ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...

Tawerna pod Złamanym Kłem

ODAUTORSKIE
Lojalnie uprzedzam – wszystko to moja spaczona wyobraźnia i nie ponoszę odpowiedzialności za: demoralizaję dzieci i młodzieży, brak kanoniczności, Miała być para, pary nie ma. A właściwie jest tylko wspomniana. Chce dodać jeszcze coś, bo nie mogę się powstrzymać: Magnus jest boski. I świeci w ciemności.

14 luty, Walentynki ♥
Magnus Bane nie należał do osób, które rozpływają się na widok dekoracji pełnych serc i koloru różowego. Idąc przez pełne kłębów dymu ulice potępiał w myślach te wszystkie „tysiąć pierdół”, jak zwykł nazwywać czerwone serduszka zdobiące sklepowe wystawy. No bo czy to jego wina, że facet, który mu się podoba, wyjechał na Święto Zakochanych do Idrisu, Camille nie odbiera telefonu („To chyba ma związek z tymi myszami w prezencie gwiazdkowym...”), a w mieście nie ma żadnej godnej uwagi osoby? Właściwie to właśnie jego wina. On otworzył Bramę do Alicante, więc pozwolił w tym dniu uciec Alecowi, a myszy w prezecie także były jego winą. Skąd mógł wiedzieć, że Camille woli krew w temperaturze ludzkiego ciała? Albo schłodzoną z banku krwi? Pomyślał więc, że myszy będą dla niej niczym soczek z kartoniku, ale się przeliczył...
Pozostało mu więc zaszyć się w swoim domu z butelką whisky albo brandy, w szlafroku, tęczowym rzecz jasna, z jakąś łzawą bestsellerową powieścią i przetrwać do rana, kiedy to ludzie pozdejmują te banalne ozdoby i świat znowu będzie bił pokłony przed boskim obliczem Magnusa Bane'a, Wysokiego Czarownika Brooklynu. Westchnął tylko zrezygnowany i skręcił w kolejną uliczkę, chcąc uzupełnić zapas alkoholu w najlepszym pubie dla Podziemnych, choć można było spotkać tam także Nefilim – Tawernie pod Złamanym Kłem. Nazwa pochodziła od właściciela, świętej pamięci wilkołaka ze złamanym kłem. Dzisiejszego dnia nie powinno tam być tłoku, bowiem większoś woli wybrać się w Walentynki do jakiejś przyjemniejszej podziemnej knajpki.
Tawerna pod Złamanym Kłem miała także to do siebie, że pomimo postaci z powieści Cassandry Clare spotykało się tam wiele innych książkowych bohaterów. Tak, wszyscy wiedzieli, że są wytworami wyobraźni szalonych pisarzy czy pisarek, a owy pub był jedynym miejscem, w którym mogli spokojnie posiedzieć nad szklaneczką drinka lub czegoś mocniejszego. Magnus miał to do siebie, że przeczytał większość książek mówiących o paramormal romance i był doskonale obeznany w temacie. W złotej oprawie znajdowała się u niego w domu seria „Dary Anioła”, którą czcił nad życie za to, że tam występuje. Były jeszcze „Diabelskie Maszyny”, także znajdowały się na półce pamięci, jak ją nazywał.
Już z daleka słyszał wylewającą się z pubu muzykę, wolną, ale głośną, podniesione głosy; widział z odległości kilkunastu metrów świecący szyld z ułamanym kłem i ozdobnym napisem z nazwą lokalu. Z okien buchało kolorowe światło, widać było siedzących przy noskich stolikach gości, w większości przygarbionych i zdołowanych.
- Magnus?! - usłyszał kobiecy głos, gdy tylko przekroczył prób Tawerny. To Kalliope, tymczasowa kelnerka i wilkołaczka ze zdziwienia przystaneła, trzymając w ręce tacę pełną szklaneczek. - No akurat ciebie tu się nie spodziewałam. Co ja gadam, większości gości się nie spodziewałam. Ty wiesz, że Elena w końcu przerzuciła się na Stefano i Damon topi smutki z kieliszku? Głupia dziewczyna, przecież on jest boski – oznajmiła nerwowym tonem, jakby była to sensacja dnia. Albo tygodnia. - W ogóle, dzisiaj mam urwanie głowy. Nessie zostawiła Jake'a na rzecz jakiegoś platynowego blondyna, Schuyler porzuciłą Jacka dla Olivera, Jaspera pozostawiło to jego chochliczysko... Och, no i Dymitra zostawiła Rose. A o Lucy i Danielu, ani o Ever i Damienie to już nawet nie mówię. Wszyscy wszystkich rzucają akurat na Świeto Zakochanych. Jak tak można? Dobra, Bane, lecę, mam masę roboty. Zaraz – powiedziała i odwróciła się jeszcze – ciebie chyba nie zostawił Alec, co? On wyjechał do Alicante, nie? Nie rzucił cie...?
Magnus przecząco pokręcił głową. Wzrokiem objął całe pomieszczenie, od baru po stoliki, szukając znajomych twarzy. Popatrzył na scenę, na którą wchodził właśnie pijany Damon Salvatore, ochoczo chcąc zaśpiewać karaoke. Miał w sobie coś z czarnej pantery, seksowny i niebezpieczny. Ale nadal kot. Przeczucił się na wpół leżącego na blacie blondyna, Jaspera Whitlocka, jak poznał. Bane zawsze wiedział, że on i ta jego Alice do siebie nie pasują, to dwa zupełnie różne charaktery. Spojrzał na siedzących przy jedym stoliku Dymitra, ostro pijącego russian vódkę jedna za drugą, dopingującego go Jacoba pijanego w sztok, i śpiewających jakąś piosenkę o księżycu Damiena i Daniela. Pokręcił niezdecydowanie głową. Nie powinien tu przychodzić. Ostatnim razem jak się upił, to tak zaczął zachwycać się ptaszkiem, chyba gołębiem, że wszedł na dach i omal z niego nie spadł. Westchnął.
- Suodkee-go, meewe-go sheetziaaa! Yest teele goor dow sdobeetzia! - dobiegł go czkający głos Damona, niemożliwie fałszującego jakiś przebój. Ludzie i nie-ludzie w takim dniu jak Dzień św. Walentego szaleją, to jest pewne.



