X
ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...


Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat. Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości..



Czytałam całkiem dobrą recenzję tej książki, z chęcią bym przeczytała. Jak ktoś jest ciekaw, to właśni tu czytałam i jest tu też opis po polsku tutajpoczkategori
Bardzo, bardzo, bardzo chciałabym przeczytać, ale boję się że czytanie ze słownikiem w ręku przekreśli cały klimat, więc modlę się o to, aby wydali w Polsce.
Książka zrobiła na mnie wrażenie i świetnie byłoby ją zobaczyć na półkach w polskich księgarniach, zwłaszcza, że jest to książka, która zabłyszczała na zagranicznym rynku - dość powiedzieć, że Hazel i Augustus wygrywają niemal wszystkie konkursy na najlepszą parę tego roku i to całkiem zasłużenie. tutajpoczkategori


ZOSTANIE WYDANA W POLSCE !
przenieście temat do zapowiedzi
Jakoś nie przemawia do mnie tłumaczenie tego tytułu. O książce oczywiście czytałam i chętnie się z nią zapoznam.
Mogła zostać też pozostawiona okładka amerykańska (ta z chmurkami) - prosta a taka trafna.

Premiera: 06-02-2013 tutajpoczkategori
Asdfghjkl tak się cieszę! Już nie mogę się doczekać *-*
Tylko... tłumaczenie tytułu. Jakoś tak nie bardzo...Okładka też nie zachwyca. Ale cóż, nie będę narzekać. Przynajmniej ją wydadzą, to już coś.
a mnie się podoba tytuł
okładka najgorsza nie jest
jestem też ciekawa czy planują wydać więcej ksiązek tego autora tutajpoczkategori
Mi też się tytuł podoba ale nie wiem czy dam radę, w swoim życiu przeczytałam trochę książek, głównie pamiętników, z chorobami w tle i bardzo źle się po takiej tematyce czuję :/

Co do samego autora wypatrywałam jego innej książki, w sumie jest on współtwórcą, chodzi o "Will Grayson, Will Grayson" - nadal na nią liczę
ta okładka by była idealna (pierwsza z prawej)
tutajpoczkategori
Opis tej książki jest ciekawy, aczkolwiek obyczajówki rzadko do mnie przemawiają...
Może przeczytam, ale nie jestem tego pewna.
A co do tytułu... Fakt, porównując z zagranicznym, nie wypada najlepiej, ale myślę, że to kwestia przyzwyczajenia
A okładka brzydka -.-
Nie mogę się doczekać tej książki, to będzie coś niesamowitego! tutajpoczkategori
Książka wydaje się ciekawa. Ciekawe jak się rozkręci znajomość tej parki i ciekawe jak zareaguje ten chłopak na wieść, że ona jest chora.
Chętnie przeczytam, ale okładka jest brzydka.!
Za granicą ludzie zachwycają się książkami tego pana. Sama jestem ciekawa, co jest w nich takiego niesamowitego, więc na pewno sięgnę po tę książkę, tym bardziej, że opis brzmi bardzo zachęcająco. tutajpoczkategori
“The fault, dear Brutus, is not in our stars,
But in ourselves, that we are underlings."

Co wiemy o najnowszej książce Johna Grrena: wiemy, że do jej stworzenia zainspirowała autora praca ze śmiertelnie chorymi dziećmi; wiemy, że jej ocean na portalu Goodreads sięga 4.55, a na Amazonie – 4.8; wiemy, że zdobyła Goodreads Choice Awards w kategorii Young Adult Fiction; wiemy, że jest jedną z dziesięciu najlepiej sprzedających się książek 2012 roku.
Słyszeliśmy też, że o wielkich sprawach opowiada bez patosu. Prawda czy fałsz?

„(…)the joy you bring to us is so greater than the sadness we feel about your illness.”
Hazel ma szesnaście lat. Lubi oglądać The Next American Top Model. Nie lubi wcześniej wstawać. Nie lubi chodzić na spotkania grupy wsparcia i nudzić się w samym Sercu Jezusa. Tak, Hazel miała raka. Tak, jej płuca nie pracują prawidłowo. I wie, że cokolwiek „wiele lat” znaczy w żargonie lekarzy, nie jest to wystarczająco dużo.
Ale nie jest to jeszcze powód do histerii.
Nie spotykamy niesamowitej bohaterki, obdarzonej wszelkich rodzajów przymiotami. Poznajemy dziewczynę z krwi i kości. Dowcipną, bystrą, realistycznie patrzącą na życie. W pewien sposób podobną do każdego z nas. Jednak jej codzienność jest trochę inna. Właśnie o tym Hazel chce nam opowiedzieć.

„Pain demands to be felt.”
Isaac: nowotwór gałki ocznej, poważna operacja, perspektywa ślepoty, problemy sercowe. Augustus: nowotwór kości, amputacja nogi, irytujące złote myśli. Hazel: nowotwór płuc, nadopiekuńczy rodzice, butla z tlenem, płyny w płucach. Rodzice Hazel… Nikt nie jest niepotrzebny. Nikt nie jest papierowy. Nikt nie został zaniedbany. John Green po raz kolejny daje popis swojego psychologicznego wyczucia ludzi. Tego człowieka można by chwalić przez długi czas, ale wszystkie te godziny lepiej przeznaczyć na lekturę jego książek.

„I never saw the swing set again.”
Ten, kto miał już wcześniej tą przyjemność, wie, jak bardzo emocjonalne są dzieła Johna Greena. Każda opowieść ma swoją zagwozdkę, która uwiera czytelnika niczym niedopasowane pończochy. W tym przypadku nutkę tajemniczość wnosi do całości postać Petera Van Houtena, który jak każdy ma swoją przeszłość, swoją historię. Tego gościa po prostu musicie poznać, żeby zrozumieć.

„(…)I fell In love the way you fall asleep: slowly, and then all at once.”
Kto nie marzy, żeby pewnego dnia w zwykłym miejscu poznać kogoś niezwykłego, kogo zabierze ze sobą na dywanik przed kominkiem… Wiele historii zaczyna się tak prosto, ale koleje ludzkiego losu bywają bardziej zaskakujące niż niejedna fantastyczna opowieść. Mogę jedynie powiedzieć, że na tych niecałych 313 stronach rozwija się prawdopodobnie największa historia miłosna mijającego roku. Spotykają się w Sercu Jezusa. Co będzie dalej? Wierzcie mi lub nie – chcecie to wiedzieć.

„Love is keeping the promise anyway.”
Wielkie sprawy. Żadnego patosu. Świetny autor. Świetna opowieść. Świetna książka.
„The Fault In Our Stars” nie odpowiada, ale przede wszystkim stawia pytania: czy nasze życie ma jakąś wartość? Czy jesteśmy zdolni pokonać ból i należycie przeżyć nasz najlepszy czas? Czy kochamy wystarczająco mocno? I czy jesteśmy szczęśliwi, kochając ludzi, których wybraliśmy? Każdy z nas powinien mieć tylko jedną odpowiedź:
„I do.”

tutajpoczkategori
Muszę mieć tę książkę na własność. Koniec, kropka.
Prawie kończę tę książkę, zostało mi jeszcze kilkanaście kartek do końca, ale na pewno przeczytam ją jeszcze dzisiaj. Mogę tylko napisać, że to jedna z najlepszych książek, jaką przeczytałam w przeciągu kilku miesięcy. Niesamowicie emocjonalna, ale w taki inny sposób... Nie, że można oszaleć z nadmiaru wrażeń, bo to nie jest książka w tym stylu, ale taka spokojna, kojąca i jednocześnie trafiająca w najczulsze punkty. Zdecydowanie będzie ona jedną z perełek na mojej półce. I nie mogę się doczekać, aż będę mogła przeczytać inne książki tego autora, bo jeżeli pozostałe również są napisane w taki sposób i tak samo zachwycają to absolutnie się nie dziwię ilości nagród, wyróżnień i zachwytów, które zbiera John Green. tutajpoczkategori
No to podzielę się moją opinią

Hazel Grace jest ciężko chora – ma raka tarczycy z przerzutami do płuc. I ledwie szesnaście lat życia na swoim koncie. Jej egzystencja od lat ogranicza się do czytania książek i spędzania czasu z rodzicami bądź przebywania w szpitalu. Kiedy więc pewnego dnia jej mama zmusza dziewczynę, by ta zaczęła uczęszczać na spotkania grupy wsparcia dla nieuleczalnie chorych, Hazel niechętnie przystaje na tę propozycję. Nie ma jednak pojęcia, że jej życie już wkrótce bardzo się zmieni. A wszystko za sprawą młodzieńca, którego tam pozna – Augustus Waters bowiem jest nie tylko przystojny i inteligentny, ale także wyraźnie zainteresowany właśnie nią, zwyczajną Hazel Grace. To będzie początek niezwykłej historii.

