Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...


Uwa¿aj, czego pragniesz... Mo¿esz to otrzymaæ.

Kapitan szkolnej dru¿yny cheerleaderek, Isobel Lanley, jest przera¿ona, gdy nauczyciel ka¿e jej pracowaæ nad projektem z literatury w parze z Varenem Nethers. Jakby ma³o by³o tego, ¿e dzieñ oddania pracy zbiega siê w czasie z najwa¿niejszym meczem szkolnej dru¿yny, Isobel musi spêdzaæ swój czas w towarzystwie jednego z najbardziej antypatycznych i nielubianych facetów w szkole. Co wiêcej – sardoniczny, obojêtny i zdecydowanie trudny w obs³udze Varen, nie kryje, ¿e nie ma najmniejszej ochoty wzi±æ na siebie pracy Isobel.

Dopiero gdy Isobel, wiedziona niezdrow± ciekawo¶ci±, zagl±da do notatnika Varena i odkrywa w nim dziwne zapiski i niepokoj±ce szkice, postanawia, ¿e jednak zmusi siê do wspó³pracy z dziwacznym gotem.

Ciekawo¶æ to, jak wiadomo, pierwszy stopieñ do piek³a.

Isobel szybko zaczyna szukaæ wymówek, by tylko spêdzaæ czas z Varenem. Odsuwa siê od przyjació³ i zrywa z autorytarnym ch³opakiem, nara¿aj±c siê na szkoln± ekskomunikê. Dziewczyna niczym æma do p³omienia, lgnie do dziwnego ¶wiata Nethersa – ¶wiata, w którym o¿ywaj± koszmarne historie Edgara Allana Poe’go...

Zafascynowana Varenem i jego fantasmagoryczn± rzeczywisto¶ci±, Isobel odkrywa, ¿e sny, podobnie jak s³owa, maj± wielk± moc, a najwiêkszym zagro¿eniem dla cz³owieka, jest on sam. Czy uda siê jej ocaliæ Varena przed cieniami, które on sam powo³a³ do ¿ycia?

Stron: oko³o 480
Cena: 39,9 z³
W sprzeda¿y od: 9 listopada 2011

Dyskusje o ksi±¿ce prowadzone s± w tym temacie: KLIK!


