NajgroĹşniejsi wrogowie, z ktĂłrymi musimy walczyÄ sÄ w nas...
Kontynuacja "Zatrutego tronu".
Wynter Moorhawke podróżuje samotnie przez nieprzebyte lasy w poszukiwaniu zbuntowanego księcia Alberona. Ale w ciemnościach czai się wielu wrogów. Dziewczyna nabiera otuchy, kiedy pojawiają się starzy przyjaciele, Razi i Christopher, lecz wokół niej nie brak i przeciwników. Czy ktoś nimi kieruje? I jaka w tym wszystkim jest rola księcia Alberona?
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Oprawa: miękka
Data premiery: 2011-10-05
Cena: 39,90
O bosz, nie mogę się doczekać *_*
Ja również
Co prawda na razie czytam pierwszą część, ale już nie mogę doczekać się następnej. tutajpoczkategori
Widzę, ze ta seria u nas furrory nie zrobi, ale podaję moją reckę, może kogoś przekonam ^^
Sprawiedliwość, jako pojęcie odnoszące się do jednej z najważniejszych rzeczy w życiu społeczeństwa i jednostki – uczciwości, jest obecnie często zaniedbywana. Korzyści polityczne i materialne zazwyczaj przesłaniają nam słuszność działania i nie pozwalają na dobry wybór. Naginanie prawdy, manipulacje, intrygi – to rzeczywistość ludzkości od setek lat. Lecz skąd tak naprawdę możemy mieć pewność, co jest słuszne lub którą drogą należy iść? Czy potrafimy odnaleźć prawdę w stosie setek różnych możliwości? I jak niebezpieczna może być pomyłka...?
Wynter podróżuje przez mroczną krainę w poszukiwaniu księcia Alberona, pragnąc dowiedzieć się, co stało się z jej dawnym bratem. Jednak kobieta podróżująca samotnie przez lasy jest łatwym celem i Wynter musi uważać na czające się w ciemności zagrożenia. Kiedy więc w niespodziewanych okolicznościach spotyka swoich przyjaciół – Raziego i Christophera, jest niezmiernie zaskoczona i uradowana. Teraz całą trójką pragną tylko jednego – prawdy. Lecz przed nimi ciężka i długa droga pełna niebezpieczeństw – w lasach roi się od żołnierzy, tajemniczych wojowników i krwiożerczych Wilkołaków...
Drugi tom powieści irlandzkiej pisarki wciąga nas głębiej w niezwykłą rzeczywistość Lady Moorehawke. Na fundamentach średniowiecznej Europy maluje się nam pełna emocji historia o dziewczynie, która pragnie sprawiedliwości i prawdy, a nade wszystko spokojnego życia, o jakie walczył jej ojciec. Fabuła dzieła zaskakuje czytelnika niemal na każdym kroku – trzymająca w napięciu, pełna zagadek i tajemniczości, lecz bez zbędnego, szaleńczego tempa i krwi płynącej strumieniami. W wyważonej dynamice narodziła się opowieść przepełniona grozą, sekretami i walką. Bywały momenty, że nie mogłam uwierzyć w kolejne posunięcia bohaterów, a niezdolna do jakiejkolwiek reakcji, mogłabym jedynie rwać włosy z głowy.
Bohaterowie powieści – bo to o nich należałoby wspomnieć w pierwszej kolejności – są idealni nie ze względu na brak wad, lecz ze względu na ich obecność – autorka urzeczywistnia żywe postaci, wplatając w ich osobowości zarówno dobro jak i zło, tworząc sylwetki autentyczne, naturalne i jedyne w swoim rodzaju. Wynter, Razi i Christopher – główna trójka – targana jest emocjami, które udzielają się także i nam. Czytelnik z zapartym tchem śledzi ich losy i dopinguje działania, nie zawsze zgadzając się z wyborami, jakich dokonują. Ich błędy są naszymi błędami, ich ból jest naszym bólem, ich miłość... naszą miłością. Związanie widza z historią jest tak niebywałe, iż wciąż ciężko mi uwierzyć w zaangażowanie, jakiego doświadczyłam, poznając sequel Zatrutego tronu. A jednak!