„Boje się zapomnienia – wyznał bez chwili wahania. – Boję się tego niczym ślepiec ciemności.”

Gwiazd naszych wina to powieść, która zdobyła tak wiele nagród i wyróżnień, że zliczenie ich zajmuje chwilę czasu – wśród nich jest pierwsze miejsce w Goodreads Choice Awards 2012, wyróżnienia w „Time”, „New York Times”, czy „Wall Street Journal”. Mówi się, że to najambitniejsza powieść Johna Greena – nie odniosę się do tych słów, gdyż spotykam się z jego twórczością po raz pierwszy. Jeśli jednak miałabym ocenić w skrócie jego dzieło, powiem tak – gdyby wszyscy pisarze tworzyli takie książki, zawód krytyka literackiego nie miałby racji bytu. Bo skrytykowanie Gwiazd naszych wina jest absolutnie niemożliwe. Po prostu.

Tym, co najmocniej oddziałuje na czytelnika, jest narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia głównej bohaterki – Hazel. Młoda dziewczyna opowiada historię swojej choroby, przedstawia swoją rodzinę, znajomych, lekarzy, a także Augustusa, chłopca, którego poznała na spotkaniu grupy wsparcia dla nieuleczalnie chorej młodzieży. Jej opowieść, ubrana w proste słowa, otulone odrobiną humoru oraz nieprzeciętną inteligencją, od pierwszej strony wzbudza w czytelniku najróżniejsze emocje. Hazel nie lituje się nad sobą, a tym samym nie lituje się nad odbiorcą – w swojej opowieści pokazuje strach, niepewność, zdecydowanie oraz tysiące innych odczuć, które nią targają, łącznie z obawą, że swoim odejściem zrani tych, których kocha.

„Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka, które na tego raka umiera.”

Przyznam szczerze, że podoba mi się bezpośredniość tej książki. Jak wspomniałam, napisana jest stosunkowo prostym językiem, co nie zmienia faktu, że to bardzo mądra opowieść. Hazel operuje mnogością myśli, które niosą ze sobą prawdę, albo tę prawdę nam uzmysławiają. A kiedy na scenie pojawia się Augustus ze swoim zamiłowaniem do metafor, historia nabiera niesamowitego, nieco poetyckiego wydźwięku. Pojawia się nadzieja i miłość oraz nieustannie towarzysząca im niepewność i ból. A wszystko to, razem ze sobą powiązane, tworzy obraz prawdziwy, realny, namacalny. I choć w pewnym momencie można się domyślić, jak John Green zakończy tę książkę, emocje wciąż są tak samo silne, tak samo obezwładniające. Hazel jest literackim odzwierciedleniem wszystkich ludzi skazanych na śmierć w wyniku zachorowania na raka. Jest bohaterką silną, odważną, ale i niepozbawioną wad. Osobą, która nam – czytelnikom – dodaje otuchy. Czy to nie paradoks?

„A mimo to martwiłam się. Lubiłam być żywym człowiekiem. I chciałam nim pozostać. Martwienie się to kolejny efekt uboczny umierania.”

Gwiazd naszych wina to książka, której nie można przeczytać ze spokojem. Nie odbierzemy jej „na luzie”, bo nie jest błahą, podejmującą lekki temat historią. Nie znaczy to jednak, że to drętwa i nastawiona na patos opowieść, albo – co gorsza – historia ociekająca tanim sentymentalizmem, o nie! Dominuje w niej humor, nierzadko wisielczy (tu należy pochwalić nie tylko Hazel, ale i Augustusa oraz ich przyjaciela Isaaca, którzy do swojej choroby podchodzą z niezwykłym dystansem), a także wiele trafnych spostrzeżeń dotyczących relacji pomiędzy człowiekiem chorym a zdrowym. Bohaterka w swojej opowieści przytacza różne sytuacje, pokazując, jak zdrowi, „normalni” ludzie swoim nieprzemyślanym zachowaniem potrafią zranić chorego. Pokazuje prawdziwą, niełatwą rzeczywistość, w której żyją ludzie powolnie umierający. Warto jednak zauważyć, że Gwiazd naszych wina nie gra na emocjach – ona te emocje wywołuje. I choć niektórzy mogliby uznać, że nie ma w tym żadnej różnicy, podkreślam, że różnica jest fundamentalna i niepodważalnie istotna.

„Tak to jest z bólem (...). Domaga się, byśmy go odczuwali.”

Powiem wprost – pokochałam tę historię całym sercem. Mam ochotę wracać do niej w każdej wolnej chwili, by na nowo poznawać Hazel i Augustusa. Mam ochotę nauczyć się tej książki na pamięć. Jest obezwładniająca, piękna, po prostu absolutnie doskonała. Nie wiem, czy istnieją słowa, którymi mogę wyrazić wszystkie emocje, jakich doświadczałam i wciąż doświadczam, myśląc o tej powieści. Podobnie, jak nie ma wystarczającej ilości łez, które pozwoliłyby mi ukoić ból po skończonej lekturze. Myślałam, że Gwiazd naszych wina jest przereklamowana. Jak bardzo się myliłam! Tak, naprawdę kocham powieść Johna Grena. I myślę, że Wy też ją pokochacie. Jeśli oczywiście dacie jej szansę. To głęboka, prawdziwa, totalnie wzruszająca podróż, która każdemu z nas może pomóc odnaleźć odpowiedzi na pytania, czym jest życie, miłość i umieranie. Czy polecam? To chyba pytanie retoryczne... Daję ocenę 6+/6! I już teraz stwierdzam, że to będzie prawdopodobnie najlepsza premiera 2013 roku!
Tirin zakupiłam

Taka ciekawostka, do książki dołączona była zakładka, na której są zapowiedzi dwóch kolejnych książek Greena, a dokładnie to wznowienia "Papierowe miasta" - czerwiec i "Szukając Alaski" - wrzesień. Okładki w stylu "Gwiazd..." tylko w innych kolorach - bardzo fajnie to wygląda tutajpoczkategori
MUlka, to są już nasze okładki? Dałabyś radę wrzucić zdjęcie tej zakładki? Bo ja mam egzemplarz przedpremierowy, normalnego raczej nie kupię, bo po co? Więc nie mam tej zakładki, a strasznie mnie ciekawi to, jak te okładki wyglądają.
ależ proszę bardzo


musiałam pod kątem, żeby się flash nie odbił, bo bez niego za chiny mi wyjść nie chciało tutajpoczkategori
Dzięki!
Kurcze, te okładki są przepiękne!
Oooo super Okładki świetne i fajnie, że wznowią te książki, bo mam ochotę na powieści Greena tutajpoczkategori
jeszcze tylko An Abundance of Katherines z podobną okładką i mogą wydać jako pakiet *,*
Dobra, muszę zapomnieć, że kiedyś dawno temu kupiłam "Szukając Alaski" ze starą okładką (dobrze, że jest na półce gdzieś tak głęboko, że nawet nie wiem gdzie ) i po prostu kupić z tą nową, wszystkie będą taaaaaak pięknie wyglądać na półce dnia Śro 10:26, 06 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Su nieźle kombinujesz Tak w ogóle dopiero teraz zauważyłam, że na "Szukając Alaski" to ciemne to cień chłopaka, nie wiem dlaczego ale wieczorem wyglądało mi to jak gruba gałąź drzewa - teraz podoba mi się jeszcze bardziej

edit:

Taka anegdotka z dzisiejszego poranka. Córka wstała i pierwsze co złapała za tableta, obudził się mąż zaraz wziął laptopa - po chwili spojrzał na mnie i powiedział :"oj jaka ty biedna, nie masz niczego". Matko nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się mylił. Jestem tak przepełniona "czymś", że nie mogę myśleć o niczym innym - próbowałam to wypłakać, ale się nie da ! Próbowałam się zaleczyć jakąś inną książką, ale nie mam niczego na tyle silnego. Kurde ...

edit2: trochę ochłonęłam

''Książka powinna w duszy czytelnika wywoływać obrażenia''*

John Green dokonał na mnie, na moim sercu iście chirurgicznych cięć po czym taką mnie pozostawił – krwawiącą. I kocham ten stan. Może to troszkę masochistyczne, ale po to właśnie czytam książki - aby przeżyć coś i aby poczuć coś. Tu czułam bardzo dużo, tak dużo że po skończeniu długo nie mogłam zasnąć, leżałam i gapiłam się w sufit bez większych rozmyśleń, ot tak z bolącą klatką piersiową. W trakcie tej bezsennej nocy do jednego jednak wniosku doszłam, kocham i jednocześnie nienawidzę Johna Greena. Kocham go za to, że powołał do życia coś tak pięknego, nienawidzę go za całą resztę. Przez niego czułam się jakbym ocierała się o perwersję, czerpałam przyjemność z czyjegoś bólu a to cios poniżej pasa. Do tego prowadziłam polemikę z bohaterami, pocieszałam ich, współczułam im i jak główna bohaterka wyobrażała sobie co się stało z bohaterami jej ulubionej powieści, tak ja zastanawiałam się co dalej z nimi? - absurd, bo przecież to fikcja - 'halo! oni nie istnieją'. Ta historia oczarowała mnie i ogłupiła jednocześnie, zatarła mi się fikcja z rzeczywistością, a to chyba trochę niebezpieczne . Poza tym obudziła we mnie wspomnienia. Pamiętam, że jako dziecko budziły mnie lęki pod tytułem „co będzie kiedy mnie już nie będzie?” Odczuwałam ogromną niesprawiedliwość, że świat nadal będzie trwał – beze mnie. Wiem, że kiedy mnie już nie będzie to nie będzie miało dla mnie najmniejszego znaczenia, ale mimo to nie przestaję czuć, że to jest niesprawiedliwe, a już zwłaszcza dla kogoś, komu przyjdzie odejść wcześniej niż powinien.

