NajgroĹşniejsi wrogowie, z ktĂłrymi musimy walczyÄ sÄ w nas...
Chyba nie ma jeszcze takiego tematu, ni?
Co tam chowacie w domach? Do czego się przytulacie, z kim gadacie w chwilach, gdy na ludzi się nie ma ochoty, na co zerkacie, by się uśmiechnąć? W jakich działach zoologicznych sklepów można Was przydybać?
Ja mam kota, a nawet Kotę, a nawet Mysię, szalone milczące kocię, które śpiewa serenady li tylko przed porannym posiłkiem. Nie mruczy, nie miauczy, ale wtula się w kołderkę na boku milutko i śpi z człekiem. Nie nazwałabym jej przytulanką, rąk się boi, nie lubi być podnoszona, za to głaskana... Aaaaaach...
I mięciuchna jest. Jak kocyk. ^^
I to jedyny obecny zwierzak w domu (mężczyźni się nie liczą , o śp. opowiem kiedy indziej
And you?
Ja mam w domu psa, dwa małpo-podobne stwory, rybkę, kilkanaście pajączków i od czasu do czasu myszkę.
Pies nazywa się Diego i jest słodkim prawie pudelkiem, który miał być miniaturką, a wyszedł na coś większego. Co nie zmienia faktu, że to jest oczko w mojej głowie, które kocham nad życie. Diego z natury jest żywiołowy, lubi się bawić, dużo zjeść i być kochanym. Jest także małym zazdrośnikiem - jak widzi, że bawię się z innym psem to zaraz przybiega i próbuje zwrócić na siebie uwagę, a czasem nawet gryzie psa z którym się bawię Diegowi nie przeszkadzają dzieci, ale, gdy przesadzają z zabawą z nim, wtedy je podgryza. Dodam jeszcze, że mój piesek tylko raz w życiu mnie ugryzł, raz próbował myśląc, że ja to mama (ale jak mnie zobaczył to zaraz przestał próbować <3) podczas, gdy moją mamę ugryzł parę razy (ale to jej wina, bo widziała, że Diego był poddenerwowany, a ona się uwzięła, że go obetnie :/).
Te dwa małpo-podobne stwory żyją gdzieś pomiędzy naszym domem, a okolicą. Wcześnie rano wychodzą i późno w nocy wracają, tylko po to, aby się najeść, wypić piwo, usiąść przed komputerem, telewizorem albo znowu wyjść (w przypadku jednego). Mowa oczywiście o moim ukochanym tacie i mniej kochanym bracie.
Rybka nazywa się Edilio, jest bojownikiem, pływa w okrągłym akwarium i żyje już dłużej niż powinna, co mnie już denerwuje, bo mam już mnóstwo kolejnych imiona, dla mnóstwa kolejnych rybek. Chyba ryby to zwierzęta, których nigdy nie polubię.
Kiedyś się bałam tych kilkunastu pajączków, które myszkują po naszym domu. Później, kiedy próbowałam pokonać mój strach przed nimi, zaczęłam nadawać im imiona - Max, Maxi, Maxim, Maximer i Maximek. Niestety mój najulubieńszy Maxi zniknął któregoś dnia. I tak przestałam nazywać pająki imionami. Ale pajączków już się nie boję i staram się ich nie zabijać (chyba, że czynię to przypadkiem, nieświadomie, jak wtedy, gdy rzuciłam zeszyt na biurko, a potem znalazłam tam martwego pajączka ).
Z myszkami mamy mały problem. Mama ich nie lubi. I zawsze one kończą tak samo. Trochę mi ich szkoda, bo w końcu one też chciały żyć, kradnąc jedzenie tym, które je mają.
Ostatnio poluję na jeszcze jednego zwierzaka należącego do mojej cioci. Jest on malutki, ma czarne futerko, lekko wybałuszone oczy, dziwny ich rozstaw i lekkiego zeza w drugą stronę. Moja pięcioletnia kuzynka kocha go i okazuje to trochę za mocno - ściska go do utraty tchu. Pies oczywiście odwdzięcza się za to gryzieniem, na co ona reaguje kopiąc nim, dusząc, szarpiąc. Wczoraj nie wytrzymałam, gdy ona chciała wziąć psa, a biedny piesek był zdenerwowany za to, że go ciągnęła za uszy i ją popchnęłam. Ona upadła na podłogę i pobiegła z wielkim płaczem do dziadka, że załamałam jej nogę xD Moja biedna ciocia już nie ma siły reagować i myśli o wydaniu psa. Z chęcią już bym go wzięła, ale z powodu małego zazdrośnika, Diega, mam z tym małe trudności.
