ďťż

Najgroźniejsi wrogowie, z którymi musimy walczyć są w nas...



Opowieść o znudzonym życiem japiszonie, który poznaje w barze nieznajomego i rozpoczyna przyjaźń z nim od walki na pięści. Doznanie jest tak niezwykłe, że bohater wspólnie z nowym przyjacielem Tylerem zakładają podziemne kluby walki. Tyler okazuje się być jednak nie tylko anarchistą, lecz i terrorystą, a bohater zaczyna mieć kłopoty z osobowością.
Na podstawie powieści powstał słynny film o tym samym tytule w reżyserii Davida Finchera z Bradem Pittem i Edwardem Nortonem.

Zapraszam do dyskusji (ja niestety jeszcze nie przeczytałam )


No dobra, to zacznę, choć nie napiszę zbyt wiele. Może jak inne osoby dołączą do dyskusji, to coś mi jeszcze przyjdzie do głowy.

Ciężko mi napisać coś sensownego odnośnie treści, ponieważ tak naprawdę nie wiem o czym jest ta książka. Czytanie „Fight Clubu” nie jest łatwe, to naprawdę ciężka i mozolna przeprawa. Zwłaszcza pierwsza połowa książka, która jest niezwykle chaotyczna, a przez to całkowicie niezrozumiała. Coś się dzieje, ale wszystko to wpada jednym uchem, a wylatuje drugim, niemal natychmiast. Myślę, że gdyby bezpośrednio po pierwszym razie, przeczytać książkę po raz drugi, można by po pierwsze przyswoić sobie tok wydarzeń, a tym samym zrozumieć i wynieść z niej znacznie więcej. Na to jednak po pierwszym razie nie mam już siły. Do połowy więc czyta się to mozolnie i – w moim przypadku – bez większego zrozumienia; ot jakieś przewijające się ciągle te same imiona, ot całkiem zabawne komentarze narratora i sytuacje (grupy wsparcia!! <3), ale co to wszystko, dlaczego i po co – nie wiem.
Dopiero druga część rozjaśnia nam nieco w głowach, ciąg chronologiczny, tak bardzo zaburzony na początku, zaczyna być zrozumiały, imiona zostają zapamiętane, przeklęty strumień świadomości do siebie przyzwyczaja i nagle ze zdumieniem stwierdzamy, że ta dziwna historia ma jakąś fabułę! Do tego wkrótce dochodzi bardzo ciekawy i zaskakujący fabularny zawijas i końcówkę czytamy z prawdziwym zainteresowaniem.
Nie wiem czy dotyczy to wszystkich, ale ja naprawdę nie mogłam się zorientować w tej chronologii, a przez to kompletnie nie rozumiałam treści. I w którymś momencie nagle wszystko stało się jasne, nagle zrozumiałam i to bym przełomowy moment. Ba! Spodobało mi się to, że wszystkie elementy zaczęły do siebie pasować, przyjemne uczucie!

O czym w zasadzie jest ta powieść? O chorym psychicznie facecie, o grupie sfrustrowanych facetów; tak w skrócie. Ale i o naszej kulturze, historii, społeczeństwie. Trudno czasami nie przyznać racji narratorowi, choć jego opinie bywają bardzo kontrowersyjne. Książki nie czytałam, więc i nic nie zaznaczyłam, a szkoda. Kilka cytatów wydało mi się bardzo godnych uwagi. Z drugiej jednak strony nie uważam się za osobę aż tak błyskotliwą i zaznajomioną z kulturą konsumpcyjną, żeby twierdzić, że wyłapałam wszelkie aluzje i odniesienia. Znowu – przydałaby się ponowna lektura.

