez namys³u. Opowiedzia³ mi wtedy wszystko o magii. Uwierzy³am jednak dopiero, gdy mi to udowodni³. Pó¼niej opisa³ ciebie. Jaki jeste¶ naprawdê i powiedzia³ mi o Lily Evans, któr± tak kochasz. Pokaza³ mi twoje zdjêcie z przesz³o¶ci i tera¼niejszo¶ci. Pocz±tkowo nie wiedzia³am, po co mi to mówi. Dopiero wtedy mi wyt³umaczy³, ¿e martwi siê o ciebie i o twoj± przysz³o¶æ. ¯e teraz to on siê tob± opiekuje, ale prócz niego nie masz ¿adnej rodziny. Dlatego wyruszy³ w ¶wiat, ¿eby znale¼æ sobowtóra tej Lily, bo wiedzia³, ¿e mo¿na ciê podej¶æ tylko sposobem. Pocz±tkowo nie chcia³am siê zgodziæ. Wola³am zostaæ w ciep³ych W³oszech, ni¿ jechaæ do zimnej Szkocji. Wtedy Dumbledore – po tak ma na nazwisko starzec – dok³adnie mi ciebie opisa³. I... zakocha³am siê. Moja mi³o¶æ pog³êbi³a siê, gdy spotka³am ciê na ¿ywo. By³e¶ taki zrozpaczony, biedny. Chcia³am siê tob± zaopiekowaæ. Zniknê³am jednak na miesi±c, poniewa¿ tylko ty i Albus wiedzieli¶cie o moim pobycie w tym zamku, a nie mog³am czarowaæ, poniewa¿ jestem tylko zwyk³±... mugolk±. Tak nazywacie niemagicznych ludzi, prawda?
Severus nic nie powiedzia³. By³ wstrz±¶niêty. Zosta³ oszukany przez kobietê, któr± w³a¶nie obdarzy³ silnym uczuciem i najlepszego przyjaciela, któremu ufa³ bezgranicznie.
Julia zaczê³a zbli¿aæ siê w jego stronê, dlatego te¿ on zacz±³ siê cofaæ. Nie chcia³ jej, nie chcia³ jej dotyku. Pragn±³ tylko Lily.
- Odejd¼! Natychmiast. Wyno¶ siê st±d. – warkn±³ na ni±. Ona jednak niezbyt siê tym przejê³a. By³a coraz bli¿ej. Gdy tylko stanê³a na wyci±gniêcie rêki Snape’a, mê¿czyzna popchn±³ j±. Upadaj±c dziewczyna uderzy³a mocno o ³awkê, a z rozciêtego policzka zaczê³a s±czyæ siê krew.
Severus spanikowa³. Wstydzi³ siê, ¿e skrzywdzi³ kolejn± kobietê, do której co¶ czu³. Natychmiast ukl±k³ ko³o niej i delikatnie dotkn±³ jej ranê koñcem ró¿d¿ki. Czerwona ciecz przesta³a siê laæ, ale po mocnym skaleczeniu zosta³a lekka blizna.
Snape pomóg³ wstaæ Julii i przytuli³ j± mocno do siebie. Chcia³ z ni± byæ. Pragn±³ j± mieæ tylko dla siebie, ale têskni³ nadal za Lily. Jego ukochan±, piêkn± Lily.
Tê noc Julia i Severus spêdzili razem. Ona opowiada³a mu o swoim ¿yciu w Weronie, on jej o Ministerstwie Magii i ca³ym ¶wiecie, który teraz wspó³dzieli³ z rudow³os± dziewczyn±.
Tak Dumbledore ochroni³ Juliê przed samobójcz± ¶mierci± u boku Romea, a Snape’a przed wiecznym smutkiem. Od pierwszego spotkania tej dwójki minê³o ju¿ kilka ³adnych lat, a od tamtej pory Mistrz Eliksirów ani razu nie pomy¶la³ o Lily. Istnia³a dla niego tylko Julia. Gdy pewnego dnia Severus sprz±ta³ w swojej sypialni, zagl±dn±³ do szuflady szafki nocnej. By³a ona jednak ca³kowicie pusta. Mê¿czyzna zastanawia³ siê, gdzie podzia³y siê zdjêcia i nigdy nie dowiedzia³ siê, ¿e wzbogaci³y one album Harry’ego Pottera.
Alice, kurcze, to jest szokuj±ce! Sev i Julia? No no, ciekawe rozwi±zanie. Tylko ca³y czas mia³am wra¿enie, ¿e Sev to stary facet a Julia to 14-letnia dziewczynka tutajpoczkategori
opamiêta³ siê i powróci³ do swojego zwyk³ego stylu bycia, w którym by³ ch³odnym i wypranym z uczuæ nauczycielem.
Smak by³ okropny. Taki s³odki i delikatny.
Te wypowiedzi idealnie odda³y jego styl bycia ;P
Po za tym bardzo podoba³o mi siê samo przedstawienie ich spotkania i ogólna tre¶æ opowiadania. Gdybym mia³a oceniaæ w skali od 1 do 10, na pewno da³abym 10.
Nie ³ód¼ siê Potter
xd £ód¼ to sobie p³ywa, a Potter co najwy¿ej mo¿e siê ³udziæ.