Z tych zwierzątek, które miałam, a zasnęły w wieczny sen:
Mori - jeden z moich pierwszych psów. Był ode mnie o rok młodszy i był największym psem jakiego miałam. Miał on problemy z nerkami. Był wesoły i kochany. Serce mi się kraja na wspomnienie, że większość swojego życia spędził w kojcu. Teraz żałuję tego. Zmarł trzy lata temu w listopadzie na raka ucha.
Drys - Właściwie nie był to nasz pies. Należał do mojej ciotki, a nasz był tylko przez miesiąc i to dziewięć lat temu. Ale był to jeden z najgrzeczniejszych i najbardziej posłusznych psów, jakie miałam. Pamiętam, że spał u mnie w łóżku. Niestety, gdy ciotka i wujek wrócili z miesiąca miodowego, wzięli psa i zamknęli w kojcu. Wiele razy chcieliśmy, żeby nam go oddali, ale nie zgodzili się. Któregoś dnia oddali obcym ludziom...
Mika - Moje oczko w głowie. Najukochańszy piesek mieszkający w naszym domu. Zakupiona miesiąc po zabraniu nam Drysa. Była troszkę egoistyczna, ale kochała naszą rodzinę i wzajemnie. Gdy ja albo mama płakałyśmy ona przychodziła nas pocieszać. Lubiła spać pod kołdrą kładąc się w zgięciu kolan. Miała wylew w tamtym roku 27 lipca (jeśli dobrze pamiętam datę). Zaczęło się tym, że nagle zaczęła się okropnie trząść i przestała kontaktować.
Pongo - Mało co mogę o nim powiedzieć. Lubiłam go. Uciekł dawno temu.
Kacper - jeden z najlepszych kotów jakie mieliśmy. Leloszek. Nie lubił przebywać po za domem. Któregoś dnia nie wrócił. Prawdopodobnie został potrącony.
Czarna - kotka. Lubiła mieszkać w szopce do której wchodziła przez dziurę w drzwiach. Potrącona przez samochód.
Maja, Maja i Majk (albo Maniek?) - trzy świnki morskie. Większość zmarła na starość. Jedną przez przypadek zabiliśmy z bratem zrzucając ją z oparcia kanapy. Miałam wtedy trzy lata. Żałuję tego.
Gucio - Żółw. On chyba jeszcze nie zasnął w wieczny sen, ale nie mam pewność. Lubił wchodzić za moje łóżko i walić w rurę skorupą co tak denerwowało moją mamę, że wreszcie go sprzedała.
Śpioszka, Ogonek, Jess - patyczaki. Zmarły przedwcześnie z niewiadomych powodów.
Centaur i Ectio - rybki z tego samego gatunku co Edilio. Zmarły kolejno dwa lata temu i rok.
Sara - kompletnie zapomniałabym o tym piesku. Znaleźliśmy ją ranną w nogę. Nie była z nami długo ponieważ po długim chorowaniu zmarła.
Czy jest coś dziwnego w tym, że pisząc to płakałam? dnia Sob 0:03, 15 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Ja kiedyś miałam żółwia i złotą rybkę. Złota rybka zdechła (pamiętam jak moja mama płakała wtedy). Żółwia musiałam oddać sąsiadom bo przeprowadzałam się. I ponoć sąsiedzi zgubili tego żółwia. dnia Pią 22:23, 14 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Ja mam kotkę Pusię - jest ona persem i lubi być przytulana, głaskana i drapana za uchem . Ma już 8 lat. Pamiętam jak mój brat, Przemek przyniósł ją, kiedy była jeszcze puszystą, małą, kolorową kuleczką :3. Uwielbia się bawić kawałkami papieru zawiniętymi na sznurek xD. Innych zabawek nie uznaje.
#Chih
Nazywać pająki imionami? Czekaj, jak Ty je w ogóle odróżniałaś?
Sporo miałaś tych zwierzaków.
#Leaslie
Czyli nic głaskanego. A chciałabyś jakiegoś zwierzaka?