Fragment

Chcesz siê spotkaæ z brygad± w Zot’s? – spyta³ Brad, gdy wyjecha³ ze szkolnego parkingu i w³±czy³ siê w sznur samochodow.
– Dzi¶ wieczorem mam je¶æ kolacjê z rodzicami – sk³ama³a, przesuwaj±c swoj fotel, by wyjrzeæ przez okno od strony pasa¿era. Wiedzia³a, ¿e wykonuje typowy numer dziewczyn, stosuj±c taktykê: „Powiniene¶ wiedzieæ, czemu jestem z³a” prosto z podrêcznika dla ¶licznotek, ale nic jej to nie obchodzi³o.
– Zaprosisz mnie? – spyta³, nie k³opocz±c siê w³±czaniem kierunkowskazu, gdy dojechali do ¶wiate³.
– Nie.
– Nie? – odrzek³. – Dobra.
Tego by³o za wiele. Gwa³townie obroci³a siê na siedzeniu, by usi±¶æ twarz± do niego.
– Co ci powiedzia³a Nikki? – spyta³a, postanowiwszy bez ogrodek przej¶æ do rzeczy.
– Nikki nic nie mowi³a – odpar³, skrêcaj±c. Wyci±gn±³ rêkê, by opu¶ciæ os³onê przeciws³oneczn±, i na kolana spad³a mu paczka cameli.
Isobel u¶miechnê³a siê szyderczo i odwroci³a, by znowu popatrzeæ przez okno. Nie cierpia³a u niego palenia, ktore ostatnio sta³o siê czym¶ wiêcej ni¿ nawykiem po lekcjach.
– Mark mi powiedzia³ – wyja¶ni³.
No oczywi¶cie, pomy¶la³a. Teraz wszystko mia³o sens. Po obiedzie Nikki musia³a powiedzieæ Markowi, boby pêk³a, a ten, jako najlepszy przyjaciel Brada, powtorzy³ mu to przed treningiem. Zupe³nie jak w przedszkolu. Po³±cz kropki.
– S³uchaj – odezwa³a siê – Mam razem z nim zrobiæ g³upi projekt, nic wiêcej. On te¿ nie chce ze mn± pracowaæ, wiêc zostaw go w spokoju.
– Ale zapisa³ ci swoj telefon na rêce? – spyta³, pochmurniej±c.
Znowu skrêci³, tym razem nieco zbyt ostro, a¿ Isobel chwyci³a siê siedzenia. Jedna jego rêka zsunê³a siê z kierownicy, by wyj±æ camela z paczki.
– Niewa¿ne. Zawie¼ mnie do domu.
– Mo¿esz wyluzowaæ? – warkn±³. Miêdzy fotelami znalaz³ swoj± zapalniczkê Zippo. Otworzy³ j± i przytkn±³ p³omieñ do papierosa.
– Powiedzia³em mu tylko, ¿eby z tob± nie rozmawia³ – mrukn±³, poruszaj±c papierosem miêdzy zaci¶niêtymi wargami. Zamkn±³ Zippo, po czym rzuci³ na tylne siedzenie, g³êboko zaci±gaj±c siê dymem, po czym znowu po³o¿y³ obie rêce na kierownicy.
Wcisnê³a guzik, by uchyliæ okno.
– O co chodzi? – spyta³, a na jego ustach pojawi³ siê u¶mieszek rozbawienia. –Wybacz, ¿e nie pozwalam wymalowanym pedziom pisaæ po swojej dziewczynie.
Isobel zgromi³a go wzrokiem. On jedynie wzruszy³ ramionami, jakby to go usprawiedliwia³o. Skrzy¿owa³a rêce i patrzy³a przed siebie, uznaj±c, ¿e najlepiej zbyæ go milczeniem, choæ wola³aby, ¿eby powiedzia³ co¶ wiêcej. U¶miechn±³ siê tylko, jakby pomy¶la³, ¿e jest urocza.
Wprowadziwszy samochod na podjazd przed jej domem, Brad wysiad³ jak zawsze, by otworzyæ jej drzwi. Tym razem jednak Isobel otworzy³a sobie sama. Zatrzasnê³a je za sob±, a¿ ³oskot ponios³ siê echem po okolicy.
– Ej! – zawo³a³, rozk³adaj±c rêce. – Co jest?
Zignorowa³a go i bez s³owa ruszy³a chodnikiem.
– Izo! – krzykn±³. – Kiciu!
To rozbawienie, ten ¶miech, ktory brzmia³ w jego g³osie, sprawi³,
¿e gniew jeszcze w niej nabrzmia³. Podesz³a do drzwi wej¶ciowych,
nie zamierzaj±c przyznaæ, ¿e przesadzi³a z reakcj±.
– Dobra. W porz±dku! – zawo³a³ za ni±. – W takim razie mam
zostawiæ twoje rzeczy na ganku?
Przystanê³a na schodku przed domem, po czym odwroci³a siê, by
zobaczyæ, jak Brad stoi za otwartym baga¿nikiem swojego mustanga
i trzyma w wyci±gniêtej rêce pas, na ktorym wisi jej sportowa
torba.
By³a z³a na siebie, bo o tym nie pomy¶la³a, i z³a na niego o ten
szeroki, prostacki u¶miech gwiazdora filmowego. Przemaszerowa³a
przez trawnik i wyrwa³a mu torbê.
– Oooch – powiedzia³ i pu¶ci³ do niej oko.
– Brad! – warknê³a. – Nie musia³e¶ tego robiæ.
– Oj, daj spokoj, Iz, tylko z nim pogada³em. S³ysza³a¶, co mowi³em.
– S³ysza³am, jak mu grozi³e¶!
– Nie grozi³em mu. – Znowu siê roze¶mia³, krêc±c g³ow±, jakby
uwa¿a³, ¿e przyda³yby siê jej okulary, aparat s³uchowy albo badanie
psychiatryczne.
– Do widzenia – powiedzia³a i ruszy³a do drzwi.