Język powieści utrzymany jest w konwencji pierwszego dzieła, lecz nie obfituje już w dworskie zwroty stylizowane na dawne czasy – zmiana miejsca wydarzeń zmienia jego zapotrzebowanie. Natomiast z miłym zaskoczeniem przyjęłam wplecenie w historię języka Merronów, który – według słowniczka – przypomina język irlandzki i brzmi bardzo melodyjnie. Niesamowita wydaje się także kultura tego zadziwiającego ludu, którego dziś nazwalibyśmy pogańskim ze względu na ich wierzenia i obrzędy. Dla mnie wydawali się zarówno fascynujący jak i przerażający w swojej naturalności.
I na koniec okładka – najpiękniejsza ze wszystkich części – mroczna, tajemnicza i uwodzicielska. Postać wyłaniającego się z lasu mężczyzny przyciąga spojrzenie i wzbudza niepokój, kiedy wzrok pada na dwa ostre noże, które bohater trzyma w dłoniach. Kolorystyka narzucona przez płomienie na drugim planie wzniecają w czytelniku zachwyt i strach. Domyślam się, iż przedstawioną postacią jest Christopher. Ogromny więc plus dla wydawnictwa za wykorzystanie do polskiej wersji oryginalnej okładki.
Królestwo Cieni to powieść z duszą i... powieść dla duszy. Nie da się ukryć – na drugą cześć Trylogii Moorehawke czekałam z zapartym tchem i z radością stwierdzam, że było warto. Autorka zaserwowała czytelnikom niezapomniane wrażenia i fabułę trzymającą w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Jednak czy to mnie zadowoliło? I tak i nie, bowiem już teraz czuję ogromną tęsknotę za bohaterami i ich przygodami, a zakończenie – tak niespodziewane i zaskakujące – tylko wzmogło mój apetyt na ostatni tom trylogii – Zbuntowanego Księcia. Dodatkowo nie mogę nie podkreślić, że już wcześniej przyciągający uwagę Christopher Garron osiągnął coś niebywałego – totalnie skradł moje serce, odsuwając na dalszy plan wszystkich innych bohaterów, których dotychczas uwielbiałam. Celine, brawo! Stworzyłaś coś niesamowitego, coś zaskakującego i całkowicie niebywałego! Dlatego każdemu, kto kocha fantastykę, naprawdę polecam tę niebanalną opowieść. Daj się wciągnąć w krainę cieni i polityczną intrygę, od której zależą losy całego królestwa. Pytanie tylko, czy zdołasz wykonać zadanie...?
Daję 11/10. Ta książka nie mieści się w skali. Obłędna!
Widzę, ze ta seria u nas furrory nie zrobi, ale podaję moją reckę, może kogoś przekonam ^^
Daję 11/10. Ta książka nie mieści się w skali. Obłędna!
Mnie przekonałaś już recenzja pierwszego tomu, teraz tylko wskoczyło wyżej na wielkim stosie do przeczytania
Obłędna ? kurcze no jak mam nie przeczytać tutajpoczkategori
Mnie nie musisz przekonywać, Tirin I tak mam wielką ochotę na dalsze przygody Wynter, więc muszę tylko wygospodarować nieco czasu na kolejną książkę z spisu "Chcę przeczytać" xD, który swoją drogą szybko się rozrasta...
Mam nadzieję, że Wam się spodoba, czekam więc na recki ^^
A tak przy okazji - będę robiła wywiad z Celine, może ktoś ma jakieś pomysły na pytania, to piszcie do mnie na PW. Mam tydzień na uzbieranie całości, czyli do piątku tutajpoczkategori
Tirin, właściwie to sama stwierdziłaś, że po drugiej części zakochałaś się jeszcze bardziej, więc możliwe, że i z nami będzie podobnie
Stwierdzam, że życie wczasach ognia i miecza było masakryczne
Nie ma wojny a tyle krwi i cierpienia
Znów autorka mnie zaskoczyła miejscem wydarzeń i bohaterami uczestniczącymi w nich. Czy pozytywnie? Na pewno, Merronowie byli fascynujący, a przez to że Chris nie był chętny do udzielania odpowiedzi - bardzo tajemniczy. Lubię kiedy postacie budzą we mnie wewnętrzne rozterki, kiedy nie mogę na nich patrzeć, ale za to uwielbiam ich słuchać.
A w tym wszystkim nasza trójka
W trakcie czytania, nie raz, nie dwa miałam pretensje do poszczególnych bohaterów za to , że czegoś nie powiedzieli czy za to że powiedzieli za mało - ale z czasem , kiedy coraz więcej wychodziło na jaw - szanowałam ich powściągliwość i zapobiegliwość ... w końcu kim ja jestem aby ich krytykować oni znają się lepiej, wiedzą o sobie więcej i są w stanie dobrze przewidzieć reakcje.