#Shik
Kota! *ogólny wyszczerz uwielbienia do wszystkich kociarzy*
Hm, co do moich ś.p. zwierzaków...
Miałam kiedyś myszy, od tego coś mi się przestawiło w głowie i nazywam słodkie zwierzaki mysią (nawet Kotę . Pierw przyniosłam do domu Jerry'ego (pamiętacie kreskówkę Tom i Jerry?) - był białoczarny, chudy i staruszkowaty, żył rok ze mną (...i szybko zgrubiał w porównaniu do stanu w sklepie). Wzięłam, go m.in. dlatego, że w tym samym sklepie był wąż, a myszy znikały dlań regularnie. Taaak, trzeba czymś karmić.
Potem był (częściowo jednocześnie z Jerrym) Cykorek. Cykorek był chudszy i młodszy od Jerry'ego, ale gryzł się z kolegą i skakał tak, że wyskakiwał z akwarium i zdenerwował raz mocno rodziców i musiałam go oddać.
Po śmierci Jerry'ego już nie zgodzili się na kolejne myszy. Mama nie lubiła łysych ogonków. A że w mieszkaniu nie było miejsca na coś większego, wprowadziły się do nas po pewnym czasie dwa chomiki. W sumie nie pamiętam ich już tak bardzo - pamiętam tylko, jak zginęły, oba śmiercią tragiczną - upadek z wysokości i zgniecenie przez wujka :/
W sumie, miałam jeszcze żółwia, ale tak go miałam, że sobie tylko łaził po pokoju, od czasu do czasu ktoś mu dawał jeść - ja/mama/brat/babcia, i tyle go widać. No, i czasem trzeba było mówić "uważaj bo żółw"... Jak go kiedyś dostaliśmy od cioci, to jeszcze wychodziliśmy z nim (ja i brat) na trawę na spacer, ale potem już nie. Ja się wyprowadziłam, żółw polubił pokój, lenistwo, etcetery. Zmarł ze dwa lata temu. Dowiedziałam się o tym w sumie dopiero rok temu (nie rzuca się w oczy jak się przyjeżdża do starego mieszkania -.-) - i, ej, byłam w szoku. Ponoć nie wytrzymał którejś zimy.
No i długo, długo nic, aż...
Mysia
#Chih
Nazywać pająki imionami? Czekaj, jak Ty je w ogóle odróżniałaś?
Sporo miałaś tych zwierzaków.
śmiercią tragiczną - (..) zgniecenie przez wujka :/
Jak to możliwe? o.O Znam już wiele historii o morderstwach chomików i świnek morskich, ale o takim czymś jeszcze nie słyszałam o.O
a, chyba że po miejscu. to nieruchawe jakoś były.
To było tak, że chomiki miały ze mną i tatą niepisaną umowę. Łaziły se nocą luzem po mieszkanku, a gdy chciały z powrotem do akwarium, wdrapywały się na łóżko i chodziły mi bądź tacie po głowie (zależnie kto spał tam wtedy) - a ta osoba przez sen przenosiła chomika do akwarium (na szafce nocnej stało bliziutko).
No a któregoś razu przyjechał do nas wujek, spili się z tatą i usadzono wujka w tym właśnie łóżku. Rano się obudził i nawet by nie zauważył, że coś zrobił, gdyby futrzana, spłaszczona kulka nie odpadła mu z ucha.
...To w każdym razie przekaz z drugiej ręki - od taty - bo gdybym widziała to na żywo, chyba bym padła na miejscu.
Swoją drogą... Co robiłyście z martwymi zwierzakami?
Nom, trochę :3
To... To jest straszne ,-_-, Biedny chomiczek [*]
Zakopywaliśmy :] Chciałam robić im pogrzeb, ale mama nie pozwalała :/ Teraz ładnie użyźniają nam glebę Choć nie wiem co mama robi z rybkami...
My w sumie zakopaliśmy tylko jednego. Jerry'ego. [piąta klasa podstawówki, pierwsza lekcja historia, idę do akwarium się pożegnać, mysz nieruchomo koło kółka. Kucam. Tykam. I w ryk, zaryczana też wpadłam na lekcje, a po szkole zaciągnęłam tatę na "coś niby łączkę" (ciężko w tamtej okolicy -.-), łopatka pod drzewem, niski dołek, chlip, chlip...