– Dobra, ma³a – westchn±³. – Te¿ ciê kocham.
Zmusi³a siê do zaci¶niêcia ust. Choæ bardzo chcia³a, postanowi³a
nie odpowiadaæ na mi³e s³owa. Wiedzia³a, ¿e po prostu sprawdza jej
reakcjê, usi³uj±c wykrêciæ siê sianem.
– W porz±dku! – zawo³a³. – Pozdrow tatê.
Isobel otworzy³a drzwi na o¶cie¿ i wesz³a do domu.
Krzykn±³ jeszcze za ni±:
– Gdyby¶ zmieni³a zdanie, wiesz, gdzie mnie szukaæ!
Zamknê³a drzwi za sob± i rzuci³a torbê na pod³ogê w przedpokoju.
Sta³a bez ruchu, gdy dobieg³ j± trzask baga¿nika, a potem odg³os
zamykania drzwi od strony kierowcy. Odwroci³a siê, gotowa wybiec
z powrotem na zewn±trz, by z³apaæ go, zanim odjedzie, ale zawarcza³
silnik i samochod ruszy³ z g³o¶n± muzyk± i piskiem opon.
– Nie rozumiem, co widzisz w tej grze – mruknê³a, ¿uj±c ostatni
kês pizzy. Rodzice tego wieczora wyszli, zostawiaj±c j± sam± z Dannym,
dwunastolatkiem, ktorego ca³a egzystencja obraca³a siê woko³
gier wideo, konsol i sieciowych imperiow RPG. – Ci±gle to samo,
tylko t³o siê zmienia.
– Wcale nie – odpar³ ch³opiec i machn±³ kontrolerem w prawo,
jakby dziêki temu odziana w zbrojê postaæ na ekranie mia³a skoczyæ
dalej.
Isobel skupi³a wzrok na tyle jego szkolnych spodni, na szczelinie
miêdzy po¶ladkami, wystaj±cej nad pas. Nie mog³a uwierzyæ,
¿e po powrocie do domu nie chcia³o mu siê nawet przebraæ. Zamiast
tego jak zwykle zasiad³ przed telewizorem.
– A jaka jest ro¿nica? – spyta³a bez prawdziwego zainteresowania.
– Ka¿dy poziom jest trudniejszy od poprzedniego – wyja¶ni³, pochylaj±c
siê w lewo w nadziei, ¿e ekranowa postaæ w zbroi zrobi to
samo. – Ech! A w koñcu musisz walczyæ z Zorthibusem Klaksem.
Zerknê³a na swoj± d³oñ, na bladofioletowe kreski, ktore, choæ niewyra¼ne,
wci±¿ by³y widoczne.
– Brzmi jak jaka¶ ohydna choroba.
– Sama jeste¶ ohydna choroba. A teraz siê zamknij, bo muszê siê
skupiæ.
Przewroci³a oczami. Podpar³a g³owê d³oni±, k³ad±c ³okieæ na oparciu
kanapy, i popatrzy³a na swoj metaliczny ro¿owy telefon komorkowy,
ktory po³o¿y³a na stoliku obok pilota do telewizora. Le¿a³ tam,
cichy i nieruchomy, w blasku be¿owej, bulwiastej lampy. Przynios³a
go ze swojego pokoju, a wcze¶niej na³adowa³a, na wypadek gdyby ta
zdrajczyni Nikki przys³a³a jej esemes.
Albo gdyby zadzwoni³ Brad.
Nie mog³a jednak zapomnieæ o tym, jak Varen patrzy³ na ni±
w korytarzu. Pewnie my¶la³, ¿e powiedzia³a Bradowi o wszystkim,
by mu dopiec. Uwa¿a³, ¿e pobieg³a prosto do niego i wypapla³a,
co siê sta³o, a potem pokaza³a rêkê ze s³owami: „Dorwij go”.
Z roztargnieniem g³adzi³a palcami wierzch d³oni, w miejscu gdzie
po niej pisa³. Je¶li siê skupi³a, wci±¿ czu³a dotyk d³ugopisu, wagê jego
d³oni, k³ucie koñcowki wk³adu.
Opad³a na poduszki kanapy, chwyci³a ko³nierzyk koszulki i ugryz³a,
znowu zdenerwowana tym wspomnieniem.
Czy w ogole zdo³aj± przygotowaæ ten projekt?
Jej wzrok pad³ na telefon i tam pozosta³.
Wreszcie wsta³a.
– Nie podpal domu – warknê³a do Danny’ego, bior±c komorkê.
Otworzy³a telefon i wesz³a do kuchni, patrz±c na cyfry na rêce,
a raczej to, co z nich zosta³o. Czy ta ostatnia by³a zerem, czy dziewi±tk±?
Postanowi³a zgadywaæ i zaczê³a naciskaæ odpowiednie klawisze.
Na drugim koñcu linii telefon dzwoni³. I dzwoni³… i dzwoni³.
– Halo? – odezwa³ siê ³agodny, s³odki kobiecy g³os. Pewnie jego
mama, pomy¶la³a Isobel, przyznaj±c w duchu, ¿e chyba spodziewa³a
siê chrypliwego tonu i kaszlu na³ogowego palacza.
– Eee, tak… Czy mog³abym rozmawiaæ… – Podnios³a wzrok
i zobaczy³a elektroniczny zegar na kominku. Dziewi±ta trzydzie¶ci.
Jêknê³a.
– Halo? – powtorzy³ g³os.
– O… przepraszam – wymamrota³a Isobel, przypominaj±c sobie,
co mowi³ o dzwonieniu po dziewi±tej.
Jej palec odruchowo nacisn±³ guzik koñca po³±czenia. Telefon zamilk³.
Przez chwilê bezmy¶lnie trzyma³a aparat w d³oni, wpatruj±c
siê w niego. Zastanawia³a siê nad tym i stwierdzi³a, ¿e to do¶æ dziwne
s³owa: „Nie dzwoñ po dziewi±tej”. Jak to: „Nie dzwoñ po dziewi±tej”?