Uwielbiam tę książkę, właśnie za postacie - są przeokropnie realne, nie są nam podawane na srebrnej tacy z napisem "kochaj mnie, jestem idealny" ... popełniają wiele błędów, czasami ich zachowanie i decyzje działają na nerwy, niektóre ich przekonania kłócą się z moimi i nie mogę się pogodzić z częściami z ich przeszłości ... ale kiedy zamykam książkę to za nimi tęsknię, bardzo tęsknię poza tym, nie wiem czy to ma sens , ale darzę ich strasznie wielkim zaufaniem i absolutnie nie dlatego, że są przewidywalni bo nie są
Co do samej historii Jako fanka dworskich intryg, tajemnic i niedopowiedzeń - narzekać nie mogę - intryguje mnie okropnie osoba Alberona
No ale cóż, nie mogę nie wspomnieć o tym , że książka obfituje w wiele dramatycznych scen, jest sporo łez i to głównie męskich ... kiedy tak czytam te perypetie nie jestem już w stanie stwierdzić gdzie jest margines, ile można w życiu przejść i nie zwariować.
I choć chwilami miałam ochotę aby autorka darowała sobie niektóre rzeczy, to szanuję ją za to że są one w książce. Oczywiście, że nikt nie chce aby bliskie naszemu sercu osoby cierpiały, ale takie jest życie i takie są czasy w których akcja się rozgrywa.
Mogłabym pisać i pisać. Ale żadna to recenzja tylko wylewanie własnych uczuć, a ktoś kto nie przeczytał nie zrozumie mojego bełkotu
Podsumowując.
Kiedy pierwsza część bardziej skupiała się wokół intrygi i tronu ... tak tutaj jest bardziej psychologicznie - bohaterowie są stawiani w wielu skomplikowanych sytuacjach i obserwowanie jak sobie z nimi radzą jest bardzo emocjonujące. Nie wiem jak to dokładniej opisać, ale nie ma tu wielu mrożących krew w żyłach opisów akcji, ale za to jest sporo budzących duże napięcie sytuacji - takich w których walczy się na słowa a nie miecze, a jedno nieistotne skinienie głową może przesądzić o czyimś życiu, lub śmierci.
Nie jest to wesoła przygodówka o trójce bohaterów rozwiązujących zagadkę, książka jest pełna poświęcenia, cierpienia i niesprawiedliwości. Ma się uczucie, że świat wokół bohaterów powoli się załamuje, a oni sami są odzwierciedleniem panujących różnic kulturowych ... a skoro oni, którzy kochają się całym sercem, mają problem z zaakceptowaniem swoich przekonań i wierzeń to czy świat ma jakąś szansę? tutajpoczkategori
Ojej, MUlka, ja rozumiem co masz na myśli i to nie jest bełkot!!! jej, cieszę się, że książka Ci się podoba, naprawdę ma w sobie niesamowite pokłady emocji i w ogóle jest po prostu obłędna. Bohaterowie - majstersztyk! I nikt nie mówi, że dobra książka musi mieć akcję, gdzie każdy morduje z zimną krwią. Ważna jest historia. Pełna, piękna historia. A to Celine udało się niesamowicie dobrze xD
No i Christopher...
Jakby się przyjrzeć z bliska to rzeczywiście nie ma wiele akcji w jej dosłownym pojęciu, ale absolutnie nie można zarzucić książce że brak jej napięcia
Tylko tego typu napięcie trzeba lubić ja uwielbiam takie książki, poruszające właśnie tę stronę czytelnika - miałam takie momenty, że tak wczuwałam się w bohaterów że było mi wstyd za coś co zrobili czy powiedzieli ...
