ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...

Nie znalazłam tego tematu nigdzie, a więc zakładam.

Ktoś z Was uczęszcza, ukończył, a może dopiero się wybiera? Chcielibyście pójść? Jaki wydział? Jak wrażenia, jakieś wspomnienia? Uważacie, że warto, czy zwykła strata czasu? Jak godziliście naukę w takiej szkole z "tą zwykłą"? A może ktoś uczęszczał do Gimnazjum Muzycznego? Podzielcie się swoimi doświadczeniami!


Moje koleżanki chodzą
W tej normalnej szkole mają same 5 i 4
w szkole muzycznej dobrze im idzie xD ostatnio z audycji dostały 5

Ja je naprawdę podziwiam! dobrze się uczę, ale czasami dostanę 3 albo nic mi się nie chce a im tak cały czas dobre oceny wpadają

Ale ciężko tak mieć dwie szkoły... dziewczyny niektóre lekcje robią w drodze do szkoły muzycznej albo z powrotem...

np.
Kończymy normalną szkołę ok. 15, no to one szybko do domu zasuwają, jedzą szybko obiad, wsiadają w samochód a wracają ok. 21

To chyba zależy od tego jaka to szkoła i jaki kierunek... one wybrały flet poprzeczny... próbowałam go trzymać tak jak one ale nie umiem

PS: to są siostry bliźniaczki xD tutajpoczkategori
Cóż, skończyłam pierwszy stopień szkoły muzycznej na profilu fortepianu. Było ciężko, ale dawało radę, bo robiłam równolegle z podstawówką, w cyklu sześcioletnim. Potem stwierdziłam, że spróbuję się dostać na drugi stopień, na rytmikę. Dostałam się, ale zrezygnowałam po roku. Tak jak pisze Alyssa, zapierdziel masakryczny za przeproszeniem. Nie ma czasu na nic, szczególnie jeśli chcesz być dobrym uczniem i tu, i tu. Pod koniec roku, kiedy akurat nie miałam zajęć, wracałam do domu i o 17 padałam bez życia. Dodatkowo masę bezsensownych lekcji, typu literatura muzyczna, gdzie uczysz się szczegółowej budowy WSZYSTKICH istniejących instrumentów i masz egzamin z rozpoznawania wszystkich poznanych dotąd utworów, których jest około 200 na semestr. Także polecam, ale 2 stopień ma sens jedynie wtedy, gdy chcecie robić w przyszłości coś z tym związanego. No ale ja jestem perfekcjonistką, więc opinie innych mogą się różnić.
Ja skończyłam szkołę muzyczną drugiego stopnia! Chodziłam równolegle z moją zwykłą szkołą, na zajęcia popołudniowe. Było bardzo ciężko, praktycznie całe dnie siedziałam w szkole, a jak wracałam do domu koło 20.00 to musiałam siadać do instrumentu i grać gdzieś ze dwie godziny. A jak nie perkusja, to fortepian, a jak nie to, to ćwiczenia solfeżowe. I tak jeszcze miałam ten komfort, że miałam w domu i perkusję i pianino, bo tak bym musiała zostawać w szkole. Byłam na perkusji i miałam też różne instrumenty perkusyjne, m. in. ksylofon, kotły, wibrafon, marimbę i zdarzało się, że musiałam jechać na 6:00 do szkoły, żeby poćwiczyć przed zajęciami. Myślę, że osoby, które chodziły do dziennej szkoły muzycznej miały łatwiej, bo zawsze te zajęcia były jakoś bardziej zgrane.
Zajęć jest dużo. Na różnych latach jest różnie, ale co do zasady przedmioty są takie:
- instrument główny - 3-4 godz. tygodniowo (i duuuuużo samodzielnej pracy!)
- fortepian - 1-2 godz
- kształcenie słuchu - 3-5 godz (na tych zajęciach pisze się dyktanda - ktoś gra - nauczyciel albo płyta - i trzeba nutowo zapisać melodię albo śpiewa się zapis nutowy). Dla mnie (nie chodziłam na pierwszy stopień, więc zaczynałam od zera), to były najtrudniejsze zajęcia i musiałam na nie poświęcać bardzo dużo czasu.
- harmonia - dobieranie akordów do dźwięków, zapis nutowy, podstawy komponowania
- historia muzyki - 3-4 godz
- literatura muzyczna 1-2 godz - nauka o instrumentach, stylach muzycznych
- audycje muzyczne - j.w + to, o czym pisała Martyna - dostajesz tzw. "kanon" u mnie to było kilkadziesiąt utworów na semestr, na płytach i na koniec, na egzaminie puszczają Ci np. 15 sekund jakiegoś utworu i musisz napisać tytuł, kompozytora i kilka słów o tym utworze (gatunek, tempo, styl itp.)
- zasady muzyki - przez pierwsze dwa lata
- chór albo orkiestra - 4-5 godz. U mnie to było do wyboru, można było chodzić albo na orkiestrę albo na chór. Ja chodziłam na chór - odbywał się w każdą środę, 5 godzin z rzędu. I powiem Ci, że to były moje ulubione zajęcia. Czasami zamawialiśmy sobie nawet żarcie. Jak już nie chodziłam do szkoły, to na chór ciągle chodziłam, dużo osób tak robiło.

