ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...



W OPISIE SĄ SPOILERY!

Trzecia część trylogii fantasy, kontynuacja powieści „Zatruty tron” i „Królestwo cieni”.

Po długo wyczekiwanym spotkaniu Raziego z Alberonem okazuje się, że lata wojen i rozłąki odcisnęły na braciach mocne piętno. Alberon nie wierzy w dyplomację i zdecydowany jest bronić królestwa siłą. Z dumą prezentuje wszystkim swą tajną broń – Krwawą Maszynę skonstruowaną przed laty przez Lorcana Moorehawke. Razi obawia się jednak, że Maszyna zniszczy wszystko, co w czasie swego panowania zdołał osiągnąć ich ojciec.

Pomimo kontrowersyjnych sojuszy Alberona, Wynter coraz częściej staje po jego stronie. Kiedy jednak ostatnimi, wyczekiwanymi w obozie sprzymierzeńcami okazują się Wilkołaki, jej lojalność wobec następcy tronu zostaje wystawiona na ciężką próbę. Czy zdoła stanąć u boku brata, gdy ten negocjuje z ludźmi, którzy zrujnowali życie Christophera? Kto przetrwa decydujące stracie?

Premiera: 28 luty 2012
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie


Poprawiłam tylko, że w opisie są spoilery - w dużej mierze dot. poprzedniej części. Co do daty - wspaniała wiadomość, mam nadzieję, że nie przesuną premiery, bo nie mogę się doczekać!!! *_* tutajpoczkategori
yees yees yees !!!

nie wiem dlaczego ale nie sądziłam, ze będzie tak szybko ależ się cieszę
Oł jeach! Co prawda druga część jeszcze przede mną, ale co tam! Cieszę się, że nie będę musiała długo czekać na trzecią! tutajpoczkategori


No ja muszę w końcu 2 gdzieś dorwać Ale i tak się cieszę, bo pierwsza cześć była znakomita i zapewne kolejne także są
Specjalnie dla fanów Celine - wywiad :] http://paranormalbooks.pl/2011/12/24/wywiad-celine-kiernan-opowiada-o-trylogii-moorehawke/ tutajpoczkategori
Nie mogę się doczekać tej części! Po prostu po tym, jak Celine zakończyła "Królestwo Cieni" tylko siedzę i snuję przypuszczenia.
No i koniec

Pani Kiernan mnie nie zawiodła. Choć "Królestwo cieni" pozostaje moją ulubioną częścią to ta mocno od niej nie odbiega - nie mogłaby

Autorka po raz trzeci zrobiła to samo, czyli większość akcji książki umieściła w jednym miejscu tym razem w obozie księcia Alberona. I znowu absolutnie mi to nie przeszkadzało. Szarady polityczne były wystarczająco zajmujące, gdyby do tego miały sie co chwilę zmieniać okoliczności przyrody chyba bym oszalała. Gdy tylko bohaterowie pojawiali się przed namiotem Alberona miałam dosłownie mokre ręce Ehh Alberon, ależ mnie chłopak zaskoczył, tak byłam ciekawa jego osoby, że gdy w końcu go "spotkałam" aż otworzyłam usta z wrażenia Szczerze nie wiedziałam czego się spodziewać, autorka nigdy nie idzie na łatwiznę i tworzy bardzo skomplikowane postacie i taki też jest on - trudny do rozgryzienia chłopak. Do tego dochodzi to, że tak naprawdę nie wiadomo dokładnie dlaczego się zbuntował. Ależ ja się bałam o Chrisa i o zachowanie Wynter ... a potem przyszły Wilki

Brakowało mi troszkę w tym tomie mapki królestw, chwilami głupiałam co gdzie z kim jakie przymierze i o co biega Całe szczęście Północ, Śródziemie, Maroko były obrazowo nazwane więc jakoś mi się to w głowie poukładało
Cała sprawa buntu księcia, tego jak zachował się król ... ehh przeklęte tajemnice sztywne etykiety ... jak zawsze, rozwiązanie całej sprawy było na wyciągnięcie ręki, wystarczyło po prostu usiąść i szczerze ze sobą porozmawiać, ale cóż, łatwo się mówi, trudniej zrobić zwłaszcza kiedy ma się do czynienia z dwoma równie dumnymi co upartymi osłami ... gdyby wszyscy byli tak otwarci i uroczy jak Chris świat byłby piękny

Szkoda, że to już koniec. Szczerze pokochałam bohaterów tej serii , autorka stworzyła niepowtarzalne postacie, które są tak realistyczne i ludzkie jak rzadko kiedy. Kochana Wynter, kiedy przypominam sobie ją z pierwszego tomu słodką, nieświadomą dziewczynę i porównuję ją do tej wspaniałej kobiety z mieczem w ręku, stojącej w namiocie Wilków no jak nie kochać tak wyrozumiałej osoby. Przepiękna przyjaźń Raziego i Chrisa, tak obawiałam się o nią kiedy wystawiali ją na te liczne próby - ale jakże mogłam w nich wątpić
Długo zabierałam się za ostatni rozdział książki, tak bardzo nie chciałam się żegnać z tą historią Czy mnie zadowolił ? Muszę go przeczytać jeszcze kilka razy i przyjąć wszystko dokładnie do wiadomości. Mam straszny niedosyt, straszny tutajpoczkategori
O nie MUlka, jak mogłaś mi to zrobić!!! Przeczytałam to co napisałaś i teraz nie wytrzymam nooo. Ale Ty masz tempo, ja jestem dopiero w połowie książki - bardzo nie chcę się spieszyć, bo potem będę żałowała, że tak szybko przeczytałam. A teraz jestem zła, że jeszcze tyle przede mną i nie znam zakończenia!!!
Wiesz jak jest jeszcze jeden rozdział, ahh jeszcze jeden, nie no teraz to muszę doczytać i robi się 2 nad ranem i koniec książki (a potem przez kolejną godzinę nie mogę zasnąć )
Tą książkę,akurat , czytałam wyjątkowo długo min dlatego, że niektóre sceny po kilka razy , trochę mało ich było, ale zawsze takie wzruszające - jak ten Christopher coś powie to mam ochotę go uściskać