I taaaak Christopher on mi się nie chce zmieścić w żadne ramy - niby pozytywny bohater, kocham go , ale kurcze ja bym nie dała rady z takim wrakiem, serce mi się kraja kiedy o nim myślę - mam nadzieję, że na koniec ktoś go zaczaruje jakoś żeby zapomniał ... tzn wiem, że to wszystko czyni go tym kim jest, ale tak ciężko mi to było czytać, zazdrościłam Wynter jej nieświadomości w niektórych sprawach :/
Kocham takie skomplikowane postacie, nie mogę się doczekać SPOILER starcia Razi Alberon Chris, a jeszcze jak dojdzie Johnaton ahhh KONIEC wiem z opisu że prawdopodobnie Wynter podziała mi na nerwy ... no ale przecież nie można kochać wszystkich tutajpoczkategori
No ja też nie jestem pewna, jak zachowanie Wyn w ostatniej częsci ale.... obejrzałam sobie ilustracje takie komiksowe autorstwa Celine - chyba pochodzily z trzeciej częsci - i byłam potem na siebie trochę zła, bo za dużo teraz mi się w głowie scenariuszy układa Mam nadzieję, że Celine przygotowała coś ekstra a co do tego wraka o którym mówisz - to właśnie czyniło z Chrisa niesamowitego faceta. Był idealny w swojej nieidealności *_*
I masz rację - takie książki po prostu trzeba lubić. Inaczej nie ma szans na dobre odczytanie tego, co autorka zechciała przekazać.
Książka była super. Naprawdę. Jej, tak mi się ją miło czytało! Ten cały pobyt z Merronami (czy jak im tam było) i to, jak oni Asha i jego siostrę (której imienia jak na złość zapomniałam) złożyli w ofierze, to chyba najlepszy moment w całej książce. Po prostu jest MEGA! No, a teraz recenzja:
„Wśród dzikiej puszczy”
„Zatruty Tron” to jedna z najlepszych książek fantasy, jakie udało mi się przeczytać. Jest pierwszą częścią „Trylogii Moorehawke”, niesamowitej, utrzymanej w pięknym, średniowiecznym klimacie z odrobiną magii. Ma w sobie to coś, co czyni ją wyjątkową. Stęskniona za bohaterami, z głową pełną domysłów i niedopowiedzi rozpoczęłam lekturę części drugiej – „Królestwa Cieni”.
Tym razem wraz z Wynter opuszczamy bramy miasta i wyruszamy w pełną niebezpieczeństw podróż przez las na poszukiwanie zbuntowanego księcia. Całkiem niespodziewanie spotyka swoich przyjaciół, którzy mieli już dawno wyruszyć w dalekie podróże. Jak się okazuje, oni również szukają Alberona. Postanawiają razem kontynuować wędrówkę.
W tej części „zwiedzamy” lasy, że tak powiem. Akcja poprzedniej rozgrywała się na dworze Jonathana, zaś ta pozwala nam zapuścić głębiej korzenie. Opowieść wyzwala naszą wyobraźnię i wznosi ją na pełne obroty. Niesamowity świat wykreowany przez panią Kiernan jest połączeniem średniowiecza z odrobiną magii. Stylizacja językowa i niezwykłe opisy stwarzają ten niepowtarzalny klimat, który pozwala się porwać i zapomnieć o rzeczywistości. Autorka zadbała o wszystkie detale, więc nie mam do czego się przyczepić.
Jak już wspomniałam, autorka zastosowała stylizację językową, jednak z nią nie przesadziła. Swój styl stworzyła tak, by był przyjemny i lekki w odbiorze, a zarazem by powieść nie traciła swojego fantastyczno-średniowiecznego uroku, który nadaje już sama okładka.
Akcja toczy się gładko. Nie jest to powieść typowo wojenno-bitewna, bo skupia się na intrygach i podstępach, które do niej doprowadzą, a także kłótniach i waśniach wśród rodziny królewskiej i jej otoczenia, jak również ich skutkach. Są one tak zaplątane, że trzeba uważnie czytać, by się nie zgubić. Autorka, choć pisze w trzeciej osobie, to na główną bohaterkę wybrała Winter – jeśli ona czegoś nie wiem , my także tego nie wiemy. Fabuła jest niesamowicie bogata, więc nic dziwnego, że „Królestwo Cieni” to taka cegła, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bo nadgarstki bolą, ale ta powieść to prawdziwy skarb – piękna i ciekawa, zarówno na zewnątrz, jak i w środku.
Bohaterowie nie zmienili się od poprzedniego spotkania. Wciąż mają te same cechy charakteru i zachowują się tak samo. Stęskniłam się za nimi, bo czytając „Zatruty Tron” bardzo się do nich przywiązałam. Winter nigdy mnie nie irytowała, ani nie sprawiała, że łapałabym się za głowę od jej pomysłów. Podczas tych wszystkich chwil, które z nią spędziłam stała się taką moją przyjaciółką na papierze. Była silna i odważna, uparta i wrażliwa, ale nie do przesady, a takie bohaterki lubię i bardzo cenię. Nic też nie można zarzucić Christopherowi, który z każdą kolejną stroną zyskiwał w moich oczach, mimo licznych wad i niedoskonałości. Piękne uczucie łączące dwójkę tych ludzi także zostało ukazane w bardzo poruszająco-łagodny sposób. Nie przesadnie, ale i nie znikomo, z momentami wzlotów i upadków, skutecznie przykrytych innymi wątkami, by nie stanowiły głównego ośrodka książki.