Najpiękniejsze w tej książce jest jednak to, że absolutnie nie uważam jej za historię w stylu „ku pokrzepieniu serc” , dla mnie to bardziej oda do miłość. I choć to książka o umieraniu, tak naprawdę celebruje ona życie, pokazuje, że każde nawet najkrótsze istnienie pozostawia po sobie cenny ślad.

Czego bym nie napisała to będzie jedynie bełkot mojej zranionej duszy – dlatego proponuję, nalegam, koniecznie przeczytajcie to sami.

*Emil Cioran Powrót do góry
MUlka to ja czekam na Twoją opinię o GNW ;D A zakładka rzeczywiście boska, też taką mam - te okładki świetnie wyglądają
Tirin ja już nic więcej o tej książce nie napiszę, tzn na pewno nie przez długi czas - poza tym nie czuję się kompetentna (jeśli wiesz o co mi chodzi ) - przeżyłam ją bardzo, pokochałam bohaterów tak strasznie, że jeszcze nie mogę trzeźwo o nich myśleć ... może kiedyś, może jeszcze kiedyś odważę się ją przeczytać ponownie - na razie nadal mnie boli - bardzo ...
ehh piękna jest , Boziu jaka ona jest piękna ... poleciłam wszystkim znajomym, w matrasie kazałam paniom wciskać siłą Powrót do góry
MUlka, po tym jak przeczytałam co napisałaś bardzo się ucieszyłam, że wzięłam udział w konkursie, w którym można wygrać tę książkę. Może mi się uda? OBY!
Mulka, ale super! Uwielbiam, gdy książka wywołuje we mnie tak silne uczucia. Nie mogę się doczekać czytania! Powrót do góry
Silje ja też uwielbiam, tak jak napisałam wyżej po to w sumie czytam te wszystkie książki tylko zawsze czułam rezerwę do tych poruszających takie delikatne tematy - no bo kurde, to takie dziwne czuć satysfakcję z tego że ktoś cierpi, nie w sensie, że się z tego cieszę, tylko ... boże nie wiem jak to opisać mam nadzieję, ze rozumiecie. Przykładowo w romansach, najfajniejsze są momenty kiedy są nieporozumienia, kiedy nie mogą się dogadać, kiedy ktos im staje na drodze itp boli, ale żadne to większe cierpienia ... kończy się różnie, raz dobrze, a niekiedy źle i też jest to ok ... ale przy tej książce, nie ważne jakie jest zakończenie, samo to, że "rozrywam" się nią jest takie, takie perwersyjne właśnie - ze względu na temat, na to przez co bohaterowie przechodzą, bo nie mogą niczego z tym zrobić :/
Po prostu ta pozycja kłóci się z moim podejściem do samego czytania o! ale to wcale nie znaczy, że nie lubię takich książek - wręcz przeciwnie uwielbiam
Matko, jak się cieszę, że moje wydanie już na mnie czeka w Empiku. Jak tylko odbiorę "Gwiazd naszych wina", rzucam wszystko i chłonę. Powrót do góry
Właśnie dzisiaj dowiedziałam się, że "The Fault In Our Stars" będzie wydana w Polsce i prawie się popłakałam ze szczęścia. W dodatku to, że inne książki tego autora zostaną wydane sprawia, że chce mi się latać ze szczęścia.
John Green jest cudowny i nawet jeżeli czujesz, że ta książka nie jest w twoim stylu, powinieneś ją przeczytać.
Zadzieram kiecę i lecę do księgarni, bo "Gwiazd naszych wina" musi znaleźć się u mnie na półce.

A tak przy okazji, to mój pierwszy post na tym forum, także witam wszystkich serdecznie
Shailene Woodley prowadzi rozmowy co do roli Hazel Powrót do góry
Nie lubię jej, oglądałam z nią serial i nie podoba mi się ani jej mimika, ani to jak mówi - jest taka hmm powolna :/
W ogóle sam film nigdy nie odda tej książki, będzie tylko kolejnym ckliwym dramatem, owszem nadaje się, ale to nie to samo - nie w przypadku takiej książki
O Johnie Greenie usłyszałam...na tumblrze. Masa osób dodawała rożne cytaty z jego książek, niektóre z nich naprawdę zachwycały. Szczególnie dużo postów poświęconych było 'Gwiazd naszych winie', i nie będe ukrywać, że zostałam nimi oczarowana. I tutaj niespodzianka: książka wychodzi w Polsce, a wraz z nią morze recenzji piejących z zachwytu. I będę szczera- przestraszyłam się. Wiem, dziwna reakcja, ale niekontrolowana. Po prostu te wszystkie 10-stronnicowe recenzje z ocenami maksymalnymi obudziły we mnie niepokój. Jednak kupiłam książkę i zaczęłam czytać. I nie wiem co w niej pochłania aż tak, że po 5 minutach jesteś w połowie. Nie wiem, co to, ale działa, oj zdecydowanie działa.
Chciałabym napisać jakieś mądre słowa, odpowiednio oddać uczucia, które mną targają, jednak nie potrafię. Bo to jest rodzaj książki, której nie da się opisać, mogłabym próbować, ale myślę, że nic by to nie dało.
Na początku książki jest wzmianka, że "Książka jest fikcją literacką, podobnie jak wszystkie opisane w niej postaci, miejsca i wydarzenia'. I co mi się ciśnie na usta? Gówno prawda, za przeproszeniem. Może nie odnosi się to do konkretnych osób, ale ta historia...jest prawdziwa. Książki o osobach z nowotworami właściwie zawsze poruszają, ale nie zawsze oddają prawdę. Mowa jest o sile chorych, o walce, o pięknie umierania. Ale umieranie nie jest piękne, a z czasem sił na walkę zaczyna brakować. I tak przedstawił to John Green- prawdziwie. Jest pięknie rodząca się miłość chorych, ale nikt nikogo nie oszukuje, że to historia o księżniczce i księciu na białym koniu. To poruszająca historia miłosna pary, która nieco się różni od innych- ich organizm zjada rak. Chorzy na raka nie biegają tu pełni radości i życzliwości z tęczą i grającą muzyką w tle, oni walczą o życie każdego dnia. I nie ukrywajmy liczą dni do tego, aż walka sie skończy- prędzej czy później.
John Green lubi metafory, lubi też wywody na temat życia i jego znaczenia, znaczenia człowieka. Czasem jest to chwytające za serce, a czasem mniej- przynajmniej dla mnie. Chociażby zachowanie Gusa z metaforą trzymania fajki i nie palenia jej. Miało mieć znaczenie, dla mnie było niezrozumiałe. Ale to już kwestia odebrania przez czytelnika, innym może się to bardzo spodobać.
Ostatnie strony mojego egzemplarza są mokre od łez, kropel które spadały na kartki całkiem nieświadomie. I to jest chyba najlepsza reklama dla tej książki. Powrót do góry
Dziewczyny, ale zachęcacie! I pewnie bez większych oporów bym teraz kupiła, gdyby nie to niedające spokoju wspomnienie, że "Szukając Alaski" mi się zupełnie nie podobało! Ale być może byłam wtedy za młoda po prostu.


Chciałabym napisać jakieś mądre słowa, odpowiednio oddać uczucia, które mną targają, jednak nie potrafię. Bo to jest rodzaj książki, której nie da się opisać, mogłabym próbować, ale myślę, że nic by to nie dało.