Czytaj, czytaj bo potrzebuję przedyskutować z kimś los Raziego ... i wierz mi, nawet jeśli będziesz czytać najwolniej na świecie, to i tak nie nasycisz się na tyle aby nie żałować że to już koniec tutajpoczkategori
Przedyskutować los Raziego?! O mój bosheeee, czemu mi to robisz MUlkaaaaaaa?! Nie no, mam wszystko w d*** dzisiaj, czytam do oporu!!!
A co do Chrisa, no cóż.... on zawsze jest boski i słodki kocham go najbardziej na świecie - już jakoś z pół roku będzie, jak króluje w moim opisie ^^
Cieszę się, że złapałaś przynętę i udało mi się Cię zmotywować hehe ... czytaj do oporu koniecznie i nie bój się ... chyba ufasz pani Kiernan tutajpoczkategori
Jak można jej nie ufać? Ona jest cudowna! Jejku, mam nadzieję, że uda mi się dostać "Zbuntowanego Księcia" do recenzji, bo inaczej z moim zapłonem (tak... "Syna Neptuna" kupuję już z miesiąc!) przeczytam tą książkę za pół roku. Eh, MUlka, jak zwykle narobiłaś nam smaku.
No dobra, MUlka, po pierwsze - to Twoja wina! Tak, tak, czytałam do późna w nocy, żeby przeczytać, a potem ryczałam drugie pół nocy, żeby to przetrawić! Osz w mordę, naprawdę się tego wszystkiego nie spodziewałam, a przy przedostatnim rozdziale robiłam sobie kilka przerw, bo zupełnie nie widziałam na oczy! To było STRASZNE! Bosz, wciąż to przeżywam, nie mogłam dzisiaj spać, czy ja jestem NORMALNA? Dobra, to było pytanie retoryczne

Tak więc muszę jeszcze poryczeć sobie z pięć razy, wysmarkać z dziesięć paczek chusteczek higienicznych i może dojdę do siebie. Może, bo sama nie wiem, co myśleć o tej części...

No ale dobra, biorę to na klatę - zatem MUlka, jak uważasz, co z Razim? odzyskał pamięć? Bo ja mam tak dziwne przeczucie, że nawet pomyślałam, że napiszę do Celine i ją zapytam wprost Ale to by było głupie, soł.... czekam na Twoje domysły, bo ja myślę, że tak. Ale... tutajpoczkategori


Pierwsza rzecz - Celine w wywiadzie powiedziała, że chciałaby napisać o tym, jak to było w czasach gdy Lorcan i Jon byli młodzi - czyli pewnie opisać sprawę tej krwawej maszyny. No i chciałaby napisać też o tym, co się działo na kilka dni po całej akcji w Zbuntowanym - czyli pewnie jeszcze przed ostatnim rozdziałem. Myślę, że to by było super, bo pozostają jednak pewne pytania, na które nie ma odpowiedzi... są tylko domysły.

A teraz spoilery!

No więc uważam, że Razi powoli odzyskiwał pamięć, może nie całkowicie, ale jednak - bo samo wspomnienie o naszyjniku Chrisa dało mi nadzieję, ze Razi dotrzymał obietnicy i zemścili się na Wilkach. To było piękne.
Przyznam, że na początku myślałam, iż ten chłopiec to syn Wynter i się wystraszyłam! Bardzo się ciesze, że nie mieli dzieci - przynajmniej w tym rozdziale. Jakoś wolałam myśleć o Wyn jako o samodzielnej kobiecie, która dba o swoją przyszłość, a nie jak o kurze domowej. Oczywiście mam nadzieję, że dzieci by później mieli, ale mimo wszystko nie narzekam na ten stan, jaki pokazała Celine.
Chris smutny?... sama nie wiem. Myślę, że tak jak powiedziałaś o Kosogłosie - pewne wydarzenia odcisnęły na nich piętno. Ciężko to wszystko przetrwać. Wtedy na polu walki z tą maszyną byłam przerażona, gdy Chris dopadł do Wyn i krzyknął "coś ty zrobiła?" czy jakoś tak. Zaczęłam płakać, bo bałam się, że on zaraz zginie. I Alberon... był głupcem i upartym osłem, miałam ochotę go zadusić, ale kiedy pomyślałam, że może umrzeć, chciało mi się wyć. Wyn by tego nie zniosła. Razi też... Ostatecznie trochę smutne, że ślub z Shirkenową doszedł do skutku, no ale... zawsze muszą być jakieś ofiary. Poza tym i tak wyglądało na to, że nie jest źle, prawda?
Ostatecznie zaczęłam rozumieć Jona i Lorcana, a kiedy ta maszyna pojawiła się w akcji, po prostu byłam PRZERAŻONA! Od razu skojarzyło mi się to ze sceną z Wichrów namiętności - oglądałaś? Tam brat Tristana, Sam, dostał gazem po oczach i kiedy uciekał, zaplątał się w siatkę z drutu kolczastego i nie mógł uciec, a wrogowie go rozstrzelali na oczach biegnącego w jego kierunku brata. Od razu pomyślałam, że ta scena współgra cierpieniem ze sceną w Zbuntowanym.
Ogólnie tak - czuję niedosyt, wyobrażałam to sobie trochę inaczej, ale... jakie mogłoby być inne zakończenie? W sumie są różne opcje, ale ta wydaje mi się całkiem dobra. Może Razi pewnych rzeczy nie pamięta - to nawet lepiej, tyle wycierpiał, zwłaszcza w sprawie Embli. Co do Marii - spodziewałam się tego. Ale fakt, że przejęła jego wiarę - zaskakujące! I takie romantyczne
Co do Issaca - tak, to był jego syn, jestem tego pewna. Maria mogła gadać, co chce, ale sama napomknęła, że jej mąż był sporo starszy. Myślę, że miała jakiś romans z buntownikiem. Na bank!
I jeszcze sprawa Merronów - tu też pozostają domysły. Chociaż Sol został z Chrisem, bo to jego przybrany syn, nie wiadomo, co z resztą. tego mi brakowało, bo ich polubiłam, a jak zginęła Halvor, uzdrowicielka, to byłam totalnie zdruzgotana!