Godzinę potem Magnus, już mocno wstawiony, powitał wylewnie kolejnego klienta pubu Tawerna pod Złamanym Kłem. Razem zresztą facetów o złamanych sercach założyli z góry, że razem będą chodzić do pubów pod nazwą Rycerze Herbu Złamanego Serca. Razem też przywitali nowego gościa, a mianowicie Patcha z bestellerowej powieści „Szeptem”. Tak, temu facetowi też złamano serce i dumę.
- Kobiet-ty są złe – mruknął niewyraźnie, bełkotliwie Bane, wychylając kolejny łyk drinka. - A Walęwtynki jeszcze gorsze. No, kurde, walimy w tynki te Walentynki! Jutro będzie kac jak Las Vegas.
- Za nie-walentynki i nie-zakochanych – podniosła toast jedyna klientka płci pięknej, olśniewająca Zoey Redbird. Razem imprezowali aż do północy, kiedy to rozeszli się do domów, oznajmiają całemu światu koniec tych bezsensownych Walentynek. Było kilka pocałunków, których z pewnością później będą żałować. Ale nie teraz.
Tak spędzili razem, w stukocie złamanych kawałków serc, Święto Zakochanych wasi ulubioni książkowi bohaterowie. I oby za rok było lepiej, bez rozstań.

Taa... Chciałoby się.


Hm, no to jestem pierwsza Co do opowiadanka - widzę, że pojawiło się tu sporo postaci, w ciekawie sposób zostały ze sobą połączone. Uderzyło mnie kilka błędów takich jak np. "tysiąć", "Walęwtynki", "cie" itd. Poza tym straasznie króciutkie! Ale podoba mi się pomysł. Innych błędów nie znalazłam, no chyba że takich jak " Ty wiesz, że Elena w końcu przerzuciła się na Stefano i Damon topi smutki z kieliszku?" Wydawało mi się, że Elena była ze Stefano cały czas, przez wszystkie te tomy PW i chociaż coś ją tam łączyło z Damonem, to jednak wierna była Stefano...
Nie jestem specem od interpunkcji, więc tu już żadnych uwag nie mam. Ogółem uważam, że jest ciekawie i gdyby było trochę dłuższe, z pewnością miałabyś duże pole do manewru. tutajpoczkategori