Tak, to jest właśnie taka książka, chciałoby się napisać o niej wiele, żeby zachęcić, żeby oddać te emocje, ale cokolwiek by się nie napisało, to trzeba przeżyć indywidualnie. I rozumiem obawy Agnnes, rozumiem tych którzy "nie czują" tego typu książek, ale prawda jest taka, że prócz tych wszystkich emocji, to jest to dość interesująca historia i autor chciał coś nią przekazać, a nie tylko sprzedać ją chwytem tanim jak świat - czyli pozwolić aby czytelnik zakochał się w bohaterze a potem rzucać mu kłody pod nogi - jak to mega umiejętnie robi pani Cassandra Clare (bo to jest podstawa sukcesu jej książek) - tu jest jednak zupełnie inaczej, prawdziwiej jak to napisała Zu.

ps: Wystarczyło, że czytałam Twoją recenzję Zu i już mi jakoś się dziwnie na żołądku zrobiło, i nie chodzi o to, że wróciły wspomnienia, tylko mój organizm zakodował sobie chyba reakcję obronną wydaje mi się, że nigdy nie przeczytam tej książki ponownie :/ Powrót do góry
Ja mam wrażenie, że pisząc o tej książce kompletnie nie potrafię oddać o czym ona jest. Wychodzi z mojej opinii, że to taka płaczliwa książka, a wcale taka nie jest. Bo są zabawne sytuacje, dialogi, mimo tych wszystkich strasznych rzeczy, przez które muszą przechodzić bohaterowie czasem naprawdę podchodzą do tego z dystansem.
To jedna z takich książek, która nie pochłania tylko umysłu, ale całego człowieka. Czasem siedząc w tramwaju myśląc o niczym przychodzi wspomnienie jakiejś sceny, i tak jak napisała MUlka- jakoś dziwnie się w żołądku robi.
Wiem, że tematyka może niektórych powstrzymywać przed przeczytaniem, ale spróbujcie, bo przeżyjecie coś...niezwykłego, ot co.

Ja mam wrażenie, że pisząc o tej książce kompletnie nie potrafię oddać o czym ona jest..

To jest dokładnie to, co czuję po skończeniu "Gwiazd naszych wina". Nie widzę sposobu, żeby opisać tę książkę, nie wiem, jakich epitetów powinnam użyć, aby o niej napisać. ? Jest smutna, a zarazem pogodna. Pokrzepia i dołuje, jednocześnie śmieszy i wywołuje łzy. Takie książki zawsze uświadamiają mi kruchość tego, co mam i to, jak wiele mam. Równocześnie zaczynam czuć niewysłowiony żal i niesprawiedliwość, i wdzięczność, i wyrzuty, i radość, a to wszystko tak się ze sobą miesza, że po skończeniu czytania mam w sobie taką wielką bombę uczuciową, w której nie da rozróżnić emocji. Tak, myślę, że tylko tyle mogłabym powiedzieć o "Gwiazd naszych wina", a to i tak zupełnie nie oddaje tego, co wywołuje.
Wcale nie zgadzam się z Peterem van Houten, który powiedział, że bohaterowie znikają z życia wraz z ostatnimi stronami powieści. Takie postacie jaki Hazel, Augustus, ich rodzice, oni są odpowiednikami tysięcy prawdziwych ludzi, oni sami są prawdziwi, dlatego wciąż żyją. Kurczę, bohaterowie tego typu powieści, naprawdę są realni. Ale to chyba z tego wszystkiego jest najsmutniejsze.
Ech, jednym słowem, jestem przygnębiona, ale cieszę się, że przeczytałam tę książkę. Powrót do góry
No ja się trochę obawiam tej książki ze względu na ewentualne przygnębienie. Niestety okładka mnie też nie zachęca. Ale skoro tak zachwalacie...
Mam doła . Raczej nie przeczytam nigdy więcej takiej książki. Chyba, że jak się zestarzeję to mi się pozmienia. Zbyt realistyczna jak dla mnie, zbyt wstrząsające, za życiowe. Chyba codzienność mi wystarcza. Zdecydowanie wolę książki przy których zapominam o smutku, a nie dokładam sobie żeby pocierpieć. Powrót do góry
Shailene Woodley oficjalnie jako Hazel
pasuje?

mój idealny augustus to Joshua Anthony Brand

http://in-relationship-with-books.blogspot.com/2013/03/wszystko-co-zote-krotko-trwa-gwiazd_24.html

Gwiazd naszych wina to czwarta powieść kultowego już w Ameryce pisarza, Johna Greena. Komu ją polecam? Każdemu, absolutnie każdemu. Osobom bardziej wrażliwym polecam zaopatrzyć się w paczkę chusteczek/koszulkę z długim rękawem, nim zaczną czytać.
Jest to moje pierwsze spotkanie z tym autorem, ale jestem przekonana, że nie ostatnie. Wiem jednak, że muszę ochłonąć, zanim zabiorę się za jego kolejną pozycję. Zanim w ogóle zabiorę się za jakąkolwiek książkę...

W SKRÓCIE: BEST BOOK EVER. Powrót do góry
Nie wiem o co chodzi z ekranizacją tej książki, ale stanowczo protestuję. Z reguły jestem negatywnie nastawiona do jakichkolwiek ekranizacji, ale w tym przypadku tupię głośno i nerwowo. Nie. Nie wiem jak mieliby to nakręcić, żeby oddać atmosferę książki. Chyba nie da rady. Bo to nie jest słodka historia o smutnej miłości chorych na raka nastolatków. Albo może ja jestem naiwna i usilnie wszystkim opowiadam, że "Gwiazd naszych wina" to taka lektura, która zostawia człowieka - a przynajmniej zostawiła mnie - w stanie, delikatnie mówiąc, psychicznego rozbicia. Nie umiem nawet sprecyzować, co takiego mi ona zrobiła, co zrobili mi bohaterowie tej książki.
Pocieszam się po przeczytaniu waszych opinii, że nie jestem jedyną osobą, która po kilku godzinach od zakończenia jeszcze nie ochłonęła. Nie wiem sama, czy powinnam autorowi za to dziękować, czy go przeklinać. Tak czy inaczej - przeczytać zdecydowanie warto.
To najlepsza książka, jaką KIEDYKOLWIEK przeczytałam.

John Green, będąc autorem powyższego cytatu, który jest równocześnie fragmentem Gwiazd naszych wina, z pewnością nie spodziewał się, że jego czytelnik może tę niesamowitą powieść wpisać w rozmyślania głównej bohaterki. Jest ona nastolatką, która samą siebie nazywa granatem, albowiem woli spędzać wolne popołudnia z książką w ręku, aniżeli z butelką piwa. W żadnym wypadku nie należy nazywać jej osobą zwyczajną, gdyż jest tego kompletnym przeciwieństwem. Od wielu lat choruje na niespotykany nowotwór tarczycy z przerzutami na płuca, przez co każdą minutę swego życia spędza z wąsami w nosie, które pomagają jej oddychać w chwilach, gdy jej organizm nie potrafi tego zrobić. Podobnie do innych nastolatków, których choroby doszły już do poważnego stadium, tak również i szesnastoletnia Hazel Grace została zwolniona z zajęć szkolnych, przez co zyskała dużo, a czasem nawet zbyt wiele, czasu na robienie dokładnie niczego. Jedyną rozrywką, o ile w ogóle można to tak nazwać, jest oglądanie America's Next Top Model i uczęszczanie na spotkania z innymi dziećmi chorymi na raka.

- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może "okay" będzie naszym "zawsze".
- Okay - zgodziłam się.

Podczas jednego z nudnych spotkań prowadzonych przez nad wyraz rozczulającego się nad sobą Patricka, dziewczyna zauważa coś, a raczej kogoś, kto nie pasuje do tej scenerii. Jej kolega Isaac przyprowadził ze sobą przyjaciela. Jak się okazuje, Augustus również przez długi czas miał w sobie miliony komórek nowotworowych, przez co obecnie jedna z jego nóg nie należy do niego. Od kilku miesięcy nie występują u niego jednak żadne objawy, które mogłyby wskazywać na nawrót choroby, a w związku z tym jest prawdopodobnie najzdrowszą osobą w całej sali. Odkąd pojawił się w pomieszczeniu, nie spuszcza Hazel z oczu, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że nie jest mu obojętna. Mimo że nastolatka nie jest przyzwyczajona do flirtowania z mężczyznami, postanawia poddać się miłemu uczuciu, jakie to w niej wywołało. Dlatego też przyjmuje zaproszenie na obejrzenie wspólnie filmu, w którym grająca aktorka, według Gusa, wygląda zupełnie jak ona. Kto by pomyślał, że coś tak niewinnego potrafi przynieść coś równie pięknego?

Nie uważam, że wszyscy powinni mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia.