No na obecną chwilę tyle. Cały czas to analizuję, tysiące myśli. Celine doskonale wiedziała, jak zaszokować i zmusić do refleksji... oj wiedziała ; tutajpoczkategori
Otóż to, niby nie jest to dokładnie to czego sie oczekiwało, ale cieżko stwierdzić co niby miało by być zamiast

S
kiedy tam, na tym polu Chris tak do niej krzyknął, myślalam, że jest śmiertelnie ranna i bałam się dalej czytać ... a już w ogóle jak ostatni rozdział zaczął się inną narracją to zamknęłam książkę i musiałam odetchnąć
Co do małego Isaaca nie jestem pewna, że to dziecko Isaaca dużego myślę, że to jednak coś podobnego jak imię syna Alberona ... Maria mówiła, że to tylko przyjaciel i że podejrzewała go o uczcia względem niej, to dobra kobieta, ale nie była zrozpaczona po jego śmierci tylko smutna i w sumie pogodzona - stawiam jednak, że to dziecko jej męża ... z pamięcią Raziego masz rację, dobrze by było gdyby nie odzyskał wszystkich wspomnień, taka "niepamięć" mu się wręcz należy.
A co do sceny na polu ja miałam inne skojarzenie - oglądałaś "Ostatni Samuraj" - ostatnia walka, kiedy japończycy młócą w samurajów z broni palnej http://youtu.be/XCtuZ-fDL2E dokładnie od 2giej minuty jak dobrze, że nikt z głównych bohaterów nie zginął bo Johnaton by się załamał totalnie ...
I jeszcze Merronowie - to, że Sol odnalazł się w Padwie, taki poganin z krwi i kości, do tego gej , założył sobie "firmę" , gra w szachy z jakimś kolesiem ... Boro w środku miasta, wśród ludzi - daje chyba nadzieję, że jest jeszcze dla nich szansa - tylko muszą się przystosować ...
A to, że małżonka Alberona odpiera ataki Haunów, chyba dało potwierdzenie, że Razi miał rację u sułtana wszystko jest ok i nadal jest sprzymierzeńcem Johnatona
Mulka, trafne, bardzo trafne!
Z tym Samurajem masz rację! Pamiętam to, ryczałam jak bóbr :/
No kurcze... może masz racje z tym Issaciem, sama nie wiem. Jakoś wydawało mi się to lekko podejrzane, w sumie Maria jest stanowczo zbyt idealna
No nic mi nie mów o tej scenie na polu, bo naprawdę myślałam, że się zaryczę i zasmarkam na śmierć. To było nieprawdopodobne! Nie przeżyłabym, jakby Wyn albo Chris zginęli, po prostu podarłabym książkę na kawałeczki! I to jest kurde niezwykłe, co nie? Celine stworzyła takie postaci, że ich po prostu kocham! Nie wierzę, że można czuć aż takie emocje przy - chciałoby się rzec - tylko książce.

Ajajaj.... tutajpoczkategori
Otóż to, stworzyła bohaterów których się kocha i nawet jeśli ich przygody byłyby błahe i całkowicie bezpieczne, to samo obcowanie z nimi byłoby miłe ... To co ich łączy jest takie godne pozazdroszczenia, autorka nie musiała wymyślać jakiś trójkątów miłosnych, problemów na siłę - wystarczyło tylko dać im skomplikowane korzenie i wszystko działo się samo Te momenty kiedy Wyn obawiała się, że Chris popełni jakieś faux pas, oczywiście nie to, że się go wstydziła tylko wiadomo, źle sie ukłonisz to ci głowę zetną ale nie on zawsze po swojemu - niereformowalny