A z tego wszystkiego są jeszcze zadania domowe, sprawdziany, egzaminy...

Hmmm... Pewnie o czymś zapomniałam, ale teraz nic nie przychodzi mi już do głowy.

Myślę, że warto spróbować. Nawet jak Ci się nie spodoba, albo uznasz, że to zbyt męczące, to zawsze trochę się podszkolisz w grze na instrumencie. Trochę słabe jest to, że szkoła trwa aż 6 lat i jak np. zrezygnujesz po 4 to nic z tego nie masz, żadnego papierka. A raz w ciągu tych 6 lat możesz wziąć roczny urlop. Ale nie znam nikogo, kto po urlopie wróciłby z powrotem do szkoły.

No tak, i chociaż było naprawdę bardzo ciężko, to niczego nie wspominam tak dobrze jak szkoły muzycznej. Uwielbiałam to miejsce!!!

W ogóle atmosfera w szkole muzycznej jest genialna! Nie ma tam zbyt wielu uczniów, poza tym wszyscy razem, z różnych lat i z różnych klas mieliśmy razem chór i orkiestrę i wszyscy się dobrze znaliśmy. Na korytarzach panuje wręcz domowa atmosfera. U mnie wszystkie klasy zawsze były otwarte, ludzie na korytarzach grali, śpiewali. To była taka.. hmmm... inteligentna rozrywka. Nie wiem czy wiesz o czym mówię Strasznie mi się to podobało. No i moja kochana sekcja perkusyjna w piwnicy!!! <3 <3 <3 Przesiadywałam tam czasami całe dnie, całe weekendy. Inni perkusiści byli jak druga rodzina.
Poza tym jest mnóstwo wyjazdów, czasami nawet zagranicznych, na koncerty, festiwale (wszystkie finansowane z budżetu miasta ). Zwłaszcza z chórem zwiedziłam kawał świata. No i różne fajne zajęcia dodatkowe. Ja np. chodziłam na zajęcia z kompozycji, na których strasznie dużo się nauczyłam. I jeszcze miałam tę frajdę, że swój własny utwór mogłam zagrać na koncercie.
Dla mnie ta cała atmosfera, sam fakt, że jestem uczennicą szkoły muzycznej, były ważniejsze niż sama gra. Zwłaszcza, że nie planowałam iść na Akademię, teraz w zasadzie nic nie robię z tymi wszystkimi umiejętnościami. Trochę sobie brzdękam w domu. Ale kto wie, może kiedyś do czegoś się przyda. Więc ja uważam, że nawet jeśli nie planujesz związać swojej przyszłości z muzyką, to warto pójść do szkoły muzycznej. Nigdy i nigdzie nie nauczyłam się więcej niż tam, nie wyobrażam sobie, że mogłabym tego wszystkiego nie wiedzieć. Strasznie to wszystko rozwijające. A dzięki takiemu nawałowi zajęć w szkole, 3 kierunki na studiach są mi teraz niestraszne.