Chciałabym powiedzieć, że ta książka nie wywołała we mnie większych emocji. Chciałabym powiedzieć, że nie pozostawiła po sobie uszczerbku na moim zdrowiu psychicznym. Dlaczego jednak miałabym kłamać? Nawet gdybym próbowała to z siebie wyprzeć, nie mogłabym pozostawić tej książki bez echa. Przyznaję - wyłam jak bóbr i, mimo że nie jestem przyzwyczajona do używania takich stwierdzeń w recenzjach, nie nadążałam z przewracaniem poduszek na drugą stronę, gdy były mokre od łez. Nie jest to debiut autora, jednak pracował nad tą książką przez wiele lat, co z pewnością przyniosło i będzie nadal przynosić mu duże zyski. Jest to bowiem, i mówię to z czystym sumieniem!, prawdopodobnie najlepsza książka, jaka kiedykolwiek przewinęła się przez moje ręce. Nie wierzycie, że to mówię? Ja też nie.

W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie.

Realistyczny sposób, w jaki trzydziestoletni mężczyzna opowiada historię chorej dziewczyny, o której problemach, jak się wydaje, nie powinien mieć nawet pojęcia, jest wprost zdumiewający. Z pewnością nie byłam jedyną osobą, której zabrakło słów, gdy chciała opisać tę powieść. Nie należy to do prostych rzeczy; myśląc o czytaniu, wyobrażamy sobie miło spędzony czas w wygodnym fotelu, z kubkiem herbaty na stoliku i lekką książką w ręce. Tego właśnie spodziewałam się po lekturze Gwiazd naszych wina i z początku dokładnie tak było. Gdy jednak zaczęłam zbliżać się do połowy, opowieść zaczęła zbaczać na inny tor - zdecydowanie przykry i smutniejszy od tego, o czym dowiedzieliśmy się wcześniej. Mimo że, co oczywiste, życie człowieka chorego na raka nie jest usłane różami, to do pewnego momentu nie wydawało się ono tak okrutne. Jednak gdy dochodziliśmy do chwil, w których coś działo się inaczej, niż po naszej myśli, jedynym uczuciem, jakie nas dopadało, było rozżalenie nad losem bohaterów i ciekawość, co autor tym razem wymyśli.

Myślę, że wszechświat jest bardzo ukierunkowany na świadomość, że nagradza inteligencję po części dlatego, że lubi, gdy ktoś docenia jego elegancję. A kimże jestem ja, jakiś epizod w dziejach, by mówić wszechświatowi, że on - albo moje postrzeganie go - jest tymczasowe?

John Green jest pisarzem nietuzinkowym, dla którego nie istnieją tematy tabu, ale też nie jest ostry dla swojego czytelnika i nie podchodzi do niego z wiadrem zimnej wody, chcąc ją wylać na jego czuprynę. Przedstawiane przez niego historie są nieprzewidywalne, a dzięki lekkiemu piórowi doświadczamy ich realniej, niż można się było tego spodziewać. Co ciekawe, wiele fragmentów książki, mówiących o cudowności niektórych dzieł literackich, można dopisać do Gwiazd naszych wina, które jest naprawdę fenomenalną lekturą! Polecę ją dosłownie wszystkim, którzy podobnie do mnie czuli się w obowiązku sięgnięcia po tę powieść. Jeśli nie jesteście bezuczuciowymi robotami, na pewno tego nie pożałujecie.

Wydawało się, że to było całe wieki temu, jakbyśmy przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność. Niektóre wieczności są większe niż inne. Powrót do góry
Dzisiaj przypadkowo znalazłam ta książkę na lubimyczytać i tylko po waszych recenzjach już jestem w niej zakochana, mam nadzieję szybko ją kupić, ponieważ bardzo urzekają mnie takie historie. Może załatwię sobie jakąś zniżkę, ale jedno jest pewne - prędzej czy później będzie moja. W ogóle to pięknie ją opisałyście na LCz., jestem oczarowana
Rolę Augustusa zaoferowana Anselowi Elgortowi:
http://insidemovies.ew.com/2013/05/10/ansel-elgort-gus-fault-in-our-stars/ Powrót do góry
eee taki trochę bez wyrazu, ale nawet do siebie pasują:


dla mnie to i tak będzie tylko mały bonusik do całej historii ... poza tym nawet nie wiem czy go oglądnę, to znaczy na pewno kiedyś, ale nie mam parcia.

w ogóle ciężko mi tę książkę wspominać, nie wiem czy zdobędę odwagę aby ponownie ją kiedyś przeczytać, czasami nawet żałuję, że ją poznałam - nie wiem czy to ma sens, ale ... ehhh no kto lubi cierpieć? dość dzieje się wokół mnie, żeby jeszcze łamać sobie serce książkami - zdecydowanie preferuję HEA lepiej się po nich śpi
John zachwala oboje i uważa że pasują do roli so...
W sumie bohaterowie w moim wyobrażeniu byli tacy...zwyczajni, ludzcy, także pasują mi nawet Ci aktorzy Powrót do góry
Uśmiech i łzy to słowa, które opisują tę książkę. Napis z okładki ma rację. A raczej nie napis, a Time, bo „Gwiazd naszych wina” jest „absolutnie genialna”. Skłania do przemyśleń nad wszystkim, o czym rozmyślają bohaterowie. Od razu po jej skończeniu wracałam do już przeczytanych stron, dialogów, refleksji. I powrócę z pewnością jeszcze nie raz.

http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/05/gwiazd-naszych-wina-john-green.html
„Czasami wydaje się, że wszechświat chcę zwrócić na siebie uwagę”

Słowa. Niewypowiedziane. Niesłyszane. Schowane w sercu. Skryte. Odlatują wysoko. Daleko. Niesłyszane. Ukryte. Miłość. Nadzieja. Tak. Ty. Pamiętam. Jestem. Niewypowiedziane. Kocham. Zawsze. Razem. Wybaczam. My. Wspólnie. Niewypowiedziane. Odlatują. Mkną wysoko. Utkane z winy. Tylko naszej. Są. Tworzą. Zapomniane. Niewypowiedziane. Z uczuć splecione konstelacje. Lśnią. Wskazują. Podniebne znaki. Zapomniane. Ukryte. Złote. Są na niebie osadzone. To nie ich wina. Zapomniane. Tylko nasza. Zamknięte w sercu. Teraz nie znaczą nic. Znaczą tak wiele. Niewypowiedziane. Tworzą. Są na niebie osadzone. Trwałe. Zawsze odległe. Ukryte. Zagadkowe. Wnoszące pytania. Zapomniane. Odpowiadają. Znają los. Nasz los. Niewypowiedziane. Gwiazdy. Stworzone ze słów. Niewypowiedzianych. Zapomnianych. Ukrytych. Są na niebie. Zawsze. Już. W nich nasza wina. Tylko wina, tylko nasza. Niewypowiedzianych „Gwiazd naszych wina”.

„Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń.”

„Gwiazd naszych wina” to pierwsza powieść amerykańskiego pisarza John Grena, która została wydana w Polsce przez wydawnictwo Bukowy Las. Historia zmyślona, stworzona tylko po to, by móc zapisać ją na kartach książki. Papierowych, nietrwałych, tak zwyczajnych. Jednak słowa, zdania, opowieść, którą zawiera jest niezwykła. Ona mogłaby się zdarzyć. Ona mogłaby trwać. Jednak jest tylko zapisana na kartach tej książki. Niezwykła, a jednocześnie taka zwyczajna. Wzrusza mimo braku wielkich form, wyrafinowanych epitetów i metafor. Normalna książka. Właśnie to jest tak wielkie.

„Ja: Jeżeli chcesz, żebym była normalną nastolatką, nie posyłaj mnie na grupę wsparcia. Kup mi fałszywy dowód osobisty, żebym mogła chodzić do klubów, pić wódkę i brać haszysz.
Mama: Zacznij od tego, że haszyszu się nie bierze.
Ja: Widzisz, wiedziałabym takie rzeczy, gdybyś załatwiła mi fałszywy dowód.”

Hazel to normalna dziewczyna, która woli samotność i dobrą książkę. Właściwie, to wciąż tą samą książkę, dla niej niezwykłą. Urwaną w najważniejszym momencie. Nieskończoną. Otwartą. Jak życie. Jednak jest jeszcze coś. Hezel ma raka. Jest nieuleczalnie chora. Jednak pogodziła się ze swoim losem. Nie walczy, ale też nie rozpacza. Po prostu żyje z dnia na dzień. Jednak wszystko się zmienia, gdy na cotygodniowym spotkaniu grupy wsparcia poznaje Augustusa wszystko się zmienia. Chłopak też miał raka, rozumie ją. Zaprzyjaźniają się. Razem przeżyją niejedno.

„Nadejdzie czas, gdy wszyscy będziemy martwi. Nadejdzie czas, że nie pozostanie ani jeden człowiek, który by pamiętał, że kiedykolwiek człowiek żył czy że nasz gatunek czegokolwiek dokonał.(...) Może ta chwila nadejdzie szybko, a może jest odległa o miliony lat, ale nawet jeśli przetrwamy śmierć naszego słońca, nie będziemy istnieć wiecznie.”