A propos Wynter, w tej części była dla mnie największym zaskoczeniem:
spoiler scena w namiocie Wilków, kiedy mówi coś w stylu "wy ich tutaj powybijajcie a ja będę stała na czatach, bo nie czuję się na siłach patrzeć na rzeź" (no mniej więcej hehe ) była dla mnie OMG lubiłam ją do tej chwili, ale po tym co powiedziała myślałam że ją wyjmę z książki i uściskam - to pokazało, że Chris jest najważniejszy i nic więcej się nie liczy ... wiem, cieszę się z tego, że Wynter nie miałaby nic przeciwko wybiciu bezbronnych ludzi, złych bo złych , ale jednak i to jest właśnie to doszłam już na taki emocjonalny level, że wybaczyłabym im wszystko ...
O MUlka, widzę, że też miałaś podobne uczucia do Wyn, jak ja. Tylko, że ja się na Wyn tak wkurwiłam, gdy przy pierwszym spotkaniu z Albim odtrąciła Chrisa, nie stanęła w jego obronie, gdy się z niego naśmiewali... wiem, że jest kobietą i nie mogła za wiele zrobić i w ogóle dworska etykieta, ale kurde! Sama nie wiem, jak bym się zachowała, ale tamten moment mnie bardzo zasmucił. Natomiast zupełnie wszystko zmieniło się po tej scenie na drodze, gdy Wyn na oczach wszystkich pocałowała Chrisa. I to, jak on się wtedy zachowywał - jak takie rozmarzone cielę, po prostu bajka *_* A później było już tylko lepiej, a scena o której mówisz - miodzio, Wynter mnie niezwykle zaskoczyła szkoda tylko, że tak uciekła, gdy Chris miał pierwszą przemianę. Powinna być przy nim! tutajpoczkategori
Mnie te sytuacje też denerwowały, ale to są właśnie te chwile dzięki którym oni nie byli tacy idealni ... resztę oznaczę żeby nie było Chris też czasami nie mówił jej wszystkiego, traktował ją jak małą dziewczynkę, która czegoś nie zaakceptuje albo nie zrozumie ... musieli się dotrzeć - przecież, kurcze, tak wiele ich dzieliło - dosłownie przepaść ... I tu znowu pojawia się Razi, który od początku, zanim jeszcze chyba oni sami byli świadomi, akceptował już ten związek za co go uwieeeeelbiam ... poza tym on też usuwał czasem na bok Chrisa, wiadomo dla jego dobra - ta cala dworska etykieta to jakaś masakra - no i sprawa z Wilkami, opis książki mówił, że się pojawią ale i tak nie byłam na to przygotowana - co za kanalie ....
Kanalie - mało powiedziane! W zasadzie dopiero w tym tomie na dobre ich poznajemy - w poprzednim tylko otarliśmy się o ich kulturę, a reszta była taka... mglista. Teraz poznajemy Wilki i przyznam - nie znoszę ich! Przyznam nawet, że wolałam już, żeby Chris ich zabił w tym śnie. Wtedy te dramatyczne wydarzenia nie miałyby miejsca. Przynajmniej nie te z atakiem w górach. Ale tak miało być i dodało to uroku naszym bohaterom ;D

A właśnie - kot! Co myślisz o Koriolanie? Fajny, nie?? Taki kot, że kot Strasznie było mi szkoda tych biedaków, którzy zostali zabici w nie swojej wojnie
Co do Wyn i Chrisa - Masz rację, musieli się dotrzeć. I to było najwspanialsze *_* tutajpoczkategori
Kot
tak kot był po prostu kotowy Gadające koty i duchy miały chyba delikatnie równoważyć Wilkołaki - no bo ta cała fantastyka nie rzucała się bardzo w oczy, wyostrzała niektóre wątki i na dobrą sprawę obeszło by się bez niej ...

Pamiętasz? Na pewno pamietasz był taki moment kiedy Hallvor powiedziała Wyn, że kiedy Wilk pokocha to na zawsze że nie ma większego uczucia - tez poczułaś wtedy taką niewysłowioną ulgę bo ja aż westchnęłam hehe

MUlka, Halvor w zasadzie powiedziała coś, czego już byłam pewna Po prostu widziałam, jak Chris traktuje Wyn - pamiętasz tom 2? Kiedy było kilka takich sytuacji, w których Christopher mógł skorzystać ze sposobności, np w namiocie Merronów, albo nad jeziorem, mógł rozebrać Wynter i robić z nią, co tylko chciał - ona tego chciała i w pewnym momencie to ona bardziej nalegała, niż on. A on rzekł, że chce lepszego miejsca do tego wydarzenia, że ona nie zasłużyła na coś tak trywialnego, żeby ją przycisnął do drzewa i zachował jak dzikus. Pamiętam, że wówczas wszelkie moje opory przed uczuciem do Chrisa runęły i po prostu padłam na kolana u jego stóp. <3

Ale wątek fantastyczny był jednak potrzebny - choćby dlatego, żeby wyjaśnić czasy, w których żyli bohaterowie - niby 1500 rok, a jednak niektóre kraje były wymyślone, tak jak i Merroni. Dlatego ta odrobina fantastyki dodała smaczku

i obrazkowy SPOILER: http://tinycoward.deviantart.com/gallery/#/d4fnoka Widziałaś? Rozczulają mnie te rysunki autorstwa Celine - są takie... ahhh *_*

I dokładnie tak sobie wyobrażam Chrisa i Wyn http://tinycoward.deviantart.com/gallery/#/d1excyo *_* tutajpoczkategori
Nie widziałam tych rysunków, są świetne, cudny Chris jako bobas

co do jego uczuć nigdy w nie wątpiłam tylko obawiałam się, że będzie się czuł niegodny Wynter, że będzie chciał dla niej kogoś lepszego i się jej wyprze dla jej dobra, ale kiedy Hallvor to powiedziała dotarło do mnie, że to absolutnie nie w jego stylu, że nigdy świadomie jej nie zostawi i ufff
No, tymi rysunkami Celine Jakby dopowiedziała to, czego nie ma w książce, np pokazała całą historię pojmania Chrisa, jego dzieciństwa itp. To jest super, a poza tym świetnie ubrała w "skórę" swoich bohaterów - dokładnie tak ich sobie wyobrażałam ;D