Tawerna pod Złamanym Kłem miała także to do siebie, że pomimo postaci z powieści Cassandry Clare spotykało się tam wiele innych książkowych bohaterów. Tak, wszyscy wiedzieli, że są wytworami wyobraźni szalonych pisarzy czy pisarek, a owy pub był jedynym miejscem, w którym mogli spokojnie posiedzieć nad szklaneczką drinka lub czegoś mocniejszego.
Popatrzył na scenę, na którą wchodził właśnie pijany Damon Salvatore, ochoczo chcąc zaśpiewać karaoke.
Razem też przywitali nowego gościa, a mianowicie Patcha z bestellerowej powieści „Szeptem”.

Podobnie jak w pierwszym przypadku, niepotrzebne było akcentowanie, skąd jest patch. Raczej 90% forumowiczek to wie

Ogólnie pomysł super, serio, ale z wykonaniem nie do końca tak. No i to anty-walentynkowe podejście, coś dla mnie, też nie lubię tego święta. A Magnus rzeczywiście jest boski ^^

14 luty, Walentynki 
Cytat:
Popatrzył na scenę, na którą wchodził właśnie pijany Damon Salvatore, ochoczo chcąc zaśpiewać karaoke.


To zabrzmiało, jakby chodziło o jakąś scenę w filmie, kadr. Powinno być coś w rodzaju: "Przed nim malowała się scena, gdzie..." albo jakoś tak.

Tutaj się Tiri z Tobą jednak nie zgodzę, bo sądzę, iż chodziło Dreams o scenę w znaczeniu podwyższenia, miejsca, gdzie chciał zaśpiewać Damon, czyli zdanie jest jak najbardziej poprawne.

Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mogę więcej napisać o Twoim, Dreams, opowiadaniu. Gdybym miała je jakoś podsumować, powiedziałabym to, co na początku: że było dziwne.
A pisząc dziwne nie mam na myśli złe(ani dobre), tylko takie, o którym trudno jest mi cokolwiek powiedzieć.

Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to, co napisałam, ani nie zniechęcisz do pisania. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz. tutajpoczkategori



Uderzyło mnie kilka błędów takich jak np. "tysiąć", "Walęwtynki", "cie" itd.

wydaję mi się, że Walęwtynki są anakolutem

Opowiadanie, nie ukrywam, jest moim faworytem. Podoba mi się właśnie to "wyjęcie postaci na żywca z książek". Błędów nie mam siły wytykać.
Ogólnie dużo treści w małym kawałku tekstu. Potoczne zwroty trochę mi nie pasowały, ale patrzę na to z przymrużeniem oka. Magnus boski, no bo jakże mogłoby być inaczej. Natomiast nie pasował mi nawalony Magnus. Zupełnie, chociaż nie wiem dlaczego, bo to przecież rozrywkowy chłopak.
Nawet specjalnie nie przeszkadzał mi brak jego drugiej połówki. Co prawdo mogłoby być śmiesznie, gdyby Alec nagle wszedł i ogarnął co dzieje się z jego lofem

No, i to by było na tyle, jeśli chodzi o moją opinię ^^ muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobało.


Cytat:
Popatrzył na scenę, na którą wchodził właśnie pijany Damon Salvatore, ochoczo chcąc zaśpiewać karaoke.


To zabrzmiało, jakby chodziło o jakąś scenę w filmie, kadr. Powinno być coś w rodzaju: "Przed nim malowała się scena, gdzie..." albo jakoś tak.

Tutaj się Tiri z Tobą jednak nie zgodzę, bo sądzę, iż chodziło Dreams o scenę w znaczeniu podwyższenia, miejsca, gdzie chciał zaśpiewać Damon, czyli zdanie jest jak najbardziej poprawne.