Ja bardzo polecam szkołę muzyczną! A na jaki instrument chcesz iść?? tutajpoczkategori


Jestem w pierwszej klasie liceum i zamierzam iść do Szkoły Muzycznej II stopnia na gitarę, i tak jak ty, Silje, nie chodziłam do I stopnia. Myślałam nad perkusją, bo wydawała mi się bardzo fajna i zawsze chciałam nauczyć się na niej grać, jednakże stwierdziłam, że bardziej chciałabym kontynuować to, czego nauczyłam się do tej pory na gitarze.

Chciałabym się dostać, bo jestem osobą, która potrzebuje zajęcia - sama nie lubię wybierać sobie zajęć dodatkowych, bo najchętniej wybrałabym wszystkie, jakie są tylko możliwe , a gdy mam więcej roboty czuję się bardziej spełniona i czuję, że mam po co wstawać rano Poza tym, nie lubię siedzieć w domu, bo mam poczucie, że nawet jak mam co robić, to się nudzę Myślę, że nie będę robiła nic związanego z muzyką, jednakże bardzo chciałabym skończyć taką szkołę, nawet równolegle z studiami. Poza tym, to zawsze jakaś alternatywa, no nie? ;P

A jak się nie dostanę, to cóż, płakać nie będę. Namówię rodziców (a raczej już namawiam) na jakiegoś klawiszowca i sama się nauczę. A zajęcia dodatkowe sama sobie jakieś wynajdę.
Kada, doskonale Cię rozumiem. Mam tak samo. Narzekam, narzekam, ale lubię mieć zapełniony cały dzień. Dużo bardziej się wtedy mobilizuję. A jak mam za dużo wolnego czasu, to sobie tylko obiecuję ile to ja sama zrobię, a potem nic z tego nie wychodzi.

Na gitarę będzie ciężko. Zawsze jest na nią najwięcej chętnych i ciężko się dostać, ale trzymam kciuki, że się uda! Informuj o wszystkim! W ogóle to już chyba czas najwyższy składać papiery, nie? U mnie chyba można do połowy maja.
W ogóle w muzyku będzie zupełnie inaczej niż na prywatnych lekcjach. Będzie dużo ćwiczeń technicznych, powtarzanie w kółko tego samego, a nie tylko granie ulubionych piosenek. Ale na pewno bardzo dużo się nauczysz.

Nie wiem jak będzie u Ciebie, ale może pomoże Ci to co pamiętam ze swoich egzaminów wstępnych.

Najpierw był test teoretyczny - jakieś bardzo łatwe rzeczy, nie pamiętam dokładnie. Pamiętam pytanie, które mi sprawiło kłopot, żeby wymienić znanych mi współczesnych kompozytorów. Oczywiście współczesnego żadnego nie znałam. Więc warto sobie powtórzyć kto był za jakiej epoki. I w kilku zdaniach trzeba było napisać dlaczego chcesz się dostać do szkoły muzycznej.

Potem był etap praktyczny i tam trzeba było zaśpiewać piosenkę. Ja śpiewałam "Gdzie strumyk płynie z wolna". A poza tym baba grała na pianinie dźwięki i trzeba było powiedzieć ile słyszysz, ale maksymalnie były chyba 3 więc naprawdę bardzo łatwe, to wykluczało chyba kompletnych głucholi. Poza tym trzeba powtórzyć (zaśpiewać) krótką melodyjkę (dosłownie kilka dźwięków) i powtórzyć wystukiwany rytm. Niby łatwe, ale poćwicz sobie, może się przyda.