Właściwie nie jestem pewna, co się stało z pozostałymi. Czyżby po prostu pofrunęły ze śmieciami? Kh.
Co tam chowacie w domach? Do czego się przytulacie, z kim gadacie w chwilach, gdy na ludzi się nie ma ochoty, na co zerkacie, by się uśmiechnąć? W jakich działach zoologicznych sklepów można Was przydybać?
Ja mam kota, a nawet Kotę, a nawet Mysię, szalone milczące kocię, które śpiewa serenady li tylko przed porannym posiłkiem. Nie mruczy, nie miauczy, ale wtula się w kołderkę na boku milutko i śpi z człekiem. Nie nazwałabym jej przytulanką, rąk się boi, nie lubi być podnoszona, za to głaskana... Aaaaaach...
I mięciuchna jest. Jak kocyk. ^^
I to jedyny obecny zwierzak w domu (mężczyźni się nie liczą , o śp. opowiem kiedy indziej
And you?
Ja mam w domu psa, dwa małpo-podobne stwory, rybkę, kilkanaście pajączków i od czasu do czasu myszkę.
Pies nazywa się Diego i jest słodkim prawie pudelkiem, który miał być miniaturką, a wyszedł na coś większego. Co nie zmienia faktu, że to jest oczko w mojej głowie, które kocham nad życie. Diego z natury jest żywiołowy, lubi się bawić, dużo zjeść i być kochanym. Jest także małym zazdrośnikiem - jak widzi, że bawię się z innym psem to zaraz przybiega i próbuje zwrócić na siebie uwagę, a czasem nawet gryzie psa z którym się bawię Diegowi nie przeszkadzają dzieci, ale, gdy przesadzają z zabawą z nim, wtedy je podgryza. Dodam jeszcze, że mój piesek tylko raz w życiu mnie ugryzł, raz próbował myśląc, że ja to mama (ale jak mnie zobaczył to zaraz przestał próbować <3) podczas, gdy moją mamę ugryzł parę razy (ale to jej wina, bo widziała, że Diego był poddenerwowany, a ona się uwzięła, że go obetnie :/).
Te dwa małpo-podobne stwory żyją gdzieś pomiędzy naszym domem, a okolicą. Wcześnie rano wychodzą i późno w nocy wracają, tylko po to, aby się najeść, wypić piwo, usiąść przed komputerem, telewizorem albo znowu wyjść (w przypadku jednego). Mowa oczywiście o moim ukochanym tacie i mniej kochanym bracie.
Rybka nazywa się Edilio, jest bojownikiem, pływa w okrągłym akwarium i żyje już dłużej niż powinna, co mnie już denerwuje, bo mam już mnóstwo kolejnych imiona, dla mnóstwa kolejnych rybek. Chyba ryby to zwierzęta, których nigdy nie polubię.
Kiedyś się bałam tych kilkunastu pajączków, które myszkują po naszym domu. Później, kiedy próbowałam pokonać mój strach przed nimi, zaczęłam nadawać im imiona - Max, Maxi, Maxim, Maximer i Maximek. Niestety mój najulubieńszy Maxi zniknął któregoś dnia. I tak przestałam nazywać pająki imionami. Ale pajączków już się nie boję i staram się ich nie zabijać (chyba, że czynię to przypadkiem, nieświadomie, jak wtedy, gdy rzuciłam zeszyt na biurko, a potem znalazłam tam martwego pajączka ).
Z myszkami mamy mały problem. Mama ich nie lubi. I zawsze one kończą tak samo. Trochę mi ich szkoda, bo w końcu one też chciały żyć, kradnąc jedzenie tym, które je mają.
Ostatnio poluję na jeszcze jednego zwierzaka należącego do mojej cioci. Jest on malutki, ma czarne futerko, lekko wybałuszone oczy, dziwny ich rozstaw i lekkiego zeza w drugą stronę. Moja pięcioletnia kuzynka kocha go i okazuje to trochę za mocno - ściska go do utraty tchu. Pies oczywiście odwdzięcza się za to gryzieniem, na co ona reaguje kopiąc nim, dusząc, szarpiąc. Wczoraj nie wytrzymałam, gdy ona chciała wziąć psa, a biedny piesek był zdenerwowany za to, że go ciągnęła za uszy i ją popchnęłam. Ona upadła na podłogę i pobiegła z wielkim płaczem do dziadka, że załamałam jej nogę xD Moja biedna ciocia już nie ma siły reagować i myśli o wydaniu psa. Z chęcią już bym go wzięła, ale z powodu małego zazdrośnika, Diega, mam z tym małe trudności.