Co siê dzia³o o dziewi±tej? Czy wtedy k³ad³ siê do grobu?
Czy to jaka¶ g³upia zasada jego rodzicow, czy jego w³asny wymys³?
Czemu by³ taki dziwny?
Isobel wroci³a do salonu, gdzie zobaczy³a Danny’ego dok³adnie
tam, gdzie go zostawi³a. Telewizor migota³ jaskrawym odcieniem
oran¿u, rodem z tablic ostrzegawczych, a wysoki g³os obwieszcza³
w tle z³owrogie zwyciêstwo.
– Kurde! – jêkn±³ i rzuci³ kontrolerem w stronê konsoli.
– Ej! – krzyknê³a. – Uwa¿aj!
Nie zwroci³ na ni± uwagi i podnios³ kontroler, jakby chcia³ siê
z nim pogodziæ. Znowu usiad³a na kanapie i patrzy³a, jak restartuje
grê.
– Nie mo¿emy poogl±daæ telewizji czy co¶? – spyta³a z westchnieniem.
– Nieeeee! – jêkn±³.
– Danny, grasz ca³y wieczor bez przerwy. – Siêgnê³a po pilota.
– Nie! – obroci³ siê i rzuci³ na ni±, wyci±gaj±c rêkê po pilota. Isobel
rzuci³a telefon, by chwyciæ sterownik obiema rêkami.
– Naprawdê, Danny, nie masz pracy domowej, kolegow albo czego¶
takiego? – wystêka³a, ci±gn±c ze wszystkich si³.
– A ty nie masz? – warkn±³, szarpi±c w swoj± stronê.
Zadzwoni³ jej telefon. Danny pu¶ci³ pilota i z³apa³ komorkê.
– Halo?
Isobel wyci±gnê³a rêkê, ale Danny mia³ szybszy refleks, ni¿ przypuszcza³a,
i zabra³ aparat, ¿eby nie dosiêg³a.
– Tak, jasne – powiedzia³. – Chwileczkê. – Z u¶miechem pomacha³
telefonem. – To twoj ch³opak!
Zeskoczy³a z kanapy i ruszy³a w stronê brata, gotowa do walki. Jej
rozmowy telefoniczne stanowi³y sferê nietykaln±.
– Wymiana – rzuci³, cofaj±c siê i trzymaj±c komorkê za plecami.
– Ech! Ale z ciebie menda! – Cisnê³a pilota na dywan. Rzuci³ telefon
w jej stronê i schyli³ siê po sterownik. Komorka podskoczy³a
miêdzy jej d³oñmi, zanim j± z³apa³a, a tymczasem znowu rozleg³a
siê muzyka z gry.
Przycisnê³a telefon do ucha, zatykaj±c drugie ucho palcem.
– Brad?
– Niezupe³nie – odpar³ zimny g³os.
Serce jej za³omota³o.
– Sk±d masz moj numer?
– Wyluzuj. – Jego ton z zimnego sta³ siê lodowaty. – Moi starzy
maj± identyfikacjê numerow. Sama do mnie zadzwoni³a¶.
– A… – wymamrota³a, kul±c siê. Rzuci³a szybkie spojrzenie na
brata, po czym wymknê³a siê z pokoju, by jej nie s³ysza³. – S³uchaj
– zaczê³a, przypominaj±c sobie, co pierwotnie zamierza³a powiedzieæ.
– Chcia³am tylko, ¿eby¶ wiedzia³, ¿e nie mowi³am Bradowi
o tej akcji z numerem.
– Nie przystawia³em siê do ciebie – oznajmi³, jakby ustawia³ j±
do pionu. – Poza tym nie jeste¶ w moim typie.
Usta same jej siê otworzy³y.
– No tak – powiedzia³a, staraj±c siê nie zwracaæ uwagi na gor±co,
ktore pe³z³o w gorê jej szyi. Mia³a jednocze¶nie ochotê rzuciæ telefonem
o ¶cianê i zwin±æ siê w k³êbek. Za kogo ten kole¶ siê uwa¿a³?
– Wcale nie powiedzia³am, ¿e…
– No wiesz, niektorzy poczuli, ¿e im co¶ grozi.
– S³uchaj, rozmawia³am z nim na ten temat – odpar³a szybko,
bez namys³u dobieraj±c s³owa. Nie cierpia³a siebie za to, ¿e mowi
w tak urywany sposob, zw³aszcza ¿e jego ton brzmia³ obojêtnie. –
On po prostu tak ma.
– No to chyba bez znaczenia, skoro mo¿e liczyæ, ¿e ty go usprawiedliwisz.
Teraz j± wkurzy³.
– Wiesz… – Ale nie da³ jej skoñczyæ.
– Je¶li nie olewasz tego projektu, bêdê jutro w g³ownej bibliotece
– oznajmi³ przyciszonym g³osem. S³ysza³a trzeszczenie po drugiej
stronie, jakby chodzi³ w ko³ko. – Po pierwszej.
– Ale jutro sobota.
– Chryste – sykn±³. – Chyba ¿artujesz.
Ju¿ zaczê³a mowiæ, ¿e fajnie, wszystko jedno, przyjdzie. Urwa³a
jednak, s³ysz±c, ¿e w tle kto¶ go wo³a. Mê¿czyzna.
– Niewa¿ne – warkn±³. – Zrobiê to sam. – Po³±czenie zosta³o przerwane.
Isobel mocno przygryz³a wewnêtrzn± stronê warg. Odsunê³a telefon
od ucha, po czym go ¶cisnê³a. Chcia³a krzyczeæ. Chcia³a rozwaliæ
telefon na kawa³ki albo cisn±æ go do ¶mieci.
– Przycisz! – zawo³a³a do Danny’ego, przechodz±c jak burza przez
salon. – Idê spaæ!
– Nie s³yszê! – odkrzykn±³ przez ramiê.
Zaczê³a wspinaæ siê po schodach, tupi±c tak mocno, ¿e ramy obrazow
zaczê³y siê przekrzywiaæ.
Co to w ogole za typek? Narzeczona cholernego Frankensteina?