Historia taka jak ta jest za równo piękna jak i bolesna. Gdy ją wspominam, zaraz w moich oczach pojawiają się łzy. A uwierzcie mi, że rzadko się wzruszam podczas czytania. Ta historia wydała mi się taka prawdziwa, krótka opowieść, przez którą straciłam dzień. Dlaczego właściwie straciłam? Może źle się wyraziłam on umknął po prostu. Wykonywałam normalne czynności i cały czas rozmyślałam. Dlaczego? Jak to mogło się stać? Prawdą jest, że przez większość czasu czytam fantastykę, wolę światy, które są nierealne, zdarzenie nierzeczywiste, bo wtedy czuję, że ja też mogę stać się takim bohaterem. Ale przy takich książkach jestem tylko widzem. Autor stworzył coś, co może skończyć się szczęśliwie, bądź nie. Tak jak w życiu. Dlatego właśnie tak zżyłam się z bohaterami, byli realni, prawdziwi. Po przeczytaniu sądziłam jakbym ich dokładnie poznała. Stali się mi bliscy. Dlatego te łzy. Ich historia powinna trwać. A tak nie jest.
„W najcięższych chwilach Bóg stawia na naszej drodze najlepszych ludzi.”

Związek Hazel i Augustusa nie jest zwyczajny. To nie jest kolejny niegrzeczny chłopak, a to nie jest kolejna nieporadna dziewczyna. Mimo swoich ułomności, przeszkód, które stawia im los oni są normalni, zwykli, szarzy, a jednocześnie inni, zabawni i wygadani. Zaprzyjaźniłam się z nimi w pełni. A oni wydawali mi się tak odmienni od siebie, jednocześnie tak siebie dopełniający. Jakby stworzeni dla siebie. Ich losy, ich plany są tak rozległe, że mogłaby o nich powstać kolejna książka. Przeżyć każdy dzień jak najlepiej. Razem. Wspólnie. Augustus zawraca w głowach, inteligentny, zabawny, ironiczny, a do tego przystojny. Jeśli można się zakochać w książkowej postaci to chyba to zrobiłam. Nic tego nie zmieni.

„Niektóre nieskończoności są większe niż inne.”

Opowieść, która trwa we mnie wciąż, nie zniknie. Będzie wciąż. Zapamiętam ja na długo. Zwykłe postaci, zwykły świat, zwykłe życie. Jednak tak niezwykłe. Tak cudowne. Wiem, że będzie Okay. Wszystko będzie Okay. „Gwiazd naszych wina” to nie książka, to COŚ więcej.
Ocena: świetna Powrót do góry


„Gwiazd naszych wina” to pierwsza powieść amerykańskiego pisarza John Grena, która została wydana w Polsce.

Nie. Pierwszą książką Johna Greena wydaną w Polsce była, z tego co mi wiadomo, "Szukając Alaski" i to już dobre kilka lat temu


„Gwiazd naszych wina” to pierwsza powieść amerykańskiego pisarza John Grena, która została wydana w Polsce.

Nie. Pierwszą książką Johna Greena wydaną w Polsce była, z tego co mi wiadomo, "Szukając Alaski" i to już dobre kilka lat temu
Przez wydawnictwo Znak, zgadza się. Cichutko liczę na wznowienie od Bukowego Lasu. I jak zajebiście by było, gdyby wydali "Will Grayson, Will Grayson" - mam po angielsku ebooka, ale chciałabym mieć ją na półce. Powrót do góry


„Gwiazd naszych wina” to pierwsza powieść amerykańskiego pisarza John Grena, która została wydana w Polsce.

Nie. Pierwszą książką Johna Greena wydaną w Polsce była, z tego co mi wiadomo, "Szukając Alaski" i to już dobre kilka lat temu
Przez wydawnictwo Znak, zgadza się. Cichutko liczę na wznowienie od Bukowego Lasu.

Dziękuję, sugerowałam się właśnie Bukowym Lasem, nie wiedziałam o wcześniejszym. Jeszcze raz wielkie dzięki.
"Szukając Alaski" ma być we wrześniu, na pierwszej stronie w tym temacie wrzuciłam zakładkę na której jest info i podgląd okładki Powrót do góry

"Szukając Alaski" ma być we wrześniu, na pierwszej stronie w tym temacie wrzuciłam zakładkę na której jest info i podgląd okładki
Ah, szlag, no tak! To nawet ja pytałam Cię o wrzucenie zdjęcia z zakładką, nie ogarniam.
Ale wciąż liczę na "Will Grayson, Will Grayson", właśnie zabieram się za czytanie po angielsku i ciekawa jestem jak wypadnie ta książka, tym bardziej, że nie napisał jej sam Green.
[quote="Lenalee"] "Will Grayson, Will Grayson", właśnie zabieram się za czytanie po angielsku /quote]

Ja też jestem tą książką zainteresowane daj znać koniecznie czy fajna

ps: jak tylko czytam sam tytuł "Gwiazd naszych wina" to nadal mnie ściska w dołku nie wiem czy kiedyś przestanie ... Powrót do góry
we włosach Hazel
[img]http://pagetopremiere.com/wp-content/uploads/2013/08/BR1sEh3CEAENPUF.jpg-large-1000x750.jpg?9d7bd4[/img]

ścięte włosy zostały oddane organizacji która robi peruki dla osób po chemioterapi
Zdjęcia rozpoczęte
Powrót do góry

PREMIERA 6 CZERWIEC 2014 Powrót do góry
Książka daje do myślenia, mimo słodko-gorzkiego "happy-endu" który trudno nazwać szczęśliwym skoro i tak wiadomo jak się w końcu kończy historia głównej bohaterki, mimo że tego końca nie ma opisanego w książce.
Przyznaję bez bicia - gdy pierwszy raz zobaczyłam tą książkę na półce w księgarni uciekłam z krzykiem... Nie wiem co dokładnie tak zniechęciło mnie do tej pozycji - nieudana okładka czy infantylny opis zahaczający o schematyzm... Po pewnym czasie zaczęłam się zastanawiać nad jej przeczytaniem, aż w końcu zostałam namówiona i... I jestem pod wielkim wrażeniem.

Podobała mi się duża ilość czarnego humoru. Ponura i smutna tematyk opakowana w niecodzienny sposób i podana tak, że w jednej chwili czytelnik ma ochotę śmiać się i płakać. Nagromadzenie neologizmów dotyczących choroby i śmierci, wyrazy pisane z wielkiej litery oraz specyficzny język sprawiają, że temat nie traci na ważności, ale nie jest przytłaczający.

Uważam, że "Gwiazd naszych wina" to jakby połączenie "Kubusia Puchatka" Milne i "Oskara i Pani Róży" Schmidta. Mnóstwo słusznych stwierdzeń wypowiadanych przez Augustusa sprawia, że znajdziemy tu równie dużo sentencji życiowych i mott jak w "Kubusiu Puchatku". Nadzieja na lepsze jutro jaką daje finał przypominają mi wiarę i optymizm zawarty w kultowym opowiadaniu Schmidta.

Kreacja pary głównych bohaterów wymagała od autora sporej inteligencji. Widać to w każdym zdaniu. Postacie drugoplanowe takie jak Isaac nadają powieści wrażliwości i dają wrażenie uniwersalności.

Największym plusem "Gwiazd..." jest finał. Całkowicie nieszablonowy i świeży pozwalający na popuszczenie przez czytelnika wódz fantazji. Można by sądzić, że istnieją tylko dwa możliwe zakończenia historii o osobie chorej na nowotwór - śmierć lub cudowne uleczenie. John Green udowadnia, że takie opowieści mogą kończyć się też w inny sposób.

Czytając odniosłam wrażenie, że autor osobiście nie przeżył opisanej sytuacji. W powieści nie ma rzeczywistej grozy atmosfery mieszkania z tzw. osobą terminową. Zabrakło też opisów wrażeń trudów jakie muszą pokonać krewni i przyjaciele osoby ciężko chorej. Gdyby autor mógł spędzić trochę więcej czasu z ludźmi, którzy przeżyli podobne historie powieść miałaby w sobie jeszcze więcej prawdy i wrażliwości.

Niektóre momenty były też zbyt złagodzone. Domyślam się, że miało to za zadnie obniżyć próg wieku czytelników, a tym samym zwiększyć liczbę potencjalnych odbiorców. W efekcie takie pominięcie pewnych opisów, sprawia, że książce brakuje tego fajerwerku. Błysku, który sprawia, że staje się ona ulubioną powieścią i nie pozwala o sobie zapomnieć na długo po przeczytaniu.