Kreacja bohaterów jest niesamowita. Zostali obdarzeni cechami ludzi średniowiecza – honorem, odwagą, męstwem, a jednak mają coś wspólnego z współczesnymi ludźmi, co sprawiło, że łatwo się z nimi utożsamić i przywiązać.
Ciężko mi porównać tę książkę do jakiejkolwiek innej lektury. Uważam, że jest warta przeczytania. Jej zakończenie wzbudziło moją wielką ochotę na kolejną część – „Zbuntowanego Księcia”, którego już nie mogę się doczekać.
9/10 tutajpoczkategori
Kiedy brałam do ręki „Królestwo cieni” byłam okropnie podekscytowana, ale jednocześnie bardzo bałam się rozczarowania. Pierwsza część była genialna, więc czy da się ją jeszcze przebić?
Zacznijmy od tego, że książka jest zupełnie inna niż poprzedniczka. Nowe miejsce akcji, nowi bohaterowie drugoplanowi, nowe cele. Akcja nie pędzi jak wiatr, ale mimo wszystko przygody trójki młodzieńców niezwykle wciągają. Powieść jest przepełniona emocjami, razem z bohaterami przeżywamy ból, rozczarowanie i radość. Wraz z nimi wierzymy, mamy nadzieje i kochamy.
No właśnie, bohaterowie. Wynter, Razi i Christopher są przede wszystkim realni. Poznajemy ich nie tylko z dobrej strony, autorka odsłania przed nami również wady tej trójki. Nie idealność postaci sprawia, że wydają się nam bliscy. Nie każdy ich wybór jest dobry, czasem pozostaje nam rwać sobie włosy z głowy nad ich wyczynami. Zmieniają się na naszych oczach, przy ich boku powoli odkrywamy kolejne tajemnice , jednocześnie bardzo się do nich przywiązując.
Świat naszych bohaterów jest niebezpieczny i tajemniczy. Poznajemy mrożące krew w żyłach Wilki oraz pogańskie plemię Merronów.
„Królestwo cieni” mnie zachwyciło, przyprawiło o dreszcze i łzy, a przede wszystkim sprawiło, że nie mogę się doczekać finału Trylogii Moorehawke. Pani Kiernan pokazała, że można stworzyć świetną historię bez litrów krwi i mrożącej krew w żyłach akcji.
Bez wahania – 10/10!
Kiedy przeczytałam ostatnią stronę "Zatrutego tronu", od razu wiedziałam, że w części drugiej będzie jeszcze więcej akcji, przygody i klimatu średniowiecza. Często jest jednak tak, że kontynuacja nie dorównuje swojej poprzedniczce. Jak to jest z "Królestwem cieni"?
Tym razem Wynter Moorehawke samotnie podróżuje przez lasy w poszukiwaniu Alberona- zbuntowanego księcia. Gdy dziewczyna spotyka Raziego i Christhopera czuje się pewniej, ale to nie zmienia faktu, że wrogowie nadal za nimi podążają. Przyjaciele szukają schronienia u Merronów- tajemniczego ludu z Północy. Komu tak naprawdę nasi bohaterowie mogą jednak ufać?
Celine Kiernan mnie nie zawiodła- książka trzyma poziom od początku do końca. Autorka nadal czaruje swoim pięknym językiem i świetnie kreuje bohaterów. Nieraz słyszałam szum rzeki i zapach liści znajdującym się w tzw. Królestwie cieni. To przez te barwne opisy! Nie mogłam odejść od lektury, ani razu nie myślałam o odłożeniu tej książki na półkę, bo nawet "Zatruty tron" nie był tak wciągający.