Bajdełej - nie do końca pamiętam a nie chce mi się tego szukać teraz - Razi był adoptowany czy to nieślubne dziecko Jona? Bo jeśli tak, to nie mógł mieć czarnej skóry, no nie? Mógł być jakimś mulatem czy coś, a wszyscy podkreślali, że jest czarny. Gdzieś się zgubiłam chyba?
Pierworodny z nieprawego łoża - nie wiem dlaczego zaznaczasz to jako spoiler, ta informacja jest zaraz na początku "Zatrutego tronu"
Ja nigdy nie wyobrażałam go sobie jako czarnego, bardziej jako wysokiego, szczupłego mulata ... za to Chris niby blady, szare oczy - a dla mnie był zawsze taki osmagany, taki nawet podobny do tego z okładki "Królestwa cieni" Powrót do góry
Na wszelki wypadek zaznaczyłam, coby nikomu nie ułatwić rozgryzienia tej kwestii Dobra, zartuję, jakoś tak

Ok, moja recka... uwaga o.O

Tolerancja i sprawiedliwość oraz wolność osobista to wartości, które powinien pielęgnować i zaszczepiać w innych każdy władca panujący na świecie. To wartości, o które w istocie warto walczyć, o których warto śnić i nie zapominać w chwilach słabości. Zatem jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić dla wolności i prawdy? Jak długo można walczyć z nieprawością, zakłamaniem i niedopowiedzeniami, które potrafią zniszczyć świat i na zawsze oddalić od siebie ludzi, którzy niegdyś byli sobie tak bliscy…?

Po wyczerpującej podróży Wynter Moorehawke oraz jej przyjaciele – Lord Razi i Christopher Garron – natrafiają na ślad Alberona, zbuntowanego księcia. W towarzystwie Merronów podążają więc do obozowiska swego brata, a spotkanie jest zarówno wylewne, jak i oschłe. Wynter nie wie, czy może w pełni zaufać odnalezionemu bratu, lecz miłość do Alberona nie zniknęła pomimo dzielących ich lat rozłąki i odmiennych poglądów. Teraz jednak dziewczyna wie, że przepaść, jaka powstała pomiędzy nimi, jest nie do przejścia – bohaterka nie chce być już ograniczoną dworskimi etykietami damą, której nakazuje się odpowiednio i stosownie zachowywać. Traktowana z przymrużeniem oka stara się jednak zaufać Albiemu, bowiem wierzy w jego dobroć. Niestety im dalej daje się wciągnąć w działania księcia, tym bardziej jest niepewna swojej decyzji…

Zbuntowany książę, finałowa część Trylogii Moorehawke, to powieść, na którą z utęsknieniem czekałam od chwili, gdy tylko przeczytałam Królestwo Cieni, a poznanie autorki dodatkowo wzmogło mój apetyt na ostatni tom przygód walecznej Wynter. I choć przyznam, że przez cały czas czytania nie mogłam pozbyć się trudnego do zdefiniowania lęku, parłam naprzód, wtapiając się w rzeczywistość średniowiecznej Europy, pomieszkując w obozowisku Merronów i obserwując wydarzenia, poniekąd jako jego uczestnik…

"- Słuchaj mnie uważnie, panie Garron, bo właśnie mówię ci, że cię kocham." *

Po raz kolejny Celine zabiera nas w podróż przez królestwo ogarnięte wojną domową, motywując czytelników do przedzierania się przez gęsty las, mieszkania w żołnierskich obozowiskach i uczestnictwa w politycznych rozgrywkach pomiędzy dwójką braci i czającymi się nieopodal wrogami. Z lekkością i gracją kreuje rzeczywistość, która swym bogactwem i oryginalnością mami widza i nie pozwala o sobie zapomnieć na długo po skończonej lekturze. Piękny język przetykany nieco dworskimi manierami pozwala wczuć się w sytuację bohaterów, otwierając drzwi do całkowicie innego świata. I przede wszystkim nie pozostawia złudzeń – to nie jest bajka lecz ciężka i niebezpieczna walka o władzę, poddanych i autonomię. A także walka o człowieczeństwo i prawo do miłości.

Ponownie spotykamy się z ukochanymi bohaterami, do których nie sposób się nie przywiązać. Ich wybory i niepewności niejednokrotnie zmuszały mnie do zadania sobie pytania – zwłaszcza w przypadku Wynter – jak ja bym postąpiła na jej miejscu, jaką decyzję bym podjęła? Sytuacja, w jakiej dziewczyna się znalazła, motywuje bowiem widza do refleksji. Poza Wyn ponownie spotkałam się także z Christopherem Garronem, bohaterem, który na zawsze skradł moje serce. I po raz kolejny rozmarzyłam się, mogąc poznać jego kolejne przygody, mogąc obserwować jego zachowania i emocje, które nim targały. Pojawiają się także nowe postaci, o których dotychczas mogliśmy tylko usłyszeć – Alberon i jego świta. Nie zabraknie też Wilków, których na razie znaliśmy jedynie pobieżnie, lecz teraz wywoływały we mnie obezwładniające poczucie zagrożenia i niepewności. Niezwykłość wykreowanych przez autorkę bohaterów polega na tym, że Celine ich nie idealizuje. Nie tworzy kukieł, nad którymi mamy się rozpływać w zachwycie, czy opiewać ich prawość i doskonałość. Autorka daje nam inny rodzaj idealizmu – poprzez pokazanie, że to prawdziwi ludzie, którzy, tak jak my, mają swoje słabości, wady i uczucia, którzy popełniają błędy i na nich się uczą. Pokazuje również więzi, jakie łączą ich ze sobą, wzbudzając w czytelniku ciepłe, wzruszające emocje.