Trudna jest jednak nie tylko treść, ale i styl. Pojawia się tu coś, czego naprawdę nie lubię, a co jest niestety przez literackie „wyższe sfery” uważane za przejaw pisarskiego kunsztu; strumień świadomości. Rzecz przeze mnie nierozumiana, nienawidzona i wywołująca ciarki na całym ciele. Być może jestem na to zbyt głupia, ale strumień świadomości mnie nudzi, męczy, dołuje i bynajmniej nie powoduje zrozumienia treści. Nie lubię go w wydaniu klasycznym (Virginia Woolf), w wydaniu „o co kurwa chodzi” (James Joyce) ani – jak widać – w wydaniu nowoczesnym. Za każdym razem strumień świadomości wypada po prostu bez sensu. Choć, przyznać muszę, że był to najbardziej, jak na razie, zrozumiały przeze mnie tego typu zabieg, co dało mi nawet trochę satysfakcji.

Czy książkę polecam? Nie wiem. Dla mnie nadawanie wartości książce „bo jest oryginalna” albo „bo warto zapoznać się z takim literackim eksperymentem” to zawsze bzdura. Bo wcale nie uważam, że trzeba poznać i na dodatek wypowiadać się z entuzjazmem na temat niezrozumiałego bełkotu. „Fight club” jednak, mimo początkowej niechęci, zaskoczył mnie głębią przemyśleń. Na dodatek znienawidzona forma okazała się nie taka znowu zła. I wyszło na to, że jestem zadowolona.

Ciekawa jestem jak inne książki tego autora? Czy w tym samym stylu? Czytał ktoś? tutajpoczkategori
Przede wszystkim opis książki jest błędny. Bo poznali się w samolocie nie w barze, i dobrze że nie czytałam go wcześniej - a mam akurat to wydanie - bo pewnie wcześniej wpadłabym na "problemy z osobowością" a tak odkryłam wszystko równo z bohaterem.

O czym jest ? Oto jest pytanie
Moim zdaniem o beznadziei która doprowadza do psychicznego zrycia.
Mi takie życie biurowej mrówki też jest obce, ale kiedy sobie wyobrażam taką codzienność, taki brak radości życia, kiedy miłością darzy się przedmioty bo nic więcej się nie ma, takie emocjonalne wyrzucie, prawie jak robot - dla mnie to abstrakcja, ale zdaję sobie sprawę z tego że są tacy ludzie.
To że chodził na te grupy wsparcia, albo momenty kiedy odliczał czas do śmierci, a wtedy jedyne co mu się kłębiło w głowie to to, że nie będzie musiał się już więcej golić - normalny człowiek zaczyna żałować że czegoś nie zrobił, a ten się cieszył, że nie będzie musiał czegoś robić Słuchając jego, patrząc na jego stan już wiem dlaczego ludzie się zabijają.

Struktura książki też mi nie leżała i dlatego lepiej się jej słucha niż ją czyta, bo Szyc to wszytko tak fajnie opowiadał świetnie mu to wyszło. "Strumień świadomości" - nawet nie wiedziałam, że to ma nazwę strasznie męcząca sprawa, były momenty kiedy to było przesadzone, ale z drugiej strony kiedy zostały odkryte wszystkie karty to ta forma zaczęła mi zajebiście pasować. Trudno się to czyta i podejrzewam, że książka może smakować lepiej za kolejnym razem, ale osobiście nie wiem czy dałabym radę przeczytać ją kolejny raz. Może kiedyś, może wybiórczo ale ... w ogólnym rozrachunku to jedna z fajniejszych historii jakie poznałam, jako taka jest świetna, bohater jest zajebisty, wymyślić takie coś dla mnie jest sztuką. Autodestrukcja w pięknym stylu, bo przecież nie można tak po prostu się stoczyć, ale trzeba pociągnąć za sobą cały świat. Do tego główny bohater (tak na marginesie jak on miał na imię ? ) przez większość książki był tak jakby ofiarą ... w sumie nie do końca jestem przekonana co o nim myśleć, a najlepsze że jak zwykle bodźcem całej tej masakry była kobieta

Książka zrobiła na mnie wrażenie, ja lubię psycholi, nawet opowiedziałam ją mamie przy świątecznym stole Nie wiem kim jest Palahniuk - ale przypadł mi do gustu jego czarny humor, stworzył fajnego inteligentnego bohatera, który był taki mądry, że wymyślił jeszcze mądrzejszego od siebie Poza tym to prawda, że zrytych ludzi jest coraz więcej, niby żyjemy bezstresowo, ale moim zdaniem jest wręcz przeciwnie.