Hej, tato, ktora godzina?
Isobel zastanawia³a siê, czy ekipa mo¿e jeszcze byæ w Double
Trouble.
– Trochê po trzeciej – odpar³ ojciec, gdy ich sedan zatrzyma³ siê
na skrzy¿owaniu. – A co?
– Tak siê zastanawia³am. – Wzruszy³a ramionami.
– Nic nie powiedzia³a¶ o mojej fryzurze – zauwa¿y³, odrywaj±c
rêkê od kierownicy, by przyg³adziæ wyobra¿one loki z ty³u g³owy.
Probowa³a powstrzymaæ u¶miech, przygl±daj±c siê jego w³osom.
W³a¶ciwie zosta³y tylko trochê przystrzy¿one, fryzjer uporz±dkowa³
je w tym stylu co zwykle, ktory Isobel czêsto nazywa³a „kud³y a la
kloszard”.
Nie odziedziczy³a po ojcu ciemnokasztanowej, niemal czarnej
czupryny, tak jak Danny, choæ jej w³osy by³y tak samo delikatne
i proste.
– A tak. Cudna – powiedzia³a.
Patrzy³ na ni± z g³upawym u¶miechem, a¿ znow siê odezwa³a.
– Zielone ¶wiat³o.
Znowu skierowa³ wzrok przed siebie, trzymaj±c obie d³onie na
kierownicy.
– Jeste¶ dzi¶ okropnie ponura – stwierdzi³, skrêcaj±c na zachod,
w kierunku ich dzielnicy. – Jakie¶ k³opoty z Bradem? – spyta³.
– Nie – zaprzeczy³a, a potem uzna³a, ¿e nie mo¿e na tym poprzestaæ.
– Brad i ja chcieli¶my po prostu spêdziæ ten weekend osobno.
Nic wiêcej.
Tata lubi³ Brada, bo mogli pogadaæ o sporcie, ktorym Danny nie
bardzo siê interesowa³. Rodzice nie byli natomiast zachwyceni tym,
¿e ich zdaniem zwi±zek corki z Bradem sta³ siê „powa¿ny” od pocz±tku
przedostatniej klasy. „Powinna¶ my¶leæ o studiach” – mawia³a
mama. K³opot polega³ na tym, ¿e Isobel jeszcze nie wiedzia³a, gdzie
i co chce studiowaæ. Nie mia³a ochoty wracaæ do tego tematu.
– Rozumiem. – Po krotkiej chwili zatrzymali siê przed znakiem
stop i spyta³: – A co jest tematem tego opracowania?
– Poe – westchnê³a.
– Poe? Czyli Edgar Allan od „Nevermore, zakracze kruk”?
– Tak, ten – potwierdzi³a. Wziê³a jedn± z ksi±¿ek, ktore mia³a
na kolanach, i zaczê³a kartkowaæ w poszukiwaniu zdjêcia. Znalaz³a
jedno z wiêkszych (wszystkie wygl±da³y dla niej tak samo) i wyci±gnê³a
otwart± ksi±¿kê w jego stronê.
Na chwilkê oderwa³ wzrok od drogi, tu¿ przed wprowadzeniem
samochodu na podjazd, a potem, gdy ju¿ zaparkowa³, odwroci³ siê
na siedzeniu, by popatrzeæ prosto na ni±. Unios³ brwi.
– Mo¿e nastêpnym razem te¿ powinienem pozwoliæ, ¿eby w³osy
tak mi uros³y. – Przechyli³ g³owê w bok, patrz±c na ni± w oczekiwaniu
reakcji. – A co z w±sami? – Przytkn±³ palec wskazuj±cy nad
gorn± warg±. – Co my¶lisz?
U¶miechnê³a siê na ten widok i niemal parsknê³a, bo nie spodziewa³a
siê, ¿e mo¿e siê roze¶miaæ. Wyobrazi³a sobie ojca z czarnymi,
niesfornymi lokami i schludnym czarnym w±sikiem. W jej wyobra¼ni
wygl±da³ raczej jak Charlie Chaplin, a nie Poe.
K±ciki jego ust unios³y siê w triumfalnym u¶miechu.