Zbuntowany książę niezwykle mnie zaskoczył – przede wszystkim zakończeniem, które nie tylko doprowadziło mnie do łez, ale i do zadumy. Wciąż rozmyślam nad losami bohaterów, analizując od początku całą ich historię. Mam więc gorącą nadzieję, że Celine kiedyś napisze kolejną część, że da mi odpowiedzi na pytania, jakich potrzebuję i ukoi tęsknotę towarzyszącą mi przy lekturze ostatniego tomu serii. I choć uważam, że drugi tom – Królestwo Cieni – jest zdecydowanie najlepszą częścią, przyznam, iż Zbuntowany książę to godne zwieńczenie historii stworzonej przez panią Kiernan. To także najbardziej krwawa część, która niewątpliwie na długo pozostaje w pamięci czytelnika, zmuszając go do pochylenia się nad losem królestwa i przyjaciół, z którymi odbył niezwykłą podróż. Pokazuje, jak ważna jest wolność wyboru i tolerancja w świecie pełnym różnorodności. Celine w swojej historii zawarła uniwersalne prawdy, obok których nie można przejść obojętnie. Jeśli więc nie mieliście jeszcze okazji poznać Trylogii Moorehawke, gorąco polecam Wam tę historie – gwarantuje ona niesamowite emocje i zapierającą dech w piersi przygodę!
Oceniam 6/6.

* cytat str 162.



Nieślubne dziecko, jak powiedziała MUlka.
Wydaje mi się, że określają go jako czarnego, ze względu na to, że wśród innych ludzi i tak był uznawany za odstającego od reszty.
Czy jego matką nie była przypadkiem Marokanka, albo coś w tym stylu? Bo coś mi tak w głowie świta... Na biologi się słabo znam, ale jeśli nawet, to chyba czarny (czy brązowy) kolor skóry jest silniejszym genem, no nie?
Więc nawet jeśli nie byłby czarny do końca, to i tak byłby wyzywany od murzynów, bo popatrzymy sobie chociaż na nasze społeczeństwo... Aż się rzygać chce tym rasizmem...

Hm... mi się wydaje, że Isaac był dzieckiem męża Marii. Pięknie wymyśliła to pani Kiernan - Razi i ona, razem wychowują jej dziecko z pierwszego małżeństwa I ona, jako muzułmanka

Też początkowo myślałam, że ten dzieciak to syn Wyn i Chrisa, ale to by oznaczało, że musiała zajść w ciążę szybko po wydarzeniach opisanych w poprzednim rozdziale, żeby mogło być takie duże, więc odetchnęłam z ulgą.

Co do małżeństwa Albiego i tej, jakjejtam... Marguerite Shirken, to trzymałam kciuki, żeby doszło do skutku. Od początku podobał mi się ten pomysł. Wiem, dziwna jestem, ale naprawdę chciałam, żeby on się z nią ożenił. Mam tylko nadzieję, że ich pierworodny syn, nie okaże się równą żmiją, co matka. A może Shirken przeszła gwałtowną przemianę, jak poznała Alberona i mimo, iż nadal postanowiła mocno trzymać się władzy, to trochę złagodniała? Tego nie wiemy, bo przecież niewiele było o niej w ostatnim rozdziale, a weźmy pod uwagę, że jako królowa miała jakieś obowiązki, więc to naturalne, że pojechała jak najszybciej walczyć z Haunami... A tak a pro po, czy tylko mi się ta nazwa kojarzy z Hunami - wiecie, z ich podbojami i wgl... Tak jakoś idealnie do siebie pasują.

Co do samego Alberona, to nie mam żadnych zastrzeżeń - gościu był super! Owszem, miałam czasem chęć zdzielenia go rondlem dla oprzytomnienia, ale nie tylko jego jednego - króla i Raziego też xDD
Razi... Może to dobrze, że utracił część pamięci? Może nie wróciły do niego te bolesne wspomnienia o Merronce, co pozwoliło mu ułożyć sobie na nowo życie (z Marią)? Może większość z tych utraconych do niego wróciła, ale akurat nie wszystkie (i to wśród nich)? A może właśnie dlatego ułożyli sobie razem życie - bo wróciły do niego wszystkie, łącznie z tymi bolesnymi?

A Chris i Wynter... Cieszę się, że tak wygląda ich życie Podoba mi się ten układ. Od początku wierzyłam w to, że będą razem. Owszem, dziewczyna go odtrącała, ale ta dworska etykieta była okropna. I wreszcie zrobili tak, jak radził Chris - rzucili wszystko i wyjechali do Maroka (no dobra, do Padwy, ale pod koniec mówił, że już mu obojętne, gdzie pojadą xD)

Co do ostatniej sceny... Kurczę, prawie bym się poryczała. Takie wzruszające i chwytające za serce Nie zrozumiałam tylko jednego - to żołnierze króla sami postanowili zrobić zasadzkę na Alberona, czy Jonathon o tym wiedział od początku? Bo już pod koniec nie kumałam.

A koty... Zauważyłam, że są zawsze przedstawiane w literaturze w podobny sposób - mówiące, inteligentne stworzenia, które nie wtrącają się w sprawy ludzi. Polubiłam Koriolana - był tak samo ciekawą postacią, jak Grimalkin z "Żelaznego Dworu" Przynajmniej mi się takie skojarzenia nasuwają.