Z tych zwierzątek, które miałam, a zasnęły w wieczny sen:
Mori - jeden z moich pierwszych psów. Był ode mnie o rok młodszy i był największym psem jakiego miałam. Miał on problemy z nerkami. Był wesoły i kochany. Serce mi się kraja na wspomnienie, że większość swojego życia spędził w kojcu. Teraz żałuję tego. Zmarł trzy lata temu w listopadzie na raka ucha.
Drys - Właściwie nie był to nasz pies. Należał do mojej ciotki, a nasz był tylko przez miesiąc i to dziewięć lat temu. Ale był to jeden z najgrzeczniejszych i najbardziej posłusznych psów, jakie miałam. Pamiętam, że spał u mnie w łóżku. Niestety, gdy ciotka i wujek wrócili z miesiąca miodowego, wzięli psa i zamknęli w kojcu. Wiele razy chcieliśmy, żeby nam go oddali, ale nie zgodzili się. Któregoś dnia oddali obcym ludziom...
Mika - Moje oczko w głowie. Najukochańszy piesek mieszkający w naszym domu. Zakupiona miesiąc po zabraniu nam Drysa. Była troszkę egoistyczna, ale kochała naszą rodzinę i wzajemnie. Gdy ja albo mama płakałyśmy ona przychodziła nas pocieszać. Lubiła spać pod kołdrą kładąc się w zgięciu kolan. Miała wylew w tamtym roku 27 lipca (jeśli dobrze pamiętam datę). Zaczęło się tym, że nagle zaczęła się okropnie trząść i przestała kontaktować.
Pongo - Mało co mogę o nim powiedzieć. Lubiłam go. Uciekł dawno temu.
Kacper - jeden z najlepszych kotów jakie mieliśmy. Leloszek. Nie lubił przebywać po za domem. Któregoś dnia nie wrócił. Prawdopodobnie został potrącony.
Czarna - kotka. Lubiła mieszkać w szopce do której wchodziła przez dziurę w drzwiach. Potrącona przez samochód.
Maja, Maja i Majk (albo Maniek?) - trzy świnki morskie. Większość zmarła na starość. Jedną przez przypadek zabiliśmy z bratem zrzucając ją z oparcia kanapy. Miałam wtedy trzy lata. Żałuję tego.
Gucio - Żółw. On chyba jeszcze nie zasnął w wieczny sen, ale nie mam pewność. Lubił wchodzić za moje łóżko i walić w rurę skorupą co tak denerwowało moją mamę, że wreszcie go sprzedała.
Śpioszka, Ogonek, Jess - patyczaki. Zmarły przedwcześnie z niewiadomych powodów.
Centaur i Ectio - rybki z tego samego gatunku co Edilio. Zmarły kolejno dwa lata temu i rok.
Sara - kompletnie zapomniałabym o tym piesku. Znaleźliśmy ją ranną w nogę. Nie była z nami długo ponieważ po długim chorowaniu zmarła.
Czy jest coś dziwnego w tym, że pisząc to płakałam? dnia Sob 0:03, 15 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Ja kiedyś miałam żółwia i złotą rybkę. Złota rybka zdechła (pamiętam jak moja mama płakała wtedy). Żółwia musiałam oddać sąsiadom bo przeprowadzałam się. I ponoć sąsiedzi zgubili tego żółwia. dnia Pią 22:23, 14 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Ja mam kotkę Pusię - jest ona persem i lubi być przytulana, głaskana i drapana za uchem . Ma już 8 lat. Pamiętam jak mój brat, Przemek przyniósł ją, kiedy była jeszcze puszystą, małą, kolorową kuleczką :3. Uwielbia się bawić kawałkami papieru zawiniętymi na sznurek xD. Innych zabawek nie uznaje.
#Chih
Nazywać pająki imionami? Czekaj, jak Ty je w ogóle odróżniałaś?
Sporo miałaś tych zwierzaków.
#Leaslie
Czyli nic głaskanego. A chciałabyś jakiegoś zwierzaka?
#Shik
Kota! *ogólny wyszczerz uwielbienia do wszystkich kociarzy*
Hm, co do moich ś.p. zwierzaków...
