ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...


Chude, patykowate nogi, wątłe ramiona o zbyt ostro zaznaczonych łokciach. Do tego sfatygowane, o dwa rozmiary za duże trampki. Tak wygląda Casey Quinn. Trudno dopatrzeć się w niej wdzięku i delikatnej urody baletnicy. A Casey marzy o tańczeniu. Jej matka nie ma pieniędzy na lekcje baletu, tym bardziej na wysłanie jej do szkoły w odległym Nowym Jorku. Ale Casey jest wątłej postury, nie charakteru. Poruszająca historia dziewczyny z prowincji, o dążeniu do spełnienia swoich marzeń, o przyjaźni, przebaczeniu i o pasji do tańca…

Stron: 272
Cena: 24,99 zł

Moja recenzja

Powstało już wiele filmów o tańcu, których fabuła opiera się na tym, że główna bohaterka posiada niezwykły talent i dąży do realizacji swoich marzeń, takich jak nauka w prestiżowej szkole i występ przed wielką publicznością. Po którejś z kolei już takiej historii, jednej zadziwiająco podobnej do drugiej, naprawdę ciężko pałać entuzjazmem na myśl o następnej. I choć wiele tych filmów było naprawdę fajnych, to jednak w końcu dociera się do takiego punktu, w którym nie można obejrzeć ani jednego więcej... Bo ileż razy można poznawać prawie tę samą historię ubraną tylko w inny tytuł?

Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że „Tańcząca” to właśnie opowieść w tym samym stylu, z tym wyjątkiem, że w postaci książkowej. Czy warto więc dać jej szansę? Według mnie jak najbardziej, bo jest to historia różna od tych znanych nam już z filmów, i przy tym zupełnie wyjątkowa.

Choć na początku może oczywiście zalatywać schematem. Casey Quinn mieszka bowiem w małym miasteczku w Karolinie Południowej, wychowywana jest tylko przez mamę i babcię, gdyż jej ojciec nie żyje. Jej rodzina jest biedna, nie może sobie pozwolić na wiele rzeczy, między innymi na lekcje tańca. Ale Casey w zasadzie ich nie potrzebuje, bo taniec czuje wewnątrz siebie. Każdego dnia wracając ze szkoły do domu tańczy po zakurzonych chodnikach, do tylko sobie znanej melodii. Jej stopy pozostają w ciągłym ruchu, wyrywają się do tańca, a każda zasłyszana melodia tylko to potęguje. Dzięki swojemu talentowi Casey czuje się tak, jakby znajdowała się pośród chmur... ale niestety są osoby, które za wszelką cenę starają się sprowadzić ją na ziemię. Ann-Lee, zwana Księżniczką, koleżanka z klasy Casey, najwyraźniej postawiła sobie za cel uprzykrzanie życia głównej bohaterce. Nie ma dnia, by nie powiedziała bądź nie zrobiła jej czegoś niemiłego, a to, co najbardziej boli to fakt, że Księżniczka chodzi na zajęcia z baletu, na które Casey nigdy nie będzie mogła sobie pozwolić... Ale pewnego dnia do Casey dociera informacja o otwartych przesłuchaniach do szkoły baletowej w Nowym Jorku, mieście, w którym wszystkie taneczne marzenia po prostu muszą się spełnić. A Casey zrobi wszystko, by tam się znaleźć i zacząć realizować własne...

Zapytacie – i co czyni tę historię taką wyjątkową na tle tych filmowych?

Przede wszystkim to, że akcja toczy się w roku 1959 i to właśnie nadaje opowieści o Casey Quinn specyficznego uroku. Od razu widać tę różnicę między obecnymi czasami, a tamtymi, choć w sumie nie są one jakoś bardzo odległe. Czuć jednak zupełnie inną atmosferę, atmosferę, która mnie osobiście bardzo przypadła do gustu i myślę, że spodoba się także wielu innym osobom.

Drugi plus to postać głównej bohaterki. Casey jest dziewczyną zdeterminowaną, pewną siebie i odważną. Ma kilka kompleksów, między innymi jeśli chodzi o jej wygląd i brak pieniędzy, ale nie pozwala, by przeszkodziły jej one w realizacji marzeń. Walczy z przeciwnościami losu i nigdy się nie poddaje. I choć początkowo może wydawać się troszkę samolubna i egocentryczna, to z czasem dorasta. Warto też zauważyć, że nie jest jedyną tak ciekawą postacią w tej książce, na uwagę zasługują także jej mama i babcia, tworzące w domu atmosferę pełną ciepła i miłości i pragnące dla Casey wszystkiego, co najlepsze, a także nowojorska, pełna życia przyjaciółka – Andrea.

Książka porusza problemy, które są wciąż aktualne w XXI wieku – mówi o trudnym wkraczaniu w samodzielność, tęsknocie za domem, problemach finansowych, podziale na różne warstwy społeczne, przybliża nam także nieco środowisko taneczne.

Świetnie też zostały przedstawione miejsca akcji – najpierw Warren w Karolinie Południowej, a potem Nowy Jork. Fakt, że w powieści mamy rok 1959 tylko to potęguje, i co ważne, nietrudno wczuć się w klimat tych miejsc, jak i samej historii. „Tańcząca” jest książką lekką i przyjemną, czyta się ją szybko i mimo że nie ma w niej jakichś niezwykłych intryg, to jednak jest się ciekawym, co będzie dalej.

A komu ją polecam? Nie tylko osobom, które uwielbiają taniec, ale wszystkim tym, którzy o czymś marzą. Bo pod osłoną tańca, książka ta opowiada właśnie o marzeniach, o tym, jak ważne jest je mieć i dążyć do ich realizacji. „Tańcząca” daje nadzieję na to, że każde marzenie ma szansę się spełnić. Jest to ciepła i pełna uroku historia, której naprawdę warto dać szansę.


Ogólnie nie miałam jej w planach dopóki nie przeczytałam Twojej recenzji Su
Jest świetna i chcę tę ksiązkę xD tutajpoczkategori
^^miło mi Zu

Ja do tej książki podchodziłam początkowo dość sceptycznie, ale już po pierwszym rozdziale byłam naprawdę wciągnięta i zadowolona z lektury, więc polecam
Czytałam i muszę powiedzieć, wystarczy jeden krok w pogoń za marzeniami i wszystko się zmienia. tutajpoczkategori