Isobel zatrzasnê³a szafkê.
– Aj! – pisnê³a, a jej zeszyt wyl±dowa³ na pod³odze.
Varen. Tu¿ za otwartymi drzwiczkami jej szafki. Jego oczy, tak
opanowane, ¿e a¿ puste, zdawa³y siê patrzeæ przez ni± na wskro¶.
– Nie rob tego! – krzyknê³a.
Nic nie powiedzia³, tylko sta³ i patrzy³, jakby nagle sta³a siê przezroczysta
albo co¶ w tym rodzaju.
– Co? – spyta³a.
Ruszy³, by przej¶æ obok, a ona zapragnê³a nawrzeszczeæ na niego,
tu i teraz, przy wszystkich, za to, ¿e robi jej numery rodem ze ¦witu
¿ywych trupów.
Wtedy poczu³a na swojej d³oni jego palce, wci±¿ zimne od porannego
ch³odu.
Oddech uwi±z³ jej w gardle, a oczy szerzej siê otworzy³y.
Co on wyprawia? A je¶li kto¶ zobaczy?
Wcisn±³ jej co¶ w d³oñ. Jej palce zacisnê³y siê, by to z³apaæ, i na
krotk± chwilê chwyci³y jego palce.
W nastêpnej chwili ruszy³ dalej, a ona stwierdzi³a, ¿e odwraca siê,
by za nim popatrzeæ, g³adz±c kciukiem z³o¿ony kawa³ek papieru.
Czu³a, jak kartka szele¶ci jej w rêce, gdy wpatrywa³a siê w jego
plecy, okryte ciemnozielon± kurtk±. Na kawa³ku bia³ego materia³u,
przypiêtego do kurtki agrafkami, widnia³a sylwetka martwego ptaka,
le¿±cego na grzbiecie z nó¿kami zadartymi w gorê.
Podszed³ do grupki gotow, stoj±cych pod oknem przy kaloryferze,
podnios³ rêkê i dotkn±³ ramienia dziewczyny o ciemnych w³osach
i miedzianej cerze. Odwroci³a siê z gor±cym u¶miechem, rozja¶niaj±cym
jej pe³ne, umalowane ciemn± szmink± usta. Trzyma³a
czerwon± kopertê, ktor± poda³a Varenowi.
Gdy poch³on±³ ich zat³oczony korytarz, Isobel odnios³a wra¿enie,
¿e kto¶ oderwa³ palec od przycisku spowalniaj±cego akcjê.
Ostro¿nie siê rozejrza³a, by sprawdziæ, czy kto¶ zauwa¿y³, potem
z niedba³± min± uda³a, ¿e zapomnia³a czego¶ z szafki i znowu j±
otworzy³a. Tym razem drzwiczki uchyli³y siê bez problemu i siêgnê³a
do ¶rodka, rozwijaj±c karteczkê w ciemnym wnêtrzu.
Wiedz±, ¿e sk³ama³a¶.
Z pocz±tku nie mia³a pewno¶ci, co to znaczy. Kiedy sk³ama³a i komu?
I sk±d on o tym wiedzia³? Szczegolnie ta ostatnia my¶l wywo³a³a
zimny dreszcz, ktory przebieg³ jej po plecach i dotar³ a¿ do ramion.
Mo¿e Nikki mia³a racjê. Mo¿e naprawdê probowa³ j± wystraszyæ.
Niczym na dany znak Nikki przesz³a obok.
– Hej, Nikki! Zaczekaj! – zawo³a³a Isobel, po czym z³o¿y³a tajemnicz±
karteczkê z powrotem i wsunê³a j± do kieszeni niebiesko
-fioletowego rozpinanego swetra, ktory wisia³ w szafce. Postanowi³a,
¿e bêdzie siê tym martwiæ po¼niej, i zamknê³a drzwiczki, a nastêpnie
przekrêci³a ga³kê zamka szyfrowego.
Gdy znowu siê odwroci³a, Nikki ju¿ nie by³o.
Czy¿by jej nie s³ysza³a?
Ma³o prawdopodobne, przesz³a nieca³e dwa metry od niej.
Co¶ musia³o siê za tym kryæ.
Nieprzyjemnie ¶cisnê³o j± w ¿o³±dku, gdy zaczê³a uk³adaæ sobie
w g³owie wydarzenia tego poranka. Nagle dok³adnie zrozumia³a, co
oznacza³a karteczka.