Podsumowując, myślę, że "Gwiazd naszych wina" to odpowiednia lektura dla każdego czytelnika, który ma troszkę więcej lat. Każda strona daję nadzieję i wiarę jednocześnie pozwalając na przeżywanie tragedii głównej bohaterki. Gorąco zachęcam do przeczytania. Powrót do góry
Dużo dobrego czytałam o „Gwiazd Naszych Wina” i dopiero teraz udało mi się w końcu zapoznać z ta opowieścią. Bardzo mi się podobała Jest to przepiękna i wzruszająca historia, której wydarzenia przybrały niespodziewany obrót, którego naprawdę się nie spodziewałam. Historia ta naprawdę jest warta przeczytania. Tak jak inni gorąco ją polecam

Uwielbiam <3 Powrót do góry
Książka bardzo wzruszająca, ale mam co do niej mieszane uczucia. Podobała mi się, ale brakowało mi w niej tego czegoś. Na przyklad prawie nie czułam uczucia między głównymi bohaterami, jakby to w ogóle nie była miłość. Zabrakło mi w tym wszystkim emocji, jakby wszystko zostało hm "spłaszczone". Normalnie takie historie rozdzierają mi serce na pół, a tutaj moje serce jedynie lekko mnie zabolało. Nie miałam łez w oczach, choć psychicznie czuję się po przeczytaniu źle, jestem przygnębiona. Nie umiem jednostronnie wypowiedzieć się na temat "Gwiazd... " Mimo wszystko książkę polecam.
polska premiera filmu równocześnie ze światową czyli 6 czerwca Powrót do góry
Oficjalny trailer pojawi się podobno w Walentynki - niezły moment.
Wczoraj dokładnie o 23.36 czasu lokalnego przeczytałam ostatnie słowo książki. Zdążyłam więc do tego czasu ochłonąć i oto moje krótkie podsumowanie. Książka łamie serce, wzbudza ogromne emocje. Wiedziałam, że tak będzie, bo przecież historia opowiada o osobach chorych na raka. Jakieś 1/2 opowieści to po prostu dobre czytadło przeplatane sentencjami, przemyśleniami na temat śmierci, jak również kilkoma humorystycznymi aspektami. Może czytadło to nie jest najlepsze określenie. Świat przedstawiony bardzo Cię porusza, skłania Cię do przemyśleń, ale to jeszcze nie jest szczyt emocji. Dopiero ta druga połowa to wyciskacz łez. Historia daje do myślenia, a zakończenie (NIE SPOILERUJE) ma jak dla mnie dwa bieguny. Autor użył można powiedzieć tego samego procesu co w przypadku ,,Ciosu udręki"- książki, którą główna bohaterka namiętnie czyta. Kto przeczytał ten rozumie. John Green jasno stwierdza, że opisane postaci są fikcyjne i nie należy "dopytywać się" (zabrakło mi odpowiedniego słowa) o dalsze losy. Dla mnie jest to jasne przesłanie: To tylko książka, ale nie zapominajmy, że każdego dnia w hospicjach, szpitalach, a także ulicach całego świata mijamy takie dziewczyny jak Hazel i takich chłopaków jak Augustus. Historia opisana przez Johna Greena wielu wzruszyła do łez, ale jak często od takiego cierpienia wolimy odwrócić wzrok w prawdziwym życiu?

Odchodząc od tego jakże poważnego tematu dodam jeszcze, że ogromnym plusem są dla mnie fragmenty wierszy, sentencje itd. Wielu mogą one przeszkadzać, ale ja lubię kiedy historia odnosi się do różnych płaszczyzn, z różnych okresów literatury i życia.

Z czystym sumieniem mogę dać książce ocenę 8/10.
i +1 za tak cudowny tytuł. Wiem, nie ocenia się książki po okładce, a tym bardziej po tytule. Mimo to jest on bardzo chwytliwy, a jego wyjaśnienie w książce nadaje mu jeszcze większego sensu.

Kończąc: William Shakespeare mógłby być dumny, że ma w tę historię pewien wkład. Powrót do góry
fanmade sceny w której Gus ma problemy i dzwoni do hazel z auta na parkingu

www.youtube.com/watch?v=VtDldI8dduU
Książka z okładką filmową ukaże się 4 czerwca:

Powrót do góry
"To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina".

Książkę czytało mi się naprawdę miło i przyjemnie. Było zabawnie, filozoficznie i sympatycznie. Wzruszająco i smutno również - nawet teraz, gdy piszę recenzję od razu po przeczytaniu, czuję zasychające łzy na moich policzkach.

Mimo iż wszystkich tak bardzo zachwyca, to u mnie "Gwiazd naszych wina" nie ma maksymalnej oceny. Książka ma parę zalet i bardzo fajnych przemyśleń dających do myślenia. Są fajni bohaterzy z wisielczym humorkiem, przy których dało się pośmiać. No i historia wzrusza, a to lubię.

Sama nie wiem, czego mi w tej książce brakuje. A może nic nie brakuje, a ja nie widzę tego "czegoś", przez co każdy kocha tę powieść. Nie wiem.
Wczoraj zaczęłam czytać tę książkę i póki co jestem nią zachwycona. John naprawdę świetnie pisze! aż chce się czytać i czytać

edit.

Książkę skończyłam w sobotę. Całkiem fajna, autor ciekawie pisze, szybko się czyta, fajni bohaterowie. Jednak jakoś mnie nie specjalnie wzruszyła. Nawet nie uroniłam jednej łzy. Po raz kolejny tylko przekonałam się, że nie warto słuchać opinii innych tylko samemu coś sprawdzić.
Wg mnie jakoś ta wielka miłość Tylko Hazel i Gusa Augustusa była taka sobie. Wgl jakoś się jej nie czuło. Tak samo tego smutku Hazel po jego śmierci.
Też ten ich pierwszy raz nie wiem wgl po co był. Lepsza o wiele była by ta książka gdyby John zamiast bawić się w miłości zapewne by lepiej sprzedać książkę (coś ala romeo i julia) opisał ich po prostu jako dobrych przyjaciół którzy poznali się na tym kółku w dosłownym sercu Jezusa i wspierali w ostatnich miesiącach życia.
Ale i tak książka jest jedną z fajniejszych jakie ostatnio czytałam.
OMÓJBOŻEOMÓJBOŻEOMÓJBOŻEOMÓJBOŻE

Nigdy więcej takich przygnębiających książek! Serio! NEVER AGAIN - teraz pozostaje tylko siedzieć i ryczeć, a ja naprawdę mam co robić!

Co prawda widziałam wcześniej film, ale jak teraz przeczytałam to przyszło mi do głowy tylko jedno - zarówno film jak i książka są cudowne! Naprawdę różnią się tylko niuansami i po obu tak samo ma się ochotę zeżreć całą tabliczkę czekolady i rozmyślać - jaki ten świat jest okropny, wszyscy pomrzemy etc, ale mam czekoladę - ona nie pyta, ona rozumie, OMOMOM.

To chyba jedna z ostatnich takich przybijających książek jakie przeczytałam. Nigdy więcej książek bez HappyEndów z naciskiem na happy. Po prostu życie jest za krótkie i za piękne by czytać coś, przez co jest ci smutno i masz ochotę płakać.

Ale książka i tak jest cudna. Powrót do góry
OMÓJBOŻEOMÓJBOŻEOMÓJBOŻEOMÓJBOŻE

Nigdy więcej takich przygnębiających książek! Serio! NEVER AGAIN - teraz pozostaje tylko siedzieć i ryczeć, a ja naprawdę mam co robić!

Co prawda widziałam wcześniej film, ale jak teraz przeczytałam to przyszło mi do głowy tylko jedno - zarówno film jak i książka są cudowne! Naprawdę różnią się tylko niuansami i po obu tak samo ma się ochotę zeżreć całą tabliczkę czekolady i rozmyślać - jaki ten świat jest okropny, wszyscy pomrzemy etc, ale mam czekoladę - ona nie pyta, ona rozumie, OMOMOM.

To chyba jedna z ostatnich takich przybijających książek jakie przeczytałam. Nigdy więcej książek bez HappyEndów z naciskiem na happy. Po prostu życie jest za krótkie i za piękne by czytać coś, przez co jest ci smutno i masz ochotę płakać.

Ale książka i tak jest cudna.
nie wiem czy jest tutaj temat dotyczący ekranizacji, więc napiszę tu. Jutro w końcu idę na GNW do kina. Łaskawie grać zaczynają Powrót do góry
Zakładałam temat w dziale filmy i wydaje mi się, że nadal tam egzystuje

I wklejam recenzję z mojego bloga, jakby ktoś nie widział

Zanim zabrałam się za przeczytanie książki widziałam ekranizację, która wyciskała łzy z oczu publiczności. Byłam zachwycona fabułą, więc postanowiłam zapoznać się z twórczością Johna Greena. Myślałam, by zacząć od jakiejś innej historii, gdyż "Gwiazd naszych wina"wstrząsnęło mną dość mocno i nie byłam pewna czy dam radę zmierzyć się z tą historią. Jednak minął miesiąc i zatęskniłam za Hazel i Gusem, więc korzystając z okazji, że trafiłam na promocję, nabyłam pierwszą od jakiegoś czasu nową powieść do mojej biblioteczki. I nie żałuję, bo wrócę do niej na pewno nie raz.