O kurde, nie pomyślałam, że chodzi o SCENĘ jako podwyższenie
No to ujęłabym to tak, że Popatrzył w kierunku sceny... wtedy już nie ma wątpliwości, ze chodzi o scenę jako podwyższenie w klubie a nie scenę jako widok czegoś
Wybaczcie za ten błąd tutajpoczkategori
Ja tu nie będę wytykała błędów, bo sama się w nich za bardzo nie orientuję Powiem tylko, że opowiadanko fajne, lekkie, trochę krótkie, fakt - cieszyłabym się na bardziej rozbudowany opis tego anty-walentynkowego przedsięwzięcia, które - tak na marginesie - bardzo przypadło mi do gustu
Magnus jest genialny i totalnie mogę go sobie wyobrazić psioczącego na Walentynki, kiedy Alec jest daleko Co do postaci, które są świadome, że są jedynie wytworem wyobraźni - nie przeszkadza mi to, a nawet fajnie to wyszło, że Magnus ma na półce obie serie Cassandry xD
Ogólnie, całkiem fajnie
Miałaś bardzo fajny pomysł, lecz szkoda, żę nie zrealizowałaś go należycie. Opowiadanie jest bardzo fajne, lecz zbyt krótkie, po za tym nie mam zbytnio zastrzeżeń, po za tym, że rozstałaś ze sobą Rose i Dymitra. Jak mogłaś ;D ??? Oni byli moją ulubioną parą. A... i bardzo podobało mi się wstawienie na końcu Zoey, ona idealnie tam pasowała, z tymi swoimi rozterkami miłosnymi. tutajpoczkategori
Jeku. Rzeczywiście - dziwne.
To dopiero 2 opowiadanie jakie przeczytałam, więc nie będę porównywać.
Pomysł z mi się podobał, nawet bardzo. Takie nietypowe, oryginalne. Czytało się bardzo płynnie i przyjemnie. Było zdecydowanie za krótkie, chciałabym więcej.
Co do "tysiąć", "Walęwtynki", mi tam one nie przeszkadzały- to pewnie z rozpędu (;
Jestem na tak.

- Kobiet-ty są złe – mruknął niewyraźnie, bełkotliwie Bane, wychylając kolejny łyk drinka. - A Walęwtynki jeszcze gorsze. No, kurde, walimy w tynki te Walentynki! Jutro będzie kac jak Las Vegas.

Wczytajcie się w ten fragment, to zobaczycie, że to wcale nie błąd tylko celowy zabieg
Ogólnie opowiadanie bardzo mi się podobało, był mój ukochany Magnus <3 Tylko tak jak poprzedniczką przeszkadzało mi to ciągłe wtrącanie o tym, że piszesz o bohaterach książkowych (,,Patch z bestsellerowej powieści...''). tutajpoczkategori
Ta, faktycznie, pomyliło mi się z tymi Walęwtynkami. ale nadal pojawiają się inne błędy, które nie są już celowymi zabiegami... A tak mi się przynajmniej wydaje, w stylu właśnie "tysiąć"
A co do tego zapijaczenia postaci, to brakowało mi jednej - Adriana...
Strasznie króciutkie, ale umieściłaś Damona, co jest dla mnie wielkim plusem xD. Ciekawy pomysł i to, że bohaterowie wiedzieli, że są z książek...
Pisz dalej. tutajpoczkategori

Pierwsza moja uwaga:
14 luty, Walentynki 


Nie mówi się/nie pisze 14 luty, tylko 14 lutego. To tak, jakby przed lutego było słowo: dzień. Czyli nie Czternasty dzień luty, a czternasty dzień lutego. To tak na przyszłość.
Magnus jest boski. I świeci w ciemności.
(...) A Walęwtynki jeszcze gorsze. No, kurde, walimy w tynki te Walentynki! Jutro będzie kac jak Las Vegas.
(...) nie ponoszę odpowiedzialności za: demoralizaję (...)
Dlatego też spodziewałam się jakiegoś fajnego opowiadania, które nie byłoby nienaganne moralnie. Niestety zawiodłam się, bo chciałam poczuć się trochę zdemoralizowana.
A ja kompletnie nie uważam ,ze jest dziwne i baaaardzo pozytywnie się zaskoczyłam.
Podoba mi się ,że jest inne od wszystkich, z pomysłem , który bardzo fajnie zrealizowałaś. Knajpa z postaciami ksiązkowymi? Super!
Wszystko było takie naturalne, to bełkotanie po alkoholu- genialne
Podoba mi się bardzo ,ale to bardzo! tutajpoczkategori
Mam takie same odczucia jak Zuz@ (szczerze mówiąc nie przeczytałam wszystkich komentarzy, więc może nie tylko jak ona xD) - inaczej ale ciekawie! Bardzo mi się podobało. Powodzenia!