Ogólnie to mi³o siê czyta³o, dziêkujê za te minuty, które mog³am spêdziæ przy zag³êbianiu siê w to opowiadanie, ¿yczê powodzenia w konkursie. tutajpoczkategori
Nawet opowiada³a mu t± historiê,
którym siedzia³a ów rudow³osa dziewczyna, któr± wczoraj ogl±da³ na zdjêciu. Wybucha³a ona co chwilê ¶miechem, gdy tylko który¶ z siedz±cych obok niej ch³opaków zrobi³ co¶ zabawnego.
Snape zna³ ich wszystkich bardzo dobrze. Ten z poranion± twarz± to Lupin. Wilko³ak, który niedawno uczy³ w Hogwarcie. Obok niego znajdowa³ siê d³ugow³osy ch³opaczek, który
by³y lekko przys³oniête przez d³ugie, w³osy koloru têczówek. Haczykowaty nos nadal by³
Je¶li chodzi o inne powtórzenia, to s±, ale ju¿ nie takie ra¿±ce.
Wiêcej b³êdów wybacz, ale nie chcê mi siê/nie mam czasu, chêci/ wytykaæ.
Tak jak napisa³am na pocz±tku, opowiadanie podoba³o mi siê. Szybko siê je czyta³o, dialogi nie by³y sztuczne. Postacie bardzo ³atwo mo¿na by³o sobie wyobraziæ. Sam pomys³ po³±czenia Snape z Juli± - ¶wietny, mega oryginalny. Tak wiêc opowiadanie jak najbardziej na plus.
Aha! ¯yczê powodzenia w dalszym pisaniu.
zgadzam siê z Naikari, je¶li chodzi o powtórzenia. O ile siê nie mylê, najwiêcej ich by³o z pocz±tku. albo potem bardziej siê skupi³am na tre¶ci.
Szock. To s³owo pasuje. W ¿yciu bym nie wpad³a na po³±czenie Severusa i Julii! + jak ju¿ powy¿ej kto¶ wspomnia³, rzeczywi¶cie ¶wietnie odda³a¶ postaæ nauczyciela! tutajpoczkategori
T± histori± jestem oczarowana
Severus to moja ulubiona postaæ z HP, któr± jak wspominano powy¿ej ¶wietnie odda³a¶. Powtórzenia mo¿e i by³y, ale nie zwróci³abym na nie uwagi gdyby nie komentarze dziewczyn. Gratulujê pomys³u i wykonania
Tu przyznam, pod wzglêdem warsztatowym to opowiadanie jest wspania³e, naprawdê. ¦wietnie budowane zdania, doskona³e wczucie siê w postaæ Severusa, zupe³nie jak prawdziwy! Alice, tu masz ogromnego plusa. Tylko, ¿e kiedy Julia umiera³a przy Romku, mia³a 14 lat A mo¿e tutaj j± postarza³a¶ chocia¿ do tej 17stki? tutajpoczkategori
A mnie wyj±tkowo podoba³oby siê, gdyby Julia w tym opowiadaniu mia³a te 14 lat... Rany, ja tak uwielbiam du¿e ró¿nice wieku w zwi±zkach! XD Tak ¿e ode mnie tu w³a¶nie by³by wielki plus.
Przeczyta³am i podoba³o mi siê, idealnie odda³a¶ Snape'a. Pomys³ na pewno oryginalny i wci±gnê³o mnie. Du¿e brawa tutajpoczkategori
Julia raczej m³odsza
Tak 15 lat, to chyba idealnie, tym bardziej, ¿e Snape w tym opowiadaniu ma 34 lata, wiêc 19 lat ró¿nicy, to nie tak du¿o ^.^
Ouh! Nawet nie zauwa¿y³am, ¿e jest tyle powtórzeñ i b³êdów.. to straszne
Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, ¿e pisa³am to opowiadanie dwa dni. Bo o konkursie dowiedzia³am siê w pi±tek, a w niedzielê skoñczy³am pisaæ (bo w tygodniu z powodu nat³oku nauki nie siedzê przed komputerem i nie mog³am tego wys³aæ w poniedzia³ek).
Dziêkujê za obiektywne oceny
Alice, strasznie spodoba³o mi siê Twoje opowiadanie
Bardzo dobrze odda³a¶ klimat Hogwartu, postaæ Snape'a i to, jak opisa³a¶ jego têsknotê za Lily i mi³o¶æ do niej by³o cudne <3 Sam pomys³ na po³±czenie Snape'a z Juli± bardzo oryginalny i fajnie wyt³umaczy³a¶ jak do tego wszystkiego dosz³o
B³êdów nie wytykam, bo zupe³nie mi nie przeszkadza³y, a z opowiadaniem mi³o spêdzi³am czas Super! tutajpoczkategori
Masz naprawde ¶wietny styl pisania ,ale dla mnie nastolatka i kole¶ maj±cy ponad 30 lat to czysta pedofilia, i to mnie razi³o przez ca³± ksi±¿kê. Czu³am siê jakby¶ zabra³a Snapowi cz±stkê jego samego paruj±c go z dzieckiem. Nie mój klimat po prostu
Jednak piszesz naprawdê wci±gaj±co i ciekawie , za co masz mega plusa