Hazel choruje. Jej zajęciem od dłuższego czasu jest prowadzenie życia osoby chorej na nowotwór i robienie wszystkiego, co należy robić w takiej sytuacji począwszy od przyjmowania leków, a skończywszy na udawaniu, że ma normalne życie.I wtedy poznaje Gusa.

Czytanie tej książki to jedna wielka huśtawka emocjonalna - na zmianę docierają do nas myśli o tym, że życie jest piękne i że wszyscy umrzemy. Mamy nadzieję że może jednak nacieszymy się towarzystwem głównych bohaterów przez co najmniej dwadzieścia stron, ale w połowie tego dystansu zmieniamy zdanie i stwierdzamy, że jednak życie jest do bani, a wszyscy i tak w końcu umrzemy.Przez chwilę śmiejemy się z zabawnej sytuacji, ale już gdy czytamy następną stronę łzy same napływają nam do oczu.

Cudowne kreacje bohaterów, którzy są niezwykle zwyczajni, a jednak przyciągają uwagę i obdarzamy ich sympatią. Interesująca fabuła, mądre słowa, brutalna rzeczywistość i piękna historia w jednym.

Gdyby to była zwykła powieść to napisałabym "polecam", ale biorąc pod uwagę, co przeżywałam w trakcie czytania, to uważam iż to słowo nie pasuje tutaj. Myślę, że już więcej nie będę czytać wyciskaczy łez - ta powieść w zupełności wystarczy mi na jakiś czas.

I nadal nie zmieniam zdania co do filmu - jest równie cudowny.
Przeczytałam książkę "Gwiazd naszych wina" i nie wiem co o niej myśleć. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała, ale też nie mogę stwierdzić, że udało jej się mnie dogłębnie zbulwersować. Wyjaśnię to w kilku słowach.

Dzieci i młodzi ludzie chorzy na raka, umierający. Niby temat tabu, ale powieści na ten temat jest mnóstwo. Kogo nie napawa podziwem widok dzielnego dziecka z odwagą zmierzającego się z chorobą? Nie są oni przykładem dla nas pokory? Ale ta książka nie o dzielnych dzieciach będzie, tylko o młodych ludziach, którzy próbują przeżyć ich życie godnie i jak najnormalniej mimo miecza Damoklesa wiszącego nad ich karkiem. Na szczęście pisarzowi udało się uniknąć nadmierny, kleisty sentymentalizm, którym tak często ociekają powieści i filmy o tej tematyce.

Trzech bohaterów.
Hazel. Ma raka i nie ma żadnych nadziei na wyzdrowienie, ale jest też zwykłą dziewczyną, która próbuje zapomnieć swoją samotność w książkach. Nie walczy dla siebie, tylko dla swoich rodziców.
Augustus. Chłopak, który wyszedł z choroby, ale stracił nogę.
Isaac. Aby ratować swoje życie musiał poddać się chorobie, przez którą stracił wzrok.
Polubiłam te wszystkie postacie. Polubiłam przede wszystkim ich wisielczy humor - sprawiał on, że nie rzadko czytałam tę książkę z uśmiechem na twarzy. Książka jest przepełniona takim ironicznym, czarnym humorem.

Ale moim zdaniem, to nie historia sama w sobie jest najważniejsza w tej powieści, ale przemyślenia i kwestie jakie porusza. Porusza skomplikowane tematy w prostych słowach. (mogą się tu pojawić małe spoilery)
1) Czas. Cała książka się kręci w okół rozmyślań na temat upływającego czasu. W tej książce, czas jest względny. Czasem niektóre momenty zdają się trwać wieczność, a czasem kilka sekund. Sztuką jest przeżycie i doświadczenie jak najwięcej rzeczy w jak najkrótszym okresie czasu. Bo czas przecież może nam przemykać przez palce niczym woda, jak i równie dobrze możemy się postarać go złapać i zużyć co do najmniejszej sekundy. "Niektóre nieskończoności są większe niż inne". Po prostu. Tylko, że łatwiej powiedzieć - żyj jak najintensywniej i jak najlepiej - niż tego dokonać i pogodzić się z naszą śmiertelnością.
2) Pamięć. Jak pozostawić po sobie ślad? Zastanawia się tak często Augustus, który lęka się panicznie zapomnienia. Z kolei Hazel chce żyć tak, aby zranić jak najmniej ludzi. Chce przemknąć przez życie jak najdyskretniej, nie przywiązując się do nikogo. Pamięć nie ma najmniejszego dla niej znaczenia, bo i tak nie wierzy w życie pośmiertne i zdaje sobie sprawę z tego, że cała ludzkość pewnego dnia popadnie w zapomnienie - nic nie jest nieśmiertelne i wieczne. Spodobał mi się bardzo fragment o złej organizacji żałobników (rozmowa Gusa i Hazel w samolocie).
3) Heroizm. Czym jest prawdziwa odwaga? Mówimy o odwadze dzieci poważnie chorych, ale tak naprawdę podziwiamy ich odwagę i prawimy im komplementy tylko, aby odwrócić wzrok od tego co nas przeraża i jest niezrozumiałe. Augustus uważa, że życie bez heroizmu jest nic nie warte, bo nie pozostawia po sobie śladu. Boi się, że jego śmierć może być bezużyteczna… Chce nadać sens swojemu życiu.
4) Potrzeba bycia otoczonym innymi ludźmi. Hazel unika kontaktu z innymi, ze strachu, że jej choroba może im przyprawić smutek. Określa siebie mianem "granatu". Ale mimo wszystko lubi przebywać z Gusem i w Isaaciem - potrzebuje ludzi, którzy mogą zrozumieć to co czuje.
5) Godność. W tej powieści autor nie boi się pokazać, że w chorobie nie ma godności. Ta śmierć nie jest wzniosła i nie opiewa się jej w wierszach, bo choroba odbiera i kradnie nas powoli, kawałek po kawałeczku. Powoli się znika, aż do samego końca. Wszyscy się litują nad chorymi. co być może w pewnym sensie odbiera im jeszcze bardziej ich godność (przywołuję tutaj końcowe rozdziały).
6) Metafora niezapalonego papierosa. Długo się nad tym zastanawiałam. "Trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał." Być może jest to jakiś rodzaj wyzwania rzuconemu całemu światowi, coś w stylu: "Tak, jestem chory i jest to coś czego nie mogę zmienić. Ale nie jestem całkiem bezsilny, bo robię coś i mam prawo do podejmowania decyzji, jak każdy człowiek." Może jest tu też jakieś ironiczne przesłanie, że nawet jeśli jesteśmy niewinni to nieszczęście i tak może nas dopaść…

Podobał mi się też wątek z pisarzem… Jest bardzo wymowny i pokazuje bezbłędnie jak choroba w rodzinie, zwłaszcza dziecka, może być niszczycielska. Jego postawa jest metaforą ucieczki od prawdy i cierpienia.

Tak w ogóle, to ta książka jest przepełniona pięknymi metaforami...

O dziwo jest to książka bardziej o życiu, niż o śmierci. Ta powieść jest wręcz odą do życia… Ona nie jest smutna - momentami jest nawet pogodna i wywołuje uśmiech na twarzy. Na każdej stronie widać po prostu jak bardzo bohaterowie kochają życie, tą krótką nieskończoność co im została przydzielona.

Polecam tą książkę. Jest to dobra lektura… Mimo, że czegoś jej brakowało. Tego "czegoś" co by sprawiło, że ta książka nie byłaby tylko dobra, ale wyjątkowa. Powrót do góry
Odsyłam do podpisu
ARCYDZIEŁO. Nic więcej nie trzeba dodawać.


 

Drogi uzytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczac Ci coraz lepsze uslugi. By moc to robic prosimy, abys wyrazil zgode na dopasowanie tresci marketingowych do Twoich zachowan w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam czesciowo finansowac rozwoj swiadczonych uslug.

Pamietaj, ze dbamy o Twoja prywatnosc. Nie zwiekszamy zakresu naszych uprawnien bez Twojej zgody. Zadbamy rowniez o bezpieczenstwo Twoich danych. Wyrazona zgode mozesz cofnac w kazdej chwili.

 Tak, zgadzam sie na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu dopasowania tresci do moich potrzeb. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

 Tak, zgadzam sie na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu personalizowania wyswietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych tresci marketingowych. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

Wyrazenie powyzszych zgod jest dobrowolne i mozesz je w dowolnym momencie wycofac poprzez opcje: "Twoje zgody", dostepnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usuniecie "cookies" w swojej przegladarce dla powyzej strony, z tym, ze wycofanie zgody nie bedzie mialo wplywu na zgodnosc z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.