Miałam kiedyś myszy, od tego coś mi się przestawiło w głowie i nazywam słodkie zwierzaki mysią (nawet Kotę . Pierw przyniosłam do domu Jerry'ego (pamiętacie kreskówkę Tom i Jerry?) - był białoczarny, chudy i staruszkowaty, żył rok ze mną (...i szybko zgrubiał w porównaniu do stanu w sklepie). Wzięłam, go m.in. dlatego, że w tym samym sklepie był wąż, a myszy znikały dlań regularnie. Taaak, trzeba czymś karmić.
Potem był (częściowo jednocześnie z Jerrym) Cykorek. Cykorek był chudszy i młodszy od Jerry'ego, ale gryzł się z kolegą i skakał tak, że wyskakiwał z akwarium i zdenerwował raz mocno rodziców i musiałam go oddać.
Po śmierci Jerry'ego już nie zgodzili się na kolejne myszy. Mama nie lubiła łysych ogonków. A że w mieszkaniu nie było miejsca na coś większego, wprowadziły się do nas po pewnym czasie dwa chomiki. W sumie nie pamiętam ich już tak bardzo - pamiętam tylko, jak zginęły, oba śmiercią tragiczną - upadek z wysokości i zgniecenie przez wujka :/
W sumie, miałam jeszcze żółwia, ale tak go miałam, że sobie tylko łaził po pokoju, od czasu do czasu ktoś mu dawał jeść - ja/mama/brat/babcia, i tyle go widać. No, i czasem trzeba było mówić "uważaj bo żółw"... Jak go kiedyś dostaliśmy od cioci, to jeszcze wychodziliśmy z nim (ja i brat) na trawę na spacer, ale potem już nie. Ja się wyprowadziłam, żółw polubił pokój, lenistwo, etcetery. Zmarł ze dwa lata temu. Dowiedziałam się o tym w sumie dopiero rok temu (nie rzuca się w oczy jak się przyjeżdża do starego mieszkania -.-) - i, ej, byłam w szoku. Ponoć nie wytrzymał którejś zimy.
No i długo, długo nic, aż...
Mysia
#Chih
Nazywać pająki imionami? Czekaj, jak Ty je w ogóle odróżniałaś?
Sporo miałaś tych zwierzaków.
śmiercią tragiczną - (..) zgniecenie przez wujka :/
Jak to możliwe? o.O Znam już wiele historii o morderstwach chomików i świnek morskich, ale o takim czymś jeszcze nie słyszałam o.O
a, chyba że po miejscu. to nieruchawe jakoś były.
To było tak, że chomiki miały ze mną i tatą niepisaną umowę. Łaziły se nocą luzem po mieszkanku, a gdy chciały z powrotem do akwarium, wdrapywały się na łóżko i chodziły mi bądź tacie po głowie (zależnie kto spał tam wtedy) - a ta osoba przez sen przenosiła chomika do akwarium (na szafce nocnej stało bliziutko).
No a któregoś razu przyjechał do nas wujek, spili się z tatą i usadzono wujka w tym właśnie łóżku. Rano się obudził i nawet by nie zauważył, że coś zrobił, gdyby futrzana, spłaszczona kulka nie odpadła mu z ucha.
...To w każdym razie przekaz z drugiej ręki - od taty - bo gdybym widziała to na żywo, chyba bym padła na miejscu.
Swoją drogą... Co robiłyście z martwymi zwierzakami?
Nom, trochę :3
To... To jest straszne ,-_-, Biedny chomiczek [*]
Zakopywaliśmy :] Chciałam robić im pogrzeb, ale mama nie pozwalała :/ Teraz ładnie użyźniają nam glebę Choć nie wiem co mama robi z rybkami...
My w sumie zakopaliśmy tylko jednego. Jerry'ego. [piąta klasa podstawówki, pierwsza lekcja historia, idę do akwarium się pożegnać, mysz nieruchomo koło kółka. Kucam. Tykam. I w ryk, zaryczana też wpadłam na lekcje, a po szkole zaciągnęłam tatę na "coś niby łączkę" (ciężko w tamtej okolicy -.-), łopatka pod drzewem, niski dołek, chlip, chlip...
Właściwie nie jestem pewna, co się stało z pozostałymi. Czyżby po prostu pofrunęły ze śmieciami? Kh.