Jeśli w pierwszym tomie polubiłam Wynter, Christhopera i Raziego, to w części drugiej wręcz pokochałam ich charaktery. Opisanie przyjaźni tej trójki uważam za jeden z najlepszych wątków całej trylogii. Oczywiście jest również miejsce na miłość, ale nie jest to uczucie płytkie jak woda w kałuży. W "Królestwie cieni" nie ma miejsca na zwykłe zauroczenia i pytania- "Którego wybrać?". Twórczość Celine różni się znacznie od paranormalnych romansów i według mnie jest lepsza od niejednego bestsellera. Pewnie zaraz pomyślicie, że piszę cukierkową laurkę, ale naprawdę tak uważam. Wynter mimo tych piętnastu lat jest bardzo mądra, ale do ideału jej daleko. Właśnie to cenię w autorce, że nie przesadza w wypisywaniu pozytywnych cech swoich bohaterów, przez to są naturalni- "z krwi i kości".
"Królestwo cieni" jest zdecydowanie lepsze od swojej poprzedniczki, bo ma ciekawszą, bardziej rozwiniętą fabułę, więcej akcji oraz nowe postacie. Dzięki drugiemu tomowi poznajemy ludzi z Północy- Merronów. Pisarka w treść wplotła zwroty tego ludu, toteż na końcu powieści można znaleźć słowniczek. Nie zabrakło również mapki, którą stworzyła sama autorka, także oprawa graficzna jest na plus.
Krótko mówiąc, kontynuacja mnie nie zawiodła. Wcześniej już wspomniane, barwne opisy miejsc sprawiały, że przeniosłam się do całkowicie innego świata. Przygody bohaterów były przemyślane i interesujące, a same postacie nie należały do papierowych i sztucznych. Gratuluję oryginalnego pomysłu autorce i mam nadzieję, że Celine Kiernan napisze jeszcze jakąś literacką perłę.
Jak widać, napisanie "polecam" to zwykła formalność. Moim zdaniem, "Królestwo cieni" zasługuje na 10/10, bo czas przeznaczony na czytanie historii o Wynter nie uważam za zmarnowany i wiem, że jeszcze kiedyś przeczytam tę książkę po raz kolejny. tutajpoczkategori
Macie czasem tak, że czytacie książkę, ale cały czas Was coś od niej odrywa, przeszkadza w czytaniu, nie możecie się skupić. Chociaż Wam się podoba przed długi czas nie możecie skończyć? Ja niestety miałam tak przy czytaniu książki „Królestwo cieni” Celine Kiernan. Czytałam ją ponad tydzień, przerywałam, zaczynałam nawet inne książki, ale w końcu się udało, skończyłam. Napiszę Wam o niej kilka słów.
Wynter wyruszyła na samotną wyprawę, chce odszukać zbuntowanego księcia. Droga przez puszczę jest bardzo długa i niebezpieczna, dziewczyna jednak wie, gdzie chcę się dostać. W czasie wyprawy spotyka grupy wojowników z odległych krajów i niepokoi się ich pewnym siebie zachowaniem. Próbując śledzić jedno z obozowisk niespodziewanie spotyka Raziego i Christophera, którzy byli tu dokładnie w tym samym celu. Razem postanawiają wyruszyć do kryjówki Alberona. Na swojej drodze spotykają straszne plemię Wilków, by się przed nimi chronić udają się do obozu Merronich. Czy bohaterowie dotrą do tajemnego pałacu księcia? Jaka będzie cena tej wyprawy?
Nie wiem od czego zacząć pisząc tą recenzję. Mam z tym duży problem, na początku nie mogłam skończyć czytam, teraz nie mogę zebrać słów. Ale spróbuję. Akcja książki rozgrywa się w czasach, które mogę porównać do średniowiecza, w ogromnej puszczy w kraju Jonathana. Muszę powiedzieć, że fabułą jest tu dużo bardziej rozwinięta niż w pierwszej części cyklu. Czytelnik nie może narzekać na nudę, prawie co każdy rozdział, dzieję się coś ciekawego i zaskakującego. Wynter i jej przyjaciół czeka wiele niebezpieczeństw. Uważam, że wątki w książce bardzo szybko się zmieniały w początkowej fazie. Oczywiście wszystko od początku opiera się na dotarciu do Alberona, jednak po drodze bohaterowie napotykają liczne komplikacje, co bardzo ożywiało akcję.
Ważnym wydarzeniem okazało się spotkanie Merronich, którzy na jakiś czas dali schronienie postaciom. Na początku wydawało mi się to ciekawe, poznajemy tam wiele postaci, kulturę plemienia i odkrywamy przeszłość Chrisa, jednak zbyt długie przebywanie w ich towarzystwie zaczęło mnie nudzić. Męczyło mnie zbyt wiele zagadek, nikt nie chciał wiele zdradzać. Bardzo ciekawiły mnie obrzędy, które przeprowadzali, ale jako, że Wynter- narratorka, była traktowana obco nie mogłam wielu z nich poznać. Bardzo tego żałowałam. Potem jednak akcja zaczęła się ponownie rozkręcać. Zaczęło się bardzo wiele dziać. Aż nie mogłam za tym wszystkim nadążyć.