Jak coś sobie przypomnę, to jeszcze napiszę. tutajpoczkategori


Zajęć jest dużo. Na różnych latach jest różnie, ale co do zasady przedmioty są takie:
- instrument główny - 3-4 godz. tygodniowo (i duuuuużo samodzielnej pracy!)
- fortepian - 1-2 godz
- kształcenie słuchu - 3-5 godz (na tych zajęciach pisze się dyktanda - ktoś gra - nauczyciel albo płyta - i trzeba nutowo zapisać melodię albo śpiewa się zapis nutowy). Dla mnie (nie chodziłam na pierwszy stopień, więc zaczynałam od zera), to były najtrudniejsze zajęcia i musiałam na nie poświęcać bardzo dużo czasu.
- harmonia - dobieranie akordów do dźwięków, zapis nutowy, podstawy komponowania
- historia muzyki - 3-4 godz
- literatura muzyczna 1-2 godz - nauka o instrumentach, stylach muzycznych
- audycje muzyczne - j.w + to, o czym pisała Martyna - dostajesz tzw. "kanon" u mnie to było kilkadziesiąt utworów na semestr, na płytach i na koniec, na egzaminie puszczają Ci np. 15 sekund jakiegoś utworu i musisz napisać tytuł, kompozytora i kilka słów o tym utworze (gatunek, tempo, styl itp.)
- zasady muzyki - przez pierwsze dwa lata
- chór albo orkiestra - 4-5 godz. U mnie to było do wyboru, można było chodzić albo na orkiestrę albo na chór. Ja chodziłam na chór - odbywał się w każdą środę, 5 godzin z rzędu. I powiem Ci, że to były moje ulubione zajęcia. Czasami zamawialiśmy sobie nawet żarcie. Jak już nie chodziłam do szkoły, to na chór ciągle chodziłam, dużo osób tak robiło.


To ja może opiszę dodatkowo zajęcia z profilu rytmiki, jeśli ktoś by się wybierał:
- rytmika - 2 h tygodniowo, przynajmniej na pierwszym roku, teoretycznie miały być to zajęcia, na których szlifowano poczucie rytmu, ale to były takie ćwiczenia na koordynację, zapamiętywanie sekwencji rytmicznych, itd. W praktyce najczęściej na tych zajęciach i tak miałyśmy technikę ruchu
- technika ruchu - ileśtam tańców w kanonie, które trzeba przerobić, dodatkowo każda rytmiczka musi rocznie przygotować jeden własny układ i nauczyć go pozostałe, poza tym jeden ukłąd robiony wspólnie na zaliczenie semestralne
- improwizacja fortepianowa - przychodzisz na zajęcia, i nauczyciel każe ci grać np. deszcz albo twój dzisiejszy nastrój
Papiery już złożone. Ja próbuję się dostać do Warszawy na Bednarską (jeśli Ci coś to mówi), a tam podobnież tłumy. Papiery można było składać do 30 kwietnia, jeśli się nie mylę. Teraz żałuję, że nie złożyłam jeszcze papierów na Miodową (gdzie podobnież również są tłumy, ale trochę mniejsze), ale trochę za późno się obejrzałam.

Z tego, co patrzyłam w informatorze dla kandydatów najpierw mam egzamin praktyczny (czyli gramy, minimum 3 utwory, które są na poziomie absolwentów I stopnia, nawet jak go nie mam skończonego), a jak się dostanie minimum 18pkt na 25 to idzie się na teoretyczny. Tam, dla osób, które mają skończoną muzyczną I stp jest jakiś egzamin, co sprawdza ich wiedzę, a dla takich jak ja - sprawdzają predyspozycje (cokolwiek to oznacza). Myślę że to powtarzanie rytmu, czy ile nut grają, może się zaliczać właśnie pod hasło "predyspozycje"

Cieszę się, że nie będzie grania piosenek, bo tego nie znoszę najbardziej w świecie - jestem strasznie ambitną osobą (tak słyszałam) i uważam, że to jedna z najgorszych rzeczy pod słońcem. Owszem, na ognisku, czy jakiejś uroczystości mogę pograć, ale szybko mnie to nudzi, bo nie stanowi żadnego wyzwania, bo na dobrą sprawę, co to jest - zagrać kilka akordów (i to tych najprostszych) w jakiejś kolejności, które znasz praktycznie po kilku miesiącach grania. Za to wymiatanie czterech stron szesnastek to super sprawa! I co z tego, że na początku, to nawet nie brzmią one jak ósemki

Egzaminy są od 13 do 17 maja, ale jeszcze nie wiem kiedy. Jak tylko się dowiem, to napiszę tutajpoczkategori
Martyna, strasznie zawsze zazdrościłam rytmiczkom tych improwizacji fortepianowych. Zajebiste to było.

Kada, to grubo! U mnie osoby bez pierwszego stopnia nic nie musiały umieć! Ba! Ja nawet przygotowałam sobie etiudę na werbel, ale mi nie pozwolili zagrać.
Będę trzymać kciuki!

Ach, w ogóle się tak rozmarzyłam! Chciałabym być znowu w szkole!