Książka przez swoją formę jest męcząca, ale z drugiej strony ten chaos odzwierciedlał wnętrze bohatera. Nie wyobrażam sobie żeby on mógł to opowiedzieć bardziej sensownie, przystępniej, podejrzewam że nie byłby wtedy taki wyrazisty, być może nie uwierzyłabym wtedy w jego stan.
Osobiście książki nie uważam też za taka którą trzeba przeczytać nim się umrze itp ma swoją moc i ja osobiście cieszę się, że w końcu ją przeczytałam, na pewno nie zaginie gdzieś pomiędzy setkami które już przeczytałam, ale jednocześnie nie czuję po niej potrzeby dyskusji, dla mnie to taka historia którą każdy przeżywa indywidualnie, poszczególne wątki jak klub, bomby, zadania itp można sobie opowiadać, wspominać, ale druga strona historii, to dlaczego bohater to wszystko stworzył jest nie do opowiedzenia właśnie, daje ona inny rodzaj przyjemności, możliwość przebywania w głowie człowieka psychicznie chorego, bo skoro on się męczył to czytelnik też powinien, niech wie jaka to jest być "zaciśniętą dupą Joego"

Moje ulubione sceny to opis procesu umierania tej suchej babki z jednej z grup, co przed śmiercią chciała faceta I scena w samochodzie z mechanikiem i tortem, podobały mi się nawiązania do początków z samolotu i ta delikatna zauważalna zmiana w bohaterze.
Poza tym nie rozumiem tylko jednego, łyse małpy - czy oni wiedzieli, kurcze musieli wiedzieć że z nim jest coś nie tak, sami do mądrych nie należeli to może po prostu przyjęli to do wiadomości i tyle hmm

Tak na koniec jeszcze napiszę, że "Fight Club" jest dla mnie książką dziwaczną, znielubioną i ulubioną jednocześnie

PS: Silje oglądnij sobie film, ja to zrobiłam i wiele rzeczy mi się poukładało, fajnie przedstawili nieobecność Tylera, ale podejrzewam też, że gdybym książki nie przeczytała to tak samo ciężko byłoby mi oglądać sporą część filmu, bo tak samo jest zryty jak książka. Ale nie odstaje od pierwowzoru, kilka scen zmieniono ale nieznacznie, zakończenie jedynie zostawili otwarte, książkowe niebo bardzo mi się podobało ale warto się przemęczyć i obejrzeć.

Myślę, że gdyby bezpośrednio po pierwszym razie, przeczytać książkę po raz drugi, można by po pierwsze przyswoić sobie tok wydarzeń, a tym samym zrozumieć i wynieść z niej znacznie więcej. Na to jednak po pierwszym razie nie mam już siły.
ja osobiście cieszę się, że w końcu ją przeczytałam, na pewno nie zaginie gdzieś pomiędzy setkami które już przeczytałam, ale jednocześnie nie czuję po niej potrzeby dyskusji, dla mnie to taka historia którą każdy przeżywa indywidualnie, poszczególne wątki jak klub, bomby, zadania itp można sobie opowiadać, wspominać, ale druga strona historii, to dlaczego bohater to wszystko stworzył jest nie do opowiedzenia właśnie, daje ona inny rodzaj przyjemności, możliwość przebywania w głowie człowieka psychicznie chorego, bo skoro on się męczył to czytelnik też powinien, niech wie jaka to jest być "zaciśniętą dupą Joego"