Serce Isobel wali³o jak m³otem, gdy z tac± z obiadem zbli¿a³a siê
do sta³ego miejsca swojej ekipy, czyli stolika przy d³ugiej ¶cianie
z oknami, wychodz±cymi na dziedziniec.
– Idzie – dobieg³ j± szept Alyssy. Gwar przy stole umilk³. Nikki
ogl±da³a swoje paznokcie. Mark krêci³ w keczupie koñcem parowki
w cie¶cie. Alyssa, trzymaj±c komorkê na kolanach, przegl±da³a wiadomo¶ci,
a Stevie, nagle zainteresowany stadkiem go³êbi na dziedziñcu,
wygl±da³ przez okno. Brad po prostu siedzia³, na nic nie
patrz±c. Wyd±³ wargi.
Isobel ¶ciska³a brzegi tacy, by wszystko przesta³o siê trz±¶æ. To byli
jej przyjaciele. Czym siê tak przejmowa³a?
Jedynym, ktory podnios³ wzrok, gdy znalaz³a siê przy stoliku, by³
Brad. Popatrzy³ prosto na ni± tymi wspania³ymi, niemal neonowo
niebieskimi oczami, a ona podesz³a do ³awki naprzeciwko niego.
Nikki fuknê³a i przesunê³a siê, by zrobiæ miejsce, pobrzêkuj±c swoj±
tac±.
Nikt siê nie odezwa³.
Zachowuj siê normalnie, pomy¶la³a. Po prostu zachowuj siê normalnie.
Brad poci±gn±³ ³yk swojej coli. Nie odrywaj±c od niej wzroku,
odezwa³ siê:
– No…
Isobel zgasi³a u¶miech i napotka³a jego spojrzenie. Nie podoba³
jej siê ten niedba³y ton.
– Zastanawiali¶my siê z Markiem, Izo – ci±gn±³. – Poniewa¿ ty
i ja chodzimy do tego samego dentysty… powiedz, od kiedy doktor
Morton przyjmuje w soboty?
– W³a¶nie – w³±czy³ siê Mark z drugiego koñca sto³u, wykonuj±c
w jej stronê gest parowk± w cie¶cie. – Tak z ciekawo¶ci.
Isobel odetchnê³a g³êboko i skupi³a uwagê na Bradzie, b³agaj±c go
spojrzeniem, ¿eby to przerwa³, zanim zacznie siê na dobre, i pozwoli³,
by dalszy ci±g obiadu mia³ normalny przebieg. Mog³ to zrobiæ.
Mog³ sprawiæ, ¿e wszyscy zaczn± siê ¶miaæ, a potem porozmawiaj±
o zbli¿aj±cym siê pi±tkowym meczu z Ackerman.
Odwroci³ od niej wzrok, ¿uj±c kotlet, jakby by³ to przykry obowi±zek.
– Mia³am co¶ do zrobienia – oznajmi³a, rozrywaj±c torebkê z keczupem.
Mo¿e je¶li sprawi wra¿enie, ¿e to nic powa¿nego, osi±gnie cel.
– Wiêc nas ok³ama³a¶? – Tym razem przemowi³a Nikki, rzucaj±c
widelec na tacê. Brzêkn±³ g³o¶no, lecz d¼wiêk ten uton±³ w ogolnym
sto³owkowym gwarze.
Isobel opu¶ci³a wzrok na swoje danie, lecz zamiast apetytu czu³a
teraz podsycane poczuciem winy md³o¶ci. Nie wiedz±c, co powiedzieæ,
wycisnê³a keczup na kotlet, wci±¿ trzymaj±c siê wiêdn±cej nadziei,
¿e po prostu jej odpuszcz±. Czy wczoraj przez telefon Nikki
nie sprawia³a wra¿enia, jakby i tak wiedzia³a, ¿e Isobel zmy¶la? Wiêc
czemu teraz mia³o to takie znaczenie?
Nie wiedzia³a, jakich u¿yæ s³ow, by siê nie pogr±¿yæ, wiêc sprobowa³a
po prostu wzruszyæ ramionami. Sykniêcie Nikki szybko jej
jednak u¶wiadomi³o, ¿e nie by³a to w³a¶ciwa reakcja.
Nikki wsta³a i wziê³a swoj± tacê.
– Co¶ tu ¶mierdzi, przesiadam siê. – Z tymi s³owami wydoby³a spod
blatu swoje d³ugie nogi i pomaszerowa³a do odleg³ego, pustego stolika
w k±cie. Nikt nie o¶mieli³ siê jej zatrzymaæ, a ju¿ zw³aszcza Isobel.
Nie podnosz±c wzroku, poczu³a, ¿e blat znowu siê trzêsie, gdy
wsta³ kto¶ inny. K±tem oka dostrzeg³a barwy szkolnej reprezentacji
i wiedzia³a, ¿e to na pewno Mark, ktory poszed³ do³±czyæ do Nikki.
Alyssa by³a nastêpna i w koñcu podnios³ siê nawet Stevie, wydaj±c
z siebie d¼wiêk, ktory Isobel uzna³a za przepraszaj±ce chrz±kniêcie.
Zostali tylko we dwoje, ona i Brad.
– Gdzie naprawdê by³a¶? – spyta³ po d³u¿szej chwili, przerywaj±c
niezrêczn± ciszê, ktora miêdzy nimi zapanowa³a. Zada³ to pytanie
³agodnym, rozs±dnym tonem, ktory mowi³, ¿e wszystko mo¿na wybaczyæ.
– Nie mogê ci powiedzieæ, bo siê wkurzysz.
– No, to chyba dobry powod, ¿eby mi powiedzieæ – odpar³, sil±c
siê na cierpliwo¶æ. Od pi±tku w ogole nie punktowa³a, a teraz zaczê³a
po prostu zawalaæ sprawê. Jeszcze jak.
Poczu³a ostre pieczenie w okolicy oczu. Nie mog³a przecie¿ usprawiedliwiaæ
siê przed swoim ch³opakiem tym, ¿e odrabia³a zadanie domowe.
Podnios³a palec, by otrzeæ ³zê, zanim ta zd±¿y nabraæ kszta³tu.
Wydawa³o jej siê, ¿e patrzy na ni± ca³a sto³owka. Na tê my¶l zap³onê³y
jej policzki i sprobowa³a zas³oniæ oczy d³oni±.
Zanim zebra³a si³y, by odpowiedzieæ, Brad wsta³ od stolika, zabra³ tacê
i oddali³ siê w kierunku pozosta³ych, zostawiaj±c j± zupe³nie sam±.
Poczu³a, ¿e trzês± jej siê ramiona, gdy probowa³a z³apaæ oddech.
Nie jad³a obiadu sama od pi±tej klasy, kiedy to wyda³o siê, ¿e poprzedniego
wieczoru mama kaza³a jej umyæ w³osy majonezem.
£zy p³ynê³y ju¿ ciurkiem i by³a pewna, ¿e rozmaza³ siê jej makija¿.
Siedzia³a i jedn± rêk± zas³ania³a twarz, a drug± wbija³a widelec
w sa³atkê, usi³uj±c przekonaæ ¶wiat, ¿e wszystko jest w porz±dku.
Zobaczy³a parê czarnych butow, ktore zatrzyma³y siê przy jej stoliku.
O Bo¿e, pomy¶la³a. Wszystko, tylko nie to.
– Proszê – b±knê³a do swojego kotleta – nie rob tego.
– Nie ¿yje – stwierdzi³. – Raczej nie s³yszy.
– Tylko pogarszasz sprawê! – syknê³a i wci±¿ zakrywaj±c mokre
oczy przed reszt± sto³owki, odchyli³a g³owê, by na niego spojrzeæ.
– Do twarzy ci z tym – powiedzia³.
Nie musia³a zerkaæ w stronê swojej paczki, by wiedzieæ, ¿e j± obserwuj±.
Czu³a na sobie wzrok Brada. I je¶li dot±d nie zdo³a³ odgadn±æ,
z kim spotka³a siê w sobotê, teraz ju¿ wiedzia³. Czy ten ch³opak by³
zupe³nie têpy? Brad mog³ nim wybrukowaæ szkolny dziedziniec.
– On ciê zabije.
– Nie mo¿e – odpar³. – Ju¿ nie ¿yjê. Pamiêtasz?
– Wybra³e¶ dziwny moment na popisywanie siê poczuciem humoru
– warknê³a i znowu spu¶ci³a wzrok.
– Kiedy znowu spotkamy siê w sprawie projektu?
Do czego zmierza³? Naprawdê nie rozumia³?
– Odejd¼. Nie spotkamy siê.
– Mo¿e po szkole?
– Mam trening. – Zabawne, ¿e jemu mog³a powiedzieæ prawdê,
a przyjacio³ musia³a ok³amaæ.
– Czyli jednak bêdê to robi³ sam? – spyta³ ch³odno.
– Pan Swanson przydzieli ci innego partnera. Odejd¼.
Ku jej zaskoczeniu odszed³. Tak po prostu. tutajpoczkategori
I jeszcze teledysk:
http://www.youtube.com/watch?v=ddeRzTFsf5Y&feature=player_embedded