Jeżeli jesteście bardzo niecierpliwi, muszą Was zasmucić, dopiero pod koniec książki zaczęłam poznawać niektóre sekrety ich ludu, wyprawy do Alberona, podkreślam niektóre. Jeszcze tyle zostało do okrycia... Wiele z tajemnic były tak zaskakujące, że aż otwierałam usta ze zdziwienia. Większości z tego, czego się dowiedziałam, nie byłam w stanie przewidzieć. Z czego jestem bardzo zadowalana, bo uwielbiam być zaskakiwana przy czytaniu.
Przejdę teraz do bohaterów. Wynter przez całą książkę wydawała mi się najsilniejsza. Stawała na wysokości zadania, nie poddawała się i walczyła o przyjaciół. Początkowe jej załamanie szybko poszło u mnie w zapomnienie. Zachowywała się całkiem inaczej niż kobiety w jej czasach, cały czas zapominam, że wtedy nie miałyśmy wiele do gadania, Wynter była wyjątkiem. W tej części, w sumie jak w poprzedniej, choć może nawet bardziej, Razi i Chris byli bardzo dynamiczni. Ich zachowanie zmieniało się bardzo często. Nie można się było nudzić. Jednak ich stany emocjonalne często, albo mnie irytowały, albo smuciły, albo zyskiwały. Czasem te szybkie zmiany mnie przerażały, ale cóż się dziwić wiele przeszli...
Nie mogę nie wspomnieć również o wątku miłosnym, a nawet dwóch. Niestety o jednym nie będę się rozpisywać, by wiele nie zdradzać. Napiszę tyle, że Razi kogoś poznał, a związek ten okazał się w pewnym stopniu niebezpieczny. Nie chcę nic zaspoilerować, ale robi mi się smutno, gdy o tym myślę. Łatwiej i więcej mogę napisać o relacjach Christiana i Wynter. To dopiero jest coś ciekawego. Raz się do siebie zbliżają, raz oddalają, nie można nadążyć. Chris bardzo długo coś okrywał, wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale w żadnym stopniu nie mogłam go rozgryźć. To było bardzo męczące, czuć, że coś stoi im na przeszkodzie, a nie wiedzieć co...
Dla miłośników fantastyki dodam, że niestety nie można tu dopatrzeć się zbyt wielu fantastycznych zdarzeń, autorka bardziej skupia się na akcji oraz intrygach. W książce pojawiają się jednak duchy, gadające koty i dziwne obrzędy, choć są one jedynie dodatkiem, urozmaiceniem. Zaciekawiło mnie plemię Wilków, nie wiem, czy mam je łączyć z wilkołakami, czy to jedynie okrutni ludzie. Nie wiem, mało było o nich wspomniane. Jednak chyba powinnam zakwalifikować ich do zjawisk po nadnaturalnych, wspomniano cos o ich przemianach... Ale jeżeli się mylę wyprowadźcie mnie z błędu.
Czytanie książki w przez większość czasu było przyjemnością, czasem niestety miałam czas jedynie na kilka stron czytanie, więc nie mogłam wciągnąć się w akcję, nie lubię takiego rozdzielania książki, wolę czytam dużymi fragmentami. Raz ujmując książka mi się spodobała, było dużo akcji, mało nużących momentów. Czuję lekki niedosyt, co wyartykułowałam wyżej. Zakończenie jednak przypadło mi do gustu i w niecierpliwością będę wypatrywać ostatniego tomu, by poznać zakończenie tej niezwykłej historii.
„Każdy człowiek (...) ma swoją wytrzymałość. Kiedy wszystko, co kocha, i wszystko, co nadaje sens jego życiu i sprawia, że jest tym, kim jest, zostaje mu odebrane, zniszczone, znika w płomieniach jak sucha drzazga. Człowiek dochodzi do wniosku, że ma już tylko jeden wybór. Może zdecydować, kiedy i w jaki sposób umrze.”
Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo stęskniłam się za bohaterami trylogii autorstwa Celine
Kiernan dopóki znów nie wkroczyłam do tego świata. W "Królestwie Cieni", drugim tomie serii,
autorka przygotowała dla czytelnika mnóstwo niespodzianek i niestety nie wszystkie będą miłe...
Zacznę od minusów książki, dlaczego według mnie, choć historia ma potencjał i celuje do najwyżej oceny, to jednak jeszcze na nią nie zasługuje. Autorka ponownie skąpi wyjaśnień i wprowadzeń. Czytałam pierwszy tom nie tak dawno, więc mogłam szybko ogarnąć się w niektórych wątkach, ale te nowe budziły wątpliwości i nie chodzi mi o to, że byłby bezsensowe, czy niespójne. Wszystko pięknie i logicznie się łączyło w swoim czasie... Celine Kiernan kolejny raz pogrywa sobie z czytelnikiem i znów przekroczyła tą delikatną granicę między zaciekawieniem czytającego akcją, a przemęczeniem niedomówieniami, których nie możemy zrozumieć, ponieważ nie znamy tego świata, tak dobrze, jak jego twórczyni. Naprawdę nie znajdzie się rozdział bez jednego niedokończonego zdania, czy mnóstwa niedomówień. To bywa intrygujące, ale nie tak bardzo, jak trzeba pamiętać praktycznie każdy szczegół, żeby się nie zaplątać w fabule... Lektura bywała przez to męcząca, ale na szczęście tylko momentami.
Wielkim plusem powieści są na pewno męscy bohaterowie. Nadal nie mogę przekonać się do Wynter, nie potrafię nawet określić dlaczego, ale dziewczyna przy bardzo interesującym i pełnym tajemnic Chrisie, czy nawet Razim wydaje się blada i nieciekawa. Przynajmniej jest tak w moim przypadku. Kolejne strony powieści odkrywały nowe sekrety, coraz bardziej intrygujące fakty z przeszłości bohaterów, co sprawiało, że "Królestwo cieni" czyta się z wypiekami na twarzy, chce się wiedzieć teraz, zaraz, już, co będzie dalej! Do tego jest jeszcze ta prawdziwa braterska miłość, która chwytała mnie za serce. Naprawdę autorka tak naturalnie, niewymuszenie stworzyła te więzi, że ani razu nie poddałam ich w zwątpienie, ponieważ idealnie pasują do tej książki.
Więzi między głównymi bohaterami akceptowałam, jednak gdy pojawiły się nowe dotyczące innych osób nie kupowałam już tego. Postacie są jakby nie było dorosłe, a autorka pojechała klasycznym zagraniem z paranormalnych romansów: 'spojrzałem/am na Ciebie i kocham Cię od tej chwili aż do śmierci." Serio? Nie wiem, ile razy będę musiała zmagać się z taką niedorzecznością, która była już trudna do przełknięcia przy pustogłowych nastolatkach, a co dopiero przy postaci, którą naprawdę szanuję. Wielka szkoda, że autorka wprowadziła w ogóle taki wątek.
"Królestwo cieni" utrzymuje poziom pierwszej części, a ja nie mogę doczekać rozwiązania wszystkich wątków i dalszego rozwoju sytuacji pomiędzy Chrisem i Wynter w ostatnim tomie opowieści. Polecam Wam tą serię, ponieważ autorce udało się wykreować innych, ciekawy świat z intrygującymi elementami fantasty, tylko oczywiście najlepiej zacznijcie od "Zatrutego tronu".
Ogólna ocena: 8/10. tutajpoczkategori
Po tym jak Wynter wyruszyła samotnie na poszukiwanie księcia Aberona zastanawiałam się kiedy na swojej drodze znowu spotka Raziego i Christophera bo nie wyobrażałam sobie dalszej historii bez nich. Na szczęście drogi trójki bohaterów szybko się przecięły i już razem przemierzali niebezpieczne lasy. Ten tom pozwala bliżej poznać osławione złą sławą Wilki czy plemię Merronów, a co za tym idzie także przeszłość Christophera, którego rany na ciele i duszy dały o sobie znać . Zarówno zachowanie bohaterów w pewnych sytuacjach jak ich podejmowane decyzje były dla mnie czasami kompletnie niezrozumiałe, więc pozostawało mi jedynie zaufać im i wierzyć, że to wszystko jest w dobrej wierze. Liczyłam, że w tej części w końcu poznam Alberona, ale do tego niestety nie doszło więc tym bardziej jestem ciekawa jak ta cała opowieść zakończy się w finałowym tomie.