"Zaciśnięta dupa Joego" - uwielbiałam te zwroty podczas czytania xD Bardzo mi się też spodobał opis śmierci Chloe i absolutnie uwielbiam tę scenę jak narrator (właśnie przez moment znów się zamyśliłam jak on ma na imię, a imienia przecież nie poznaliśmy ) rozmawia ze swoim szefem po tym, jak ten znalazł zasady klubu walki w kserze

I tak już kończąc - jest to pierwsza książka, którą przesłuchałam w audiobooku, a nie przeczytałam normalnie I myślę, że w przypadku "Fight Clubu" to jest chyba lepsze wyjście, chociażby ze względu na samą budowę książki i ten strumień świadomości. No i Szyc naprawdę świetnie czytał, super operował głosem. I te srogie muzyczki
Chyba mnie przekonała ona do audiobooków ogólnie Muszę poszukać jakichś fajnych

A na sam koniec...

xD tutajpoczkategori


Super Su, że przeczytałaś!! Ja się włączę się jeszcze do dyskusji po 4. czerwca!
hahaha zajebiste zasady, przestrzegam (prawie) wszystkich
mnie też Szyc przekonał do audio, ale nie mam na nie czasu jak już jest chwila wolnego to wolę poczytać

co do książki jeszcze to oglądnijcie film ;D tutajpoczkategori

hahaha zajebiste zasady, przestrzegam (prawie) wszystkich


No właśnie MUlka, tak mi mignęło, że wspomniałaś o klubie w temacie "Jaką książkę teraz czytasz?" Nieładnie, nieładnie A tak serio to dobrze, bo przyznam, że zmobilizowało mnie to do napisania wreszcie o "Fight Clubie" tych paru zdań xD

O, i tak jeszcze kilka cytatów, które sobie dodałam na goodreads, co prawda po angielsku, ale... Jakoś mi szczególnie w pamięć zapadły:

“It's only after we've lost everything that we're free to do anything.”

“I don't want to die without any scars.”

“This is your life and its ending one moment at a time.”

“One minute was enough, Tyler said, "A person had to work hard for it, but a minute of perfection was worth the effort. A moment was the most you could ever expect from perfection.”

Ogólnie jak teraz przeglądam na goodreads te cytaty to serio jest sporo dobrych

Ten mi właśnie się w oczy rzucił:
“If I could wake up in a different place, at a different time, could I wake up as a different person?”
Dość wymowny, nie?
Nie pamiętam tylko kurcze w którym momencie książki padł... czy już po czy jeszcze przed wielkim odkryciem... Hmm xD


“If I could wake up in a different place, at a different time, could I wake up as a different person?”
Dość wymowny, nie?
Nie pamiętam tylko kurcze w którym momencie książki padł... czy już po czy jeszcze przed wielkim odkryciem... Hmm xD


To było na plaży nudystów, w sumie kiedy się poznali, co na piasku robił ten jakby zegar
Ja sobie wróciłam po przeczytaniu książki do tego rozdziału tam były w sumie wszystkie wskazówki typu "wiem o tym bo Tyler o tym wie" albo o tym jak to niektórzy ludzie prowadzą dzienny tryb życia inni nocny
O tym jak Tyler przekłada taśmy w kinie, że nim przyjdzie pora zmiany to na chwile pojawia się biała kropka ale nikt nie zauważa zmiany, podobnie jest z tymi wklejanymi przez niego scenkami porno. Na początku ten rozdział wydawał mi się zryty, te przerywniki jak to budzi się na kolejnych lotniskach ... ale wlasnie za drugim razem jest sens.

Cytaty zauważa się też dopiero w tym szerokim kontekście - po przeczytaniu, w trakcie brzmią jak bełkotanie

Powiem Wam, że im dalej w las tym bardziej mi się ksiązka podoba

ps: i nabrałam ochoty na przeczytanie jej w oryginale - może kiedyś... tutajpoczkategori