A to już chyba, nie będzie spoilerem:
Nie wyobrażam sobie tej trylogii bez elementów fantastycznych - dodały one jej uroku i niepowtarzalności. Powrót do góry
Kada - Jonathon to zaplanował I kiedy się dowiedział, że Albi jedzie właśnie tam, to się przeraził, bo zrozumiał, że go straci, a przecież po to Win się znim spotkała, żeby mu wyjasnić, ze Albi nie jest wrogiem.

Ja tak ryczałam przy przedostatnim rozdziale... Cieszę się, że książka Ci się podobała, jest naprawdę wspaniała <3
Uh, czyli jednak z moją głową wszystko jest OK, i dobrze zrozumiałam Powrót do góry
Mam pytanie do tych, którzy przeczytali już tę część SPOILER Czy to czasem nie Jonathon ożenił się w końcu z Marguerite? A Oliver był jego synem? Tak wynika z zakończenia, ale jest ono pełne aluzji, więc może coś źle zrozumiałam



Nie To Alberon się z nią ożenił - takie były ustalenia Powrót do góry
Znalazłam stronę, gdzie autorka wyjaśnia to zakończenie Kto nie czytał, niech nie zagląda.
http://www.goodreads.com/topic/show/524877-i-can-t-figure-out-the-alberon-jonathon-ending
„Król jest królem, póki jest mocniejszy, sprytniejszy i szybszy od swoich oponentów. Taka jest prawda. Chętnych do noszenia korony Zawsze znajdzie się wielu.”

Kłótnia najpierw jest cicha, spokojna, przecież to walka o głupotę. Jednak konflikt szybko rośnie, na jaw wychodzą coraz większe wrogości, zawiści, wszystko, co w sobie chowamy nagle wybucha. Kontrola umyka, nie mamy żadnej władzy nad słowami. One szybko, by się tylko wydostać umykają z naszych ust. Wypowiedzianych przykrości nie da się odwrócić. Można je tylko załagodzić, jednak czasem jest to naprawdę trudne. Czasem nikt z kłócących się nie chcę wyciągnąć ręki. Niekiedy konflikty trwają długo, mają ogromne konsekwencje. Wtedy każdy na drodze tych ludzi może ucierpieć, bo dla nich nie liczy się już nic, tylko wygranie i dowiedzenie swojej racji w sporze. My stoimy patrzymy, jak dawni przyjaciele, bliscy, rodzina zaczyna się od siebie oddalać, a choć próbujemy nie wychodzi. Spór nadal trwa, jest coraz mocniejszy, silniejszy.... Czy da się jeszcze coś z nim zrobić? Czy da się jeszcze uratować zwaśnione strony konfliktu?

Trudnej sztuki mediacji między ojcem, królem i synem- dziedzicem tronu podjęli się Wynter i Razi. Ich plan był prosty, musieli odnaleźć Alberona. Nareszcie im się to udało. Jego okryty obóz skrywa wielu przeciwników królestwa. Chłopak ma ogromne plany, chcę obalić rządy sąsiada poprzez związek małżeński i przekazać im straszną maszynę swego ojca. Wynter mimo, ze nie zgadza się ze wszystkimi planami brata, postanawia stanąć po jego stronie, gdyż nie próbuję on obalić rządów Jonathana. Szybko okazuję się, że Albi skrywa jeszcze jeden as w rękawie, w obozie pojawiają się Wilkołaki. Czy pokój z zaciekłymi wrogami królestwa to na pewno dobre rozwiązanie?

„Nie do wiary jak przewrotny bywa los... Daje mi to, czego zawsze dla Ciebie pragnąłem, zamiast tego, czego najbardziej teraz potrzebuję.”

„Zbuntowany Książę” to ostatnia część trylogii cenionej irlandzkiej pisarki Celine Kiernan. W swojej trylogii opisuję ona losy Królestwa, w którym codziennością są intrygi i konflikty. Średniowieczny europejski świat został przedstawiony w nieprzystępny i pełen pułapek sposób. Począwszy od samego dwory, a skończywszy na niebezpieczeństwach królewskich ziem. To wszystko tworzy niesamowity i jedyny w swoim rodzaju klimat. Historia niezwykła, wzbudza w czytelniku zaciekawienie i chęć poznania jej do końca. Wszystko jest wywarzone, a czytelnik może odnaleźć się w sieci zagadek i spisków.

„Trzeba znać swoje miejsce w szeregu.”

Średniowieczne czasy rządzą się swoimi prawami. Król ma pełnię władzy, trzyma przy sobie wojsko,

jednak ile razy słyszeliśmy o konfliktach, czy to w dawnej Polsce, czy na świecie, między rodzinami, ojcami, synami, braćmi. Tu niej inaczej, konflikt między ojcem i synem rozgorzał na dobre. Tym razem fakty poznajemy ze strony Albiego. Nie spodziewałam się, że chłopak będzie tak podobny do króla i z charakteru i z wyglądu. Jego analiza zdarzeń, jego tok rozumowania były bardzo podobne do zachowań Jonathana. Czasem nie mogłam zapamiętać, że książę jest taki młody, jest tylko odrobinę starszy od Wynter. W średniowieczu trzeba było szybko dorastać, nie ma zmiłuj. Albo będziesz sam o siebie dbał, albo przy tak wielkiej pozycji jaką ma potomek władcy, będzie manipulowany lub wykorzystywany. Ciężko było żyć w tych czasach.