Martyna, strasznie zawsze zazdrościłam rytmiczkom tych improwizacji fortepianowych. Zajebiste to było.


A ja akurat tego nienawidziłam - jeśli chodzi o fortepian, to jestem w 100% typem odtwórcy, nie twórcy. Zawsze miałam megawielki stres przed tymi lekcjami. ;P Ale ja po prostu tego nie czułam.

Kada, ja niestety Ci nie pomogę, jeśli chodzi o formułę egzaminu, bo 1) byłam po 1. stopniu, 2) zdawałam w Poznaniu. Ale jeśli chodzi o przyjmowanie kandydatów, przynajmniej u nas, egzaminatorzy bardzo biorą pod uwagę Twoje podejście i motywację. Zawsze jest pytanie, dlaczego chcesz dostać się do szkoły. Ponadto, mojej koleżance bardzo zależało na zdaniu na rytmikę. Była ze mną w klasie na 1. stopniu, ale grała na skrzypcach. Na rytmice wiodący jest fortepian. Co prawda miała dodatkowy fortepian, 1h tygodniowo, i utwory egzaminacyjne z tych lekcji grała właśnie na egzaminie wstępnym z fortepianu na II stopień. Problem w tym, że te utwory były na poziomie 3 klasy ludzi z profilu fortepianu w cyklu 6-letnim. Mimo tego, przyjęli ją, a na rytmikę są 3 chętne na 1 miejsce przeciętnie. Powiedziała im przedtem, że dobrze wie, że jej umiejętności są gorsze od wszystkich innych zdających, ale jej bardzo zależy na tym, żeby być na rytmice, że zamierza ćwiczyć i że będzie grała coraz lepiej. Ja zrezygnowałam, a ona trzyma się dalej, właśnie kończy 3 rok. tutajpoczkategori

Kada, to grubo! U mnie osoby bez pierwszego stopnia nic nie musiały umieć! Ba! Ja nawet przygotowałam sobie etiudę na werbel, ale mi nie pozwolili zagrać.
Kada, ja niestety Ci nie pomogę, jeśli chodzi o formułę egzaminu, bo 1) byłam po 1. stopniu, 2) zdawałam w Poznaniu. Ale jeśli chodzi o przyjmowanie kandydatów, przynajmniej u nas, egzaminatorzy bardzo biorą pod uwagę Twoje podejście i motywację. Zawsze jest pytanie, dlaczego chcesz dostać się do szkoły. Ponadto, mojej koleżance bardzo zależało na zdaniu na rytmikę. Była ze mną w klasie na 1. stopniu, ale grała na skrzypcach. Na rytmice wiodący jest fortepian. Co prawda miała dodatkowy fortepian, 1h tygodniowo, i utwory egzaminacyjne z tych lekcji grała właśnie na egzaminie wstępnym z fortepianu na II stopień. Problem w tym, że te utwory były na poziomie 3 klasy ludzi z profilu fortepianu w cyklu 6-letnim. Mimo tego, przyjęli ją, a na rytmikę są 3 chętne na 1 miejsce przeciętnie. Powiedziała im przedtem, że dobrze wie, że jej umiejętności są gorsze od wszystkich innych zdających, ale jej bardzo zależy na tym, żeby być na rytmice, że zamierza ćwiczyć i że będzie grała coraz lepiej. Ja zrezygnowałam, a ona trzyma się dalej, właśnie kończy 3 rok.

Gratuluję wytrwałości koleżance, bo naprawdę musi chyba nieźle pracować. Mam nadzieję, że dostanę się na teoretyczny i zobaczą, żem zmotywowany i zapalony do pracy człowiek.
Kada! Właśnie mi się w oczy rzucił temat! I co?? Wiesz już coś?? tutajpoczkategori
Niestety, nie dostałam się ;( Ale z drugiej strony nie żałuję, że się nie dostałam - mogę zacząć robić mnóstwo innych rzeczy, na które zawsze miałam ochotę
Ale co do samego egzaminu, to jestem z siebie zadowolona - niby gra mi poszła średnio, ale dowiedziałam się, co jest dobre, a nad czym trzeba jeszcze popracować. No i duży plus - poznałam kilka fajnych osób