Znów co¶ podsy³am xD

Trailer do "Nevermore":
http://www.youtube.com/watch?v=V61dLC6jQ0k&feature=channel_video_title

I po raz pierwszy ksi±¿ka Wydawnictwa Jaguar bêdzie mia³a wstêp od wydawcy

W grudniu ubieg³ego roku przyszed³ do naszego biura katalog agencji Adams Literary Agency, z którego ok³adki gapi³ siê na nas ponury, przypominaj±cy wokalistê gotyckiej kapeli ch³opak. Pierwsze wra¿enie – kolejny paranormalny romans. Opis – got i czirliderka? To zakrawa na groteskê. Przejrza³am kilka pierwszych stron i uzna³am, ¿e przeczytam maszynopis, mo¿e przynajmniej setnie siê ubawiê...

Przeczyta³am – w Bo¿e Narodzenie. Ksi±¿ka Kelly Creagh wygra³a ze ¶ledziem, pierogami i choink±, a chwil spêdzonych nad maszynopisem absolutnie nie ¿a³ujê. Mimo ¿e lat na¶cie mia³am w minionym wieku, historia Varena i Isobel wci±gnê³a mnie bez reszty. Jednym z powodów by³a zapewne moja nies³abn±ca sympatia do dzie³ Edgara Allana Poego.

Poe to jeden ze sztandarowych przedstawicieli czarnego romantyzmu, cz³owiek- legenda, postaæ kultowa i tajemnicza, która wci±¿ inspiruje twórców na ca³ym ¶wiecie. W oparciu o jego dzie³a powsta³o mnóstwo filmów, piosenek, ksi±¿ek, a nawet komiksów – ho³d z³o¿yli mu miêdzy innymi mistrz horroru, Stephen King oraz znakomity re¿yser, Tim Burton.

„Nevermore” nawi±zuje bezpo¶rednio do jednego z najbardziej znanych dzie³ Poego, poematu „Kruk”, i opowiada historiê mê¿czyzny, którego marzenia sta³y rzeczywisto¶ci±. Uwa¿aj, czego pragniesz – mo¿esz to otrzymaæ. Powie¶æ Creagh to romans, ale romans niezwyk³y – ¶wiat realny miesza siê w nim z fantasmagorycznymi wizjami, a mi³o¶æ, tak wytêskniona, ma si³ê niszczycielsk±.

Zapraszam do ¶wiata Isobel i Varena, ¿ywi±c nadziejê, ¿e pokochacie go równie mocno, jak ja.

Joanna Wasilewska

Wydawnictwo Jaguar tutajpoczkategori