W poprzednich częściach autorka skupiała się na faktach, które poznaliśmy na dworze, co do poczynań Albiego mogłam, jako czytelniczka snuć tylko domysły, co jest prawdą. Tutaj na reszcie dowiedziałam, się co on o tym wszystkim sądzi, dlaczego tak rozgniewał ojca. Na początku trudno mi było się przyzwyczaić do powrotu na dworskie progi, mimo że zdarzenia działy się w wojskowym obozie. Nagle wszystko się zmieniło, nawet związek Wynter z Chrisem. Ale o tym za chwilę. Tyle faktów dotarło do mnie podczas zwykłej, jednej rozmowy, a cała masa podczas kilkudniowego pobytu z księciem. Wiele informacji, każda mogła w dużym stopniu wpłynąć na rozwój wydarzeń. Działo się naprawdę sporo, plany Albiego były bardzo dokładne, niekiedy musiałam dwa razy przeczytać jakiś akapit, by zapamiętać, co on chcę poczynić. Dobrze, że miałam poprzednie książki z serii, tam były przedstawione mapy, podajże w pierwszej książce była mapa ówczesnej, przedstawionej przez autorkę Europy dzięki temu mogłam dokładnie zobaczyć, jak potoczą się wydarzenia. Żałuję, że wydawnictwo nie pokusiło się o mapkę i w tym tomie cyklu.

„Słuchaj mnie uważnie, panie Garron, bo właśnie mówię ci, że cię kocham.”

Wspomniałam powyżej o związku Wyn z Chrisem, naprawdę to nie jest normalna para. Oni nie wzdychają do siebie po kątach, nie ma tu długich opisów zachwytów Wynter nad chłopakiem. Dziękuje za to serdecznie autorce, bo nie wiem jakbym to zniosła. Christopher nie jest zwykłym niegrzecznym chłopcem, on ma coś w sobie. I nie piszę tego, by pozachwycać się jego osobą. On bardzo szybko się zmienia, zależnie od sytuacji, raz zabawny, raz milczący, raz zamknięty w sobie. To nie jest zwykła postać. A do tego jego umiejętność. Autorka nie odnosi się z nią, tu nie jest to zaleta, tu jest to niebezpieczne, przez to prawdziwsze. Wynter zmieniła się podczas wszystkich zdarzeń. Na początku była kompletnie inną osobą. Jest jedna z silniejszych postaci jakie poznałam, w miejscu, gdzie kobieta nie ma praktycznie żadnego głosu, tym bardziej na królewskim dworze, ona stawia sobie cele i do nich dąży. Naprawdę mi imponuję.

Przed chwilą wspomniałam o kwestii równouprawnienia. Tu kompletnie go nie ma. Bardzo denerwowało mnie, że mimo że Wynter miała świetne pomysły i wiele razy chciała wypowiedzieć się w jakiejś kwestii, nie było jej to dane. Początkowo jej zdaniem gardził król, potem książę. Ceniłam Merronów za przekazanie kobietom większej swobody. Mimo wszystko to poniżenie było ciągle widoczne. Dzięki temu jeszcze lepiej autorka ukazała realia epoki. Właśnie tak wyobrażałam sobie życie kobiet w średniowieczu, by coś znaczyć musiały być silne.

Jednak nie tylko do tego autorka przykładała wagę. Często wychwytywałam rasistowskie uwagi o kolor skóry Raziego, jego religie. Autorka nierzadko podkreślała prześladowania religijne, jak również masowe egzekucje. Cały ten świat opierał się na pozorach, nie ważne było wnętrze, jeśli w jakimś stopniu różniłeś się od reszty, byłeś szykanowany. Świat przedstawiony w powieści nie był na pewno kolorowy. Kobiety, obcokrajowcy, wyznawcy innych religii nie mieli łatwego życia.

Największym sekretem poruszanym w powieści była Krwawa Maszyna. Nazwa sama przekazywała informację, że nie jest to nic dobrego, jednak nadal nie wiedziałam, czego się spodziewać. Gdy się dowiedziałam, nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Alberon chciał przekazać ją innym nacjom, co od razu wydało mi się szalonym pomysłem. Taka brań nie powinna się rozprzestrzeniać. Jej działanie miałoby ogromnie niebezpieczne skutki.

Zakończenie historii było naprawdę wstrząsające. Nie spodziewałam się takiego postępowania. Całe to zdarzenie był znakomicie opisane, jednak pozostawiało masę pytań. Gdyby to był prawdziwy koniec, nie wiem, czy bym to wytrzymała. Losy postaci były tylko znakiem zapytania. Dlatego ogromnie ucieszył mnie epilog. Wyjaśnił wiele kwestii. Dzięki niemu mogłam spać spokojnie.

Seria Moorehawke była dla mnie wspaniałą przygodą. Nie była to kolejna lekka, zwykła książka, o której szybko zapomnę. Ta historia jest żywa. Charaktery bohaterów, były realne, zachowywali się jak normalni ludzi, a nikt nie był idealny. Wątków było wiele, jednak wszystkie łączyły się z głównym problemem książek. Nic nie działo się przypadkowo. Książki czytałam dość wolno, ale nie przez nużącą akcję, a przez specyficzny sposób przedstawiania zdarzeń przez autorkę. Historia była warta uwagi. Do tej pory nie spotkałam się jeszcze z tak niezwykłym światem. Mogę tylko żałować, że pani Kiernan nie opowiedziała nam więcej o sąsiadach królestwa, o bohaterach. Czuje lekki niedosyt. Opowieść została zamknięta, lecz nadal pozostało sporo niezamkniętych ścieżek.
Ocena: świetna Powrót do góry



Nie To Alberon się z nią ożenił - takie były ustalenia

Też to pytanie mnie nurtowało, ale bardziej skłaniałam się do tego co podejrzewała właśnie asia18km i z tego linka co podała wychodzi, że jednak miała rację